Rozdział 4
Odprowadzałem, swojego brata po szkole tak jak mu obiecałem. Max był szczęśliwy tym, że to ja mu pokazywałem szkołę dla mnie to było mi wszystko obojętnie.
- Pokażesz mi te swoje miejsce? - Spytał nagle Max. Właśnie zapomniałem o tym, że mu też to obiecałem.. Po cholerę ja mu o tym powiedziałem?
- A no tak...
- Więc gdzie to jest?
- Chodź za mną. - Powiedziałem i poszedłem w stronę mojego miejsca, gdzie często w nim przybywałem by móc, choć na chwilę o wszystkim zapominać. Szedłem a za mną posłusznie szedł Max. Zachowuje się jak posłuszny pies.
- Czemu wychodzimy na dwór?
- Zobaczysz-Odarłem i zatrzymałem się przy swojej ławce.
Ławka ta była zawsze opuszczona. Lubiłem tutaj siedzieć. Było cicho i spokojnie, bo nikt tu zbytnio nie przychodził. Może nikt tu nie przychodził, bo ławka była popsuta. Była brudna i połamana, ale dało rade na niej siedzieć. Inni nie przychodzili tutaj z mojego powodu. Nie lubili mnie uważali mnie za szkolnego dziwoląga. Zawsze byłem odtrącany od innych i często wyzywany jako „aspołeczne dziwadło".
Mówili tak na mnie, ponieważ w szkole panowała kiedyś taka plotka, że jest chory psychicznie. Śmieszne co nie? Nie stety tak już bywa.
Przyzwyczaiłem się już do tego, że większość ludzi jest bezduszna. Oczywiście nie mówię o wszystkich, bo na przykład pani Diana nauczycielka biologii jest bardzo miłą nauczycielom i wcale tak nie mówię, bo jestem kujonem, tylko naprawdę jest miła.
- To jest to miejsce?
- Tak
- Spodziewałem się czegoś innego-Powiedział a ja się zaśmiałem.
- To, czego się spodziewałeś?
- Że to miejsce będzie tajemnicze i super. - Powiedział. Miałem mu coś powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Chodźmy na lekcję.
***
Miałem teraz matematykę a Max miał teraz gdzie indziej lekcję.
Strasznie się nudziłem na lekcji matematyki. Temat, który robiliśmy już umiem. Usłyszałem śmiechy dziewczyn z tyłu.
- Nie ja tego nie rzucę jeszcze się poskarży i będę miała problemy.
- To jest taka pizda, że nawet nie pójdzie się naskarżyć-Powiedziała śmiejąc się, a potem rzuciła kartkę na moją ławkę.
Mogłem się tego spodziewać, że to dla mnie.
- To dla ciebie dziwadło - Powieidzła wybuchając śmiechem.
- Betty a ciebie co tak śmieszny? - Spytała nauczycielka.
- Ja i Luis sobie żartujemy to dlatego się zaśmiełam. Co nie Luis? - Zwróciła się w moją stronę Betty.
- T-Tak proszę pani my tylko żartowaliśmy-Powiedziałem patrząc w dół. Nie lubię kłamać dla nauczyciela, ale nie chcę mieć więcej problemów...
- To jest lekcja, a nie kabaret. Proszę się zająć lekcjami, a nie głupotami no, chyba że chcecie pisać kartkówkę. - Powieidzła zła.
- Pszepraszam-Powiedziałem. Pani westchnęła i wróciła do tłumaczenia zadań.
- Widzisz mówiłam, że to cipa, która wszystkiego się boi. - Zignorowałem jej słowa a kartkę, którą mi dała pogniotłem i wyrzuciłem do kosza. Nawet nie chciałem patrzeć co jest na tej karetce. Bo jak wiadomo jest to coś obraźliwego.
***
Koniec tej cholernej lekcji. Dziś mam wszystko dość. Wrócę do domu i po leże się spać.
Zobaczyłem grupkę chłopów śmiejących się razem z moim bratem. Chociaż ten miał dobry dzień...
Zobaczyłem jak jeden z chłopów obejmuje go ramieniem. Nie wiem czemu kurwa, ale poczułem dużą złość do tego chłopka. Miałem ochotę zrobić mu krzywdę. Tylko ja mogę go dotykać. Czekaj co? Chodzi mi tylko o to, że...
Ach nie wiem co się ze mną dzieje.
Nie mogłem dłużej na to patrzeć więc uciekłem ze szkoły. I tak nikt nie zauważy, że mnie nie ma, bo kto by się mną interesował. Jestem nienormalny że z takiego powodu uciekam.
Jestem z siebie dumna, że dziś mi się chciało to napisać. 😂😂😂
Coś myślę, że chrzaniłam ten rozdział, ale co tam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro