Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 3 | Przez serce |DENKI|

Wystarczyły dwa piwa, żeby poznać nazwisko Faceta z Papierosem (Shinso Hitoshi, ładnie) i jeszcze jedno, by Denki uznał, że czas z nimi przystopować. Shinso bynajmniej nie podzielał jego zdania i z każdą kroplą alkoholu w organizmie coraz chętniej dzielił się z Kaminarim szczegółami swojego życia prywatnego.
Denki czuł wyrzuty sumienia, wiedząc, że powinien go przed tym powstrzymać, ale sam był typem wścibskiej sąsiadki zza płotu i ciężko mu było zmarnować t a k ą okazję.
Zresztą, przecież od początku chodziło właśnie o to, by się czegoś więcej o nim dowiedzieć.

– ...sam rozumiesz – ciągnął Shinso – nagle się tu pojawił, zupełnie z dupy, a ja nawet nie używam tego durnego Snapchata.

– Mhm – odpowiedział Kaminari. Fascynował go fakt, że mimo stanu upojenia, Hitoshi wypowiadał się całkiem poprawnie. Wciąż miał w pamięci pijacki bełkot Minety.

– Zainstalowałem niedawno, dla zasady. Pewnie musiałem cholerstwo niechcący otworzyć i zostawić w kartach.

– Ach tak.

– Przez bite pół roku byłem nie do wyśledzenia, a tu nagle takie coś...

– Słuchaj, może usiądziemy? – zaproponował Denki, ponieważ Shinso chwiał się coraz bardziej. Dopiero teraz zrozumiał, że błędem było pozwolenie mu na picie czegokolwiek, skoro już wcześniej nie wyglądał zbyt dobrze. Blondyn nie był pewny, czy jedynymi czynnikami były tutaj alkohol i nikotyna, bo oprócz pijackiej postawy, Hitoshi wyglądał na ogólnie rozgorączkowanego.

– Jeśli tak wolisz. – Shinso wzruszył ramionami. – Przyszedł ze swoją dziewczyną.

Kaminari potrzebował kilka sekund, by zrozumieć, że wrócili do tematu przyjaciela chłopaka. Nie odpowiadając od razu, pozwolił mu się na sobie podeprzeć i poprowadził go do ławeczki.

– Nie lubisz jej? – spytał w końcu i wzdychając ciężko, zaparł się rękami o kant ławki.

Shinso potrzebował chwili by się zastanowić.
– Nie, jest w porządku – mruknął. – Po prostu jego lubię bardziej – dodał ciszej, już bardziej do siebie niż do niego.

Denki zawiesił się na chwilę, nim zrozumiał, co to oznacza.
– Czekaj, to znaczy, że ty...

Shinso momentalnie zbladł na twarzy.
– Zaraz zwymiotuję.
I stało się jak zapowiedział.

Kaminari skołowany obserwował sytuację, aż w końcu otrząsnął się i pomógł mu się wyprostować.

– Oj kolego, dla ciebie na dziś już koniec.

Shinso wymamrotał cichą zgodę. Kaminari wziął głęboki oddech i spróbował sobie przypomnieć, co Sero robił w takich sytuacjach. Sam nigdy nie był typem od ogarniania innych.  Potrząsnął delikatnie Hitoshim, starając się uzyskać z nim kontakt wzrokowy. Wykorzystał chwilę, gdy rozbiegane spojrzenie chłopaka na chwilę zatrzymało się na twarzy Denkiego i zapytał:

– Jest ktoś tu z tobą?

Shinso pokręcił głową.

– Okej, a umówiłeś się z kimś, by po ciebie przyjechał?

Na twarzy chłopaka rozkwitł rozbawiony uśmieszek.
– Tak – zrobił pauzę – z Monomą. – I zachichotał.  Denki myślał, że ludzie tego pokroju nie potrafią chichotać, lecz najwyraźniej nawet zasady działające wszechświatem tracą na znaczeniu, gdy ma się do czynienia z człowiekiem nietrzeźwym.

– Dobra – powiedział powoli. – Czy wiesz, kiedy ma przyjechać?

Shinso spojrzał na niego z politowaniem.
– Nie przyjedzie – powiedział tonem, jakby tłumaczył idiocie pointę żartu, który zrozumieli wszyscy prócz niego.

Wdech, wydech.

Kaminari zanotował w głowie, by podziękować Hancie Sero za ogarnianie ich podczas każdej imprezy. Sam nigdy nie doprowadził się do stanu, w jakim teraz znajdował się się Shinso, ale będąc wcześniej  biernym uczestnikiem takich sytuacji, nie kwapił się zbytnio do pomocy, zajmując się przede wszystkim nagrywaniem ośmieszających jego znajomych InstaStory. Teraz zrozumiał, z czym zawsze musiał mierzyć się Hanta i był pełen podziwu dla jego niebiańskiej cierpliwości.

Nie wiedział, co zrobić. Teoretycznie nie był moralnie zobligowany by pomagać człowiekowi, którego znał niecały wieczór. Ale myśl, żeby zostawić go tak tutaj, samotnego, pijanego i miotającego się pomiędzy żałobą, a nieszczęśliwą miłością, była potworna i Denki wiedział, że nie jest w stanie na to przystać. Zacisnął mocno powieki, policzył do trzech i wypuścił powietrze z ust z cichym świstem.

– Ja cię odwiozę. – W końcu otworzył  oczy, żeby sprawdzić reakcję Shinso. Być może, gdyby nie był w stanie upojenia alkoholowego, od razu by stanowczo odmówił, mówiąc, że na przykład:
1) Nie chce psuć Kaminariemu imprezy.
2) Ledwo się znają (w ten sposób również dać mu do zrozumienia, że woli nie wyjawiać mu swojego adresu zamieszkania).
3) Może sam zadzwonić po taksówkę.

Shinso jednak tylko spojrzał na niego ledwo kontaktującym wzrokiem i mruknął:
– Przecież piłeś.

– Znaczy... Nie ja bezpośrednio – poprawił się. – Zamówię Ubera i cię odprowadzę.

– Nie trzeba – wycharczał Shinso i poderwał się. Wyglądało na to, że próbował utrzymać jakiekolwiek pozory prawidłowego funkcjonowania i rzeczywiście, przez jakieś dwie sekundy potrafił ustać na własnych nogach. Zdradziła go jednak próba wykonania kolejnego kroku, która przerodziła się w zataczanie.

Kaminari podparł go i poklepał po ramieniu.
– Nikogo nie oszukasz, koleś. – Pomógł mu z powrotem usiąść, następnie włączył wyświetlacz telefonu i rzeczywiście zamówił Ubera, uprzednio pytając Shinso o adres, który ten mu po chwili wyjawił.
Kaminari westchnął z ulgą, gdy zobaczył, że najbliższy pojazd jest dosłownie tuż przed klubem. Mina jednak mu zrzedła, gdy zobaczył zdjęcie kierowcy. Oni wszyscy wyglądali jak potencjalni mordercy.

♦♦♦

00:54

chcesz przyjsc za mnie
do pracy rano?

Mam nadzieję, że to
retoryczne pytanie

wiedxialem że nie spisz

Co się stało

no to jest dluga i zagmatwana
historia

Denki

Kocham cię jak brata

ale ani myślę otwierać za ciebie
o 7 starbucksa, bo coś
odwaliłeś

ale to jest baprawde wyjatkowa
sytuacja

wyświetlono: 01:02

Kaminari ze zrezygnowaniem wyłączył wyświetlacz telefonu. Nie spodziewał się, że tak ciężko będzie przekonać Tamakiego, żeby przyszedł na jego zmianę. Jego przyjaciel nie słynął z asertywności, raczej miał miękkie serce i chętnie pomagał każdemu, kto go o to poprosił. Cóż, najwyraźniej sen cenił sobie bardziej, niż Denki myślał.
Ale czuł w kościach, że po prostu nie da rady pójść do pracy. Nie wiedział, ile czasu zajmie mu odstawienie Hitoshiego do mieszkania, ale przypuszczał, że w akademiku będzie najwcześniej o drugiej. Zamknął oczy, próbując wykonać w głowie szybką matematykę. Na dojazd do kawiarni autobusem potrzebował jakieś pół godziny, jeśli nie będzie korków. Na szczęście było to mało prawdopodobne, zważywszy na wczesną porę dnia. Na tyle koniec, jeżeli chodzi o dobre wiadomości. Będzie musiał wstać wpół do szóstej, prawdopodobnie mając kaca, ogarnąć się i pojawić się w Starbucksie przynajmniej za dwadzieścia siódma, żeby przygotować wszystko na nadejście klientów. W najlepszym przypadku daje mu to niecałe cztery godziny snu.

W sumie to bywało gorzej.

Zerknął na praktycznie zasypiającego obok Shinso. Aplikacja pokazywała mu, że za jakieś dwie minuty będą już na miejscu, więc chyba warto go szturchnąć, czy coś.
Potrząsnął delikatnie jego ramieniem, a następnie obserwował jak powieki studenta powoli się unoszą.

– Pobudka – wyszczerzył zęby w uśmiechu – zaraz wysiadamy.

Shinso rozbudził się na dobre i powoli przeczesał palcami włosy. Wyglądał na trochę bardziej obecnego, niż był pół godziny wcześniej.

Z cichym piskiem opon Uber zatrzymał się przed jednym z całkiem zadbanych budynków mieszkalnych. Wyszli z samochodu, rzucając jeszcze „do widzenia" kierowcy. Było dosyć ciepło jak na początek października i późną porę.  Szli w ciszy do momentu, aż nie zatrzymali się przed wejściem na klatkę.

– Dzięki za wszystko, ale dalej poradzę sobie sam. – Były to pierwsze słowa Shinso, odkąd wyszli z klubu.
Denki uważnie zmierzył go spojrzeniem. Wyglądało na to, że chłopak zdążył trochę wytrzeźwieć, ale jego twarz pozostała blada, a oczy szklane. Kaminari był już pewny, że Hitoshi jest po prostu chory.

– Na którym piętrze mieszkasz?

– Piątym, ale co to ma do...

– Odprowadzę cię do końca, okej? – Nie powiedział tego, ale wolał dopilnować, żeby Shinso pokonał schody w jednym kawałku, co nie było oczywiste, zważywszy na stan, w którym się znajdował. On jednak wyglądał na dosyć nieprzekonanego.

– Naprawdę nie trzeba.

Kaminari jednak już tylko ustawił się przy drzwiach i uniósł brwi oczekująco. Hitoshi westchnął,  gdy zrozumiał, że chłopak raczej mu nie odpuści. Wystukał kod w domofonie, gwałtownie mrugając przy tym oczyma; podświetlane cyfry wydawały się wędrować pod jego palcami. Słysząc przeciągły dźwięk oznajmiający otwarcie drzwi, Kaminari pociągnął za klamkę. Odsunął się, by zrobić miejsce Shinso.

– Studenci medycyny przodem.

♦♦♦

– Mógłbyś wyjąć klucze?

Denki dla pewności kilka razy szarpnął za klamkę, ale bez skutku. Shinso, dotąd oparty o ścianę i ciężko oddychający, zaczął wymacywać kieszenie swojej kurtki.

– Pewnie są w torbie – rzucił, gdy po dłuższej chwili nie mógł nic w nich znaleźć.

Na twarzy Kaminariego pojawiła się konsternacja.
– W jakiej torbie?

– Mojej torbie – odpowiedział powoli Shinso, rzucając chłopakowi ciężkie spojrzenie. – Leżała obok mnie na tarasie. Nie wziąłeś jej, prawda?

Kaminari powstrzymał napływające zirytowanie. Okej, może i leżała tam jakaś torba, ale jak można oczekiwać od niego całkowitej perfekcji w ogarnianiu dwóch osób, kiedy na co dzień ledwo radził sobie sam ze sobą? Ciężar odpowiedzialności, który dobrowolnie przyjął na swoje barki, powoli go przygniatał.

Twarz Shinso obficie spływała potem i nabrała, o ile to możliwe, jeszcze bladszego koloru. Chłopak osunął się po ścianie i wsunął głowę pomiędzy kolana, obejmując je przy tym rękami. Denki bał się nawet domyślać, jak teraz źle musiał się czuć, skoro nie rzucił już nawet żadnym uszczypliwym tekstem odnośnie jego pomyłki.

– Mieszkasz sam? – zapytał Denki, rozpaczliwie szukając rozwiązania obecnej sytuacji.

– Nie – usłyszał za sobą niewyraźny pomruk – z Monomą.

Nauczony doświadczeniem postanowił zawczasu się nie cieszyć.

– Rozumiem, że jeśli będziemy tu stać i pukać dostatecznie długo, to nam otworzy... – zaproponował ostrożnie, odwracając się w stronę Shinso. Ten podniósł na niego swoje rozgorączkowane spojrzenie i pokręcił głową.

– Jego tam nie ma.

Słowo daję, ten cały Monoma to jakiś wytwór jego pijackiej wyobraźni.

– Świetnie. – Kaminari powstrzymał w sobie chęć przywalenia ścianie pięścią. – Po prostu zajebiście.

I co miał teraz zrobić? Już chyba lepiej było zostawić go wtedy w klubie. Może powinni tam wrócić? Jedno spojrzenie na Shinso wystarczyło, by Denki zrozumiał, że nie ma szans na latanie z nim po mieście.
Nagle odetchnął głęboko, gdy do głowy wpadł mu pomysł, który miał całkiem spore szansę na powodzenie. Zadzwoni do Kirishimy, żeby przywiózł tu torbę. Będą musieli trochę poczekać, ale to lepsze niż... Właściwie to naprawdę nie mieli innego wyboru.

Zaczął szukać imienia przyjaciela wśród kontaktów, gdy wyświetlacz telefonu po prostu zgasł. Kaminari z niedowierzaniem raz za razem przyciskał guzik, aby włączyć go z powrotem. Przecież przed chwilą miał jeszcze trzydzieści procent baterii.

– Pieprzone iPhony... – mruknął pod nosem. –  Masz... Masz może komórkę?

– Mhm. – Wciąż skulony skulony chłopak sięgnął ręką do kieszeni i po chwili grzebania w niej oznajmił – W torbie.

Do Denkiego w końcu dotarło, że popełnił ciąg głupich decyzji, za które musi teraz ponieść konsekwencje. Chcąc bawić się w bohatera, wyciągnął praktycznie nieznanego mu człowieka z miejsca, w którym mimo wszystko był bardziej bezpieczny niż teraz, w środku nocy, na klatce schodowej, zwalony z nóg przez gorączkę.
Czy naprawdę nie było nic, co można zrobić w tej sytuacji?

Akademik.

Kaminari poderwał głowę, uprzytomniając sobie, że jest jeszcze jedno wyjście. Przemycenie chłopaka do akademika było szalonym pomysłem, ale w obecnej sytuacji każdy następny krok podejmowany za sprawą zdrowego rozsądku wydawał się skazany na niepowodzenie.
Zgarnął włosy z twarzy i odetchnął głęboko, próbując się uspokoić i dodać sobie trochę otuchy. Ukucnął przy Hitoshim i pstryknął tuż koło jego ucha, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.

Plan B. – Przywołał na twarz uśmiech à la nie-martw-się-doskonale-wiem-co-robię, jednak mina Shinso wciąż pozostała niemrawa. – Jedziemy do mnie.

– Że tobie się chce... – odburczał chłopak i powoli się podniósł, wspomagając się przy tym ścianą.

– Nie na co dzień nadarza się okazja do zdobycia czyichś nerek – zażartował Kaminari, ale zaraz zamilknął, widząc jak Shinso posyła mu ciężkie spojrzenie. Ale w tym co powiedział, było ziarenko prawdy. Hitoshi zaufał mu bardzo szybko, za szybko, można by rzec. Być może to była kwestia niejasności umysłu, w jakiej był od początku ich znajomości, ale wciąż...  Kaminari bał się myśleć, co by było, gdyby na jego miejscu był ktoś o bardziej złowrogich zamiarach.

– Z nas dwojga to ty jesteś naiwny – powiedział Hitoshi, jakby czytając mu w myślach. – Żeby cię ktoś czasem w tej twojej dobroci nie wykorzystał.

Kaminari dyplomatycznie zignorował tę uwagę i sięgnął po telefon, chcąc po raz kolejny tej nocy zamówić Ubera. Zaraz sobie przypomniał, że przecież jest zupełnie rozładowany. Cóż, pozostaje stary, dobry autobus.

♦♦♦

Tak jak przypuszczał, Nemuri Kayama smacznie pochrapywała recepcji. Szczerze mówiąc, i tak wątpił w to, czy robiłaby jakiś problem, widząc ich. Właśnie z powodu jej beztroskiego podejścia do zasad, zarząd akademika skierował ją na zmiany nocne , podczas których nie trzeba było się zajmować administracją ani niczym co by wymagało rzetelności i skrupulatności. Razem z Shinso chyłkiem przemknął obok okienka i już w jego serce wstąpiła nadzieja, że obejdzie się bez komplikacji, gdy nagle...

Oto on. Metr osiemdziesiąt czystej sprawiedliwości zastąpił im drogę. Iida Tenya, nieoficjalny stróż prawa i porządku, odziany w jedną z tych swoich kraciastych piżam i puchate kapcie, mierzył ich ostrym spojrzeniem.

– Co ty tu...

– Nie ufam jej – Iida wskazał ruchem brody na wciąż śpiącą Nemuri. – I słusznie, jak widać.

Przez głowę Kaminariego przepłynęła cała wiązanka przekleństw. Tenya zawsze był upierdliwy, ale nie spodziewał się, że jest w stanie urządzić sobie nocne czaty, żeby ewentualnie przyłapać jakichś nieszczęśników na występku.

– Iida – zaczął jak najspokojniej – to naprawdę wyjątkowa sytuacja. Proszę, odpuść nam.

– Ach tak? – Nie wyglądał na przekonanego, ale Kaminari wyczuł szansę, by to uległo zmianie.

– On dosłownie nie miał gdzie się udać, nie było innego wyjścia i...

– Ja tam wiem, gdzie się teraz uda – prychnął Iida, krzyżując ręce na piersi. – Na izbę wytrzeźwień.

– Fantastycznie – mruknął dotąd milczący Shinso.

– Nie jest pijany – odparł Denki – tylko chory.

– Daj spokój, czuć od was piwskiem aż tutaj.

– Jest bardziej chory niż pijany – poprawił się Kaminari, rzucając Tenyi zrozpaczone spojrzenie. – Iida, proszę...

– Słuchaj, ja wiem, że wszyscy tutaj uważają, że to co robię, jest wkurzające i zupełnie niepotrzebne, ale mnie naprawdę nie chodzi o to, by wam uprzykrzać życie – westchnął Iida, a Denkiemu wydawało się, że jego głos trochę złagodniał. – Zasady są po to by je przestrzegać. To nie one dostosowują się do ciebie, tylko ty do nich. Zaczyna się od zignorowanie jednej, niby nieistotnej, a kończy na całkowitej anarchii.

Rany Iida, to tylko akademik...

Kaminari przez jedną, króciutką chwilę zastanawiał się, czy da radę go powalić i przebiec koło niego razem z Shinso, ale zaraz odrzucił ten pomysł. Krążyły słuchy, że Iida trenuje Aikido, a nawet jeżeli okazałoby się to nieprawdą, to jego pokaźne muskuły skutecznie go zniechęcały do rozwiązania siłowego. Czy naprawdę nie było niczego, co mogłoby go przekonać do zmiany zdania? W jaki sposób mógł zaapelować do jego serca, w którym panowały tak nieugięte zasady?

Zaraz, do jego serca?

– Umówię cię z Ibarą – wypalił Kaminari, obserwując jak wyraz twarzy Iidy zmienia się ze stanowczego w totalne zakłopotanie. – Odpuść nam, a cię z nią umówię. Wszyscy wiedzą, że ci się podoba.

– Co... Skąd... – wykrztusił Tenya, a Denki poczuł się się bardziej pewny siebie, widząc jak odzyskuje kontrolę nad sytuacją. Kątem oka wyłapał, jak Shinso rzucił mu pełne uznania spojrzenie.

– Dobrze bym się zastanowił na twoim miejscu – ciągnął Kaminari. –  Być może właśnie teraz podejmujesz decyzję dotyczącą całego twojego życia. Za czterdzieści lat, samotny i zgorzkniały będziesz żałował, że teraz nam po prostu nie odpuściłeś.

Jedna straszliwie długa chwila była potrzebna, by rozsądzić kwestie elastycznej moralności Iidy. Kaminari mógł usłyszeć swój własny puls. Kropelka potu spłynęła po jego czole

– Nie wierzę, że się na to zgadzam – westchnął Tenya i przejechał ręką po twarzy.

Denki powstrzymał pisk radości.
– Daj spokój, ludzie bywali pokonywani przez gorsze rzeczy niż serce.

♦♦♦

– Więc mówisz, że przyprowadziłeś tutaj pijanego w sztok obcego faceta, ponieważ przez ciebie nie może się teraz dostać do własnego mieszkania? – Hanta Sero był trochę za bardzo ubawiony jak na kogoś, kogo obudzono w środku no nocy i wciągnięto w opiekę nad nieproszonym gościem.

– No, mniej więcej – burknął Kaminari. – Wiesz gdzie moja ładowarka?

– Chyba widziałem ją rzuconą na twoje łóżko, sprawdź – podpowiedział Hanta. – Gdzie on teraz jest?

– W łazience. – Kaminari zaczął przeszukiwać całą pościel, ale bez skutku. – Nie ma jej tu.

– Może jest pod łóżkiem – zasugerował Sero. Denki wczołgał się pod mebel i zaczął sprawdzać najgłębsze zakamarki. Swoją drogą, w najbliższym czasie przydałoby się tam pozamiatać – Dałeś mu jakieś ubrania na zmianę?

– Kur... – Po pokoju rozniosło się głuche stuknięcie. Kaminari wylazł spod łóżka, rozmasowując przy tym głowę. Ekspedycja zakończyła się porażką. Po ładowarce ani widu, ani słychu. – Zapomniałem. Ale mam coś w ogóle, żeby mu dać? Jest sporo wyższy ode mnie...

– Weź rzeczy od Bakugo – doradził Sero.

– Przecież on mi w życiu ich nie da – prychnął Kaminari, a potem dostrzegł swoją ładowarkę elegancko zwiniętą na komodzie. Wskazał na nią oskarżycielsko – Mówiłeś, że widziałeś ją na łóżku.

– Mówiłem, że chyba widziałem ją na łóżku – odparował Hanta, po czym dodał: – Bakugo teraz śpi, zachowuj się cicho, to sam je sobie będziesz mógł wziąć.

Kaminari podpiął telefon do ładowarki i zaczął obserwować wyświetlacz.
– Mógłbyś ty do niego pójść? Muszę zadzwonić do Kirishimy.

Sero wzdychając ciężko, skierował się w stronę drzwi, stanowiących niemalże bezpośrednie przejście do pokoju Katsukiego i Ejiro. Pomieszczenia dzielił jedynie korytarzyk, na którego jednym końcu stała kuchenka z mini lodówką, a na drugim znajdowała się malutka łazienka.

Denki niemalże podskoczył, widząc powiadomienia o czterech nieodebranych połączeniach od Kirishimy i ponad dwudziestu nowych wiadomościach. Darując sobie czytanie ich, od razu przesunął palec na numer telefonu przyjaciela. Dopóki nie usłyszał dźwięku sygnalizującego odebranie połączenia, nie zdawał sobie spawy z tego, że wstrzymywał oddech.

– Następnym razem, gdy wychodzisz z imprezy, bądź łaskaw mnie o tym poinformować – wyburczał Kirishima, darując sobie jakiekolwiek powitanie. Jego głos był mocno zagłuszony przez huk muzyki i radosne krzyki tłumu. Dziwnie było to wszystko teraz słyszeć. Kaminari miał wrażenie, że minął szmat czasu, odkąd opuścił klub.

– Nie wiedziałem, gdzie jesteś.

– Mogłeś wysłać SMS-a, napisać messengerze, cokolwiek.

– Nie pomyślałem – wymamrotał Denki. – Ale to już nieważne, mam sprawę do ciebie.

– Okej. – W jego głosie wciąż można było wyczuć trochę wyrzutu. – Czekaj, znajdę cichsze miejsce.

– Idź na taras – poprosił Denki. Następnie wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać.

♦♦♦

– No jest tu jakaś torba. – Kaminari westchnął z ulgą. Shinso prawdopodobnie by go zabił, gdyby go okradli. – Dokumenty są, telefon jest, klucze też... W portfelu jest pięćset jenów, nie wiem, może wcześniej było więcej.

– Wątpię. Raczej by zabrali wszystko – odparł Denki, kątem oka dostrzegając, że Sero wrócił do pokoju.

– Zaniosłem już mu te ciuchy – poinformował Hanta, wyjaśniając tym samym fakt, że wrócił z pustymi rękoma. Kaminari pokazał mu kciuk w górę..

– Mógłbyś się tą torbą na razie zaopiekować? – zwrócił się do Kirishimy, przestawiając tryb na głośnomówiący. Zaczął przebierać świeżą pościel dla Shinso, którą, swoją drogą, przyniósł mu Iida z pralni na parterze.

– Denki, jeżeli zmyśliłeś całą tę historię tylko po to, by mnie wrobić w kradzież, to przysięgam...

– Rany Kiri... – Kaminari trzepnął Sero, który mruknął coś o tym, że to w sumie byłoby w jego stylu. – Trochę więcej wiary we mnie.

– Gdzie on będzie spać?

Denki westchnął z ulgą, słysząc podjęcie nowego tematu.
– Na moim łóżku.

– A ty?

– Pewnie na podłodze. – Kaminari odwrócił się, żeby sprawdzić, czy czasem nie nadchodzi Shinso. Siedział w łazience już pół godziny.

– W takim razie, idę dziś do Miny na noc – zawyrokował Ejiro. – I tak miała po mnie podjechać. Podasz mi Sero?

– Jestem na głośnomówiącym.

– Czyli słyszy, że ma iść spać do naszego pokoju?

– Słyszy – odparł niechętnie Hanta.

– Świetnie – Denki mógł jedynie spekulować, że Kirishima się teraz uśmiechnął. – Aha, Kami, jeszcze jedno.

– Mhm? – Ostatecznie wygładził kołdrę i odsunął się kilka kroków, aby popodziwiać swoje dzieło.

– Pamiętasz, że masz dziś na siódmą do pracy?

Kaminariemu język stanął w gardle. Gdyby rzeczywiście Hitoshi wrócił wtedy do własnego mieszkania, nie stanowiłoby to takiego problemu. Ot, Denki pospałby sobie krócej i tyle. Teraz jednak sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana i nie było mowy, żeby zostawić Shinso samego w budynku pełnym obcych mu ludzi, bez żadnego własnego ekwipunku.

– Pytałem Tamakiego, czy mógłby się ze mną zamienić, ale się nie zgodził.

– Naprawdę? – Głos Kirishimy brzmiał, jakby chłopak był szczerze zaskoczony. – Spróbuj go jeszcze przycisnąć. Weź go tak, no... przez serce.

– Przez serce – powtórzył Kaminari. Zerknął na zegarek. Dochodziła czwarta. – Wątpię, czy o tej porze jego serce będzie skłonne do przysług.

– Dasz radę – zdopingował go Kirishima. Gdzieś w tle Denki usłyszał dziewczęcy głos. Jego przyjaciel rzucił jeszcze pospiesznie do słuchawki: – Dobra, muszę kończyć, to Mina. Powodzenia!

Koniec połączenia.

Kaminari nawet nie rozważał zadzwonienia do Tamakiego. Nie miał żadnych argumentów, które mogłyby go przekonać do zmiany zdania. Zaczął rozważać inne możliwości. Czy ktoś w ogóle by zauważył, gdyby poszedł otworzyć kawiarnię później, na przykład o dwunastej? Przecież nikt normalny nie przychodzi do niej wcześniej. No, może oprócz...

BINGO!

Uśmiechnął się pod nosem. Jednak jest ktoś, kto regularnie w soboty odwiedza o siódmej Starbucksa. Denki chwycił za telefon, modląc się, żeby Amajiki nie wyciszył swojego na noc.

Pierwszy sygnał...

Drugi sygnał...

Trzeci sygnał...

W połowie czwartego, po drugiej stronie rozległ się zaspany głos Tamakiego.

– Zdajesz sobie sprawę, jak drastycznie spadłby teraz nasz lovometr w Słodkim Flircie?

– Lepiej zacznij się przejmować innym lovometrem – odpowiedział wesoło Kaminari. – Ten blondyn, wypadło mi nazwisko... Ma takie świdrujące, niebieskie oczy...

– Mówisz o Mirio? – w jego głosie dało się wyczuć delikatną zmianę nastroju.

– Będzie tam jutro. To znaczy dziś. Przyjdzie rano do Starbucksa i być może uda wam się posiedzieć sam na sam kilka godzin. I, kto wie, może nawet dasz radę się do niego odezwać – dodał uszczypliwie. Każdy, kto bliżej znał Tamakiego, wiedział o jego chorobliwej nieśmiałości w stosunku do obcych.

Po drugiej stronie słuchawki długo panowała cisza, aż w końcu odpowiedziały mu ciche słowa.
– Tylko ten jeden raz, Denki – niepewność w jego głosie była doskonale słyszalna. Kaminari wyrzucił z siebie szybkie podziękowanie i rozłączył się, wiedząc, że za chwilę Amajiki może zmienić zdanie.
Mimo wszystko, na jego twarz napłynął ogromny uśmiech. Było coś miłego w świadomości, że miłość wciąż może być kluczową argumentacją w komunikacji międzyludzkiej.  To chyba czyniło świat troszeczkę mniej...
bezdusznym?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro