Rozdział 4
- Japierdole wyłączcie ten cholerny budzik!!
Krzyknęłam, gdy z mojego ślicznego snu obudził mnie właśnie budzik. Ludzie ja go nawet nie nastawiłam. Niechętnie wstałam, poszłam do garderoby, żeby wyciągnąć różowe ogrodniczki i biały sweter w paski.
Wzięłam ten zestawił do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wysuszyłam włosy ogarnęłam makijaż i umyłam zęby. Przebrałam się raz dwa i wyszłam z łazienki szukając mojego różowego plecaka.
- Anno wiesz może, gdzie mam mój różowy plecak z puszkiem?
Wyszłam z pokoju i się spytałam ciemnowłosej.
- Będzie chyba w garderobie na szafce nad butami.
Sprawdziłam jeszcze raz i tam był. Wzięłam go i zeszłam na dół, gdzie już jadł mój brat.
- Hejka Leo.
Powiedziałam radośnie.
- Hej Melanie co taka radosna?
Zdziwił się lekko.
- A tak od rana.
Popatrzył na mnie.
- Zawsze jak masz zajebisty humor musisz ubierać różowy?
- Tak, a teraz wybacz idę zjeść śniadanie.
Powiedziałam teatralnie i poszłam do kuchni, gdzie była już Anna i zrobiłam mk grzanki z jajkiem w koszulce. Boshe jak ja je uwielbiam.
Zjadłam szybko, poszłam umyć zęby i zaczęłam zakładać buty, ale przerwał mi w tym Leo.
- Bierz parasolkę. Idziemy piechotą, bo coś się stało z autem, a na motorze to niebezpiecznie jechać w deszczu.
Niechętnie przebrałam buty na różowe kalosze i wzięłam różową parasolkę.
- Co ty dzisiaj tak na różowo?!
- Nie gadaj Leo, a idziemy, bo zaniedługo się spóźnimy.
Powiedziałam wychodząc.
- Dobra dobra. To do zobaczenia Anno.
- Miłej nauki.
Odpowiedziała pokojówka i wyszliśmy z domu.
idziemy już 15 minut. Ja sobie podskakuje i skacze w kałuże, bo uwielbiam deszcz, a Leo się ze mnie śmieje. W trakcie skakania podjechał do nas czerwony Mustang. Co oni mają z tą marką?!
- EJ Smith podwieźć cię?
Popatrzyłam na kierowcę i to był Nath. Przeniósł wzrok z mojego brata na mnie, a ja się lekko zaczerwieniłam.
- Dzięki Broke, a znajdzie się miejsce dla mojej siorki?
- Dla niej zawsze.
Powiedział i się słodko na mnie popatrzył, a ja poczułam przypływ gorąca.
Wziedliśmy do auta i podjechaliśmy pod szkołę.
- Dziękuje za podwózkę.
Powiedziałam i wyszłam z tej maszyny. Przed bramą czekał już Calum.
Jak torpeda pobiegłam do niego nie zważając ba deszcz.
- Hejka Calum.
- Cześć landrynko.
Powiedział śmiejąc się.
- EJ to, że jestem na różowo i zachowuje się jak dziecko to Nie oznacza, że możesz się ze mnie śmiać!
Powiedziałam i z udawanym fochem poszłam w kierunku wejścia.
- EJ no Melanie ja żartowałem.
Powiedział trochę smutny.
- No wiem.
Uśmiechnęłam się jak dziecko i pobiegłam do mojej szafki, żeby zmienić te kalosze na moje różowe trampki, które spakowałam do plecaka.
Wchodząc do szkoły wpadłam na kogoś i zaczęłam lecieć w dół. Byłam już gotowa na upadek, ale on nie nastąpił. Zamiast tego poczułam czyjeś ramiona.
- Melanie wszystko dobrze?
Popatrzyłam na tą osobę i to był Nath.
- Za często na ciebie wpadam i wielkie dzięki za uratowanie mi tyłka.
- Nic się nie stało, a może chciałabyś po szkole pójść może na kawę i ciastko?
- Z wielką chęcią, a teraz przepraszam lece przebrać butki.
Powiedziałam i pobiegłam szukać mojej szafki. Gdy ją znalazłam otworzyłam ją przebrałam buty i wyjęłam mój szkicownik. Nagle coś mnie wzięło, żeby zobaczyć moje stare szkice.
Mój pierwszy szkic.
A potem to zaczęłam szaleć.
A to narysowałam tydzień temu.
Strasznie mi się to podoba.
Z za myślenia wyrwał mnie Calum.
- Zajebiście rysujesz.
- Dzięki, a teraz chodź, bo się spóźnimy!
Wzięłam go za rękę i pobiegliśmy w stronę naszej sali lekcyjnej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro