XXXIII To jedyne, co mogło się wydarzyć
Andrew był niepocieszony faktem, że nowo odkryty materiał na łucznika tak szybko chciał go opuścić.
— Przepraszam, ale to pilne — powiedział Eichi. — Jak będę mieć chwilkę, to jeszcze wpadnę!
Pociągnął Benedicta za sobą i opuścił strzelnicę. Ruszył pospiesznie przed siebie.
— Hej, Eichi, zatrzymaj się! — poprosił Benedicto. — Co w ciebie wstąpiło? Czemu już idziemy? Nic nie rozumiem!
— Musimy szybko zdążyć, zanim stanie się najgorsze.
— Najgorsze? Ale co? Zupełnie nie mam pojęcia, o czym pleciesz! Musisz być taki tajemniczy?
— Wszystkiego dowiesz się dziś wieczorem — obiecał Eichi. — Co prawda być może nie uratuję własnej godności, ale przynajmniej Stelli nie ujdzie to na sucho.
— Jak to nie uratujesz?
— Przekonasz się.
— Czemu nie chcesz mi teraz powiedzieć?
— Nie chcę się przedwcześnie zdradzić. Ale muszę z kimś pogadać.
— Nie chcesz się zdradzić, a chcesz pogadać? To chyba trochę się wyklucza.
— No, właściwie chcę powiedzieć tej osobie jedno. Chociaż... Może lepiej będzie, jeśli ty to zrobisz.
Benedicto zatrzymał się i tym samym zmusił do tego również Eichiego. Spojrzał mu w oczy, w których wyczytał triumf.
— Za nic cię nie rozumiem.
— Do czasu. — Eichi uśmiechnął się, chociaż Benedictowi coś w tym uśmiechu się nie podobało. — To co, pomożesz mi?
Benedicto wiedział, że nie mógł się nie zgodzić. Kiwnął głową.
Mimo usilnych błagań Eichi nie zdradził się żadnym słowem więcej, co Benedicta doprowadzało do szału. Tak bardzo chciał wiedzieć, na co ten wpadł! Ale nie, musiał czekać aż do wieczora, aż do ogniska, bowiem udało mu się dowiedzieć chociaż tyle, że Eichi wtedy chciał przystąpić do działania.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytał go po raz chyba setny.
Tym razem Eichi nie zbył go milczeniem.
— Chcę, żeby Stella dostała to, na co zasługuje — odparł wyjątkowo mściwym tonem. — Już za dużo razy zalazła mi za skórę, żebym jej tym razem odpuścił.
— To znaczy?
— To znaczy, że będzie musiała publicznie przyznać, że zabrała pamiętnik. Może to ją w końcu czegoś nauczy.
— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? W końcu to przez upokorzenie się na tobie mści...
— Mało mnie to obchodzi, wiesz? Mogła po ludzku odpuścić, ale nie, musiała w to brnąć!
Benedictowi przeszło przez myśl, że właściwie to nie chciałby zadrzeć z Eichim. Nieco zaniepokojony, usiadł obok niego na ławce w teatrze. Nie bardzo skupiał się na śpiewaniu, a Eichi musiał to dostrzec.
— Zaufaj mi, tylko o tyle cię proszę — szepnął do niego. — Wiem, co robię.
Cmoknął Benedicta w policzek, a gdy skończyła się kolejna piosenka, wstał. Obozowicze zaciekawieni zwrócili na niego głowy. Eichi odchrząknął.
— Mam dla was pewne ogłoszenie, które może was zainteresować — powiedział głośno. — A właściwie ja i Stella Juel.
„Co on wyrabia?" — pomyślał Benedicto. — „Naprawdę wierzy, że Stella się przyzna?".
Stella, siedząca nieopodal, również wstała, przepchnęła się pomiędzy obozowiczami i znalazła się tuż obok Eichiego.
— Co ty wyrabiasz? — syknęła. — Jakie niby ogłoszenie?
— Jakby ci to powiedzieć... Opcja pierwsza mi się nie podoba.
Stella zrozumiała dopiero po sekundzie.
— Nie... — mruknęła. — Ty chyba nie chcesz...
— Zaraz zobaczysz, czego chcę.
Benedicto dobrze słyszał tę wymianę zdań i ani trochę go nie uspokoiła.
— Dostałem dziś od Stelli propozycję, zdawałoby się, nie do odrzucenia. — Eichi znowu zwrócił się do obozowiczów.
— Jesteś skończony — mruknęła Stella.
Eichi zignorował tę uwagę.
— Niestety nie wszystko poszło po jej myśli. Bella?
Benedicto po raz pierwszy dostrzegł na twarzy Stelli cień strachu. Tymczasem Bella, wywołana z tłumu, wstała.
— Myślałam, że to ty i ja mamy coś ogłaszać — powiedziała Stella, również głośniej.
— Właściwie to głównie ty. — Eichi uśmiechnął się niemal tak przymilnie, jak ona, tak wiele razy. — Ale Bella chętnie pokaże, jaki miły prezent jej sprawiłaś.
Bella uniosła nad głowę paczkę owiniętą byle jak papierem, ale wyraźnie nieotwartą. Stella roześmiała się głośno.
— I co ta paczuszka niby ma ze mną wspólnego? — zapytała. — Kpisz sobie ze mnie czy co?
— Paczka ma z tobą tyle wspólnego co pewien automaton, który miał mnie śledzić i nagrywać — odparł spokojnie Eichi. — Oczywiście Lizzie nie może przysiąc, że to ty go wzięłaś, jednak wie, że to któraś z sióstr Juel.
— Więc skąd przypuszczenie, że to ja? Bella też mogła wziąć pająka!
— A jednak to ty wiesz, że automaton był pająkiem! Tak samo jak, w przeciwieństwie do Belli, wiesz, co jest w paczce.
W tej chwili Stella zrozumiała, że popełniła błąd. Benedicto nie wiedział jednak, jak Eichi zamierzał udowodnić jej kradzież pamiętnika. W jaki sposób chciał powiązać z nim automatona? Teraz mógł jej zarzucić śledzenie, ale nie dobranie się do zeszytu.
— Gdyby Bella ją otworzyła wcześniej, byłabyś bezpieczna!
— Skąd w ogóle wniosek, że cokolwiek jej dawałam? Bella mogła sama zrobić paczkę i teraz próbujecie mnie oskarżyć nie wiadomo o co! Zresztą, czy to ważne, co w niej jest?
— To zależy, jak na to spojrzeć. Tobie to i tak nic nie dało, nie mylę się?
Stella nie odpowiedziała. Benedicto zrozumiał, że nie chciała powiedzieć czegoś nie tak. Tymczasem Eichi nadal był bardzo z siebie zadowolony.
— Myślę, że już możesz ją otworzyć.
Bella, która nie zdawała się z tego rozumieć więcej niż reszta, rozerwała papier, a jej oczom ukazał się, jakby się zdawało, zwyczajny zeszyt. Benedicto wiedział jednak, że oto znalazła się zguba Eichiego. Nie sprawiło to jednak, żeby cokolwiek z tego nabrało sensu.
— Plan w rzeczy samej nie był zbyt skomplikowany. Wystarczyło podrzucić Belli paczuszkę, czekać, aż ją rozpakuje i patrzeć, jak wpada w kłopoty przez jej zawartość. Ale jednak nie rozpakowała jej.
— Nie widzę żadnej różnicy — prychnęła Stella. — To tylko jakiś zeszycik, jaka różnica, czy zapakowany, czy nie?
Bella otworzyła zeszyt na losowej stronie i zmarszczyła brwi.
— To pamiętnik! — oznajmiła.
— Daj spokój, Eichi, męczysz nas o jakiś głupi pamiętnik, który Bella ze sobą wzięła?
— Nie męczyłbym, gdyby to był jej pamiętnik. Albo twój...
— Nie jestem taka głupia, żeby prowadzić pamiętnik, który mógłby się dostać w ręce mojej wścibskiej siostry! Dobrze wiesz, że nie jest mój.
— Ciekawe, skąd miałbym wiedzieć, że nie prowadzisz pamiętnika, skoro dopiero teraz to powiedziałaś. Chociaż to prawda, nie mógłby być twój, bo tak się składa, że należy do mnie.
— A więc tego szukałeś rano! — odezwał się któryś z mieszkańców Szóstki.
— Nic mi nie możesz udowodnić! — zawołała Stella. — Skoro to Bella ma twój pamiętnik, to czy to nie oczywiste, że to ona go wzięła?
— Mam świadka, który może wszystko potwierdzić.
— Świadka? A niby co widział?
— Podsłuchał fragment pewnej rozmowy z rana.
— Nie mógł nic słyszeć!
Eichi uniósł znacząco brew.
— Jesteś pewna?
— Tak, jestem pewna! W ogóle nie rozumiem, do czego dążysz! Tak, kupiłam automatona, ale to jeszcze o niczym nie świadczy! Nie dotykałam twojego pamiętnika, a tę głupią paczkę od Belli pierwszy raz widzę na oczy! No i w zbrojowni nikt nie mógł nas słyszeć, nie możesz mi wmówić, że jest inaczej!
— Więc przyznajesz się do tego, że rozmawiałaś ze mną w zbrojowni? Trochę za dużo tych zbiegów okoliczności, nie sądzisz? Najpierw ginie mi pamiętnik, później ty chcesz mnie śledzić, rozmawiasz ze mną, chociaż nie chcesz mnie na oczy widzieć, a później pamiętnik znajduje się u Belli?
— Chcesz mnie wrobić! Zresztą jeśli, jak twierdzisz, cię śledziłam, to niby po co mi twój pamiętnik?
— Bardziej zasadne jest pytanie, po co nagrywać kogoś, jeśli masz jego pamiętnik?
Benedicto kręcił niedowierzająco głową. Nic z tego nie będzie! Stella się nie przyzna, Bella zostanie oskarżona o kradzież, a Eichi zrobi z siebie głupka. Cała ta farsa z paczką i świadkiem rozmowy prowadziła donikąd. Gdyby jeszcze cokolwiek z tego było prawdą! Gdyby świadek rzeczywiście mógł podać fragment rozmowy, z którego wątpliwości nie ulegałby fakt, że Stella naprawdę zabrała pamiętnik! A tak to Eichi mógł sobie ją oskarżać do woli, a i tak nie miał dowodów.
— W każdym razie za niedługo dowiemy się wszystkiego.
— Niby jak?
— Truman naprawi automatona i pokaże wszystkim nagranie ze zbrojowni.
— Nie! — zaprotestowała Stella. — Nie zrobisz tego!
— A właśnie, że zrobię. Wszyscy dowiedzą się, co zrobiłaś w grudniu i co chciałaś zrobić dziś.
Stella rzuciła Eichiemu najbardziej mściwe ze wszystkich swoich spojrzeń.
— A jak się przyznam, to zostawisz mnie w końcu?
— Jeśli ty mnie zostawisz, to tak.
Dziewczyna wyglądała, jakby się biła ze swoimi myślami, lecz ostatecznie dała za wygraną. I tak właśnie cały obóz dowiedział się, że to ona była odpowiedzialna za zgubę Eichiego, którą ostatecznie odzyskał, i że Bella nie miała z tym nic wspólnego. Benedicto co prawda niezbyt wiele z tego zrozumiał, dlatego po ognisku domagał się stanowczo wyjaśnień.
— Nie rozumiem tej szopki — przyznał. — Czemu kazałeś mi poprosić Bellę o zapakowanie pamiętnika?
Przez kolejne bardzo pewne siebie spojrzenie, które rzucił mu Eichi, zaczął obawiać się, że już nigdy nie dowie się, o co tu chodziło.
— To proste — odparł Eichi po chwili. — Nie chciałem, żeby ktoś z domku Afrodyty zobaczył go w jej posiadaniu. Gdyby przed ogniskiem wydało się, że go ma, mogłoby nie wyjść tak gładko. Plus chciałem rozdrażnić Stellę. Sam widziałeś jej reakcję na paczkę!
— No dobra... A ten automaton? Myślałem, że nadal masz jego szczątki przy sobie. Truman ci je przecież oddał.
— Bo mam. To małe kłamstewko całkiem mi się opłaciło.
— Ale czemu? W ogóle skąd wiedziałeś, że Bella będzie mieć pamiętnik?
— To jedyne, co mogło się wydarzyć!
— Ani trochę nie rozumiem... Jak na to wpadłeś?
— Olśniło mnie, gdy strzelałem, prawdę mówiąc. Nagle wszystko się ułożyło, stało zupełnie oczywiste.
— Wyjaśnisz mi to w końcu?
— Dobra — zgodził się Eichi. — Co prawda też mogłeś się domyślić, bo o kluczowej rzeczy wiedziałeś od dawna. Ale zacznijmy od początku. Wczoraj Stella Juel poszła do świetlicy i co się dzieje? Ano znajduje w moich rzeczach pamiętnik. To dla niej łut szczęścia, bo oto zyskuje świetną szansę zemsty!
— To brzmi, jakbyś zostawił go tam celowo. Liczyłeś na to, że go znajdzie?
Eichi roześmiał się.
— Nie! Gdybym chciał wciągnąć ją w pułapkę, na pewno nie zostawiłbym prawdziwego pamiętnika. A gdyby to była atrapa, zorientowałbyś się. Aż tak nie potrafię grać, ciebie bym nie oszukał.
Benedictowi trudno było się z tym nie zgodzić. Strach Eichiego wtedy, w domku Zeusa, był jak najbardziej autentyczny.
— Okej, a w sumie skąd wiesz, że znalazła go wczoraj, a nie dzisiaj?
— Zadałem Stelli pewne znaczące pytanie i powtórzę je teraz. Po co nagrywać kogoś, jeśli masz jego pamiętnik?
— Stella nie chciała, żebyś komuś powiedział o szantażu — przypomniał Benedicto. — I nie wiem, co to ma do daty.
— Zapominasz o tym, co mówił Andrew. Lizzie dostała pieniądze wczoraj. A po co Stelli byłby automaton, jak nie miała pamiętnika? Wcześniej nigdy nie myślała o tym, żeby mnie nagrywać. A jak sama zauważyła, gdyby jej postanowieniem było nagrywanie mnie, to pamiętnik nie byłby potrzebny i nigdy by nie zniknął.
— No dobra... A jakie ma to znaczenie?
— Data? Całkiem spore. Pomyśl, jeśli zdobyła pamiętnik wczoraj, miała mnóstwo czasu na jego przeczytanie. Więc czemu tego nie zrobiła?
— Pisałeś takie złe rzeczy, że Stella aż się zawstydziła?
— Ta dziewczyna nie ma ani krztyny poszanowania dla cudzej prywatności i nawet opisy moich fantazji nie mogłyby jej zrazić. Nie, spójrz do środka.
Eichi podał Benedictowi pamiętnik, a ten popatrzył na zeszyt powątpiewająco. Naprawdę miał go czytać? Wydało mu się to co najmniej nieodpowiednie, nawet jeśli sam Eichi go o to prosił.
— Otwórz, nie ugryzie cię — rzucił Eichi, widząc jego wahanie.
I Benedicto w końcu otworzył na losowej stronie. Wreszcie zrozumiał, co Eichi miał na myśli.
— Mieszasz języki.
— Właśnie! — zauważył triumfalnie Eichi. — Mieszam języki. I to jest klucz. Gdyby był całkowicie po japońsku, Stella nie domyśliłaby się, że to pamiętnik, a gdyby był całkowicie po angielsku, już znałaby całą treść. Tak więc znała tylko fragmenty — dość, żeby udowodnić mi, że naprawdę go czytała, ale nie dość, żeby całkowicie mnie skompromitować.
— Ale... Ta mowa o godności...
— Mówiłem ci, że od dawna znasz odpowiedź. Nie pamiętasz, jak tego jednego razu czytałeś moje notatki? A raczej próbowałeś przeczytać?
— Sam byłeś zdziwiony, że nie są po angielsku — przypomniał sobie Benedicto.
— Więc jak miałem pamiętać, które wpisy w jakim języku były? Zagrożenie było realne. Naprawdę się bałem.
— Okej, chyba rozumiem — potaknął Benedicto. — Mów dalej.
— Jestem zdania, że Stella od początku chciała poznać wszystkie moje sekrety, rozgłosić je po obozie, a na koniec podrzucić pamiętnik Belli i patrzeć, jak ta zostaje oskarżona o kradzież. Szantażowanie mnie nie było w planach, bo nie potrzebowała wcale mojej pomocy, no i po co miałaby się przede mną przyznawać, że zabrała pamiętnik? Bezpieczniej byłoby to ukryć.
— To o co chodzi?
— Nie chciała odpuścić. To bardzo w stylu Stelli: chociaż wie, że przegra, chce spróbować. Dlatego mnie pocałowała w grudniu, dlatego teraz postanowiła zrobić wszystko, żeby mnie upokorzyć. Dlatego kupiła od Lizzie automatona za pięćdziesiąt dolarów i dlatego zaczęła mnie szantażować. Musiała sprawić, żebym się dowiedział, że to ona ma pamiętnik.
— Ale po co? Sam mówiłeś, że rozsądniej by było, gdyby ci nie mówiła?
— To akurat okazało się bardzo sprytne z jej strony. Chciała sprowokować mnie do mówienia. Bez kluczowego elementu, czyli moich sekretów, cały plan spaliłby na panewce.
— Jej byś nic nie powiedział.
— Ale dobrze wiedziała, że bez względu na wszystko powiem tobie. Liczyła na to, że wygadam się, co jest we wpisach, automaton to nagra, a ona będzie mieć niepodważalny dowód. Zapomniała tylko o tym, że boję się pająków. A nawet jeśli sobie przypomniała, nie mogła wrócić do Lizzie i zażądać zmiany na inny kształt, bo wtedy ta by zaczęła coś podejrzewać.
— A potem automaton został zniszczony i nici z dowodów. Ale czegoś tu nie rozumiem, po co nagrywała rozmowę w zbrojowni?
— Stella miała też plan B, chociaż ten nie udał się jako pierwszy. Chciała mnie wtedy pocałować. Gdyby się jej udało i miałaby to na nagraniu, to byłby świetny materiał do manipulacji. Ale zamiast tego nagrały się dowody na jej winę. Myślę, że jej samej trochę ulżyło, gdy dowiedziała się, że zniszczyliśmy pająka.
Benedicto przetwarzał to wszystko w milczeniu. Nie bardzo był pewien, co powinien o tym myśleć — nie spodziewał się, że ta sytuacja się aż tak skomplikuje. A te słowa o nagraniach trochę go zaniepokoiły. Gdyby Eichi nie zauważył pająka... Gdyby cały obóz zobaczył, co wyrabiali w domku Zeusa...
— Tego automatona nie da się naprawić, co? — zapytał, zdenerwowany.
— Nie wiem, czy się da i nie zamierzam tego sprawdzać. Już dość kłopotów sobie narobiłem przez własne roztrzepanie. A poza tym miałbym prosić o odnowienie tego potwora? Brrr... Aż ciarki mnie przechodzą na samą myśl.
— A co chcesz zrobić z pamiętnikiem?
Oddał go Eichiemu, a ten przyjrzał się zeszytowi krytycznie. Czyżby chciał go wyrzucić? Benedictowi przeszło przez myśl, że to byłoby najbezpieczniejsze rozwiązanie, ale z drugiej strony takich rzeczy nie wyrzucało się tak po prostu.
— Schowam go w bezpiecznym miejscu — zadecydował ostatecznie. — A nowych wpisów nie będzie.
— Jak to? To co chcesz zrobić, jak będą ci się w głowie kłębić myśli?
Eichi nadal był z siebie wyjątkowo zadowolony. Nagle znalazł się dużo bliżej Benedicta niż wcześniej.
— Mam powiernika — odpowiedział po chwili. — Jeśli oczywiście nie przeszkadza ci taka rola.
— Mnie nie, ale co z tobą? — zapytał Benedicto. — Chcesz powierzać mi każdy swój sekret?
— Każdy mój sekret będzie również twoim sekretem. Ufam ci, Benedicto.
Benedicto nie był pewien, co na to odpowiedzieć, ale szybko przekonał się, że nie musiał nic — Eichi postanowił porozumieć się z nim bez słów.
~~~~
Ta scena konfrontacji nie ma absolutnie żadnego sensu, ale późniejsze wyjaśnienia Eichiego o dziwo chyba nawet brzmią logicznie xD tbh dostawałam stopniowo sama olśnienia, tylko że nie naraz wszystkie jak on, tylko po trochu xd w oryginale miało być, że Stella faktycznie zapakowała pamiętniczek, ale potem to zmieniłam, że to faktycznie Bella zrobiła, a Eichi ściemniał xD Anyway, moja fiksacja na ten fik już sobie przeminęła, więc trudniej będzie mi go dokończyć, ale mam wielką nadzieję, że uda mi się to przed 2025 rokiem xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro