Porzucony
Dan
Wróciliśmy do McDonalda, ponieważ mój żołądek znów dał o sobie znać. Oboje zjedliśmy po hamburgerze, a teraz dopijamy nasze napoje.
Nie mogę uwierzyć, że dziewczyna siedzi obok mnie. Kiedy wsiadła do taksówki, byłem przekonany, że już jej nigdy nie zobaczę. Jednak chwilę później znów trzymałem ją w ramionach. Czułem, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie i zdecydowanie nie chciałem wypuszczać jej z objęć, więc staliśmy tam jeszcze jakiś czas. Ona szlochała w moją koszulkę, a ja delektowałem się każdą chwilą. Oczywiście nie jej płaczem, bo on łamał mi serce. Cieszyłem się, że wróciła, że wtula się we mnie. Miałem wrażenie, że coś wygrałem. Los na loterii. Chciała uciec, mimo to wybrała mnie.
Przyglądam się Betty, podczas gdy ona opowiada o swoich studiach. Jest piękna. Być może na ulicy nie zwróciłbym na nią uwagi. Jestem przyzwyczajony do kobiet ze świata show businessu, o wymalowanych twarzach, nieraz poprawionych chirurgicznie. Ta zwykła dziewczyna po prostu umknęłaby mi w tłumie, a byłoby szkoda, bo nie znam drugiej równie pięknej. Nawet Hope...
No tak, Hope. Nie powiedziałem Betty o niej. Tak jakoś wyszło. Boję się, że jak wspomnę o narzeczonej, to będę już całkiem skreślony. Na razie się wstrzymam, zresztą Hope nie ma już dla mnie żadnego znaczenia. Nie odkąd wiem, że dziewczyna ze snu jest prawdziwa.
Jest środek nocy, a ja mógłbym tak siedzieć tu bez końca. Co nieco dowiedziałem się o Betty, że ma wspaniałych rodziców oraz siostry bliźniaczki, które dopiero zaczęły liceum. Jej rodzina nie jest zbyt majętna, dlatego ona utrzymuje się w Krakowie ze stypendium socjalnego, naukowego oraz z pracy dorywczej. Sposób, w jaki mówi o swoich studiach świadczy o tym, że bardzo je lubi. To jej pasja. O narzeczonym wspomniała tylko tyle, że poznali się, gdy byli nastolatkami. Jest to i tak część jej życia, która interesuje mnie najmniej.
Ja opowiedziałem jej o mamie i o rozwodzie rodziców, a także o tym jak to się stało, że zostałem muzykiem. Ciągle mam wrażenie, że Betty zna mnie znacznie lepiej niż ja ją. Jakby sny wyryły jej w głowie moją osobę, ale nie tylko wygląd, czy muzykę, również moje życie. Chyba tylko z wyjątkiem tego, że jestem związany z Hope.
Strasznie to wszystko pokręcone.
– Naprawdę nigdy nie słyszałaś o Hell Hunters? – pytam, nie mogąc wciąż w to uwierzyć.
– Nie, nie miałam pojęcia o waszym istnieniu aż do dzisiejszego wieczora – zapewnia mnie. – Nawet nie kojarzę tej nazwy. Może wtedy już wcześniej sprawdziłam was w Internecie. Natomiast piosenki, które dziś śpiewałeś wydawały mi się strasznie znajome, właśnie jakbym je pamiętała ze snów.
– Mam nadzieję, że chociaż się podobały.
– Oczywiście. – Uśmiecha się delikatnie. – Sam piszesz teksty, prawda?
Przytakuję.
– Skąd bierzesz inspiracje? – pyta.
– Z życia. – Odwzajemniam uśmiech.
– Ale mało masz piosenek o miłości... Z tego, co kojarzę.
– Może to się zmieni – mówię, a ona się rumieni i przewraca oczami.
Niespodziewanie podchodzi do nas pracownik restauracji.
– Bardzo przepraszamy, ale zaraz zamykamy.
Spoglądam na Betty, ponieważ nie rozumiem ani słowa. Dziewczyna zerka na zegarek lekko zaskoczona i zwraca się do mnie:
– Musimy iść, bo zamykają.
– Jak to? – Również sprawdzam godzinę. Jest druga w nocy. – Nie macie tu całodobowych McDonaldów?
– Mamy, ale tylko niektóre – wyjaśnia i zbiera swoje rzeczy.
Niechętnie idę w jej ślady. Nie chcę stąd wychodzić, bo nie wiem, co czeka mnie dalej. Tak naprawdę powinienem wracać do chłopaków, czeka nas długa trasa, ale to by oznaczało, że muszę rozstać się z Betty.
Gdy wychodzimy na zewnątrz, oboje czujemy lekką dezorientację. Choć jest już późna godzina, to ulice rozjaśniają światła latarni. Pojedynczy przechodnie mijają nas na chodniku.
– Zaczekaj chwilę. Zadzwonię do chłopaków i zobaczę, jak wygląda sytuacja, a potem... – waham się, spoglądając na ekran telefonu – a potem zobaczymy co dalej... – Uśmiecham się do dziewczyny.
Betty odwzajemnia uśmiech, ale usta zaciska w cienką linię, chyba sama nie bardzo wie, co teraz.
Dość długo czekam aż Samuel odbierze telefon. Pewnie dalej imprezują i nie słyszy, że ktoś do niego dzwoni.
– Dan? – Palant wreszcie odbiera. Jego głos jest zachrypnięty i wyraźnie słyszę w nim nutę zaskoczenia.
– Ja, a kto? Słuchaj, kiedy kończycie imprezę i zamierzać ruszać w drogę?
– Ruszać w drogę? – Sam podejrzanie intonuje głos. – Co ty pieprzysz stary? Jaka impreza, w jaką drogę? Od ponad dwóch godzin jesteśmy w trasie! Gdzie ty, kurwa, jesteś?
Zatyka mnie. Podnoszę niepewny wzrok na Betty, a ta unosi brew, przysłuchując się mojej rozmowie z Samem.
– Jak to gdzie?! W Krakowie! Wyruszyliście beze mnie?
Dziewczyna robi wielkie oczy, ale nie odzywa się ani słowem.
– Jak to bez ciebie? Przecież śpisz u siebie! – Czuję się, jakbym rozmawiał z idiotą. Słyszę jakieś trzaski i szmery. – Kurwa. Nie ma cię tutaj...
Domyślam się, że ten kretyn odsłonił zasłonkę przy łóżku, które zajmuję podczas podróży i zorientował się w sytuacji.
– Przecież mówiłeś, że idziesz do autokaru, bo chcesz się już położyć! – mówi z wyrzutem.
– Ale, kurwa, nie wróciłem do autokaru, a wy jesteście totalnymi kretynami, żeby nawet nie sprawdzić, czy jestem... – Przecieram wolną dłonią twarz. Nawet nie mam siły się irytować. – Dobra. Jak daleko zajechaliście i o której jesteście w stanie po mnie wrócić?
– Czekaj – warczy Sam do słuchawki.
Znów słyszę jedynie trzaski, następnie głosy, ten drugi należy do naszego kierowcy.
– Mike mówi, że jesteśmy w połowie drogi. Żeby zawrócić, musi najpierw dotrzeć do zjazdy z autostrady. Z powrotem w Krakowie będziemy za jakieś trzy godziny.
– Okej. Czekam na was. Jak będziecie już dojeżdżać, to zadzwoń, dam ci namiary, gdzie jestem.
Rozłączam się. Betty przygląda się mi z konsternacją wymalowaną na twarzy. Normalnie byłbym wkurwiony na przyjaciół, jednak teraz czuję się wspaniale. Podarowali mi jeszcze kilka godzin, które będę mógł spędzić właśnie z nią. Oczywiście jeśli Betty będzie mieć na to ochotę.
– I co? – pyta.
– Zapomnieli o mnie – mówię spokojnie, posyłając jej szeroki uśmiech.
– Jak to zapomnieli?
– No, normalnie. Myśleli, że już śpię w swojej wnęce z łóżkiem. Mamy tam takie zasłonki i nie sprawdzili, czy na pewno jestem.
– O, kurde. I co teraz?
– Mają przyjechać po mnie za kilka godzin. – Macham jej przed nosem telefonem, a następnie chowam go do kieszeni. – Może możemy gdzieś jeszcze pójść posiedzieć? – zagaduję z nadzieją.
Betty zastanawia się przez chwilę.
– Obawiam się, że o tej godzinie wszystko jest pozamykane, z wyjątkiem dyskotek, a tam jest głośno i mnóstwo pijanych ludzi... – wyjaśnia.
– To nie wiem. Może w takim razie odprowadzę cię do domu i poszwendam się po mieście, albo wynajmę sobie pokój w jakimś motelu na te trzy godziny...
Dziewczyna wzdycha. Rozgląda się niepewnie po okolicy. Wygląda, jakby mocno się nad czymś zastanawiała. Może jednak ona również nie chce się jeszcze ze mną rozstawać?
– A może... może zaczekasz na nich u mnie w mieszkaniu?
Tak! Czekałem tylko, aż te słowa padną z jej ust, ale nie daję tego poznać po sobie.
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – pytam, podchodząc do niej bliżej.
– Nie, nie jestem. – Rumieni się. – Musisz obiecać, że będziesz trzymał ręce przy sobie. Już i tak czuję się źle z tym wszystkim. – Wbija wzrok we własne buty.
– To będzie trudne...
– Dan – przerywa mi w połowie zdania – proszę – dodaje z naciskiem.
– Okej – unoszę ręce w geście poddania – obiecuję. Najważniejsze, że spędzimy jeszcze trochę czasu ze sobą.
***
Media: Aerosmith "What It Takes"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro