Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

- Co?

- Postanowiłam zmienić szkołę - powtórzyłam.

- Dlaczego? Przecież dyrektor już ich wywalił. Nie zbliżą się do ciebie nigdy więcej.

- Wiem, ale... To miejsce od samego początku przynosiło mi problemy. Wszyscy postrzegają mnie jako ofiarę losu i obiekt żartów, a teraz dodatkowo plotkują za moimi plecami. Nie chce tam wracać.

- Wiesz już do jakiej szkoły się przepisujesz?

- Liceum na końcu miasta.

- Will podsunął ci ten pomysł?

- Co? Nie! On nic nie wie.

- Nie było mnie kilka dni, a on...

- Przecież mówię ci, że Will o niczym nie wie. Chwila. On chodzi do tej szkoły?

- Nie udawaj, że nie wiedziałaś. - Odsunął się ode mnie.

- Zapomniałam. Z resztą to moi rodzice wybrali szkołę - wytłumaczyłam.

- Między wami do czegoś doszło?

- Oszalałeś?! Nie mogłam spać spokojnie, jeść ani myśleć o niczym innym jak ty za kartkami w ostatnich dniach, a ty sugerujesz..? Wiesz co? Chyba już pójdę.

- Martwiłaś się o mnie?

- Chcieli wpakować cię do więzienia! Jak mogłam się nie martwić?

- Mogłaś stwierdzić: będę miała w końcu święty spokój od tego idioty.

- Masz rację. Jesteś idiotą.

- Fakt, ale mimo wszystko i tak mnie lubisz.

...

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Rozmawialiśmy z Calvinem jeszcze chwilę i obejrzeliśmy film. Chłopak potrzebował odpocząć po ostatnich wydarzeniach, więc wróciłam do siebie mimo jego protestów.

Zapowiadał się piękny niedzielny poranek. W tym dniu nie musiałam martwić się, że budzik zadzwoni przerywając mi sen. Delektowałam się ciszą i wygodną poduszką, od której co ranek miałam problem oderwać głowę. Ta chwila mogła trwać w nieskończoność, ale ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem.

- Clary. Obudź się.

Do moich uszu dobiegł cichy szept. Przysłoniłam głowę kołdrą w nadziei, że zaraz będę mogła dalej iść spać.

- Otwórz swoje śliczne oczęta, bo zaraz zapuszczę tutaj korzenie.

Leżałam jeszcze chwilę zbierając siły. Zaczęłam podnosić się w momencie, gdy ktoś pochylił się nade mną. Zderzyłam się czołem z Calvinem instynktownie chwytając bolące miejsce.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam masując czoło.

- Przyjechałem po ciebie żeby spędzić miło dzień, ale nie zapowiada się za dobrze. Burknął dotykając głowy.

- Nie mogłeś poczekać aż sama się obudzę?

- Czekam już od godziny.

- To która właściwie jest?

- Po dwunastej.

Nie wierząc mu zerknęłam na zegarek na biurku.

- Och faktycznie. Dobra daj mi pięć minut.

Nie czekając na jego odpowiedź zabrałam rzeczy i popędziłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w wygodne ubrania. Moje odbicie nie wyglądało najlepiej, więc nałożyłam delikatny makijaż.

- Miało być pięć minut a nie piętnaście. - Usłyszałam za drzwiami.

- Jeszcze momencik!

Ostatni raz poprawiłam rzęsy i wyszłam z łazienki. Calvin leżał na łóżku przeglądając telefon.

- Możemy już iść? - zapytał.

- Jasne.

Ruszyłam w kierunku drzwi nie czekając na niego. Założyłam buty, które były na korytarzu i wyszłam na zewnątrz.

- To gdzie jedziemy? - zapytałam, gdy byliśmy już przy samochodzie.

- Zobaczysz.

...

Droga zajęła nam blisko dwie godziny. Zatrzymaliśmy się przed niewielkim domkiem w nieznanym mi dotąd miasteczku.

- Gdzie jesteśmy?

- U moich dziadków.

- Nie wspomniałeś nigdy o nich.

- A powinienem. To najwspanialszy ludzie pod słońcem. Rzadko ich odwiedzam, ale kocham ich i to miejsce. Pomyślałem, że przyda nam się wyrwać z miasta.

Wyszliśmy z pojazdu. Moja uwagę przykuł ogród przed domem. Był piękny. Kolorowy i zadbany. Osoba, która o niego dba musi kochać rośliny.

Calvin ruszył do wyjścia, więc poszłam na nim. Dopiero teraz zauważyłam, że na werandzie stała starsza pani. Kobieta była niskiego wzrostu, mogła mieć około sześćdziesięciu pięciu lat. Swoje brązowe włosy miała upięte w koka z tyłu głowy. Ubrana była w kwiecistą sukienkę sięgającą za kolano. Gdy tylko zobaczyła Calvina na jej twarz wdarł się uśmiech. Zeszła po schodach przywitać wnuka.

- Calvin! Tak dawno cię nie było. Już prawie zapomniałam jak wyglądasz. - Przytuliła go mocno.

- Wiem babciu, ale ostatnio miałem dużo na głowie.

- Wy młodzi wiecznie jesteście zabiegani - stwierdziła. - A to kto? - Spojrzała na mnie.

- To Clary. Moja przyjaciółka.

- Witaj słoneczko. Jestem Catherine. Miło mi cię poznać. - Uściskała mnie.

- Mi panią również. - Uśmiechnęłam się.

- Wejdźcie do środka. Właśnie upiekłam ciasto. Chyba miałam jakieś przeczucie, że się pojawicie.

- To czekoladowe z musem malinowym? - zapytał Calvin. W jego oczach grały iskierki nadziei. Musiałam się powstrzymać by nie wybuchnąć śmiechem. Wyglądał jak dziecko, któremu rodzice powiedzieli, że istnieje szansa na posiadanie pieska.

- Zgadza się - przyznała kobieta

- Pokochasz to ciasto. - Zwrócił się do mnie. - Moja babcia piecze niesamowite rzeczy. Jest mistrzynią!

- Och przestań. - Machnęła zawstydzona ręką.

Nie chciała być chwalona chodź wiedziałam, że ucieszyły ją słowa wnuka.

- Richard! - krzyknęła, gdy weszliśmy do domu. - Zobacz kto nas odwiedził.

Na korytarz z jednego z pomieszczeń wyszedł mężczyzna. Wyglądał równie przyjaźnie jak jego żona.

- Calvin przyjechał ze swoją dziewczyną - wytłumaczyła mu.

- Przyjaciółką babciu. - Poprawił ją chłopak.

- A co to za różnica.

Dziadek chłopaka pokręcił głową ze śmiechem na zachowanie żony, którą pocałował w policzek. Widać, że są szczęśliwym małżeństwem. Jest to coś wspaniałego, mieć na starość ukochaną osobę. Potem przywitał wnuczka wymieniając z nim kilka słów, a następnie podszedł do mnie.

- Witaj Clary w naszych skromnych progach. Jestem Richard.

- Miło pana poznać.

Objął mnie na przywitanie. Następnie jego żona zagnała nas do salonu, gdzie czekało ciasto. Calvin pomóc przynieść talerzyki i pokroić wypiek. Dostałam dość spory kawałek. Od razu zabrałam się za jedzenie ciekawa, dlaczego akurat to ciasto kocha brunet.

- To ciasto jest genialne - stwierdziłam sięgając po kolejny kęs.

Pani Catherine zaparzyła herbatę. W czasie jej picia usłyszałam masę historii z dzieciństwa Calvina. Żeby urozmaicić opowiadanie dziadkowie wyciągnęli zdjęcia, które mieli w dwóch albumach. Czułam jak robię się coraz bardziej czerwoną od śmiechu. Każda kolejna przygoda małego Calvina była zabawniejsza od poprzedniej.

- Dobra babciu. Przestań mnie już kompromitować. Może pokaże Clary twój ogród?

- Właśnie Catherine. Młodzi chcą pobyć sami. Pamiętasz jak my byliśmy w ich wieku. - Wtrącił się pan Richard.

- No niech wam będzie.

Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie była piękna pogoda. Słońce świeciło na błękitnym niebie. Nie widziałam żadnej chmury, która miała by zakłócić ten spokój.

- Masz wspaniałych dziadków - powiedziałam.

- Wiem. Oni zawsze znajdują dla mnie czas i pomagają jak tylko mogą.

- Twoja babcia ma talent do roślin. U mnie nie przeżyła jeszcze żadna roślinka.

- Odkąd pamiętam zajmowała się ogrodem. Jak byłem młodszy pomagałem jej sadzić nasiona. Kiedyś spędzałem tutaj każde wakacje.

- Calvin. - Zatrzymałam się w miejscu. - Siedzi na tobie osa. - Wskazałam jego ramię. Chciał machnąć ręką żeby ją odpędzić. - Nie! Użądli cię.

- Przesadzasz. - Odpędził owada i spojrzał na mnie. - I po krzyku.

- Dobra. Chyba czasami zachowuje się jak wariatka - stwierdziłam.

- Może, ale i tak cię kocham. - Miałam wrażenie, że powiedział to szybciej niż pomyślał. - Znaczy wiesz. Jak przyjaciółkę. Przecież tak powiedziałem babci, że jesteśmy przyjaciółmi. - Zaczął tłumaczyć po czym spojrzał na mnie. - Bo tak jest, prawda?

- Tak, tak - potwierdziłam szybko.

Trochę niezręczna sytuacja.

- Chyba powinniśmy wracać - stwierdził. - Powrót zajmie nam znowu z dwie godziny, a jutro szkoła.

- Od kiedy jesteś takim pilnym uczniem? - zapytałam.

- Od momentu, gdy grozi mi wyrzucenie ze szkoły.

Nie odpowiedziałam już na jego wytłumaczenie. Poszłam za nim z powrotem do środka domu. W salonie na kanapie siedzieli dziadkowie Calvina. Rozmawiali o czymś co wywołało śmiech pani Catherine, która chwilę po tym spojrzała na nas.

- Dzieci. Co tak stoicie?

- Będziemy się już zbierać babciu - oznajmił brunet.

- Tak szybko? Zostanie na kolację. Upichcę jakieś danie na szybko.

- Niech pani się nie fatyguje. Jutro mamy szkołę, a drogą powrotną trochę nam zajmie. - Wsparłam Calvina jego tłumaczeniami.

- Siła wyższa. Nic na to nie poradzę, ale cieszę się, że mogłam cię poznać Clary. - Kobieta podeszła do mnie i wyściskała.

- Odwiedzaj nas częściej. - Dziadek przytulił wnuka.

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań po czym małżonkowie odprowadzili nas do samochodu.

- Mam nadzieję, że następnym razem nie zobaczymy się dopiero na waszym ślubie. Pamiętaj Calvin, że zawsze możecie tutaj przyjechać. - Zapewniła pani Catherine.

- Jasne babciu. Do zobaczenia.

Zajęliśmy miejsca w pojeździe. Ostatni raz pomachała przez szybę do dziadków Calvina po czym ruszyliśmy w drogę powrotną, która była pełna milczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro