Ósmy
Zrobiło mi się strasznie goraco i otworzyłam oczy. W pokoju było ciemno, obok mnie leżał śpiący Harry i nagle buchnęło we mnie to wszystko co działo się kilka godzin temu. Uśmiech wkradł się na moje wargi zupełnie samoistnie i coraz bardziej zaczęło mnie to zastanawiać. Ten chłopak działa na mnie źle, inaczej niż wszyscy inni, nie tak jak powinien. Jego ręką była zarzucona przez moją talię, a nogi wplecione w moje, owijał się wokół mnie niczym bluszcz. Więc już wiem czemu było mi tak strasznie gorąco, jego oczy były zamknięta a klatka unosiła się i opadała miarowo. Spał. Miałam chwilkę czasu żeby obejrzeć jego twarz. Idwalne rysy, duży nos, odznaczona szczęka, loczki roztrzepane na poduszcze w każdą stronę, prawie nieświadomie uniosłam palec i przejechałam nim po jego policzku. Delikanie sapnął i uśmiechnął się przez sen. Obrócił swoje ciało tyłem do mojego dzięki czemu bez zbędnych wieżgań mogłam zejść na dół i się czegoś napić. Nałożyłam na siebie szlafrok który leżał obok łóżka i zerknęłam na godzinę - 2:30. Schodząc po schodach zbierałam ubrania, które wczoraj zrzucaliśmy z siebie i położyłam je na sofie. Siegnęłam do szafki po sok i nalałam sobie odrobinkę mmm pyszny.
- Darcy?
- Już idę.
Harry się obudził z tego co słychać. Spowtorem wspięłam się po schodach do sypialni i wskoczyłam do ciepłego łóżka.
- Gdzie byłaś? - Położył rękę na mojej talii i lekko przysunął mnie do siebie, sam opierając się na zagłówu mojego łóżka.
- Napić się soku, jesteś strasznie gorący.
- Dzięki ptaszyno, tez jesteś niezła.
Przerwóciłam tylko oczami i postanowiłam zacząć temat, który nurtował mnie od dawna.
- Dlaczego tak żyjesz?
- Masz na myśli, że nie jestem w stałym związku? - Pokiwałam głową, opierając sie na jego klatce.
- Kiedyś byłem.. Dość mocno zakochany, wierzyłem jej i ufałem. Było cudownie, aż w pewnym momencie wracając do domu zobaczyłem jak żegna się przed mieszkaniem ze swoim przyjacielem z pracy. Mam na myśli, dość namiętnie się żegnali. Wszedłem do mieszkania i zapytałem co to miało znaczyć, powiedziała mi że są razem, że to koniec i w zasadzie nigdy nie było dla nas przyszłości. Od tego momentu postanowiłem stać się łowcą, raz jestem, raz mnie nie ma. Może dla mnie samego nie ma przyszłości w związku?
Nagle obrócił się i spojrzał na mnie, uginając rękę i opierając na miej swoją głowę. Zielone tęczkówki wypalały we mnie dziurę, patrzyły wkroś mojej duszy.
- Nigdy z nikim nie miałem takie układu jak z Tobą, Darcy. To dziwne, bo nigdy niczego takiego nie czułem, nie mogę znieść myśli że ktoś inny mógłby dotykac Cię tak jak ja. Żyjesz jak ja, więc nie muszę się bać, że będziesz chciała ode mnie czegoś więcej, czegoś czego ja nie mogę Ci dac.
- Dlaczego więc się nie całujesz?
- To zbyt intymne jak dla mnie, może to pokręcone ale mam taką zasadę. Jestem pewien że pocałuję dziewczynę, którą będę kochał, naprawdę kochał, jeśli jestem zdolny do miłości.
- Oczywiście, że jesteś, każdy jest. Dziewczyna, którą pokochasz będzie najszczęśliwsza. - Uśmiechnęłam się do niego, ale przerwał to ogromny ziew z mojej strony. Harry zaśmiał się tylko i wręcz przekręcił mnie na drugą stronę, swoją nagą klatkę przyciskając do moich pleców.
- To jasne, że będzie szczęśliwa, zrobię wszystko żeby tak było. A teraz śpij, słodka Ptaszyno. - Poczułam tylko jak przyciska swoje usta do moich włosów i składa w śród nich delikatny pocałunek. Pochłonął mnie sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro