17. Sposób na nudę
Kolejny rok w Hogwarcie mijał w zastraszająco szybkim tempie. Zanim Merriwether się obejrzała, był już październik. Wszystko ostatnio wyjątkowo ją nudziło. Miała wrażenie, że absolutnie nic się nie dzieje. Tylko ćwiczenia z Severusem w Sali Tortur stanowiły od biedy pewną rozrywkę, lecz i one zaczynały jej powoli powszednieć. W końcu jak długo można się podniecać nieustannym posiadaniem siniaków i magicznych urazów? Zresztą, i Severus ostatnio nie miał humoru... Od czasu, gdy Merriwether oświadczyła mu dobitnie, że ma gdzieś Voldemorta i jego ugrupowanie, i nie chce o tym więcej słyszeć, wydawał się obrażony.
Oprócz nieznanego jej wcześniej w takiej postaci ciągłego uczucia znudzenia, Merriwether dostrzegła w sobie szereg innych dziwnych zmian. Na przykład wychodząc z sypialni, nie mogła się powstrzymać przed zerknięciem do lusterka. Nie miała pojęcia, skąd jej się to nagle wzięło ani czemu miało służyć. Przecież wyglądała zawsze tak samo i nie miała zamiaru niczego w swoim wyglądzie zmieniać, bo i po co? Nawet by jej się nie chciało... Śmiech budziła w niej myśl, że mogłaby, tak jak inne dziewczyny, poświęcać całe godziny na pacykowanie się. I dla kogo miałaby to robić? Dla Snape'a może?
„Głupieję chyba na starość", pomyślała. „Jeżeli jeszcze zacznie mi się podobać różowy kolor, najzwyczajniej w świecie palnę sobie w łeb!".
Powyższym rozmyślaniom oddawała się na lekcji mugoloznawstwa. Na tych zajęciach też od jakiegoś czasu miała kłopoty ze skupieniem się. Pewnie dlatego, że od września przerabiali doktryny polityczne państw mugolskich. Merriwether myślała, że historia magii jest raczej nudna, ale to pobijało wszelkie rekordy. Panna MoFire co lekcję podpierała na rękach opadającą głowę i drzemała z otwartymi oczami. Profesor Celerlaxus albo tego nie zauważył, albo postanowił wspaniałomyślnie ignorować, w każdym razie dał jej spokój.
Zmęczony zwyczajowym krążeniem po klasie w trakcie wykładu Felix Celerlaxus postanowił usiąść. Nie byłby sobą, gdyby, zupełnie zwyczajnie, wykorzystał do tego krzesło. Przysiadł na brzegu biurka, a to nie wytrzymało jego dość pokaźnego ciężaru i załamało się. Niechybnie trochę by się obił, gdyby rzucone przez kogoś zaklęcie nie zatrzymało go tuż nad ziemią.
– Oszałamiający refleks, Merriwether – pochwalił Ślizgonkę Celerlaxus, stanąwszy pewnie na nogach. – Naprawdę.
Merriwether gwałtownie się ocknęła i w oszołomieniu popatrzyła najpierw na profesora, potem na swoją wyciągniętą dłoń, potem znowu na profesora i dopiero po jakimś czasie dotarło do niej, co właśnie nieświadomie zrobiła. Treningi obronne wyrobiły w niej wiele pożytecznych i całkowicie automatycznych odruchów, a to, że do czarowania nie potrzebowała różdżki, tylko upraszczało sprawę.
– Myślę, że w tym roku może ci się to wyjątkowo przydać – podkreślił.
– A to dlaczego?
– Bo niedługo coś się wydarzy – odpowiedział tajemniczo profesor.
Cała klasa, znudzona niepomiernie i przytłumiona systemami parlamentarnymi i ordynacjami wyborczymi, w jednej chwili się ożywiła. Wszyscy chcieli wyciągnąć od nauczyciela jak najwięcej informacji.
– Co takiego się wydarzy?
– Proszę powiedzieć!
– Niech pan nie będzie taki!
– Spokojnie, spokojnie. – Uśmiechnął się Celerlaxus. – Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
– Nie! Niech pan teraz mówi! – Z wielu gardeł wyrwał się zawiedziony okrzyk.
– Dyrektor Dumbledore nigdy by mi nie wybaczył, gdybym nie utrzymał tego w tajemnicy. Ale bez nerwów, wszystkiego dowiecie się jeszcze dzisiaj podczas kolacji. Mam nadzieję, że będzie wielu chętnych...
– Do czego?
– Co to będzie?
– Jakiś konkurs?
– Turniej Trójmagiczny? Termin wypada w tym roku, sprawdzałem – mówili uczniowie jeden przez drugiego.
Zapanował chaos. Profesor Celerlaxus wyglądał na szczerze zadowolonego z powodu zamieszania, jakie udało mu się spowodować. Nie lubił zwyczajnych lekcji.
– Nic wam więcej nie powiem! Nie próbujcie nic ze mnie wyciągać! Proszę mnie tylko nie zawieść i licznie się zgłaszać, moje kochane mugolaki – powiedział z sympatią. – Pokażemy im! Pokażemy im, że nie tylko oni to i owo potrafią.
Studenci nie mieli bladego pojęcia, o czym on mówi.
– Pamiętajcie, liczę na was – rzekł na koniec i szczególnie wymownie spojrzał na Merriwether i Christiana Tennysona.
***
Podczas kolacji wśród uczniów panowało niesamowite podniecenie. Wieści o tym, co wypaplał na mugoloznawstwie profesor Celerlaxus, rozniosły się lotem błyskawicy i wszyscy wprost nie mogli się doczekać, aby dowiedzieć się więcej. Wpłynęło to na powszechny brak apetytu i stosunkowo szybkie zakończenie posiłku. Gdy ze stołów zniknęły talerze i kielichy, powstał dyrektor Albus Dumbledore i rozpoczął przemowę do uczniów.
– Proszę przez chwilę nie opuszczać sali, ponieważ chciałbym coś ogłosić, ale to już chyba wiecie. Pewnie dziwi was to moje nagłe wystąpienie... A raczej zdziwiłoby, gdyby ktoś nie popsuł mi dzisiaj niespodzianki. – Spojrzał z surową miną na nauczyciela mugoloznawstwa, ale oczy miał roześmiane. – W każdym razie, na pewno jesteście ciekawi, o co w tym wszystkim chodzi.
– TAK! – gruchnęło w Wielkiej Sali.
– Mógłby już przejść do sedna – mruknął Severus do Merriwether.
– Ano mógłby – odpowiedziała i ziewnęła. Te ich treningi zdecydowanie nie mogą trwać aż do trzeciej w nocy. Trzeba coś z tym zrobić...
– Jak większość z was wie – kontynuował dyrektor – w tym roku powinien tradycyjnie odbyć się Turniej Trójmagiczny. Niestety, przeprowadzenie go jest w obecnej sytuacji niemożliwe. – Przez komnatę przetoczył się jęk zawodu. – Tak, ja też żałuję. Żałuję, że nie żyjemy w trochę spokojniejszych czasach. – Spoważniał nagle dyrektor. – Wszystko to z powodu pewnego... hm... stowarzyszenia, które rozpoczęło swą działalność trzy lata temu i staje się coraz bardziej agresywne. Przewodzi mu niejaki Voldemort, a jego zwolennicy zwą samych siebie Śmierciożercami...
– Śmierciożercy? – ocknęła się panna MoFire. – Czy nie tak nazwał nas...
– Pettigrew. Tak, właśnie tak.
– To ten twój Jakmutam ma jakichś zwolenników?
– Przecież ciebie to nie obchodzi – powiedział jadowicie Snape.
– Tylko pytam!
– Bądź cicho, bo nie słyszę, co mówi.
– Coraz częściej – ciągnął Dumbledore – zarówno w świecie czarodziejów, jak i mugoli wybuchają, wzniecane przez nich, rozruchy. Zapanowanie nad Śmierciożercami i stanie na straży porządku tak, abyśmy mogli czuć się bezpiecznie, wymaga więc od Ministerstwa Magii wiele wysiłku. Nic dziwnego, że w obliczu tak poważnych wydarzeń ministerstwu trudno znaleźć czas na organizowanie konkursów. Chyba jesteście w stanie to zrozumieć? A bez współpracy ministerstwa Turniej Trójmagiczny nie może się odbyć.
W Wielkiej Sali panowała cisza, a wszyscy zgromadzeni mieli poważne miny.
– Nie smućmy się jednak, bowiem taka sytuacja nie może długo potrwać i być może Turniej Trójmagiczny odbędzie się za rok. Tymczasem wcale nie powiedziałem, że do czasu pokonania grupy Voldemorta nie będą organizowane żadne zawody, wręcz przeciwnie.
Uczniowie ponownie się ożywili, ponieważ wydawało im się, że wiedzą już, co zaraz usłyszą.
– W obliczu tego, co przed chwilą opowiedziałem, w zastępstwie Turnieju Trójmagicznego Szkoła Magii i Czarodziejstwa Durmstrang z Bułgarii wystąpiła z inicjatywą zorganizowania na własną rękę Międzyszkolnego Turniej Pojedynków, słusznie mniemając, że umiejętność stawienia oporu jest teraz absolutną podstawą.
Wśród zgromadzonych zapanowała prawdziwa euforia. Siedzący przy wszystkich czterech stołach uczniowie wyli z radości i podniecenia. A najbardziej zachwyceni byli Merriwether MoFire i Severus Snape, patrząc na siebie porozumiewawczo. Wreszcie! Wreszcie zaprezentują całemu światu to, co udało im się osiągnąć przez lata żmudnych ćwiczeń – i to całkowicie samodzielnie!
– W ciągu najbliższych miesięcy w każdej z trzech szkół odbywać się będą wewnętrzne eliminację, a ich zwycięzcy spotkają się na wielkim finale w Durmstrangu i tam zmierzą ze sobą nawzajem. Od jutra prowadzone będą zapisy chętnych do wzięcia udziału w Turnieju. I tutaj kolejna dobra wiadomość: nie ma żadnych ograniczeń! Na listę może zostać zapisany każdy uczeń, bez względu na wiek i wyniki w nauce. Nie chcemy, żeby ktokolwiek czuł się dyskryminowany. Każdy też, naszym zdaniem, potrafi realnie ocenić swoje umiejętności i zdecydować, czy zdoła pokonać tylu przeciwników. Ze swej strony zapewniamy, że pojedynki będą się odbywały pod stałą nauczycielską kontrolą i nikomu nie ma prawa stać się cokolwiek złego. Dziękuję. Możecie rozejść się do dormitoriów i wszystko w spokoju przemyśleć. Dobranoc.
Nikomu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
***
– I ty naprawdę się zapisałaś? – pytała przejęta Ozzes.
– Oczywiście, że się zapisała. A kto miał się zapisać? – odpowiedział za Merriwether Christian. – W końcu to Durmstrang, dla Ślizgonów tak jakby środowisko naturalne.
– Dzięki. Znakomite porównanie. Też mam się zrewanżować jakimś komplementem? – rzuciła panna MoFire.
– Nie, lepiej nie! – Udał przestraszonego taką możliwością. – Mogłabyś tej uprzejmości nie przeżyć.
– A ty się zapisałeś? – zapytała.
– Jakżebym śmiał! Zresztą, przecież ja nic nie umiem. Sama mi to powiedziałaś.
– Wiesz, tak bywa – powiedziała, uśmiechając się złośliwie. – Trzeba zaakceptować swoje braki.
– I tak się zapisał – przerwała ich przekomarzania Ozzes. – Profesor Celerlaxus powiedział, że mamy im pokazać... Ale komu i co mamy pokazać? – zapytała nagle. – Bo ja się chyba pogubiłam.
– O tak, ty na pewno – mruknęła cicho Ślizgonka.
– Co?
– Nic, kompletnie nic.
– Ja w ogóle nie rozumiem, co takiego ciekawego jest w pojedynkach. Bo to przecież straszna głupota. I ja nie wiem, czy jeszcze jakaś dziewczyna się na to zapisze, Merriwether. Nie będziesz miała z kim walczyć.
– Nie rozumiem, co masz na myśli.
– No, jak nie będzie dziewczyn, to z kim się będziesz pojedynkować?
– Jakie to ma znaczenie?
– Przecież nie będziesz chyba walczyć z... hm... z chłopcami?!
– A czemu nie? To na tym właśnie polega.
– Uczestnicy nie będą podzieleni? – dziwiła się Ozzes.
– Dlaczego mieliby być?
– Wobec tego ja się nigdy, przenigdy na to nie zapiszę. Po moim trupie! Jakie miałabym szanse?
Merriwether i Christian się zaśmiali. Ozzes była taka naiwna i w tym tkwił jej wielki urok. Z kolei jej zwyczaj nieustannego dziwienia się był przedmiotem wielu żartów. Koledzy powszechnie przekręcali imię dziewczyny i wołali na nią „Ożeszty" albo „Ożeszkurdeniemożliwe".
Cała trójka stała nadal przed gabinetem mugoloznawstwa i rozmawiała, choć lekcja już dawno się skończyła.
– MoFire! – zawołał ktoś i dziewczyna odwróciła się w stronę głosu.
Na końcu korytarza stał rozjuszony Severus Snape. Dopiero teraz sobie o nim przypomniała.
– Sorry, muszę lecieć – rzuciła i zostawiła Ozzes i Christiana samym sobie.
– Gdzie ty się szlajasz? Mieliśmy przećwiczyć zaklęcia ofensywne.
– Zdążymy! Dopiero zaczęły się zapisy. Turniej nie zacznie się wcześniej niż za miesiąc.
– Za dwa tygodnie – poinformował ją Severus.
– Serio?
– Przygotowują już specjalną salę. Widziałem ją.
– I co?
– Nasza jest lepsza. Dobrze, że sobie o niej nie przypomnieli.
– I? Może trochę to rozwiniesz? Jak wygląda sala?
– Zaraz mnie wyrzucili, McGonagall tam była. W każdym razie trzeba się wziąć do roboty. Mamy mało czasu.
– Nie przesadzasz?
– Wether, czy ty nie rozumiesz, jaka to jest szansa? Wreszcie im wszystkim pokażemy. Musimy wygrać, po prostu musimy!
– Nie wyobrażam sobie innej możliwości. Poza tym, co to za konkurencja...
Severus sprawiał wrażenie, jakby jej w ogóle nie słyszał.
– Wygrać, wygrać. O to właśnie chodzi. Pojechać do Durmstangu, tam już pójdzie łatwo... Chociaż mogą być nieźli. W Durmstrangu dość liberalnie podchodzą do niektórych półlegalnych zaklęć, nie to, co tu. Tylko w kółko te same, grzeczne uroczki. Ale mamy szansę. Tak, wszyscy zobaczą.
– Tak, Celerlaxus też coś mówił mugolakom o pokazywaniu, na co ich stać.
– Nawet mi nie mów o tych twoich szlamach!
– Ojej, tylko nie gryź!
– O, daj mi spokój! Myślę...
– Co ty nie powiesz?! Niesamowite! Ty myślisz!
– Wether!
Szli w milczeniu, aż dotarli do Sali Tortur. Wtedy Severus ni z tego, ni z owego wypalił:
– Ile kolejnych nocy można nie przespać?
– Co ci chodzi po głowie?
– Wether, ja naprawdę chcę wygrać ten konkurs.
Merriwether popatrzyła na niego uważnie, potem rozejrzała się po pogrążonych w ciemności lochach i nagle jakby coś do niej dotarło.
Co się z nią działo przez ostatni rok? Gdzie ona się, do cholery, podziewała? Co robiła? Nie pamiętała już nic i nic się dla niej nie liczyło. Zgubiła się gdzieś, ale zdążyła się w porę odnaleźć. To tutaj było jej miejsce, tu, w Slytherinie, tu, w lochach. Pomyliła się. Szukała nie wiadomo czego, a tymczasem świat, do którego należała, był tu i nigdzie indziej. Mugolaki, Londyny, Celerlaxusy – nigdy nie będzie i nie chce do nich pasować. Ona jest z MoFire'ów! Dość robienia z siebie idiotki.
Wyprostowała się dumnie i zadarła do góry głowę. W jej oczach ponownie, po dłuższej przerwie, zamigotały złe ogniki.
– A ja nie CHCĘ wygrać tego turnieju. Ja go WYGRAM.
Od tej pory Merriwether i Severus oddali się niezwykle intensywnym ćwiczeniom. Byli bardzo zawzięci. Wkrótce też Snape znalazł gdzieś przepis na eliksir odpędzający sen, co pozwoliło im trenować także w nocy. W ich relacjach zapanowała na powrót harmonia, zapomnieli o wszystkich niesnaskach i znów byli najlepszymi przyjaciółmi – o ile można tak rzec w wypadku Ślizgonów. Rozumieli się doskonale i bez słów, jak kiedyś. I wyglądało na to, że już zawsze tak będzie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro