Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marzenie

– Naprawdę nie rozumiem, czemu się tak uparłaś na te studia w Krakowie – wścieka się Maks. – Na szczęście to ostatni semestr. Magisterkę możesz już robić tutaj. Mogłabyś zamieszkać ze mną.

– Maks, proszę, rozmawialiśmy już o tym – mówię ze znudzeniem, obserwując, jak podjeżdża mój autokar.

Boję się mu przyznać, ale wcale nie mam zamiaru wracać do rodzinnego miasta. Jeszcze nie teraz. Chcę kontynuować studia w Krakowie, a co dalej, to się okaże. Tymczasem Maks snuje już plany za nas oboje. Wspólne mieszkanie, kariera zawodowa, ślub, dzieci, może w przyszłości kredyt hipoteczny na jakiś niewielki domek. Nie powiem, też o tym marzę, ale jakoś... nie wiem sama. To wszystko jest takie zwykłe, przewidywalne. Ale właściwie, czego ja oczekuję więcej? Nie jestem wybitnie zdolna, więc nie bardzo mam szansę osiągnąć w życiu coś więcej. Nie mam zamożnych rodziców, którzy mogliby sponsorować każdą moja zachciankę. Powinnam się cieszyć, że znalazłam dobrego kandydata na męża i ojca moich dzieci. Każdy mi to powtarza, że jestem szczęściarą, że mam Maksa i nie powinnam narzekać na swoje życie.

Autokar zatrzymuje się na wyznaczonym miejscu. Maks pomaga mi spakować rzeczy do środka. Trochę tego mam, w końcu wracam po wakacjach. Do rozpoczęcia semestru jeszcze pozostały dwa tygodnie, ale muszę ogarnąć wszystkie sprawy na miejscu.

Upały, które ciągnęły się do połowy września nareszcie odpuściły, chociaż ja jeszcze czuję na skórze pieczenie po tym, jak ostatnio zasnęłam na materacu. Na szczęście poparzenia nie były mocne, a skóra powoli nabrała już brązowego odcieniu.

Maks żegna mnie pocałunkiem. Długim i czułym. Wiem, że będzie tęsknił. Ja też. Choć czasem mam wrażenie, że ta tęsknota dobrze nam robi. Lepiej dogadujemy się przez Messengera niż na żywo.

Kiedy siedzę w autokarze, spoglądam na Maksa ostatni raz. Posyłam mu uśmiech na pożegnanie. Znamy się już od bardzo, bardzo dawna. Chodziliśmy do jednego liceum. W trzeciej klasie postanowił mnie poderwać. Umówiliśmy się raz, potem drugi i już tak zostało. Okrzyknięto nas parą roku. Wszyscy powtarzali, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlaczego ja tego nie czuję? Kocham Maksa, tego jestem pewna, ale czy kocham go na tyle mocno, żeby związać się z nim na zawsze?

Już sama nie wiem. Ogarniają mnie coraz większe wątpliwości. Po ostatnim śnie, zupełnie nie wiem, co mam myśleć. To było tak realistyczne. I ten chłopak ze snu. Jednak to był tylko sen. Nie powinien wywoływać takiego zamieszania w moim życiu. Nieważne, że czuję się jakby życie przemykało mi się między palcami. Jakby była w niewłaściwym miejscu, a może i czasie.

Gdy odjeżdżamy już na tyle daleko, że nie widzę ani Maksa, ani dworca PKS, wkładam słuchawki do uszu. Włączam na komórce rockową muzę. Zamykam oczy, a głowę opieram o zimną szybę. Szum autokaru oraz wczesna pora sprawiają, że mam problem, żeby nie zasnąć.

Przymykam oczy raz, potem drugi, a gdy je znów otwieram, znajduję się w zupełnie innym miejscu. Po raz kolejny dzieje się to samo.

Siedzę przy niewielkim stoliku przed małą kawiarenką. Opieram głowę na ręce, trzymając łokieć na blacie. Prostuję się gwałtownie, kiedy dociera do mnie, gdzie jestem. Znajduję się w francuskim miasteczku, gdzie ja i Dan wynajęliśmy willę na wspólne wakacje podczas przerwy w jego trasie koncertowej.

Ten sen sprzed dwóch tygodni, który przyśnił mi się podczas dryfowania po jeziorze na dmuchanym materacu... Czyżby teraz działo się dokładnie to samo? To był tylko sen, jednak w mojej głowie pozostały szczegóły, które nie powinny. Sytuacje, których nigdy nie przeżyłam. Miejsca, w których nigdy nie byłam i ludzie, których nigdy nie poznałam. To jest totalny absurd przeczący wszelkim prawom natury i fizyki.

Tym razem jest równie realnie, jak poprzednio. Ponownie szczypię się w rękę, ale to nie pomaga mi w przebudzeniu się. Wszystko odczuwam zbyt intensywnie, zbyt realnie. Rozmowy ludzi siedzących obok, miasteczko tętniące życiem mimo późnej pory, muzyka grająca gdzieś z oddali. Zupełnie nie czuję się jakby to był sen, tylko jakbym nareszcie znalazła się we właściwym miejscu.

– Dobra, po drodze poprosiłem o rachunek, zaraz nam go przyniosą. – Obok mnie przysiada się Dan.

Tak, Dan! Dokładnie ten sam chłopak z poprzedniego snu! Przyglądam się mu uważnie. To na pewno on. Wygląda dokładnie tak samo. Czarne sterczące włosy, wygolone po bokach, jasna cera i błękitne oczy. Jak to możliwe? Nie ma takiej opcji, żeby przyśnił mi się dwa razy ten sam chłopak, którego nigdy nie widziałam na oczy w realnym świecie.

Dan kładzie na mojej dłoni swoją, wytatuowaną. Nie przyglądam się wzorom, które ją pokrywają, tylko spoglądam mu prosto w oczy.

– Czemu znowu patrzysz na mnie tak dziwnie, jakbyś mnie widziała pierwszy raz w życiu? – pyta, całując moje odkryte ramię, a ja w odpowiedzi jedynie kręcę głową.

Spuszczam głowę, pod kaskadą rozpuszczonych włosów ukrywam rumieńce na policzkach. Kiedy tylko pomyślę o tym, co zaszło między nami ostatnim razem.

Uświadamiam sobie, że w tej rzeczywistości minął zaledwie jeden dzień. Jeden dzień odkąd wrzucił mnie do basenu, a potem mokrą zaniósł do sypialni.

Co powinnam zrobić? Starać się za wszelką cenę obudzić? Czemu wcale nie czuję, że śnię? A może powinnam cieszyć się chwilą? Tym, że jestem u boku tego niesamowitego faceta, który jest ucieleśnieniem wszystkich moich marzeń i fantazji. Czy powinnam korzystać z tego snu i brać pełnymi garściami wszystko co mi daje?

Powolnym krokiem oddalamy się od miasteczkowego gwaru. Mijamy kolejne wąskie uliczki oraz stare kamienice. Dan zapłacił za naszą kawę i ruszyliśmy w stronę wynajętego przez niego domu. Z każdym przebytym metrem jest coraz ciszej i ciemniej. Powoli dociera do nas jedynie dźwięk cykad, a powietrze staje się chłodniejsze. Pocieram dłonią ramię, na co Dan obejmuje mnie jeszcze mocniej. W okolicy panują zupełne pustki. Ludzie albo spędzają wieczory w miasteczku albo w domach, w rodzinnym gronie.

– Kocham to miejsce – mówię cicho. – Mam wrażenie, że czas tutaj stanął w miejscu. Nie trzeba się nigdzie spieszyć. Żadnej gonitwy, wyścigu szczurów. Mogłabym tu zostać na zawsze – dodaję smutno, bo nie mam na myśli tylko tego miasteczka i wynajętego domu, ale przede wszystkim sen. Wiem, że gdy tylko otworzę oczy to wszystko się rozwieje, niczym poranna mgła.

– Mi też się tu podoba – rzuca Dan. – Co powiesz na to, żebyśmy kupili tutaj dom?

Zatrzymuję się w pół kroku i spoglądam na niego zaskoczona.

– Mówisz poważnie?

– Jasne. – Uśmiecha się charakterystycznie, czyli unosząc jeden kącik ust. – Rozmawiałem z właścicielem domu, który wynajmujemy. Okazało się, że planuje go sprzedać w najbliższej przyszłości i pomyślałem, że mógłbym go kupić dla nas.

Dan chwyta moja dłoń i przyciąga mnie do siebie, obejmując w pasie drugą ręką. Żar jego ciała oraz zapach perfum, które używa działają na mnie zniewalająco.

– Co z twoim apartamentem w Miami, co z zespołem i w ogóle? – dopytuję.

– Moglibyśmy tu spędzać wakacje i każda wolną chwilę. Mógłbym tu nawet stworzyć sobie salę nagrań i tworzyć. Na pewno coś wymyślimy.

– Dan – mówię cicho – to byłoby cudowne. Jak spełnienie marzeń.

Mężczyzna uśmiecha się jeszcze szerzej, a mnie przyciąga bliżej siebie tak, że nasze usta dzielą jedynie milimetry. Po chwili mnie całuje. Najpierw delikatnie, a następnie mocniej, bardziej namiętnie i zachłannie. Nie pozostaję mu dłużna. Zarzucam ręce na jego szyję i poddaję się tym pieszczotom.

Nagle Dan odrywa ode mnie swoje usta, ale nadal uśmiecha się łobuzersko i zaczyna mnie ciągnąć na prawo. Schodzimy z głównej, choć opustoszałej drogi i już po chwili znajdujemy się na terenie, gdzie znajduje się coś na kształt amfiteatru. Na stopniach ukształtowanych z ziemi, układających się w półkole, znajdują się drewniane siedliska. Stopnie schodzą w dół, gdzie znajduje się niewielka, drewniana scena. Organizowane są tutaj różnego rodzaju małomiejskie imprezy i festyny. Teraz jest tu ciemno i głucho, nie licząc wszechobecnych cykad.

Dan schodzi kilka stopni niżej, ciągnąc mnie za sobą. Siada w końcu na jednej z ławeczek, a ja ląduję na jego kolanach. Kontynuujemy całowanie. Jego usta pieszczą delikatnie moją szyję, najpierw tuż przy uchu potem nieco niżej. Czuję jak zalewa mnie fala gorąca, gdy miękkie wargi Dana schodzą powoli w kierunku dekoltu.

Poprawiam się i ląduję okrakiem na kolanach Dana, a z jego ust wydobywa się cichy jęk. Wsuwa dłonie pod rozkloszowaną spódnicę od sukienki i sunie nimi po moich udach coraz wyżej, aż palcami wskazującymi zahacza gumkę majtek. Mój oddech przyspiesza, czuję skurcz w żołądku.

Wiem, że nigdy bym sobie nie pozwoliła na to, co za chwilę nastąpi. Nie miałabym na tyle odwagi. Jednak to jest sen, więc dlaczego nie mogłabym zaryzykować. To tylko sen... 

***

Media: Papa Roach "Falling Apart"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro