Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40 - Epilog

*tydzień później*

Moje samopoczucie powoli wracało do normy. Przez natłok nauki musiałam odłożyć na bok zmartwienia i skupić się na tym co w życiu istotne. Emma dzwoniła do mnie każdego dnia w celu upewnienia się czy jakoś się trzymam, a Will dotrzymywał mi towarzystwa na przerwach przypominając codziennie o dzisiejszym balu. Spokojna impreza w gronie przyjaznych mi osób była dobrym pomysłem na spędzenie weekendu i odgonienie złych myśli.

Po lekkim obiedzie zabrałam się za przygotowania do wieczornego wyjścia. Chciałam pokazać, że czuję się dobrze podkreślając to idealnym wizerunkiem. Zaczęłam od długiej kąpieli, nabalsamowałam ciało i wysuszyłam włosy następnie je prostując. Makijaż nakładałam z największą starannością w tle słuchając najnowszej playlisty i podśpiewując cichutko pod nosem. Chwilę przed osiemnastą podeszłam do szafy, z której wyjęłam suknię na dzisiaj. Odgoniłam myśli w jakich okolicznościach ją kupowałam i zabrałam się za ubieranie. Sama byłam poruszona jak idealnie kreacja na mnie leży, jak szyta na miarę.

Punkt osiemnasta Will zatrzymał się pod moim domem pukając do drzwi. Zapakowałam najpotrzebniejsze kosmetyki do torebki i w ślicznych czarnych szpilkach zeszłam na dół. Na dworze uderzył we mnie świeży powiew powietrza, który lekko otulił moje ciało.

- Proszę. - Brunet wsunął na moją rękę bukiecik.

- Śliczny. - Uśmiechnęłam się delikatnie.

...

- Bal trzecich klas uważam oficjalnie za rozpoczęty!

- Idziemy na parkiet? - Will próbował przekrzyczeć muzykę dochodzącą z głośników.

- Jasne - odpowiedziałam donośniej niż zwykle.

Prowadzona przez chłopaka przeszłam przez zbierający się na parkiecie tłum. Dotarliśmy do wolnego jeszcze skrawka parkietu i zaczęliśmy bawić się w rytm puszczonej muzyki. Początkowe kawałki były starymi hitami, które znaczna większość zebranego towarzystwa znała. Spędziliśmy, więc kilka utworów na parkiecie. Irytowało mnie trochę obijanie się o innych tańczących, ale nie był to na tyle nieznośne aby zepsuło mi zabawę. W końcu zeszliśmy z parkietu na odpoczynek, w czasie którego zamieniliśmy kilka zdań ze znajomymi przy stole. Chłopacy dostarczali ponczu i wszelkich zachcianek swoich towarzyszek do stołu co było bardzo miłe z ich strony. Zajadając się najlepszym plackiem kokosowym na jaki w życiu trafiłam zostałam poproszona do tańca przez jednego z kolegów z klasy. Lubiłam to zgarnie panujące wśród moich rówieśników, dzięki temu kolejne dwie godziny zleciały mi w niesamowitym tempie. Tańczyłam z każdym i z wszystkimi za razem, wymienialiśmy się dając każdemu możliwość zatańczenia z każdym w klasie, później DJ zapodał piosenki wymagające konkretnych kroków i ruchów, które przysporzyły nam najwięcej zabawy.

- O jeny, ale zrobiło się gorąco - zaśmiał się Will.

- Masz racje, dawno tyle nie tańczyłam. Pójdę do łazienki poprawić makijaż.

Zabrałam torebkę z krzesła i skierowałam się do toalety. Zabawa na parkiecie trwała dalej w najlepsze, więc musiałam uważać aby przypadkiem ktoś mnie nie stratował. Gdy dotarłam na miejsce grupka dziewczyn opuściła właśnie łazienkę przez co zostałam sama. Podeszłam do lustra i przyjrzałam się dokładnie swojemu odbiciu. Makijaż wydawał się być w bardzo dobry stanie, jedynie pomadka nadawała się do poprawy. Zapewne spora jej część została na szklance, z której piłam. Skorzystałam z toalety niestety drzwi, za którymi byłam nagle się zablokowały i przed dziesięć minut bezsensownie siłowałam się z zamkiem w kabinie po czym postanowiłam napisać do Willa licząc na pomoc z jego strony. Zawsze bałam się utknąć w tych kabinach, tym bardziej patrząc na zamki w naszych łazienkach, które błagały o wymianę. Nie sądziłam, że spotka mnie to akurat dzisiaj. Will niestety nie odpowiadał na moje wiadomości i telefony, nikt też nie pojawił się od ostatnich dwudziestu minut w toalecie, nie wiem dlaczego, ale z czasem zaczęło robić się w niej coraz cieplej.

Pov:Calvin

Ostatnimi czasy moimi ulubionym daniem był płatki, które wystarczyło zalać mlekiem, aby były gotowe do spożycia, nie przeszkadzała mi nawet to, że było ono chłodne. W starych dresach, czarnej bluzie i skarpetkach w pizze usiadłem na kanapie w salonie po czym uruchomiłem telewizor. Jak zawsze na kolejnych programach nie było nic interesującego. Zatrzymałem się na chwilę na programie motoryzacyjnym, który moment później został przerwany przez reklamy. Kontynuując poszukiwanie natrafiłem na lokalne wiadomości. Zainteresowałem się chwile ostatnimi wydarzeniami przegryzając wypowiedzi prezentera płatkami.

- Z ostaniej chwili. W Lincoln High School wybuchł pożar najprawdopodobniej spowodowany wybuchem butli z tamtejszej jadalni. W szkole znajdowało się około trzystu uczniów przez organizowany tak dzisiaj bal. Uczniowie i nauczyciele zostani ewakuowani, a akcja ratownicza trwa. Nie znamy liczymy ofiar ani ranny. Więcej wiadomości wkrótce.

Prawie zakrztusiłem się przesyłanymi płatkami, przecież to szkoła, do której uczęszcza Clary, a na ten bal miał iść z Willem.

Długo nie myśląc wybiegłem z domu chwytając kluczyki od motocykla. Przede mną było blisko dwadzieścia minut jazdy, a teraz liczyła się każda sekunda. Wymijając samochody i nie zwracając uwagi na sygnalizacje oraz znaki pokonałem drogę do szkoły dziewczyny. Odstawiłem pojazd zapominając nawet o kluczykach i wbiegłem prosto w tłum rozhisteryzowanych uczniów. W całym zamieszaniu starałem się dostrzec tą małą postać albo chociaż Willa, którego po ciągnących się w nieskończoność dziesięciu minutach wypatrzyłem w tłumie.

- Gdzie jest Clary? - zapytałem.

- Calvin? Co ty tutaj robisz? - Jego twarz mieszała zdziwienie z przerażeniem.

- Gdzie ona jest?

- Ja... nie wiem, miała iść do łazienki, od tamtej pory jej nie widziałem. Boże, może ona nadal tam jest - stwierdził przerażony.

Nie myśląc długo rzuciłem się w kierunku wejścia do szkoły, straż i pogotowie zajęte uczniami i opanowaniem sytuacji nie zdażyło zareagować przed moim wtargnięciem do budynku. Biegałem od drzwi do drzwi szukając damskiej toalety po całym pierwszym pietrze, w środku było duszno, a dym powoli uniemożliwiał oddychanie. Z resztkami nadziei dotarłem do końca korytarza, gdzie znalazłem odpowiednie pomieszczenie. Wszedłem do środka rozglądając się panicznie dookoła.

- Clary!

- Clavin?! Jeny to ty? - Usłyszałem przerażony głos dziewczyny dobiegający zza jednych drzwi. - Ja nie mogę wyjść. Zamek się zaciął - mówiła drążącym głosem.

- Odsuń się najbardziej jak możesz. Spróbuje je wyważyć.

Pełen adrenaliny uderzyłem barkiem w drewniane drzwi, które za trzecia próbą ustąpiły. Przed oczami zobaczyłem ciężko oddychającą Clary, dym dotarł tez tutaj. Miała lekko potargane włosy i zmieszany wyraz twarzy.

- Dziękuje. - Rzuciła się w moje ramiona.

Byłem w takim szoku, że zacząłem rozważać halucynacje, jednak zachowując zimną krew otrząsnąłem się i zabrałem ją do wyjścia w momencie, gdy do łazienki wtargnął strażak, który musiał zorientować się, że ktoś wszedł do środka szkoły.

- Oszaleliście! Jest pożar! Natychmiast z budynku i starać się nie wdychać dymu!

Pognaliśmy korytarzem prosto do frontowych drzwi. Na zewnątrz wziąłem głęboki oddech od razu zwracając uwagę na stan Clary.

- Nic ci nie jest? Długo tam byłaś?

W tym momencie podbiegł do nas Will.

- Clary nie ci nie jest!? Jak mogłem nie pomyśleć. - Przygarnął ją do siebie i przytulił.

Zrobiło się małe zamieszanie, podszedł do nas ratownik medyczny żeby sprawdzić czy dziewczynie nic nie jest. Postanowiłem się wycofać i dać jej odpocząć nie przysparzając dodatkowego niepokoju.

- Calvin! - Gdy zacząłem zakładać kask usłyszałem za sobą ledwo słyszalny głos. - Cieszę się, że to ty mnie uratowałeś.

Clary przytuliła się do mnie z taką siłą jak dawniej, z tęsknotą i uczuciem, które między nami było.

...

*cztery miesiące pózniej*

Siedzieliśmy w klubie już z trzecią godzinę. Tym razem była moja kolej, aby przynieść drinki towarzystwu. Załatwienie ich nie trwało długo, więc pięć minut później wróciłem do stolika.

- No to jak? Zatańczymy?

- Nie, dzięki. Nie gadam z nieznajomymi i nie tańczę.

- Jestem Robert, a ty?

- Nazywa się zaczep ją jeszcze raz a dostaniesz w mordę. - Facet spojrzał na mnie i chwilę później odszedł.

- Ale zazdrośnik - skwitowała Clary.

- O moją dziewczynę zawsze.

KONIEC

DZIĘKUJE WSZYSTKIM, KTÓRZY DOTRWALI DO KOŃCA ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro