Moc upadku
Z pióra wyciskam uzależnienie,
nadaję powstaniu lukrecjowe tchnienie
Przepraszam, że czasem oddycham za głośno,
że przechadzam się lasem z bronią "przenośną"
Nikogo nie chcę zranić swoimi wierszami,
przytrzymam na grani, gdy ludzie ranią się sami
Przepraszam, że czasem mi oczy spadają,
lecz, mój drogi, nie widzisz, jak się zapalają
Gdy latarnię zaświecę w sercu, tak drobnym
i ja, ty i gwiazdy będą tworem podobnym
I moja strzelba i stwór cię przeraził
Ja obiecuję, że nie będzie tu łaził
Strzelba to pióro, gdybyś nie złapał
Stwór - pokolenie, jeszcze się nie doczłapał
ku końcu, stracenie to nie nasz kochanek
My czarnym kolorem zastrzelimy ranę
A ta się zasklepi, ujrzymy wnet barwy
Motyl w jedność się zlepi i wykluje się z larwy
i kochać będzie najmocniej jak może
i pławić się w ciepłym i czułym kolorze
Gdy walczyć będziemy, spadać ciężko, szalenie
z Mocy upadku powstanie to pokolenie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro