1. 𝐆𝐚𝐥𝐞𝐫𝐢𝐚
-Pablo Gavi-
Jestem Pablo Martín Páez Gavira lub jak to mówią gracze Realu Madryt Pablo Gaviera, czyli najbardziej niezrównoważony dzieciak, którego Fc Barcelona na oczy widziała. Mam miliony fanek, a jednak nie interesują mnie dziewczyny. Stoję teraz przed jakąś wielką galerią w Madrycie. Dzisiaj gramy mecz przeciwko Realowi Madryt, a ja muszę kupić coś na przeprosiny dla Ter Stegena. Tak przyznaję się.. zrobiłem znowu coś głupiego. Ściąłem mu włosy jak spał i teraz jest na mnie cholernie zły. Wchodzę do środka i cicho wzdycham. Ludzie. Dużo ludzi. Zakładam kaptur. W słuchawkach leci moja ulubiona muzyka. Nie wiem nawet, czemu lubię piosenkę pod tytułem ,,I Wanna Be Yours". Przecież jestem samotny i w nikim się nie zakochałem. Nie będę się tym przejmować.
- Poproszę dwa pudełka czekoladek z alkoholem - sprzedawca, który rozmawiał z innym klientem odwrócił się w moją stronę. Patrzył mi w oczy i szukał czegoś w kieszeniach spodni. Sięgnął po czekoladki, a mi podsunął karteczkę z długopisem. Podpisałem się ładnie i podałem mu kartkę. Czy zapłaciłem za dwa pudełka 10 tysięcy? Tak. Z Ter Stegenem nie jest łatwo.
- Dziękuję, zapraszamy ponownie - kiwnąłem lekko głową znowu, puszczając muzykę. Prawie ogłuchłem, ale to nic. Jeszcze słyszę. Schowałem pudełka z czekoladkami do torby i zobaczyłem kogoś, kogo średnio chciałem widzieć przed meczem. Rodrygo. Jaki ten Madryt mały. Lekko mi pomachał, a ja z grzeczności też to zrobiłem. Chwilę później zobaczyłem jak Vinícius Júnior wychodzi ze sklepu po drugiej stronie mnie. Zająłem się pisaniem do Pedriego o jakąś podwózkę, czyli w moim przypadku o ratunek. Kontem oka widziałem, jak rozmawiają ze sobą na nieznany mi temat, a może jednak. Nie zawsze widzi się gracza Barcelony w Madrycie, tak wcześnie. Do meczu mam jeszcze pół dnia, a najgorsze jest to, że nie wiem, czy Pedri z Lewym nie przylecą jednak później. Tak poleciałem pierwszym samolotem, bo się pomyliłem. Nikt mi nie powiedział, że to nie ten.. ech no cóż. Patrzę na wyświetlacz telefonu.
Ty: Pedri przyjedziesz po mnie?
Pedri
Pedri
Pedri
González
González
GONZÁLEZ!!!
TU JEST TEN TEN Z TYM TYM!!
Bananowiec: Kto z kim?
Ty: TEN Z RODRYGO
Bananowiec: To Rodrygo ma chłopaka??
Ty: VINÍCIUS KURWAAA
Bananowiec: Aaaa
Czego się awanturujesz?
Ty: BO JA JESTEM SAM W MADRYCIE
Bananowiec: I to moja wina? Jestem w Barcelonie
Ty: ...
Bananowiec: Przylecimy z Lewym dopiero, tak jak wszyscy
Ty: NIE RÓB MI TEGO
Bananowiec: Poradzisz sobie. Jesteś dorosły.
Ty: Ale..
Bananowiec: Idę na batonika papaaa
Ty: Pa..
Schowałem telefon. Co mam teraz zrobić? Ja sobie nie poradzę sam w Madrycie. Dlaczego nikt mi o niczym wtedy nie powiedział? Usiadłem na ławce, skulając się lekko. Nikt po mnie nie przyjedzie, nie mam gdzie iść i jest mi zimno. No i jestem głodny, ale nie mogę nic zjeść, bo przecież Xavi mnie zabije, jak zjem coś wysokokalorycznego. Naciągnąłem mocniej kaptur i miałem nadzieję, że zniknę. Czułem na sobie wzrok ludzi, ale po prostu siedziałem bez ruchu. Najgorszy dzień w moim życiu. Jakby to Robert powiedział: Cholera jasna! Zmieniłem piosenkę, bo ta mnie już denerwowała. Mam do ich przyjazdu całe.. 9 godzin.. proszę tylko żadnych paparazzi. Chwileczkę.. jakim cudem oni chodzili w spokoju bez żadnej ochrony? U nas, by to nie przeszło. Zamknąłem oczy. Może stracę przytomność i będę miał spokój od myślenia, chociaż na chwilę?
-Vinícius Júnior-
Wychodziłem ze sklepu, szukając wzrokiem Rodrygo, kiedy zobaczyłem, że komuś macha. Tym kimś nie byłem ja. Kogo on znowu spotkał, jak mnie nie było? Ten to zawsze ma ciekawe przygody, jak mnie nie ma.
- Na kogo się patrzymy? - złapałem kontakt wzrokowy z chłopakiem, na którego gapił się mój przyjaciel. Chyba już widziałem te oczy.. tak bardzo dobrze je kojarzę. Gaviera? On tutaj? Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i dalej się na niego gapiliśmy. Trochę szeptaliśmy między sobą. Można było po nim poznać, że jest mocno zdenerwowany. Jego postawa wręcz to krzyczała. Chwilę później usiadł na ławce. Milczałem, obserwując go. Co on u nas robi?
- To jest ten mały, agresywny z Barcelony.. powiedz, że nie mam zwidów - Rodrygo w końcu się odezwał. Pokiwałem lekko głową. Zrobiłem mu zdjęcie telefonem i przybliżyłem jego twarz, której nie było widać przez kaptur. Cholera jasna. Zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie tym razem z odwróconym telefonem. Złapałem jego twarz od dołu. Postawie na to cały Real Madryt. To jest Gaviera.
- Może powinniśmy się zapytać, co tu robi? - zapytał Karim obejmując nas od tyłu. Wzdrygnąłem się na to. - Wiecie wygląda na smutnego.. - Rodrygo cicho przytaknął. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Nie obchodzi mnie. Jak dla mnie mógłby tu zde.. no dobra to, że jesteśmy rywalami nie znaczy, że powinienem tak mu życzyć. Przepraszam młody.
- Ech.. weźcie to może gryźć jak Suárez.. - odezwałem się cicho i ze wstrętem odwróciłem wzrok. Dostałem w potylicę od Francuza. Muszę przyznać, że wyglądał mizernie na zdjęciu, które mu zrobiłem, ale to nie nasz problem, żeby go niańczyć.
- Pójdziesz z nim porozmawiać - stwierdził twardo nasz jeszcze kapitan. Tak wiemy już, że pójdzie do tego Arabskiego gówna. Wcale się z tym nie kryje. To trochę przykre. Lewandowski się zasmuci. - No idź - popchnął mnie do przodu. Dlaczego zawsze ja? Ja mam jakiś dar mówienia do ludzi, czy coś? No jak trzeba, to trzeba. Chciałem się odezwać, zapytać, czy się nie zgubił, ale coś mi nie pozwalało. Go i tak nie miałoby sensu, kiedy ten mały spał. Lekko pogłaskałem go po głowie, wsadzając rękę w jego kaptur. Cholera jakie on ma miękkie włosy. Usiadłem koło niego czując to pytające spojrzenie Rodrygo. Wzruszyłem ramionami. No, co mam go obudzić, żeby zapytać jak się czuje? Przecież nie będę go bardziej męczyć. Poczekam aż się obudzi. Będę przy nim czuwał. Nawet nie wiem, czemu czuję, że muszę to zrobić, choć tego nikt mi nie kazał. Czułem jak Hiszpan zsuwa się na moje ramie. Lekko objąłem go ramieniem. Karim zrobił nam zdjęcie. Świetnie. Dopiero poczułem jaki jest chłodny. Musi mu być zimno. Nawet nie wiem, co on tu robi. Biedny chłopak, czyżby o nim zapomnieli? Okryłem go lekko swoją kurtką. Jak tak można? Przecież ten dzieciak jest lekko mówiąc niezrównoważony emocjonalnie, psychicznie i nerwowo, a to ostatnie to szczególnie. Wygląda na tak bezbronnego, kiedy śpi, ale ja nie dam się zwieść. Pozory mylą.
Posiedziałem z nim tak chwilę i sam zacząłem odpływać. Nie spałem dobrze tej nocy, nigdy nie mogę dobrze spać, gdy następnego dnia gram mecz przeciwko temu dzieciakowi. Oparłem o niego głowę i tak jakoś zasnąłem. Będę się tym martwić później i tak widziałem, jak chłopaki idą do jakiegoś sklepu.
-Pablo Gavi-
Obudziłem się i poczułem, że się o kogoś opieram. Zignorowałem to na początku, bo średnio byłem przytomny i powiedziałem sobie ,,Gavi jesteś w samolocie i siedzisz koło Pedriego", ale Pedri tak nie pachnie. Wzdrygnąłem się lekko i spojrzałem na to, na czym teraz leżałem. Nie wiem, jak to się stało, ale przecież to ten z Madrytu, którego nienawidzę. Leżę na nim, a on mnie obejmuje. Zamiast swojego telefonu, który chuj wie, gdzie jest wyciągam ten jego. Sprawdzam godzinę i widzę piękne zdjęcie Viníciusa z Rodrygo. No tak cudownie. Do meczu została niecała godzina, czyli będę mógł przytulić się do Pedriego, choć nie narzekam to też nie jest w cale złe. Jestem ciekawy, co do cholery robię w jego objęciach..
- Benzema kazał się zapytać, czy z tobą wszystko okej, ale mnie tu posadziłeś i ech musiałem tu siedzieć, i jakoś się stało, że zasnąłem - usłyszałem zaspany głos. Lekko pokiwałem głową. Było mi tak ciepło, ale Pedro. Nie mogę na nim leżeć lub siedzieć? Po prostu wstanę tak, jakby nic się nigdy nie stało. Tak właśnie zrobię. Podniosłem się, ale ktoś silnie złapał mnie za nadgarstki. - Tacy chłopcy jak ty nie powinni chodzić sami po Madrycie, bo może im się coś stać - mógłbym przysiąść, że widziałem jakiś błysk w jego oczach. Prychnąłem cicho. - Chyba nie chcemy, żeby coś Ci się stało przed meczem, co Gaviera? - jego oddech muskał moją skórę, miał taki lodowaty ton głosu. Wymruczałem coś cicho. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. - Tak czy nie? - pociągnął mnie bliżej do siebie. Mogę przysiąść, że wyglądam dziwnie z tyłu. Nasza pozycja jest dziwna. Dobrze, że mam kaptur. Tak, też nie wiem, co on ma mi niby dać, ale jest.
- Tak.. - wymruczałem bardziej zrozumiale, a on mnie puścił. Jest taki jak zwykle, a ja myślałem przez chwilę, że się o mnie martwił i może to dlatego przy mnie siedział, ale się myliłem. Nie lubię go. Naprawdę go nie lubię, a on mi nie ułatwia życia. Wolałbym zamarznąć niż czuć jego obślizgłe łapska na swoim ciele. Założyłem ponownie słuchawki, które mi wcześniej spadły i chwaliłem Boga, że mi ich nie połamał. Uprzykrzę mu życie na tym jebanym meczu. Szybkim krokiem poszedłem na lotnisko. Pedri jak dobrze, że już za kilka minut Cię zobaczę..
♥ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـﮩﮩﮩﮩـ٨ﮩﮩـ٨ﮩ♥
Hejka! Witam w nowej książce! Jest to kolejne z cyklu Gavi x Vini, bo akurat mnie natchnęło
Mam nadzieję, że się spodoba!
Miłego dnia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro