Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 2 | Facet z Papierosem |DENKI|


Jak to jest, że większość ludzi, których znał, miało całkiem w porządku gust muzyczny, ale i tak na imprezach wszyscy tańczyli do piosenek, od których za dnia opędzano się wodą święconą.

Nie, naprawdę – pomyślał Kaminari – W chwili, w której oficjalnie stajesz się uczestnikiem imprezy, tracisz zdolność trzeźwej oceny sytuacji. Nie widzę innego powodu dla którego ktoś  może uznać, że tańczenie półnago na stole do "Pen Pineapple Apple Pen" dobrym pomysłem.

Patrzę na ciebie, Mineta.

Teraz ten dziwny beat był dodatkowo spotęgowany przez głośniki i skutecznie wprawiał Kaminariego w rozdrażnienie. Kiedyś takie wydarzenia sprawiały mu więcej frajdy, ale odkąd się przeprowadził do miasta, zaczął dziwnie reagować na tego typu formy spędzania czasu ze, ujmijmy to, specyficznym i zróżnicowanym towarzystwem. Na imprezach pojawiał się od święta, głównie z sympatii do Kirishimy, który jako pierwszy w nowym miejscu wyciągnął do niego rękę i zapoznał ze swoimi znajomymi. Niestety Ejiro właśnie polazł nie wiadomo gdzie, zostawiając go na środku zadymionego parkietu. Denki żałował, że Bakugo wymigał się od uczestnictwa w hulance, wciskając Kirishimie, że ma tego wieczoru zajęty termin. Na pewno znośniej by było mając go obok i razem z nim narzekając na muzykę, ludzi i w ogóle wszystko. Kaminari wzdrygnął się na myśl, że możliwe, że stał się równie zgorzkniały co on, brr.
Podpierając ścianę w klubie, pomyślał, że zatęsknił za czasami, w których umawiał się z bardzo konserwatywną Ibarą Shiozaki, stanowiącą dla niego solidną wymówkę, ilekroć ktoś próbował go wyciągnąć na balety. Związek ten rozpadł się jednak stosunkowo szybko, gdy dziewczyna uznała, że chłopak spędza za dużo czasu ze swoimi znajomymi, próbując się od niej izolować. I w istocie tak było, o czym Denki doskonale wiedział. Ot, zauroczenie przeminęło, na wierzch wyszła niekompatybilność charakterów, a tchórzostwo nie pozwoliło mu pierwszemu tego zakończyć. Za to spokojna i pełna klasy Ibara grzecznie podziękowała mu za wspólnie spędzony czas i rozstali się w czymś w rodzaju przyjaźni.
Teraz, bez przyjaciół ani swojej sympatii jego jedynym towarzyszem był mu głos PIKOTARO, dobiegający go ze wszystkich stron.

– KAMINARI! – Denki ledwo usłyszał wrzask przez huk muzyki i, zanim zdążył to przemyśleć, obrócił się, aby Minoru Mineta mógł mu powiedzieć, czego znowu od niego chce.  Ich znajomość rozpoczęła się właśnie dzięki Kirishimie, jednak w zawarciu bliższej przyjaźni pomogło im przede wszystkim wspólne zamiłowanie do piękna, chociaż w przypadku  Minoru, jedynie kobiecego. Całkiem go lubił, był lojalny względem kumpli, potrafił być zabawny, ale w chwili, gdy stał na stole z  potarganymi włosami, błyszczącymi oczami i zaczerwionymi od alkoholu policzkami, trzymając w prawej ręce swoją przepoconą koszulkę, Kaminari wiedział, że nie może się spodziewać niczego dobrego.

– Co?

– Pszszynieś mi jabłko... – Mineta przerwał, jakby zastanawiając się przez chwilę – ...i dłhugopis.

– Po co ci...? – Kaminari marszczył brwi, dopóki na jego twarzy nie pojawiło się zrozumienie. – O nie, nie, chłopie, nie zrobisz tego.

– Kurhwa, starrry, mam dziś urodziny, weśśś zgódź się...

– Właśnie z tej racji – zaczął powoli Denki –  nie pozwolę, by z tego wieczoru zachowały się jakieś filmiki rejestrujące ciebie penetrującego długopisem jabłko w celu stworzenia swojego własnego ApplePen. Po prostu nie. I zgodziłbyś się ze mną, gdybyś teraz myślał ty, a nie twoje dwa promile we krwi.

Minoru spojrzał na niego z wyrzutem i pomachał do kogoś innego, zapewne z tą samą prośbą. Kaminari zrozumiał, że woli pójść gdziekolwiek indziej, niż patrzeć, jak jego przyjaciel robi siebie akademickiego mema na najbliższe kilka miesięcy.
Gdy obijał się o niekontaktujących ludzi,  w tłumie mignęły mu biało-czerwone włosy. Zatrzymał się, próbując dopatrzeć właściciela. Czyżby Shoto Todoroki postanowił zaszczycić swoją obecnością urodziny Minoru? Kaminari rozpogodził się na myśl spędzenia reszty wieczoru z osobą potrafiącą sklecić zdania bez pijackiego bełkotu. Po chwili obserwacji był już pewny – Todoroki rzeczywiście tam był, co było dziwne zważywszy na to, że nigdy się z Minetą specjalnie nie kumplował.
Już chciał do niego podejść, przywitać się, ale tłum odsłonił mu stojącą obok Shoto Momo Yaoyorozu. I to by go nie zniechęciło, wręcz przeciwnie (ostatnimi czasy blisko się z dziewczyną przyjaźnił), ale wyglądało na to, że para prowadziła ze sobą dosyć poważną rozmowę. Wiedział, że ostatnio nie układało im się za dobrze i na wszelki wypadek postanowił nie przeszkadzać, nie chcąc dostąpić tego niezręcznego zaszczytu bycia świadkiem czyjegoś zerwania.
Poszedł dalej.

♦♦♦

Przełomowy moment dla jego pobytu w klubie nastąpił, gdy natrafił na zbitą w kupę grupkę studentów palących papierosy. Przynajmniej tak na początku mu się wydawało, ale dziwny marchewkowo-słodki zapach, pozwolił mu zrozumieć, że ma tutaj do czynienia z blantami. Spiął się mimowolnie, serce przyspieszyło, a jego świadomość znowu dopadło to dziwne uczucie, że znajduje się tutaj w zupełnie innych okolicznościach i czasie.
Miał to szczęście, że wyjście na taras znajdowało się praktycznie tuż obok. Dopadł je, a ogromna potrzeba ucieczki kazała mu popchnąć drzwi z całej siły, nieomal sprawiając, że te uderzyły o zewnętrzną ścianę budynku.  Przytrzymał je w ostatnim momencie, następnie oparł się o barierkę odgradzającą ganek od prywatnej posesji. Zamknął oczy i pozwolił swojemu oddechowi się wyrównać.
Dopiero gdy uniósł powieki, zauważył, że nie był tam sam. Na końcu tarasu stał odwrócony do niego plecami facet, opierając się łokciami o balustradę i ćmiąc, o ironio, papierosa. Gdy doszedł do Denkiego absurd całej sytuacji, zwyczajnie parsknął.

– Fuj – rzucił do nieznajomego, zanim zdążył pomyśleć. Był sfrustrowany, a zarazem rozbawiony.
Oto Denki Kaminari, dwudziestoletni student, muzyk i lovelas, panikujący z powodu kłębku dymu, niedoczekanie. Teraz, gdy rozjaśniły mu się myśli i strach wyparował, chłopak poczuł politowanie, myśląc o swoim zachowaniu sprzed chwili.

Facet z Papierosem rzucił mu zniesmaczone spojrzenie, ale nic nie powiedział. Denki zadrżał, czując bijącą od niego aurę Nie-Zbliżać-Się-Do-Mnie-Bo-Będę-Niemiły, ale z reguły coś takiego na niego nie działało i teraz nie było inaczej. Wypowiedziane przez niego słowo zawisło między nimi, czyniąc następującą po nim ciszę na tyle okropną, że Kaminari postanowił ją jeszcze raz przerwać.

– Wiesz jaki to syf? Migrena, nadciśnienie, zwiększone ryzyko zawału, że już nie wspomnę o żółtych zębach... – W połowie wyliczania  zrozumiał, że dalsze odzywanie się było złym pomysłem, bo nieznajomy wyglądał na coraz bardziej zirytowanego.

– Daruj sobie, studiuję medycynę.

Denkiemu nie udało się powstrzymać parsknięcia.
– Dobrze, że nie prawo.

Powstrzymał odruch cofnięcia się o krok, kiedy Facet z Papierosem nagle się odwrócił, odepchnął się od barierki i podszedł do Kaminariego. Chociaż podszedł to za mocne słowo, bo wciąż dzieliło ich kilka metrów.

– Często tak robisz? To znaczy, przywalasz się do obcych ludzi w klubach i bez pardonu wtrącasz się w ich życie?

Dopiero wtedy Denki mógł dokładnie zlustrować wzrokiem Faceta z Papierosem i, na bogów, poczuł jak przepala mu się  bezpiecznik.
Część z burzy suchych, farbowanych na fioletowo włosów, wpadało  mu do oczu. Poważnych, bystrych, trochę zamglonych i  aktualnie mierzących go ostrym spojrzeniem spod ściągniętych brwi.  Chorobliwie blada twarz i wory pod oczami, które w sumie mogły być nieodłączną częścią urody studenta, raczej nie czyniły z niego podręcznikowego okazu zdrowia. Był widocznie wyższy od Denkiego, czego wcześniej nie zauważył, ponieważ tamten stał dalej i do tego się garbił. Generalnie nieznajomy wyglądał jak siedem nieszczęść, ale coś w jego chudej sylwetce, napiętym spojrzeniu i zaciśniętych wargach, sprawiło, że świat się zatrzymał. Kaminari spróbował złapać się jakiejkolwiek myśli, która jeszcze przed chwilą spokojnie przepływała sobie przez jego umysł, ale teraz przypominało to raczej ślepe machanie rękami w pustej przestrzeni w poszukiwaniu uchwytu, którego nie ma.
I chociaż to nie on wyglądał jakby miał przewrócić się przy większym powiewie wiatru, poczuł się słabszy i o wiele mniej pewny siebie, niż był wcześniej.

– Nie – wymamrotał. – Możesz teraz poczuć się wyjątkowy.

Facet z Papierosem prychnął i wyglądał, jakby miał zamiar się obrócić, a Denki zrozumiał, że za żadne skarby nie może do tego dopuścić, ponieważ wtedy bezpowrotnie straci możliwość nawiązania z nim jakiejkolwiek relacji.

Wydał z siebie  jakieś gardłowe charknięcie, o którym sam nie wiedział czym miało być, ale skutecznie zatrzymało wzrok nieznajomego na Denkim.
– Jesteś przyjacielem Minety? – wykrztusił, gratulując sobie w duchu całkiem zgrabnego ponownego nawiązania rozmowy. Facet z Papierosem obrzucił go jednak nierozumiejącym spojrzeniem.

– Kogo?

Kaminariemu opadły ramiona, kiedy uprzytomniał sobie, że ma tutaj do czynienia z tym typem człowieka, który chodzi na imprezy bez względu na to ilu ludzi na nich zna albo czy w ogóle kogokolwiek.

Nasz gospodarz – wyjaśnił słabym głosem. – Ma dziś urodziny.

– Hm.

– Co tu w takim razie robisz? – Kaminari się nie poddawał, szczególnie, że Facet z Papierosem wyglądał teraz na zbitego z pantałyku i blondyn żywił cichą nadzieję, że poczuje się na tyle winny, by chętniej udzielać odpowiedzi, czy w ogóle ciągnąć rozmowę.

I chyba rzeczywiście coś w tym było, ponieważ po chwili ciszy otrzymał lakoniczną odpowiedź:

– Celebruję datę – chrząknięcie – chyba można to tak nazwać.

– Rocznica? – spróbował Denki.

– Półrocznica. 

– Okej. – Kaminari uśmiechnął się, wdzięcznie przyjmując każdą garść informacji o chłopaku. – Związku, wygranej na loterii, napisanego przez ciebie studium o szczepionce na raka, za które oczywiście dostałeś piątkę...?

– Śmierci mojego ojca. – Ostre słowa przeszyły przestrzeń miedzy nimi, przerywając jego głupawy monolog. – Zginął ósmego maja, tak przypuszcza policja, bo wtedy znaleziono go w rzece.

Denkiemu zrzedła mina.
Tego się nie spodziewał.

– Cholera. Przykro mi. Naprawdę mi przykro.

Facet z Papierosem nawet na niego nie patrzył. Wciąż tlący się niedopałek rzucił na ziemie i przygniótł butem. Wprawnie się po niego schylił i ruszył do kosza tuż koło wejścia. Po wyrzuceniu, odwrócił się jeszcze i skierował do kąta, w którym ustawione były na sobie napoje, zapakowane jeszcze fabrycznie w pudełka.

– Mogę... Mogę coś dla ciebie zrobić? – zapytał Denki, nie odrywając od niego wzroku. Odpowiedź otrzymał od razu.

– Tak. – Chłopak wyprostował się, pokazując Kaminariemu dwie puszki z piwem, najwidoczniej przed chwilą wydobyte z sześciopaku. Denki od razu go poznał jako ten, który razem z Minoru i Ejiro dokupywał, a następnie własnoręcznie przetransportował na taras, żeby alkohol przebywał na chłodzie. – Możesz się ze mną napić.

♥♥♥

Ten rozdział był prawie trzy razy dłuższy, ale go rozbiłam, także ten

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro