Powrót do wspomnień cz.1
LJ podeszła do brudnego, zaśmieconego stolika. Jak zwykle żaden kuc nie wyrzucał do kosza papierków lub innych śmieci ale zawsze zostawiali je na powierzchni stolika, dorzucając Lemon obowiązków. Patrzyła na to z niesmakiem. Wiedziała jednak, że zaraz przyjdą Luksry, sprawdzić, czy wszystko jest wykonane zgodnie z obowiązującymi przepisami. Każdy kucyk w całej Equestrii był pod ciągłą kontrolą okrutnych stworzeń, a ci którzy się stawiali lub źle coś zrobili, zostali wywożeni do obozów pracy, które kończyły się śmiercią. Lemon miała legalną kawiarnię i zawsze robiła wszystko jak należy, więc nie miała kłopotów.
Wzięła szklankę po napoju i ścierką nałożoną na skrzydło i wszystkie papiery starła prosto do kubła śmieci. Wytarła blat i zaniosła tackę z naczyniami do kuchni. Umyła je i zdjęła ubranie robocze na które składały się fartuch i chustka na głowę. Idąc do części domowej budynku, natknęła się na wiszące na ścianie lustro. Spojrzała w nie. Zobaczyła tam kuca o obojętnym wyrazie twarzy z podkrążonymi z niewyspania oczami. Sierść tego kucyka niegdyś czysto cytrynowa i zadbana, teraz była zmierzwiona i poszarzała jak wszystko wokół. Stojąc przed lustrem Lemon Juice spojrzała na grzywę. Przepisy zabraniały noszenia długiej grzywy, więc każdy musiał ją ściąć. Taki los spotkał także fryzurę LJ. Patrząc na siebie, przez chwilę w jej oczach nietętniących już życiem, można było dostrzec głęboki smutek i żal. Wzrok sam jej uciekł do zdjęcia wiszącego obok lustra. Przedstawiało ono Lemon Juice: szczęśliwą, pełną życia jeszcze wtedy długogrzywą. Drugą postacią na zdjęciu była Sunny Zap. Szeroko uśmiechnięta, z uniesioną grzywą i szybko machająca skrzydłami, które na fotografii były rozmyte.
Została ona zrobiona rok przed zaatakowaniem Equestrii. Luksry pochwalały takie zdjęcia będące na widoku. Nie dlatego, że miały jakieś uczucia. Luksry były zupełnie bezuczuciowymi potworami. Tylko jednym z wielu rodzajów potworów, którymi władał ON. Prawdziwy powód dla którego te potwory wręcz zmuszały kucyki do wieszania takich zdjęć na widoku, był taki, że chcieli żeby nikt nie zapomniał, że wolność i nadzieja wygasły. Chcieli sprawiać ból.
Jasnozielone oczy Lemon zaszły mgłą. Nie wiedziała co się dzieje z Sunny. Została złapana, gdy próbowała, jeszcze na samym początku wojny, uwolnić porwane kucyki ale sama wpadła w pułapkę Jadów, ogromnych węży których jad obezwładniał każdego kuca. Zapakowana do ciężarówki pewnie została zabita w obozie pracy. Bolesne wspomnienie.
Jeszcze przed zamknięciem kawiarni zeszła do magazynu. Gdy zaświeciła światło zobaczyła powiędłe stare cytryny i marne resztki innych rzeczy. Oszczędzała podkowy dzięki którym mogła kupić potrzebne rzeczy. Usłyszała pukanie do drzwi. Nie było ono spokojne, lecz agresywne. Pegazica przyłapała się na mimowolnym rozłożeniu skrzydeł. Normalnie podleciałaby do drzwi ale przepisy zabraniały latania i używania magii. Chyba że to konieczne do wykonania pracy. Ona nie musiała pracować na wysokościach, więc używanie skrzydeł nie dotyczyło jej. Weszła na górę i otworzyła drzwi. Dwa czarne jak smoła, futrzaste, kucopodobne diabły o czerwonych oczach stały na progu.
-Odsuń się zwiędła cytrynko! Mamy tu kontrolę!-odezwał się ten po lewej stronie.
Oba weszły do środka potrącając przy okazji klacz. LJ spojrzała na nich z odrazą. Nienawidziła ich.
-Nie znajdziecie tu nic nowego! Jak zwykle wszystko posprzątane, a karta przepisów wisi na ścianie odkurzona.
-To się okaże kucyczku. To my tu wydajemy rozkazy!
Przetrząsnęli całą kawiarnię ale zgodnie z tym co mówiła Lemon wszystko było zrobione. Uzyskała pozwolenie na zakup zapasów i wyszli. Pegazica poszła położyć się spać. Jutro czeka ją dokładnie taki sam dzień.
***
Lemon Juice właśnie wracała z hurtowni, gdy usłyszała krzyki a zaraz potem biegnące w różne strony kucyki. Po paru krokach zrozumiała co się dzieje. Luksry łapały wszystkie kuce które wpadły im w ręce. To znaczy, że będą je wywozić do obozów pracy. Lemon zrzuciła z pleców torby z zakupami i pognała do ciemnej uliczki. Słyszała zbliżających się w jej stronę Luksrów. Cofała się coraz głębiej w mrok, gdy poczuła, że dotyka ściany. Chociaż uliczka była ciemna to i tak LJ była dość dobrze widoczna przez jej jasne umaszczenie. Luksry były coraz bliżej i było jasne, że ją zobaczą i zabiorą. Na pewno tak by się stało, gdyby nie cichy głos.
-Tutaj!
Lemon obejrzała się ale nikogo nie zobaczyła. Była sparaliżowana strachem, a Luksrów dzieliło od niej parę chwil. Nagle poczuła na sobie linę, która zacisnęła się wokół niej i pociągnęła w dół wylotu ściekowego, będącego tuż obok. Spadła na jakieś śmieci. Dookoła było ciemno. Lemon nie widziała tego kto ją tu ściągnął. Chciała krzyknąć ze strachu ale wiedziała, że potwory sprawdzają uliczkę. Siedziała cicho. W końcu usłyszała warkot silnika, co oznaczało, że jest bezpieczna. Chyba.
-K-kim jesteś? Pokaż się!-zawołała żółta klacz niepewnym głosem.
W słaby snop światła weszła pomarańczowa, blondwłosa klacz w szarym stroju. Na policzkach pod zielonymi oczami widniały białe piegi. To wyjaśniło wszystko. LJ otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
-Jestem Applejack. Należę do ruchu oporu "Drzewo Harmonii". Ty pewnie jesteś Lemon Juice? Każdy w Ponyville zna twoje napoje. Ale mniejsza z tym. Powinnyśmy stąd jak najszybciej iść. Wrócą tu. Tymi kanałami dostaniemy się do Sweet Apple Acres, a dalej do kwatery głównej.
-Apple-Applejack?! To niemożliwe! Podobno wszystkich bohaterów Equestrii wybili! I jaki ruch oporu?!-Lemon patrzyła na nią zszokowana.
-Wybili? To nieprawda. Lemon Juice nie pora jednak na wyjaśnienia. Musimy się dostać jak najszybciej na farmę.
-Co?! Ja? Ja mam swój interes! Na ulicach jest już bezpiecznie! Wolę nie mieć kłopotów za zadawanie się z ruchem oporu! Zabierz mnie do domu, dobra?-wypaliła LJ
-Gdybyś poszła ze mną nie miałabyś kłopotów. Byłabyś bezpieczna. Ale jeżeli to twój wybór..
Nagle obie usłyszały potężny huk. Cegły zaczęły odpadać i posypały się na ziemię.
-Co to było?!-zapytała zaskoczona i przerażona Lemon Juice.
-To pewnie bomby. Nie wiesz, że ich celem jest zabicie jak największej ilości kuców?-odparła AJ.
-Chcę wrócić do kawiarni!
-Na pewno?
-Tak! Wolę być w domu niż stać cały czas tutaj!-powtórzyła Lemon-Poza tym zawsze mogę się wyprowadzić! Już dawno załatwiłam sobie pozwolenie.
-Powtarzam. Twój wybór.
Applejack wyprowadziła Lemon z kanałów. Poprowadziła ją do innego tunelu, gdzie weszły piwnicą do budynku. Weszły schodami na górę. To co zobaczyły nie było przyjemne.
-Mój dom! Nie! Dlaczego?! Moja kawiarnia!
Kawiarnia została doszczętnie zniszczona, a w centrum pozostały resztki bomby. AJ stała jak słup soli. Także była w szoku. Wszędzie leżały kawałki ścian i drewna. Lemon Juice popłynęły po policzku łzy. To co kiedyś było jej domem i kawiarnią teraz wyglądało jak pobojowisko.
-Przykro mi Lemon...naprawdę. Ale nadal możesz iść ze mną.-powiedziała Applejack
Lemon spojrzała na nią. Jej oczy były mokre od łez. Ona sama była załamana i stała chwilkę zbierając powietrze na odpowiedź.
-Jak widzisz nie mam wyboru. Zapłacą mi za to! ZAPŁACĄ!
-I ja ci to obiecuję. Musimy się jednak pośpieszyć. Jeżeli nas tu zobaczą, skończy się to źle.
-Sprawdzę tylko...sprawdzę jedną rzecz.
Lemon Juice podeszła do stosu gruzu i zaczęła w nim grzebać. Po chwili wyciągnęła kolorową nadszarpaną kartkę. Było to zdjęcie. Wzięła pierwszą lepszą szmatkę, która była najbliżej i zrobiła z niej prowizoryczny tobołek do którego wrzuciła zdjęcie. Zawiązała tobołek wokół szyi.
-Możemy iść..-westchnęła Lemon.
-Uwierz mi, im szybciej tym lepiej-Applejack popatrzyła na nią ze współczuciem.
AJ odwróciła się i zaczęła iść w kierunku piwnicy. Lemon Juice ostatni raz spojrzała na to co pozostało z jej domu i poszła w jej ślady.
***
Szły dalej kanałami w milczeniu. Applejack prowadziła, a Lemon szła tuż za nią. Głowę miała zwieszoną i nieodgadniony wyraz oczu. W końcu AJ postanowiła przełamać tę ciężką ciszę.
-Kiedyś robiłam niezły cydr jabłkowy. Jednak lemoniada to był inny świat. Razem z Rainbow, Fluttershy, Pinkie Pie, Rarity i Twilight przychodziłyśmy do ciebie na szklankę orzeźwiającej lemoniady. Pamiętam jak miałaś wtedy długą grzywę. -zagadnęła
Lemon Juice nie odezwała się ani słowem. Applejack popatrzyła się na nią kątem oka. Miała zatroskany wyraz twarzy. Wyraźnie martwiła się o jej stan psychiczny po tej katastrofie.
-To co oni robią zmienia wszystkich nie do poznania. Kucyki stają się obojętne na los innych...Nie byłaś taka zimna i oschła prawda?-spytała
Cytrynowa pegazica nadal milczała jednak spojrzała na nią spode łba.
-Wiem, że wiele straciłaś...jak my wszyscy...dom, kawiarnia...-powiedziała AJ-Zastanawia mnie jedna rzecz Lemon. Czyje zdjęcie wzięłaś?
LJ jakby się nagle obudziła. W oczach miała furię pomieszaną z żalem. Spojrzała ostro na ziemską klacz.
-Nie powinno cię to interesować!-krzyknęła stalowym głosem.
Applejack chyba spodziewała się takiej odpowiedzi, bo nawet nie zareagowała na tak emocjonalne słowa. Zwolniła jednak tempo i zrównała się z klaczą. Zaczekała aż trochę ochłonie i postanowiła mówić dalej.
-Wiem. To nie moja sprawa. Ale wiem też, że nie powinnaś być z tym sama. Idziemy co prawda razem ale ty masz wokół siebie mur. -zrobiła małą pauzę, aby zobaczyć jej reakcję-Przykro mi, że twoje życie zawaliło się w jednej chwili. Też miałam taki moment na farmie. Wycięli mnóstwo drzew i w zamian za pozwolenie użytkowania własnych ziem, oddaliśmy najpotrzebniejszy sprzęt....
LJ popatrzyła się na nią. Westchnęła.
-Przepraszam Applejack...to ciężki dla mnie temat...szczególnie teraz...-znów westchnęła-To zdjęcie które zrobiłyśmy sobie jeszcze chwilę przed tymi okropnymi czasami z Sunny Zap. Moją przyjaciółką. Złapali ją i wywieźli. Pewnie już jej nie ma na tym świecie...
-Sunny Zap?-uśmiechnęła się dziwnie-Pamiętam ją. Kiedyś miała u mnie praktyki z hodowli roślin. Miała do tego smykałkę. Z tego co wiem dostała się do rezerwy Wonderboltsów, prawda?
-Prawda...a teraz już jej nigdy nie zobaczę. Tęsknię za nią...
-Ja też tęsknię za Twilight. Została pokonana przez Nekona ale udało jej się uciec. Przeszła przez zwierciadło do świata...um...ludzi? Chyba tak się nazywają. Dziwne stworzenia.
Lemon stanęła jak wryta. Nikt nigdy nie wymawiał tego imienia. Ze strachu. Postanowiła jednak nie ciągnąć tematu. Przekierowała rozmowę na inny tor.
-Ludzi? Oni istnieją? Myślałam, że to tylko głupie plotki!
Pomarańczowa klacz uśmiechnęła się do Lemon Juice. W jej oczach błysnęła radosna iskierka.
-Cieszę się, że w końcu zaczęłaś rozmawiać. To nie plotki. Twilight opowiadała nam o Sunset Shimmer. Była uczennica Celestii. Pewnie u niej się skryła. Kiedy się z nami żegnała obiecała, że wróci silna. Celestia, Luna i Cadence zniknęły. Nie wiadomo gdzie są ale wiemy za to, że zbierają siły na wojnę. Rozumiem je. Tutaj nie mają żadnych szans na pokonanie Nekona.-opowiadała Applejack-Staramy się uwolnić tak dużo więźniów jak to możliwe. Nasza grupa jest całkiem spora. Wonderboltsi pod przewodnictwem Spitfire sabotują z powietrza działania Luksrów. Od czasu do czasu udaje im się wykraść broń. Jednorożce mają najgorzej. Luksry założyły pola kontroli magii i każdy kto jej użyje poza pracą jest aresztowany. Na szczęście dzięki Starlight mamy antypola, więc nas nie wychwycą.
Lemon słuchała jak zaczarowana. Nagle w jej głowie zaroiło się od pytań.
-Jeszcze was nie wykryli? Ja o was nie słyszałam?
-To dobrze. To oznacza, że nawet mieszkańcy nie wiedzą o tej sieci kanałów.
-Racja. Nikt nie wie.
Dalszą część drogi przeszły w milczeniu. Nie było to jednak ciężkie milczenie, a jedynie zaduma nad dalszym losem Equestrii.
***
Doszły do końca tunelu. Była to ślepa uliczka. Nigdzie nie było żadnych drzwi lub klap.
-Nic tu nie ma! Zgubiłyśmy się?-zaniepokoiła się Lemon Juice.
AJ popatrzyła na nią zdumiona.
-Ja się nie gubię. Poza tym naprawdę nie słychać dźwięków po drugiej stronie! Niesamowite! Nie myślałam że to się sprawdzi!-mówiła radośnie Applejack.
Lemon miała pustkę w głowie. O czym ona mówiła? Co się sprawdza? Jakie dźwięki? Nic tu przecież nie ma! Nagle pomarańczowa klacz się odezwała.
-Chodź za mną.
Podeszła do odpływu będącego jedynym otworem w kamiennej ścianie. Kopnęła mocno, tuż nad otworem ścianę, która od razu się rozpadła. Przed nimi pojawił się otwór wysoki na dwa kuce.
-Wchodź byle szybko!-ponagliła AJ po czym sama weszła do otworu.
Otwór okazał się następnym, tym razem dużo węższym tunelem. Lemon odwróciła się i zobaczyła, że cegły, które przed chwilą leżały na ziemi, teraz lewitują i układają się tak jak były przed kopnięciem ziemskiego kucyka. Applejack jakby czytała w myślach pegaza.
-To zaklęcie ochronne. Nic nie wywali tej ściany oprócz mocnego uderzenia w odpowiednie miejsce. Potem cegły same wracają na swoje miejsce.-wyjaśniła
-Tak dawno nie widziałam czarów...
Pegazica poczuła dziwne ukłucie w piersi. Może ta odrobina zaklęć sprawiła, że znowu zaczyna wierzyć, że los Equestrii się odmieni?
Chwilę później natrafiły na kolejną "ślepą" uliczkę. Tu również nie było żadnych klap ani drzwi. Nagle Applejack zastukała głośno kopytami trzy razy i przed nimi pojawił się właz.
-Dobrych zaklęć ochronnych nigdy za wiele.-uśmiechnęła się figlarnie, otworzyła właz i wskoczyła do dziury.
Lemon spojrzała w dół. Nic nie zobaczyła. Wzięła wdech i rozłożyła skrzydła. Wskoczyła do środka.
Koniec rozdziału 1
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro