Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

//1//

-Gdzie ten samolot?-mruknął z wyrzutem Yuri dzielenie trzymając w ręce swój bagaż podręczny.

-Zaraz się zjawi, spokojnie- odparł Victor drwiąc z cicha z postawy chłopaka.

-Jak ja już nie wystoję!- rzekł głośniej i z dziecięcym buntem łyżwiarz, tupiąc nogami i z udawanym grymasem na poczerwieniałej od mrozu twarzy.

-Sam chciałeś wyjść na zewnątrz- starszy poprawił opadającą na swoje oczy grzywkę.

-Bo będę mógł go dostrzec szybciej od tamtych ludzi, o!- podskoczył i wskazał przez szybę na niewielki tłumik poubieranych w ciepłe kurtki i szaliki ludzi.

-Jak przecież nic ci to nie da...- powiedział półszeptem Victor.

-Da! -wykrzyczał Yuri, a jego wskazujący palec zmienił kierunek na wschód, gdzie stała dwójka dzieci, na oko 6-letnich. Przyklejone do szyby nosy zdawały się do niej przymarznąć, a uśmiechy pociech promieniowały o wiele jaśniej od przebijajacego się przez ciemne chmury słońca.- Bo chcę go zobaczyć szybciej niż te bachory!

-Nie zobaczysz go prędzej, kiedy będziesz patrzył stale w każde miejsce, które nie jest niebem.

-Pfu!- prychnął gardząco i skierował wzrok w górę.

Victor westchnął cicho i spójrzał na alfalt, na którym stał. Pokryty był puszystym, odrobinę rozdeptanym przez jego samego śniegiem. Kiedy odgarnął jego kawałek, zobaczył, że pod tą niewielką warstwą puchu coś lśni. Stuknął w to nogą, a podłoże się zbiło. Lichy odłamek lodu uległ zniszczeniu, a chłopak podniósł wzrok na akurat nadlatującą maszynę.

-Ile można marznąć!- wykrzyknął oburzony Yuri.

-Powtarzam- to ty chciałeś wyjść na zewnątrz.

-Ale w środku jest tak samo zimno!

-Nie wydaje mi się.

-Dajcie już spokoj!- obaj uslyszeli glos zza pleców.

-Yurio?!- obrócili się w tym samym czasie.

-Nie jestem Yurio- mruknął chłopak.- ale nie przeszkadzajcie sobie, kochasie. Ja tam jadę w celach służbowych, nie żeby się pieprzyć w cieniu fleshy.-uśmiechnął się szyderczo.

Yuri otworzył buzie i chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

-Powodzenia w uwodzeniu, wieprzu-Yurio odmaszerował w stronę samolotu.

Victor westchnął cicho i widząc skrzywionego banana na twarzy towarzysza złapał za jego rękę.

-Chodź, prosiaczku, bo się spóźnimy- powiedział żartobliwie i z uśmiechem na ustach pociągnął chłopaka w stronę maszyny.

***
-O rany- Yuri przetarł okulary rękawem.

-Bardzo ładne miasto, prawda?-spojrzał na niego Victor.

-To coś jak Tokyo- chłopak oparł sie rękami o barierki balkonu.- tylko, że bardziej obce. Jedynie czeka, żebyśmy je oswoili...

-Już cicho, poeto- starszy objął go ramieniem i razem z nim podziwiał widoki z położonego na 13 piętrze apartamentu.- ciekawe po co Yurio odwiedził to miato...

-Przecież sam mówił, że w celach służbowych!

-Chodzi mi raczej o bardziej dokładne informacje.

-To mogłeś go o to spytać!- wyrwał się z objęć Victora.

-Yuri?- chłopak niepewnie położył dłoń na jego ramieniu.- co tak nagle? Czemu tak reagujesz...?

Oczy łyżwiarza powędrowały z wolna na podłogę.

-Ja po prostu... Chciałem, żeby jedyną rzeczą o której myślisz na tym wyjeździe... Żebym był nią ja...

Victor przytulił go niepewnie.

-A teraz chodźmy spać, ok?-przewrócił go na kanapę tym samym lądując nad nim. - jestem tak okrutnie zmęczony po tej podróży...-chwycił jego dłoń i zasnął.

Yuri zarumienił się delikatnie i również zapadł w jakże upragniony sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro