12
Piątkowe popołudnie spędziłam w towarzystwie Calvina. Ostatni wypad do kawiarenki okazał się udany, więc zaryzykowałam kolejne spotkanie.
Uprzedzona przez chłopaka założyłam dżinsy, wygodne buty i zwykły czarny t-shirt. Do plecaka spakowałam bluzę, telefon i kilka innych drobiazgów. Wspomniał, że spędzimy kilka godzin na dworze i będziemy w ruchu. Spytałam czy ma zamiar nauczyć mnie grać w futbol, ale zaprzeczył. Gotowa do wyjścia zakluczyłam dom po czym wyszłam na chodnik w celu wypatrywania samochodu, który po chwili zatrzymał się przed mną.
- Hej - przywitałam się wsiadając.
- Cześć. Gotowa?
- Nie wiem na co, ale tak.
- Musi ci się spodobać.
- Raczej nie podobają nam się te same rzeczy.
- Tym razem będzie inaczej.
...
W czasie drogi, która trwała dość długo rozmawialiśmy głównie o szkole. Calvin opowiadał też o swoich treningach i drużynie. Nigdy nie myślałam, że dla niego to takie ważne, jednak nawet podczas jego wypowiedzi było czuć zaangażowanie w ten sport i pozycję jaką zajmował. Za dwa tygodnie zaczyna się sezon co oznacza drobne zmianamy w szkole oraz życiu zawodników.
- Jesteśmy na miejscu.
Oderwałam wzrok od okna i wróciłam myślami do obecnej chwili. Byłam ciekawa co było celem naszej podróży. Nie musiałam długo szukać, bo ogromne wesołe miasteczko rzucało się w oczy.
- Wow.
- Mówiłem, że ci się spodoba.
Zaparkowaliśmy na jeden z ostatnich wolnych miejsc. Wyszłam z samochodu idąc w stronę wejścia. Chłopak po chwili szedł już obok mnie, więc razem weszliśmy na teren jednego z lepszych miejsce na świecie.
- Zaczekaj chwilę na mnie - powiedział.
Stałam posłusznie w miejscu podziwiając wszystkie atrakcje. Mijający mnie tłum ludzi przepychał moją drobną postać z prawej na lewą, dlatego zeszłam na bok. Czekałam tak z pięć minut, więc zauważając niedaleko ławkę, z której właśnie zeszła jakaś para poszłam usiąść. Kolejne pięć minut później wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać różne portale.
- Tutaj jest! Już myślałem, że zginęłaś albo ktoś cię porwał!
O mało nie puściłam telefonu przez nagłe pojawianie się Calvina.
- Weź nie strasz - powiedziałam. - Cały czas siedziałam tutaj, ale gdzie ty się podziewałeś?
- Kolejka przy kasie była długa. Kupiłem nam żetony. - Potrząsnął torebeczką z kolorowymi monetami.
- Po co aż tyle?
- Na każdą atrakcje.
- Jak na każdą?
- Dobra. Prawie każdą. To od czego zaczynamy? - zapytał.
- Może coś niegroźnego. Samochodziki?
Moja propozycja została zaakceptowana i kierując się mapą, którą brunet dostał przy kasie dotarliśmy do odpowiedniego miejsca. Wsiedliśmy do różowego pojazdu. Oczywiście zrobiłam to specjalnie wykorzystując dzisiejsze dobre serce mojego towarzysza. Żałowałam tylko, że jego koledzy tego nie widzą.
Kierowaliśmy na zmianę, oczywiście ze mnie był gorszy kierowca, jednak zabawa była świetna. Następne miejsce, do którego poszliśmy to salon gier. Graliśmy na kilku maszynach, jednak najbardziej spodobał mi się air hockey, w którym pokonałam Calvina dwa razy pod rząd. Po drodze do kolejnej atrakcji kupiliśmy popcorn, a ja zauważając ogromne kręcące się koło od razu zmieniłam naszą trasę.
- Chodźmy tam! No chodź! Calvin!
- Zachowujesz się teraz jak dziecko.
- Ja chcę tam iść. Czekaj. Czy ty mnie nazwałeś dzieckiem?
- Nie. Powiedziałem, że zachowujesz się jak dziecko.
- Ale mi różnica. Więc panie dorosły baw się sam. Ja ze swoim dziecinnym zachowaniem idę na to ogromne kręcące się koło - oznajmiłam i zostawiłam go tam gdzie stał.
Nie musiałam czekać długo żeby znalazł się obok mnie. Czekałam w kolejce, gdy stanął przy moim boku. Nie odzywając się ani słowem wsiedliśmy. Koło robiło trzy obroty w czasie, których podziwialiśmy widoki rozprzestrzeniające się dookoła. Niecałe pięć minut później ponownie byliśmy na ziemi.
- I co panie dorosły? Dokąd teraz?
- Teraz moja droga idziemy do miejsca nie dla dzieci.
- To może ja tutaj zostanę.
- Nie wydurniaj się i chodź.
Poszłam za nim nie chcąc zginąć wśród tych ludzi. Zatrzymaliśmy się przed wejściem do jakiegoś budynku.
- Dom strachu - przeczytałam.
- Dokładnie.
- Ja tam nie wejdę. Nie ma takiej opcji. - Cofnęłam się kilka kroków.
- Clary. Nie pękaj. Będę tam z tobą.
- To ma mnie pocieszyć? Jeszcze coś głupiego wpadnie ci do głowy.
- Wymyślasz.
- Jest wiele innych miejsc. Dlaczego akurat to?
- Trochę adrenaliny nikomu nie zaszkodzi.
- Poczekam na ciebie.
- Idziesz ze mną.
- Nie - zaprotestowałam.
- Pójdziesz sama czy mam ci pomóc? - Podniosłam brwi myśląc czy on tak serio.
W kilku krokach znalazł się przy mnie i przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków.
- Postaw mnie! Bo zacznę krzyczeć! - zagroziłam.
- A teraz co robisz?
- Ludzie się na nas gapią.
Zbył moją uwagę i wszedł do środka. Jakiś mężczyzna zabrał od niego dwa żetony zaraz po tym jak zostałam odstawiona na ziemię i wskazał nam drogę. Gdy tylko przekroczyliśmy kolejny próg, a drzwi zamknęły się za nami schowałam się za plecami bruneta na co cicho się zaśmiał.
- Boisz się? - zapytał.
- Trochę - przyznałam szeptem.
Atmosfera panująca dookoła była niczym z horroru. Ledwo palące się żarówki rzucające niewielki smugi światła rozświetlały czarno-czarwone ściany ozdobione niezrozumiałym dla mnie rzeźbami. Szliśmy w ciszy, a że zupełnie nic się nie działo wyszłam krok przed chłopaka. W tle cały czas grała melodia powodująca ciarki na ciele. Nagle coś mignęło nad naszymi głowami.
- Widziałeś to? - zapytałam szepcząc.
- Co?
Może mi się przewidziało pomyślałam, ale po chwili ponownie zauważyłam jakiś ruch po lewej stronie.
- To - wskazałam ręką.
- Nie.
I niby to ja muszę nosić soczewki.
Przeszliśmy kilka kolejnych metrów, gdy z sufitu zleciały pająki. Zaczęłam piszczeć i ogarniać się z atrapowych jak się okazało pajęczaków. Calvin szedł spokojnie dalej, a ja wycofałam się żeby iść obok niego. Po chwili zza rogu wyskoczyły dwie postacie w maskach. Stanęłam w miejscu, a one zaczęły się mi przyglądać pomyślałam, że zaraz znikną, ale one rzuciły się prosto na nas. Zamknęłam oczy i gdy już myślałam, że mnie złapią wyminęły naszą dwójkę i zniknęły w mroku korytarza za nami.
- Chcę wracać - powiedziałam z ponownie zamkniętymi oczami.
- Damy radę. Clary, otwórz oczy.
Uchyliłam lekko powieki. Przed sobą miałam twarz Calvina, którego rysy było ledwo zauważalne.
- Ale ja już nie chcę.
- Idź za mną. Jeszcze chwila i wychodzimy.
- Okej.
Szłam powoli bacznie się rozglądając i nasłuchując nowych dźwięków. Skręciliśmy w kolejny korytarz, a wszystkie światła zgasły. Moje przerażenie sięgnęło zenitu.
- Calvin. - Zaczęłam przebierać rękami w powietrzu żeby znaleźć chłopaka, jednak nie udało mi się to.
Za moimi plecami nagle rozbłysła jedna lampa skierowana na krzesło, na którym siedział lalka. Lalka jak z horroru, która zaczęła mówić, a po chwili iść w moją stronę.
- Pobawisz się ze mną? - słodki dziecięcy głosik dobiegł do moich uszu.
Nie myśląc długo pobiegłam dalej nie chcą czekać na kolejny ruch zabawki. Cała się trzęsłam, a kolejny korytarz, do którego trafiłam był zalany ciemnością. Wpadłam na coś lub na kogoś automatycznie się zatrzymując.
- Calvin? To ty? - wyszeptałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
Nagle jedna z żarówek zaczęła migać, a przede mną mężczyzna z uśmiechem na twarzy. Cofnęłam się trochę, a on wyciągnął zza pleców nóż. Od razu zwróciłam wpadając w kolejny korytarz. Coś zwisało z sufitu obijając się o moją głowę przez co musiałam się schylić. Spojrzał do góry zauważając wisielce. Zaczęłam wrzeszczeć w niebogłosy. Dodatkowo ktoś dotknął moje ramię przez co instynktownie się odwróciłam krzycząc jeszcze głośniej.
- Spokojnie! To tylko ja.
- Gdzieś ty był!? - byłam zła.
- Musiałem skręcić w tej ciemności w inną uliczkę niż ty, ale na szczęście usłyszałem twój krzyk.
- Nie zostawiaj mnie więcej - powiedziałam.
- Dobrze. Możemy iść dalej?
- Tak.
Wyszliśmy z tego okropnego pokoju trafiając do na pozór normalnego pomieszczenia. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ściany wyłożone są kośćmi. Za plecami usłyszałam szczekanie zębów. Niepewna odwróciłam się żeby zobaczyć co to. Za nami stały dwa kościotrupy, które przechyliły głowy przyglądając się w zaciekawieniu naszym postacią.
- Cześć. - Jeden z nich wyciągnął w naszą stronę rękę, która po chwili upadła na podłogę.
- My musimy już iść - odpowiedział mu Calvin i pociągnął mnie do przodu.
Wylądowaliśmy w pokoju z podświetlaną podłogą. U góry zaczęły latać duchy a po ziemi chodzić myszy. Wystartowałam do przodu po chwili dogoniona przez chłopaka. W tym miejscu nie było nic. Ciemne ściany, lekkie światło.
- Clary nie odwracaj się - polecił Calvin.
- Dlaczego? - Zrobiłam to czego mi nie kazała zanim zdążyłam pomyśleć.
Stała tam. Dziewczynka w długich czarnych włosach. Odwróciłam się wpadając na klatkę wycofującego się bruneta.
- Zabierz mnie stąd! - krzyknęłam.
Złapał mnie za rękę i zaczął biec do przodu. W oddali widziałam światło przebijające się przez drzwi. Miałam nadzieję, że to wyjście. Spojrzałam jeszcze do tyłu co okazało się dużym błędem.
- Ona za nami idzie! - panikowałam.
Rzuciłam się do drzwi jak wariatka i szarpiąc klamkę wypadłam na zewnątrz.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam ponownie wśród ludzi. Calvin stanął obok mnie zmęczony tak samo jak ja naszym biegiem.
- Podobało się? - zapytał.
- Podobało? Żartujesz sobie? To było straszne!
- Ale wiesz, że to wszystko to atrapy? W większości steruje nimi komputer.
- Szkoda, że nie powiedziałeś wcześniej.
- Gdzie chcesz iść teraz?
- Najlepiej do domu, ale musisz zrehabilitować się za to. Idziemy do pokoju luster.
Tam po dawce niezłej adrenaliny i strachu zyskaliśmy dużo pozytywnej energii, śmiechu i bolącego brzucha. Każde odbicie było inne i dziwniejsze od poprzedniego.
- Jak tak wyglądałbyś na co dzień to żadna dziewczyna nie spojrzałaby na ciebie - powiedziałam między napadami śmiechu.
- A ty co tam masz.
Podszedł do mnie i stanął przed tym samym lustrem.
- Wyglądamy jak olbrzymy - podsumowałam.
- Co powiesz teraz na kolejki górskie? - zaproponował.
- Dobrze - zgodziłam się. - ale to ja wybieram.
Chwilę później Calvin żałował, że przystanął na to, bo wylądowaliśmy na ciuchci dla dzieciaków. Zabawa była super, ale jeszcze bardziej podobała mi się karuzela. Jechaliśmy na kolorowych jednorożcach wśród zgrai dziewczynek.
- Teraz ja wybieram - oznajmił jak tylko zeszliśmy z kolorowych atrakcji.
Mina mi zrzedła, gdy w drodze rewanżu zatrzymaliśmy się przed największą kolejką górską w całym wesołym miasteczku.
- Ja mam na dzisiaj dosyć adrenaliny.
- Wymiękasz?
- Podpuszczasz mnie.
- A to coś daje?
- Dobra, ale po tym wracamy do domu.
Kolejka była długa. Czekaliśmy z dwadzieścia minut zanim przyszła nasza kolej.
Usiedliśmy obok siebie, zapieliśmy pasy i to całe zabezpieczenie. Dostaliśmy kilka ostrzeżeń i zaleceń zanim kolejka ruszyła. Było to kilka minut, ale zdążyłam zedrzeć sobie całe gardło. Krzyczałam, śmiałam się i ze strachu i z radości.
- Myślałem, że ogłuchnę.
- Nie krzyczałam aż tak głośno - zaprotestowałam.
- Masz rację nie krzyczałaś. Ty się darłaś. Nadal chcesz wracać? - zapytał po chwili.
- Tak. Mam już dosyć na dzisiaj.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro