Brzydka bajka o sensie życia
Ciemne nigdy rozlewa smoliste ciało,
liżę podłoże i ciągle mi mało
Łapię garści substancji w rozpaczliwym amoku;
zupa rozbitych znaków i powypadkowego szoku
Szukając wyjścia z kuli stopionego ołowiu,
paznokcie wbijam w płuca, salutując zdrowiu
i przegrywam ze szkieletem co ciągnie mnie za nogę
Kości w kostce dalej pytają się o drogę
Kości w kolanie wapiennym magnesem buntu
ciągną, jakoś dziwnie, kolejny raz do gruntu
Niefunkcjonalny łeb pisać umie słowa,
choć co z tego, skoro obca jemu własna mowa
Marzy o deszczu spadającym z nieba
Cofa się, gdy łzy wlać w chmury trzeba
Krzyczy, społecznie zależny od słabości
Kroczy pod opieką leniwej żałości
Myśl człowieka młodego, co oddechem w morzu brodzi
Apa(e)tyczna racja, że nic mnie nie obchodzi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro