Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mój błękit

Niebieski materac unosi się wolno na powierzchni wody, niesiony przez delikatne fale. Leżę na nim, wpatrując się w błękitne niebo, po którym suną leniwie chmury. Dookoła panuje gwar typowy dla miejskiego kąpieliska w sobotnie południe. Jakieś dzieci krzyczą, ktoś skacze do wody ochlapując mnie milionem zimnych kropel. Młodzież gra w piłkę, jakiś dziadek uczy wnuczka pływać. Jest głośno i tłumnie, ciągle muszę pilnować, żeby materac nie stratował kogoś.

Wzdycham zmęczona tym wszystkim. Zamykam oczy. Otwieram ponownie, żeby sprawdzić swoje położenie. Znów je przymykam, obserwując jak błękit przed moimi oczami staje się tylko cienką linią. Głosy dookoła mnie stają się cichsze, jakbym zasypiała. Otwieram więc oczy, ale one nie chcą ze mną współpracować i praktycznie same zamykają się. Tylko na chwilę, na ułamek sekundy. Zapomnieć, nie myśleć o tym gdzie jestem, kim jestem, jaka jestem.

Nagle gwar zanika zupełnie. Przecież nie zasnęłam. Nie zasnęłam, prawda? Może odpłynęłam zbyt daleko? Ale to niemożliwe, część kąpieliska, po której można pływać na materacach jest ograniczona liną i bojami. Nie mogłam odpłynąć.

Otwieram gwałtownie oczy, przed którymi wciąż mam błękit nieba, ale teraz ten kolor jest jakiś inny. Bardziej intensywny, mocny. Wdaje się, ze niebo jest niemalże na wyciągnięcie ręki.

Dookoła panuje cisza, zakłócona jedynie charakterystycznym cykaniem cykad. Skąd tu, do cholery, cykady? Ten dźwięk brzęczy mi w uszach i nie daje spokoju.

Zaniepokojona podnoszę głowę. Osłaniam dłonią oczy przed rażącym słońcem. Nie poznaję tego miejsca, tej okolicy. Gdzie ja jestem?!

Nadal unoszę się na materacu, ale nie niebieskim tylko złotym, i nie na jeziorze, ale w wielkim basenie. Obok widzę sporych rozmiarów dom, willę z białymi okiennicami i pięknym patio wyłożonym żółtym kamieniem. Wokół roztacza się cudny ogród, z idealnie przyciętą trawą, iglakami i krzewami. Po dwóch stronach ciągną się pasy fioletowej lawendy.

Mam wrażenie, że to sen. To musi być sen. Jeśli tak, to uszczypnę się, nie powinno zaboleć, a nawet gdyby, to powinnam się obudzić.

Szczypię się re ramię - auł. Bolało, a ja dalej tu tkwię. To nie może być sen. 

Chociaż ciągle nie bardzo rozumiem, gdzie się znajduję, to czuję się tu jak w domu. Promienie słońca muskają moją skórę i mimo dezorientacji czuję błogi spokój, jakbym tu przynależała, jakby to było moje miejsce na Ziemi.

Mam ochotę rozłożyć się znów na materacu i zapomnieć o całym świecie. Nie myśleć. Upajać się spokojem i słońcem. Jednak niespodziewanie otwierają się przeszklone drzwi balkonowe i z domu wychodzi młody mężczyzna. Wysoki, szczupły, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami ramion, klatki piersiowej i brzucha. Jego czarne, nieco przydługawe włosy sterczą każde w swoją stronę. Jedną rękę i bok ma pokryte różnymi tatuażami. Ubrany jest jedynie w spodenki kąpielowe. Jego widok zapiera mi dech w piersiach, a serce niepokojąco przyspiesza.

– Wszystkie szczegóły koncertu w Bordeaux ustalone – mówi do mnie jakby nigdy nic, podczas gdy ja gapię się na niego z idiotycznie otwartymi ustami.

Kim on jest? Jak ma na imię? Skąd się znamy? Nie znam odpowiedzi na te wszystkie pytania, a jednocześnie czuję, że jest mi bliski. Bardzo bliski.

– Czemu patrzysz na mnie tak dziwnie? – pyta, przeczesując palcami włosy i spogląda na siebie.

Uśmiecha się, unosząc przy tym tylko jeden kącik ust. Wygląda uroczo, niezwykle. Mam ochotę zeskoczyć z materaca, znaleźć się blisko niego i scałować ten uśmiech z czerwonych ust. Jednak nie muszę, ponieważ brunet sam wskakuje do basenu. Wygląda przy tym niczym półbóg. Podpływa do mnie, a ja w tym czasie usiłuję usiąść i nie spaść do wody. Chłopak zatrzymuje się przy materacu i podciąga się nim opierając się przedramionami.

– Wszystko w porządku? – Przeciera dłonią twarz.

Przytakuję tylko, bo nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Patrzę w jego błękitne oczy, które mnie hipnotyzują. Prawą brew ma przekutą i zdobi ją srebrny kolczyk. Na obojczyku wytatuowane litery układają się w moje imię, co wprawia mnie w jeszcze większy szok. Bardzo powoli przejeżdżam opuszkami palców po napisie, a go przeszywa lekki dreszcz, na co się peszę i dosuwam dłoń.

– Dziwnie się zachowujesz – dodaje, spoglądając na mnie z ukosa spod mokrej grzywki, opadającej na jego czoło.

Ma szczupłą twarz, a policzki zdobią niewielkie wgłębienia kiedy się uśmiecha. Fascynuje mnie i jednocześnie czuję, że znam go od dawna.

– Powiesz mi czy mam to z ciebie wydusić? – Chłopak zanosi się śmiechem i łapie brzeg materacu, unosi go w wyniku czego ja wpadam do wody.

Błękitna tafla zamyka się nad moją głową. Odbijam się od kafelek na dnie i wypływam na powierzchnię. Prycham. Nawet nie wiem kiedy znajduję się w jego objęciach. Szczupłe, silne ramiona zamykają się na mojej tali i razem dryfujemy w basenie. Niepewnie splatam dłonie na karku chłopaka. Patrzymy sobie w oczy, przez dłuższą chwilę, nie odzywając się ani słowem.

Jeszcze nigdy, nigdy nie czułam się taka szczęśliwa. Nie czułam się tak błogo!

– To jak? Będziesz tam ze mną? – odzywa się pierwszy. – Na koncercie? Będziesz mnie wspierać?

– Jak zawsze – wyduszam z siebie, choć mój głos wydaje się mi obcy.

Chłopak składa na moich ustach pocałunek. Długi. Namiętny. A ja nie pozostaję mu dłużna.

Dan – podczas pocałunku przypominam sobie jego imię. Powracają do mnie również wspomnienia jego koncertów, w których uczestniczyłam. Jego niski, głęboki głos. Wyśpiewywał słowa piosenki tylko dla mnie. Na każdym koncercie wyszukiwał mnie wzrokiem i starał się nie tracić mnie z oczu.

Chłopak odrywa się od moich ust. Ponownie spogląda mi w oczy, a ja bym chciała się zatopić w ich błękicie.

– Przepraszam – mówi cicho, kiedy ja uspokajam oddech.

Jego słowa mnie zaskakują. Otwieram szeroko oczy.

– Za co?

Uśmiecha się unosząc kącik ust. Opiera swoje czoło o moje.

– Za to, że tak późno cię odnalazłem. Zmarnowaliśmy tyle lat, żyjąc bez siebie.

Mój oddech znów przyspiesza. Chcę mu wykrzyczeć, że ja wciąż żyję bez niego. Że to wszystko tu to jakiś popaprany sen. Iluzja. Coś co nigdy nie spełni się w moim prawdziwym życiu. Ani w tym, ani w następnym. O czym marzę od dawna i nigdy nie będzie mi dane tego przeżyć.

Zamiast tego mruczę tylko pod nosem:

– Dobrze, że w ogóle mnie znalazłeś.

Odpycham się od niego i odpływam w stronę brzegu, na który wychodzę i łapię za ręcznik kąpielowy. Wycieram włosy i skórę. W mgnieniu oka Dan znajduje się obok mnie. Staje za mną, chwyta w dłonie moje ramiona. Całuje delikatnie jedno z nich.

– Nie powiedziałaś w końcu, co ci dolega – mówi niskim głosem – ale zaraz to z ciebie wyciągnę!

W jednej chwili podnosi mnie w górę, wsuwając jedną rękę pod moje kolana. Piszczę, ale nie opieram się. Jeszcze nigdy, żaden chłopak nie niósł mnie w ten sposób. Przynajmniej nie w prawdziwym życiu. Mogłoby mi się to spodobać.

Zanosi mnie prosto do sypialni znajdującej się na parterze, do której prowadzą jedne z kilku balkonowych drzwi. Całą mokrą kładzie na łóżku. Zawisa nade mną, opierając się na przedramionach.

– Kocham cię – szepcze i zaczyna całować moją szyję.

Czuję uścisk w klatce piersiowej, a do moich oczu napływają łzy. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na takiego mężczyznę, ani to co może mi zapewnić w życiu.

Ciepło w podbrzuszu rozlewa się po całym moim ciele na samą myśl tego, co za chwilę nastąpi. Całkowite spełnienie.

Po wszystkim leżymy obok siebie. Wtulam się w jego ramię. Robię się senna. Oczy prawie same się mi zamykają. Przymykam je tylko na chwilę. Na jedną, króciutką sekundę.

Zrywam się nagle. Orientuję się, że znajduję się w łóżku w swoim pokoju. Jest ciemno i chłodno. Przechodzi mnie zimny dreszcz, jakby skóra oddawała ciepło nagromadzone podczas opalania. Oddycham ciężko, jestem spocona. 

Obok siebie wyczuwam obecność drugiej osoby, ale to nie jest Dan.

Czy to był sen? Jak znalazłam się we własnym łóżku, choć przed chwilą leżałam na materacu unoszącym się na miejskim kąpielisku. Może dostałam udaru słonecznego? Moi bliscy zadbali o to, żebym wróciła do domu, choć sama tego nie pamiętam?

A Dan? To co przeżyłam? To był sen? To nie był przecież sen, prawda? A może jednak...

***

"That life was never meant for me"

***

t could have been much worse, But it should have been better

FFDP "M.I.N.E"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro