13
*tydzień później*
Ostatni tydzień był najgorszym od początku roku szkolnego. Nauczyciele przekroczyli możliwe liczby sprawdzianów i kartkówek nie dając nam odetchnąć. W szkole zaczęły się intensywne przygotowania do sezonu futbolowego, w które zaangażowała się większość uczniów. Sportowcy wylewali siódme poty na treningach, cheerleaderki bez ustanku powtarzały choreografie, trener chodził dumny i zniecierpliwiony czekając na pierwszy mecz, a dyrektor załatwiał papierkowe sprawy. Na korytarzach wiecznie było słychać motywujące słowa skierowane do zawodników. Piątkę wiecznie otaczały tłumy dopytujący się jak idą przygotowania, czy się boją, co myślą o przeciwnikach. Osobiście nie udzielał mi się ten cały entuzjazm, więc poświęciłam swoją uwagę na ostatni tego dnia sprawdzian z matematyki.
- Masz już koszulkę?
Znad książki wyrwał mnie głos Maddy. Siedziałyśmy na ławce niedaleko boiska do kosza, bo do samego rana dopisywała piękna pogoda.
Spojrzałam na swój ubiór nie rozumiejąc o co chodzi.
- Nie taką. Koszulkę drużyny.
- Nie - odpowiedziałam.
- Powinnaś zaopatrzyć się przed meczem. Później strasznie trudno dostać się do sklepiku i trzeba płacić. Tak w sekretariacie pierwszakom dają za free. Ja już byłam.
- Ale ja nie wybieram się na żaden mecz. Może jeden, kiedyś tam.
- Cała szkoła na nie chodzi!
- Więc ja będę wyjątkiem.
- Pierwszy mecz jest u nas i będzie największym widowiskiem w całym życiu szkoły! Musisz tam przyjść.
- Pomyślę. A teraz wybacz, ale zaraz mamy sprawdzian.
- Tutaj takie widoki, a ty z nosem w książkach.
- O co chodzi ci tym razem? - zapytałam.
- Trzecioklasiści grają w kosza. Siedzimy tu do pięciu minut, a ty jeszcze tego nie zauważyłaś?
Spojrzałam na boisko, które faktycznie było otoczone wianuszkiem dziewczyn.
- No co one tak patrzą?
- Nie na co, a na kogo - odpowiedziała. - Nasz kapitan.
- Co z nim?
- Dziewczyno w jakim świecie ty żyjesz... - westchnęła.
Gdy rozległ się dzwonek wszyscy zaczęli kierować się do wejścia. Idąc za Maddy, która cały czas coś mówiła spojrzałam przez ramię na boisko. Calvin właśnie trafił do kosza i podszedł do kolegów, którzy rzucili w niego jego koszulką. Zebrali swoje torby i jak reszta uczniów poszli do szkoły.
...
*następnego dnia*
Od Calvin:
Potrzebuje się wyrwać.
Do Calvin:
To znaczy?
Od Calvin:
Będę za piętnaście minut. Jedziemy na plażę.
Przeczytałam ostatniego smsa trzy razy. Mamy jechać na plażę, za piętnaście minut. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam pakować rzeczy do plecaka. Później chwyciłam strój i wybiegłam do łazienki się przebrać. Na wierzch założyłam zwiewną letnią sukienkę, a włosy upięłam w warkocza, którego zawinęłam w koka. Gdy tylko przekroczyłam próg, ponownie wchodząc do pokoju rozbrzmiał dźwięk klaksonu. Wyjrzałam przez okno po czym rozpoznając samochód Calvina zbiegłam na dół.
...
Nie pojechaliśmy na żadną z głównych plaż w mieście ze względu na tłok jaki tam panuje. Dodatkowe piętnaście minut drogi zajęło nam dotarcie do spokojnego miejsca na obrzeżach miasta. Zostawiliśmy samochód w cieniu drzew i przeszliśmy przez niewielki las lądując na ciepłym piasku. Było tutaj kilka osób, więc przeszliśmy kawałek dalej żeby rozłożyć koc. Plaża miała może z trzysta metrów, niewielki pomost po prawej i klify, na które można było się wspiąć.
Chłopak położył koc na ziemi, a ja odłożyłam plecak obok torby z przekąskami. Stałam chwilę patrząc na niego. Ułożył się z rękami pod głową i zamknął oczy. Wyglądał tak niewinnie i spokojnie. Usiadłam obok opierając głowę na kolanach, które otoczyłam ramionami. Obserwowałam wodę, która odbijała słońce, fale były niewielkie, a kilka osób pływało wśród nich. Po brzegu spacerowała para, gdzieś dalej grupka grała w siatkówkę.
- Dlaczego chciałeś tutaj przyjechać? - zapytałam.
- Potrzebowałem odpoczynku. Chyba zauważyłaś co ostatnio się dzieje.
- Jest straszne zamieszanie spowodowane waszym zbliżającym się sezonem.
- Tak jeszcze nigdy nie było. To nasza ostatnia szansa na zdobycie kolejnego mistrzostwa, bo potem kończymy szkołę. Jeśli ktoś zostanie w tym sporcie to tylko w lepszych drużynach.
- No tak. Ja chcesz to możesz się zdrzemnąć, a ja pójdę się przejść.
Wyprostował się do pozycji siedzącej.
- Nie zabrałem cię tutaj ze sobą po to żeby spać.
- To co będziemy robić?
- Mam piłkę w aucie. Możemy pograć w siatkówkę.
- Okej.
Wrócił po dziesięciu minutach niosąc piłkę. Ustawiliśmy się niedaleko naszych rzeczy i zaczęliśmy odbijać. Na początku było to zwykłe podawanie piłki, które przerodziło się w rywalizację.
- Siedemnaście do piętnastu. Przegrywasz! - oznajmiłam.
- Już niedługo.
- Tak? - odbiłam podając trochę bardziej w lewo. - Osiemnaście piętnaście! - krzyknęłam zadowolona.
Calvin podszedł do piłki i powoli ją podniósł.
- Masz już dosyć? - zapytałam.
- Nie.
- To co się tak guzdrzesz?
- Nie masz dosyć słońca?
- Trochę grzeje - przyznałam. - Ale co to ma do rzeczy?
Uśmiechnął się tylko głupio w odpowiedzi, a ja zrozumiałam do czego zmierza.
- Nie, nie, nie. - Zaczęłam uciekać wzdłuż brzegu. - To nie fair! Wygrywałam!
Nie przebiegłam nawet dwudziestu metrów, gdy złapał mnie w tali. Niesiona dalej w stylu panny młodej znalazłam się na pomoście.
- Weź nie żartuj. Ja nie umiem za dobrze pływać.
- Spokojnie. Nic ci nie będzie - zapewnił.
- Calvin ja chce wraca na brzeg! Odstaw mnie na ziemię!
- Zamknij lepiej oczy i wyciągnij powietrze.
- Nie ma mowy! Odstaw mnie!
- Trzy.
- Calvin!
- Dwa.
Zamknęłam oczy i zaprzestałam wrzasków łapiąc w płuca powietrze.
- Jeden!
Wskoczyliśmy do wody. Zaczęłam machać nogami żeby wypłynąć na powierzchnię, gdy tylko ręce chłopaka przestały mnie trzymać. Wynurzyłam się łapiąc oddech i rozglądając się za brunetem. Wypłyną kawałek dalej z zadowolonym wyrazem twarzy.
- Głupi jesteś! Mówiłam, że masz mnie odstawić!
Zaczęłam chlapać go wodą żeby podkreślić moje wkurzenie.
- Głupi tak? Podobno kiepsko pływasz, a do brzegu daleko.
Rozejrzałam się. Miał rację. Brzeg był daleko, a pomost zbyt wysoki żeby się na niego wspiąć.
- Kurde - szepnęłam.
- To jak?
- Cofam głupka, panie mało inteligentny.
...
Trochę zajęło nam dotarcie do brzegu. Zmęczeni usiedliśmy na kocu żeby wyschnąć. Rozpuściłam włosy i przetarłam je ręcznikiem. Droczenie się z Calvinem nie wyszło mi na dobre, bo prawie zostawił mnie w wodzie bez pomocy.
- Która godzina? - zapytał, gdy zauważył, że wyjęłam telefon.
- Po szesnastej.
- To mamy jeszcze dobrą godzinę.
- Do czego?
- Na osiemnastą musimy być z powrotem.
- Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj?
- My mamy.
- Zapewne nie powiesz mi o co chodzi.
- Nie.
Wróciłam do przeglądania telefonu, a chłopak położył się wygodnie.
- Podasz mi coś do jedzenia? - zapytał.
- A co chcesz?
- Obojętnie.
Zajrzałam do torby i wyjęłam z niej kilka rzeczy.
- Paluszki? - zaproponowałam.
- Nie.
- Kanapkę?
- Nie.
- Jabłko?
- Nie.
- Herbatniki?
- Nie.
- To co ty chcesz?
- No obojętnie.
Zrezygnowana rzuciłam w niego paczką chrupek.
- Dzięki.
...
Godzinę później zaczęliśmy się zbierać. Zapakowaliśmy wszystko do samochodu i ruszyliśmy do domu. Drogę umilała nam muzyka dobiegająca z radia. Mniej przyjemne było słuchanie głosu Calvina, który słysząc swoje ulubione kawałki dawał pokaz talentu muzycznego, którego nie miał.
Po czterdziestu minutach zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem. Próbując rozgryźć o co tym razem może chodzić poszłam za chłopakiem do wejścia, jak się okazało, klubu. Było za wcześnie na imprezę, więc zupełnie nic mi tutaj nie pasowało. Weszliśmy do środka, gdzie panowała zupełna ciemność. Zatrzymałam się w miejscu nie widząc nic przed sobą.
- Dlaczego tutaj jest ciemno?
- Zaraz zobaczysz. - Usłyszałam kroki chłopaka i podtrzymując się ściany powoli ruszyłam do przodu.
Nagle w pomieszczeniu rozbłysło światło, a głośny krzyk tłumu ludzi dobiegł do moich uszu.
- Wszystkiego najlepszego!
Zatrzymałam się w miejscu. Calvin stał na środku sali z uśmiechem na twarzy. W jednej chwili otoczył go tłum ludzi, a ja obserwując to z korytarza, z którego nie zdążyłam jeszcze wyjść zrozumiałam, że dzisiaj są jego urodziny.
- Clary?
- Emma! - krzyknęłam radośnie. Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła.
- Myślałam, że nie uda mu się ciebie namówić.
- Gdyby cokolwiek powiedział to zapewne by się nie udało, ale tak zostałam postawiona przed faktem dokonanym.
Trzymałam się na uboczu dopóki chłopak nie skończył przyjmować prezentów i życzeń od gości. Siedziałam przy jednym ze stolików razem z Emmą i jej chłopakiem, ale zostawili mnie na razie na rzecz pysznych deserów.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - zapytałam, gdy Calvin usiadł obok mnie.
- Nie przyszłabyś tutaj z własnej woli. Za dużo moich znajomych.
- No fakt, ale teraz nawet nie mam dla ciebie prezentu.
- Wystarczy, że tutaj jesteś.
- Ostatnio zrobiłeś się nad wyraz miły.
- Za dużo czasu z tobą.
- Wiedziałeś o tym, że coś organizują?
- Tak. Kiepsko wyszło chłopakom ukrywanie tego pomysłu.
- I jak to jest mieć dziewiętnaście lat na karku?
- Powiem ci spoko sprawa. - Uśmiechnął się.
Siedzieliśmy chwilę rozmawiając. Impreza rozkręciła się w najlepsze. Zaczęła lecieć muzyka, był tort i różne atrakcje. Jego znajomi nad wyraz dobrze to wymyślili. Towarzyszyło mi tylko wrażenie, że Leon, Charlie, Simon i David wcale nie są zadowoleni z mojej obecności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro