Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Pov: Calvin

*kilka dni później*

Wbiegłem do szatni trochę spóźniony. Trening zaczyna się za trzy minuty, a założenie całego sprzętu trochę zajmuje.

- Stary gdzieś ty był? - David z Leonem podeszli do mnie widocznie wkurzeni.

- Przecież już jestem.

- Znowu z nią byłeś? - zapytał David.

- Chodzi ci o Clary? Nawet jeśli, to co?

- Po prostu ostatnio nie jesteś sobą.

- A niby kim?

- Stary. Zero alkohol, zero imprez, zero panienek? Co to ma być do cholery? Zupełnie jakby cię podmienili. - Przewróciłem oczami na ich uwagi i wróciłem do przebierania.

- Pijemy bez ciebie, imprezujemy bez ciebie, a pieprzysz tylko wtedy kiedy gadasz.

- Do czego zmierzacie? Chcecie mnie wyrzucić z naszej paczki?

- Nie brachu, ale zmieniłeś się - stwierdził Leon.

- Może ty ją przeleciałeś i masz wyrzuty? - zasugerował David.

- Zejdź z tematu stary - powiedziałem.

- Nagle stałeś się skromny w tych tematach?

- Leon mówię poważnie. Zamknij się - ostrzegłem.

- Tak tylko mówię. Znajdź ją, zaciągnij w ustronne miejsce i porządnie przeleć. Może wreszcie znormalniejesz.

- Posłuchaj kurwa! - Odwróciłem się do Leona zmuszając go tym samym do zrobienia kilku kroków w tył, które spowodowały zetknięcie jego pleców ze ścianą. - Nigdy więcej nie waż się mówić o niej w taki sposób. Nigdy.

Wiedziałem, że przyciągnąłem swoim zachowanie uwagę całej szatni.

- Dobra stary spoko. - Widziałem panikę w jego oczach. - Kurde wyluzuj. Przepraszam. Już czaję.

- Panowie. Co tutaj się dzieje? - Odwróciłem się zauważając trenera.

- Nic trenerze - odpowiedział Simon, który razem z Charliem podeszli do nas.

- Tak myślałem. Za minutę widzę wszystkich na boisku.

Odsunąłem się od Leona mierząc go chwilę wzrokiem. Pozostali obserwowali nas zdziwieni moim nagłym wybuchem. Wróciłem do zmieniania garderoby na strój sportowy, gdy cała drużyna zaczęła opuszczać szatnie.

...

Po zrobieniu dodatkowych kółek za spóźnienie wróciłem do szatni żeby wziąć prysznic i się przebrać. W środku było jeszcze sporo graczy, którzy gapili się na mnie nic nie mówiąc. Poza komendami, które muszę wydawać na boisku nie zamieniłem z chłopakami żadnego słowa. Nie miałem ochoty z nimi gadać, nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy wcześniej się nie kłóciliśmy, a już z pewnością nie o dziewczynę.

Zdjąłem z siebie cały sprzęt i darując sobie prysznic założyłem zwykłe ciuchy po czym wyszedłem z szatni. W domu byłem po piętnastu minutach. Rzuciłem torbę w kąt i położyłem się na łóżku.

Wcześniej nie myślałem o moje relacji z Clary i dlaczego w jakimś stopniu stała się nieodłącznym elementem mojego życia. Dokuczaliśmy jej co odpowiadało chłopakom, ale czułem, że w niej jest coś interesującego. Zakumplowanie się z nią było jedną z moich lepszych decyzji w ostatnim czasie. Przy niej nie udawałem, a właściwie przy tej dziewczynie dopiero zrozumiałem, że wcześniej nie byłem sobą. Tylko czy przez jedną osobę powinienem zmieniać całe swoje dotychczasowe życie? Porzucić trzy lata znajomości z chłopakami  i zaryzykować powrót do przeszłości?

Z rozmyślań wyrwał mnie głos zatrzaskiwanych drzwi. Najwyraźniej mama wróciła już do domu. Zerknąłem na telefon i uśmiechnąłem się zauważając nasze wspólne zdjęcie z Clary na ekranie blokady, które zrobiliśmy na mojej imprezie urodzinowej. Nie mając żadnych powiadomień, które musiałbym sprawdzić zgarnąłem świeże rzeczy i poszedłem wziąć prysznic.

...

Pov: Clary

*pięć dni później*

Od wczoraj nie wstaje z łóżka. Dorwało mnie przeziębienie i nie mam siły zupełnie na nic. Leżę w dresowych spodniach i bluzie owinięta kocem w otoczeniu porozrzucanych chusteczek.

Od kilkunastu minut próbowałam zasnąć, ale sen skutecznie uniemożliwiał mi zatkany nos. Zmęczona i zirytowana zeszłam na dół obejrzeć telewizję w salonie. Ułożyłam kilka poduszek żeby wygodnie się położyć, gdy zadzwonił dzwonek. Owinęłam się dokładniej kocem i poszłam do drzwi.

- Wyglądasz strasznie.

- Dziękuję za komplement.

Przeszłyśmy z Emmą do kuchni. Zrobiłam nam coś do picia, a dziewczyna podała mi notatki, o których załatwienie ją poprosiłam.

- Może odwołam spotkanie i zostanę z tobą? - zaproponowała.

- Nie trzeba. Przecież sobie radzę.

- Ale w razie co jestem pod telefonem.

- Okej. Lepiej opowiedz co nowego działo się w szkole.

- Stypa. Nic się nie dzieje.

Rozmowę przerwał dźwięk smsa dobiegający z torebki Emmy.

- Jack już jest. Muszę iść. - Skierowała się do wyjścia. - Wracaj do zdrowia!

Usłyszałam jak drzwi się zamykają, więc wróciłam ponownie na kanapę w salonie. Zdążyłam włączyć telewizję, gdy ponownie rozbrzmiał dzwonek. Bez entuzjazmu poszłam otworzyć.

- Wyglądasz strasznie.

Spojrzałam spod byka na Calvina po czym trzasnęłam drzwiami i ruszyłam do miejsca, z którego przyszłam.

- Jakbym wiedział, że podczas przeziębienia jesteś taka wrażliwa nic bym nie mówił. - Usiadł w fotelu.

- Po co przyszedłeś? Jeszcze się zarazisz.

- Mnie zwykłe przeziębienie nie łapie. A przyszedłem żeby się tobą zająć.

- Zamieniłeś swój sportowy strój na biały fartuszek i zostajesz lekarzem?

- Ale tylko twoim. - Puścił mi oczko. - Za dwa dni mecz i do tego czasu musisz być zdrowa jak ryba.

- Wątpię żeby to się udało.

- Nie marudź. Kupiłem kilka lekarstw w aptece.

Potrząsnął siatką pełną pudełek.

- Kilka mówisz? Jak zażyje to wszystko nie wstanę przez miesiąc.

- To ja tutaj jestem lekarzem. Idę rozpuścić kilka saszetek, a ty leż.

- Nic innego nie miałam w planach.

Przykryłam się kocem i włączyłam jakiś serial. Po dziesięciu minutach z trzema kubkami pełnymi dziwnych preparatów wrócił Calvin. Usiadłam robiąc mu miejsce.

- Wypij te dwa. - Wskazał. - Tutaj masz herbatę.

Niechętnie zabrałam pierwszy kubek do ręki. Zawartość nie pachniała zachęcająco, nie mówiąc już o smaku. Od razu wypiłam kolejny i ze skrzywioną miną ściągnęłam po trzy tabletki. Jeśli ta wybuchowa mieszanka mnie nie zabije to musi uzdrowić.

- I jak? - zapytał.

- Okropne.

- Musisz to pić dwa razy dziennie, a tabletki brać wieczorem.

- W porządku panie doktorze.

Zabrałam herbatę żeby popić, ale jeszcze szybciej niż ją dotknęłam zdążyłam wypluć.

- Za mało słodka? - zapytał brunet.

- Słodka? To jest gorzkie! Czym ty to niby słodziłeś?

- No tym białym proszkiem z czarnego pudełka.

- W tym pudełku jest sól. Jest napisane przecież na wierzchu. Cukier jest obok.

- Jestem idiotą.

- Nie przeczę.


*dwa dni później*

Mimo, że choroba nie do końca mnie opuściła postanowiłam iść na mecz. Calvinowi i Emmie strasznie na tym zależało, a ja sama byłam ciekawa jak to wygląda. Moja przyjaciółka razem ze swoim chłopakiem zorganizowali wejściówki i zaoferowali się, że mnie zabiorą.

Przygotowałam się na wskazaną godzinę, a gdy tylko samochód Jack'a zatrzymał się pod moim domem zeszłam na dół.

...

Usiedliśmy na swoich miejscach wśród obecnego już tłumu kibiców. Ludzie ubrani w drużynowe barwy, z transparentami, trąbkami i pomalowanymi twarzami ze zniecierpliwieniem czekali na pojawienie się drużyn. Na razie uwagę kibiców skupiały cheerleaderki, które wykrzykiwały wymyślone, rymujące się hasła i powtarzały układy.

Po dziesięciu minutach głos zabrał dyrektor szkoły, a po nim krótką mowę wygłosił trener. Po nich w głośnym akompaniamencie krzyków na boisko wybiegli zawodnicy obu drużyn.

Futbol amerykański był strasznie brutalny. Co chwilę ktoś na kogoś wpadał, przewracał się i biegł dalej. Starałam się znaleźć w tym tłumie Calvina, którego postać znikała mi ciągle z oczu. Drużyny miały teraz naradę z trenerami, która kończyła się głośnym okrzykiem i powrotem na boisko. Ponownie zajęli swoje stanowiska i rozpoczęli grę. Piłka przez zderzenie dwóch zawodników poleciała w górę na kilka metrów lądując następnie w rękach kapitana naszej drużyny. Calvin biegł wymijając przeciwników, gdy nagle został zaatakowany z obu stron. Siła uderzenie była tak duża, że poturlał się kilka metrów po ziemi gubiąc piłkę, która od razu została przechwycona. Przyjezdna drużyna zaczęła kontratak, ale ja ciągle patrzyłam na leżącą dalej postać Calvina.

- Emma dlaczego on nie wstaje? - zapytałam.

- Nie wiem - przyznała ze zmartwieniem w głosie.

W tym momencie ktoś z drużyny zrozumiał, że to coś poważniejszego i podszedł do bruneta. Pochylił się nad nim, a po chwili zaczął coś krzyczeć i machać w celu zwrócenia uwagi innych. Trener zerwał się z miejsca i razem z pozostałymi graczami otoczył swojego zawodnika uniemożliwiając nam tym samym wgląd w sytuację. Gra została przerwana, a obecny ratownik zajął się sprawdzaniem stanu bruneta, który dalej się nie ruszał.

- Co się dzieje? - zapytałam.

Na widowni panowało zamieszanie. Jeden z chłopaków przed nami, który przed chwilą zszedł na sam dół żeby się czegoś dowiedzieć, usiadł ponownie koło kolegów.

- Podobno stracił przytomność. Wezwali pogotowie.

To było wszystko co zdołałam usłyszeć z ich rozmowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro