Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38

Pov: Clary

Słowa Calvina wprawiły mnie w osłupienie. Uważałam go za przyjaciela, a on od początku niszczył moje życie.

Związek z Willem był szczęśliwym czasem w moim życiu. Jednak po dłuższych przemyśleniach zdałam sobie sprawę, że nie wiązałam z nim przyszłości. Tak przynajmniej chciałam myśleć. On zasługuje na kogoś lepszego, a ja powinnam wrócić do swojej roli życiowej ofermy.

Wygrzebałam się z łóżka, gdy w domu rozbrzmiał dzwonek. Jeżeli to był Calvin nie miał co liczyć, że mu otworzę. Zaskoczyła mnie postać Willa, który przywitał mnie z bladym uśmiechem.

- Co ty..?

- Mogę wejść? - zapytał.

W zupełnym szoku skinęłam tylko głową i wpuściłam go do środka. Przeszliśmy do salonu.

- Calvin był u mnie. Powiedział mi wszystko - oznajmił.

- Ja... Przepraszam Will. Nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Powinnam mimo wszystko ci zaufać.

- Masz rację.

- Zdaje sobie sprawę, że nie chcesz mnie teraz znać.

- Co? - zapytał zaskoczony. - To nie prawda.

- Przecież wszystko zepsułam.

- Nie mów tak Clary. Każdy związek przeżywa kryzys.

- Tylko, że ja zakończyłam ten związek.

- Posłuchaj. Możemy zacząć od nowa.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - stwierdziłam. - Powinieneś ułożyć sobie życie z kimś innym.

- A jeżeli ja nie chce?

- Will nie potrzebuje twojej litości.

- Nie daje ci litości tylko miłość. Ta cała akcja z Calvinem to była próba dla nas. Nie wyszła najlepiej, ale to nie znaczy, że nie możemy spróbować jeszcze raz.

- Mam mętlik w głowie. To ja wszystko zepsułam, a ty starasz się to naprawić.

- Rozumiem. Potrzebujesz czasu. Ale nie wystwisz mnie jeżeli chodzi o bal? Możemy iść jakoś przyjaciele.

- Jasne, że nie. Jestem ci to wręcz winna.


*tydzień później*

Pov: Calvin

Nie sądziłem, że gdy w końcu się zakocham moja wybranka nie będzie chciała mnie znać. To się nazywa szczęście. W zasadzie sam jestem sobie winny.

Ostatnio złapałem się na tym, że przejeżdżam obok jej domu z nadzieję, że akurat ją zobaczę. Cała moja pewność wyparowała i zupełnie nie wiem co robić. Z jednej strony powinienem dać jej spokój, odejść raz na zawsze, ale z drugiej skoro i tak nie chce mnie już znać to co szkodzi mi spróbować to naprawić. Sytuacji bardziej pogorszyć się nie da. Na ten moment jedynym słusznym wyjściem wydawało mi się zalanie smutków w alkoholu.

Koło dwudziestej pojawiłem się w progu klubu. Od razu w oczy rzuciły mi się znajome twarze.

- Siema Calvin!

- Siema Christian.

Podszedłem do stolika, przy którym siedziało czterech chłopaków z mojej klasy w towarzystwie dwóch blondynek. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Po kilku głębszych obraz zaczął mi się zamazywać, a wszelkie rozmowy straciły sens. Nie wiedziałem co dzieje się w otaczającym mnie świecie ani tym bardziej kiedy znalazłem się pod drzwiami domu Clary.

Pov: Clary

Zakręciłam wodę i otulona puchowym ręcznikiem wyszłam spod prysznica. Przyjrzałam się sobie w lustrze. W końcu moje oczy straciły czerwoną barwę od wylanych łez. Przeczesałam mokre włosy po czym włożyłam piżamę. W pokoju czekał na mnie kubek gorącej czekolady, jednak dzwonek który rozbrzmiał w domu zmusił mnie do zostawiliśmy na później delektowania się napojem.

Owinęłam się szlafrokiem i zeszłam na dół zerkając po drodze na zegarek. Zbliżała się dwudziesta druga. Nie przypominałam siebie żeby ktoś miał mnie odwiedzić. Wyjrzałam przez okno na zewnątrz, ale nie zdołałam nikogo zobaczyć. Pomyślałam, że to żart, jednak tym razem ktoś zapukał. Chwyciłam niepewnie klamkę i lekko uchyliłam drzwi, które pod ciężarem mojego gościa otworzyły się uderzając w ścianę. Zostałam przygnieciona przez jakiegoś chłopaka ledwo utrzymując nas na nogach. Zawiesił ręce na mojej szyi, a we mnie uderzył mocny zapach alkoholu.

- Co jest?

Spojrzałam na jak się okazało Calvina.

- Co ty tutaj robisz? - Nie dostałam odpowiedzi. - Calvin!

Chłopak spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wyciągnął rękę żeby pogłaskać mnie po policzku. Szybko ją odtrąciłam. Zaczęłam się szarpać żeby wyrwać się z jego uścisku. Gdy to mi się udało brunet runął na ziemię.

- Idź stąd - powiedziałam. - Calvin to nie jest zabawne.

- Claaaary. Gdzie ja... Gdzie jestem?

- W moim domu. Po co tutaj przyszedłeś?

Oparł się o ścianę przymykając oczy.

- Calvin!

Zrobiłam krok do przodu i zaczęłam nim potrząsać. W odpowiedzi mruknął coś pod nosem.

- To jest jakiś żart.

Zamknęłam drzwi, przez które do domu wlatywało chłodne powietrze. Stanęłam nad Calvinem, który najwyraźniej zasnął. Po chwili namysłu złapałam go za ręce i zaczęłam ciągnąć w stronę salonu. Nie było łatwo wciągnąć go na kanapę, ale się udało. W zasadzie powinnam wykopać bruneta za drzwi. Tak, powinnam.

Wróciłam do swojego pokoju zupełnie zbita z tropu. Nie byłam w stanie zasnąć ze świadomością, że Calvin śpi na dole.

...

W środku nocy zerwałam się z łóżka. Na dole rozległ się hałas jakby ktoś coś zbił. Szybko zbiegłam po schodach. W kuchni świeciło się światło, a Calvin usiłował wyciągnąć szklankę z szafki przy okazji zbijając dwa kubki. Podeszłam szybko do niego ratując go przed wdepnięciem w rozbite szkło.

- Chciałem tylko się napić - oznajmił.

Wkurzona wyrwałam z jego dłoni szklankę i wlałam do niej po czym zabrałam się za sprzątanie bałaganu, który narobił. Zebrałam szkło na szufelkę i podeszłam do kosza.

- Odsuń się - powiedziałam. Brunet stał jednak dalej oparty o blat przysłaniając mi dostęp do śmietnika. - Głuchy jesteś?

Zrobił krok do przodu przez co automatycznie się cofnęłam. Poczułam zderzenie z wyspą kuchenną. Wyciągnęłam szufelkę przed siebie blokując mu możliwość podejścia bliżej.

- Ćpałeś? - zapytałam.

- Nie.

- Teraz potrafisz odpowiedzieć.

- Odpowiadam na pytania, na które chcę.

- Skoro wytrzeźwiałeś możesz sobie już iść.

- Jeszcze lekko szumi mi w głowie.

Wyciągnęłam rękę żeby przepchnąć go na bok. Gdy w końcu udostępnił mi dostęp do kosza wyrzuciłam szkło. Zatrzasnęłam szafkę i poszłam do siebie. W połowie schodów postanowiłam jednak wrócić na dół. Calvin siedział na kanapie ze wzrokiem skierowanym w sufit.

- Miejmy to za sobą. Powiedz co masz do powiedzenia i zjeżdżaj z mojego domu i życia.

Zatrzymałam się obok fotela wbijając swoje spojrzenie w bruneta.

- No powiedz to - zachęciłam.

Gapił się na mnie z niepewnością. Na mojej twarzy za to rysowała się złość.

- Kocham cię Clary.

Pov: Clary

Te dwa słowa, które opuściły usta Calvina przyspieszyły bicie mojego serca. Spuściłam wzrok tracąc chwilowo rezon.

- Powinieneś już iść - stwierdziłam po chwili milczenia.

- Co? Clary...

- Calvin nie! Wyjdź. Proszę cię wyjdź z mojego domu.

- Chcesz udawać, że nic się nie wydarzyło? Teraz gdy w końcu ci to powiedziałem?

- A co takiego się wydarzyło? Powiedziałeś co miałeś do powiedzenia, a teraz po prostu wyjdź. Jak chcesz jutro możesz powiedzieć, że gadałeś głupoty przez alkohol.

- Jakie głupoty? Ja mówię poważnie!

- Posłuchaj. Zabawiłeś się mną już wystarczająco. - Chłopak wstał.

- Rozumiem, że masz do mnie żal, ale nie żartuje. Nie tym razem - ściszył głos.

- Proszę cię... Idź sobie.

- Jeżeli nic do mnie nie czujesz, powiedz to. Powiedz to teraz, a ja odejdę raz na zawsze - oznajmił patrząc mi w oczy.

Nie mogłam znaleźć sensownej odpowiedzi. Czy coś do niego czułam? A może chciałam coś czuć? Nie byłam tego pewna. Nie byłam pewna niczego. Dlaczego miałam wątpliwości? Przecież byliśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi...

Pov: Calvin

Zapowiadało się, że to koniec. Koniec życia mojego i Clary, które na dobrą sprawę się nie rozpoczęło, a wszystko z mojej winy.

- Potrzebuje czasu. - Słowa dziewczyny zapaliły promyk nadziei w moim sercu.

- Czy.. Nadal chcesz żebym sobie poszedł? - zapytałem.

Clary zatrzymała wzrok na mojej twarzy.

- Tak. Wolę zostać sama.

Nie miałem jej tego za złe. To, że w ogóle wpuściła mnie do środka było sporym zaskoczeniem.

- Dobranoc Clary - powiedziałem stojąc już w drzwiach.

- Dobranoc Calvin.

Czekał mnie teraz spacer do domu. Na niebie świecił księżyc, który oświetlał mi drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro