Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIX Dwie opcje

Mieszkańcy Szóstki od zawsze mieli Eichiego za dziwaka, ale gdy zaczął w panice biegać po całym domku i przeszukiwać każdy jego kąt, zgodnie uznali, że już do reszty postradał rozum. To znaczy, nie same jego poszukiwania ich zadziwiły, ale fakt, że zapytany o cokolwiek wydawał z siebie jedynie jakieś nieartykułowane krzyki. W końcu zostawili go samego ze sobą, co bynajmniej mu nie pomogło.

— Musi tu gdzieś być — mamrotał do siebie. — Nie mógł przecież wyparować!

— Czego szukasz? — zapytał go ktoś z rodzeństwa.

Eichi nawet na niego nie spojrzał.

— Niczego — burknął.

Bardzo chciał poprosić kogoś o pomoc, ale w tym wypadku to akurat nie wchodziło w grę. Nikt, absolutnie nikt nie mógł się dowiedzieć, co zgubił! No dobrze, może z jednym wyjątkiem, ale nie łudził się, że Benedicto będzie w stanie mu pomóc. W końcu nie bywał zbyt często w Szóstce, a Eichi miał absolutną pewność, że nigdy tego z domku nie wynosił. No, na ile absolutną pewność może mieć ktoś, kto co chwilę ustawia rzeczy w złych miejscach, oczywiście.

Gdy minęła może nawet i godzina tej bezładnej bieganiny, Eichi uznał, że jego zguba musiała zniknąć w czeluściach Tartaru. Postanowił poszukać jej później, a teraz spróbować zająć się czymś pożytecznym. Jednak za cokolwiek się zabierał, nie był w stanie się na tym skupić. Ciągle myślał o zgubie. W końcu postanowił pójść do świetlicy i przetrząsnąć porządnie swój stos książek (który już ostatecznie, za sugestią Benedicta, przestał na noc rozbierać). Ale i tam nic nie znalazł.

Ostatecznie uznał, że sięgnie po ostatnią deskę ratunku i zwróci się do Benedicta o pomoc. Wątpił, że to coś mu da, ale przynajmniej będzie miał wsparcie moralne. Założył, że pewnie będzie teraz w jakiś sposób trenować, więc ruszył w stronę areny. Nagle jednak ktoś chwycił go za rękę. Eichi odwrócił się gwałtownie.

— Stella? — zdziwił się, widząc akurat ją.

— A na kogo ci wyglądam?

Kusiło go, by przypomnieć jej, że wygląda niemal identycznie jak Bella, ale nie miał ochoty się z nią kłócić. Zastanawiało go jednak, po co go zatrzymała.

— Czego chcesz? — zapytał. — Myślałem, że jestem najgorszym, co cię w życiu spotkało i nie masz ochoty mnie oglądać.

— Nic się nie zmieniło, ale poświęcisz mi teraz chwilkę.

— A jeśli nie, to co? — Wyswobodził dłoń z jej uścisku.

— Nie sądzę, żebyś chciał wiedzieć.

Uśmiechnęła się, pozornie uroczo, ale Eichi nie dał się zwieść. Coś kombinowała.

— No dobrze — zgodził się.

Stella poprowadziła go do zbrojowni i zamknęła za nimi drzwi. Nie bardzo wiedział, czemu chciała się z nim spotkać akurat w takim miejscu.

— Tu nikt nas nie podsłucha — wyjaśniła.

— Dobra, to w takim razie czemu marnujesz mój czas?

— Powiedział ten, co przetrząsa cały obóz w poszukiwaniu pamiętnika. To dopiero marnotrawstwo czasu! — Zaśmiała się.

Eichiemu za to bynajmniej nie było do śmiechu.

— A więc to twoja sprawka! — krzyknął. — Ty go zabrałaś!

— Jakiś ty domyślny...

— Ale jak? Nie rozumiem... Przecież nie wchodziłaś do Szóstki!

— Nie musiałam — odparła Stella. — Musisz uważniej patrzeć, jakie zeszyty zabierasz na świetlicę.

Gdy to usłyszał, Eichi w myślach przywalił głową w ścianę. Jak mógł być takim idiotą, żeby tak pomylić zeszyty? W ten sposób dosłownie każdy mógł się dorwać do pamiętnika... I oczywiście trafiło na najgorszą możliwą osobę, czyli Stellę Juel.

To znaczy, nie żeby Eichi jakoś regularnie prowadził ten swój pamiętnik. Na ogół przypominało mu się o nim raz na pół roku, a w rezultacie we wpisach brakowało szczegółowości, a panujący w nich chaos wołał o pomstę do nieba. Problem polegał na tym, że gdy już sobie o nim przypominał, to najczęściej było to, gdy dręczyły go myśli, których nigdy nie powierzyłby nikomu, nawet Benedictowi. Oznaczało to jedno: jeśli ktokolwiek by to przeczytał, Eichiemu pozostawało jedynie zakopanie się sześć stóp pod ziemią.

— Zgaduję, że tak po prostu mi go nie oddasz? — zapytał, mając jednak resztkę nadziei, że Stella będzie mieć choć odrobinę serca.

— Nie, bo jeszcze nie zdążyłam go przeczytać.

Eichi jęknął w duchu. Dlaczego to w ogóle się działo?

— A czy jest szansa... żebyś go jednak nie czytała?

— Jest... Ale oczywiście nie za darmo.

— Co mam zrobić? — przeszedł do rzeczy.

— Są dwie opcje. Bo widzisz, Bella powinna dostać za swoje.

— Daj spokój! — żachnął się Eichi. — Już prawie nikt o tym nie gada!

Rzeczywiście, temat nieszczęśliwej miłości Stelli po kilku dniach już znudził obozowiczów. To znaczy, niektórzy nadal o tym wspominali, jednak nie był to już temat numer jeden.

— Co z tego? Bella wtedy tak czy siak udowodniła mi, że jest beznadziejną siostrą.

— A nie lepiej byłoby, no nie wiem, pogodzić się z nią? Żebyście znowu razem łamały serca czy co tam lubicie robić?

Stella przewróciła oczami.

— Dobrze wiesz, że do tego nie ma powrotu. W każdym razie proponuję, żebyś mi pomógł się na niej odegrać.

— Nie zamierzam brać udziału w tych waszych durnych sporach — oświadczył Eichi. — Bo znowu wplączę się w jakąś bezsensowną dramę. Mam lepsze zajęcia.

— Ach tak, czyli wolisz, żeby cały obóz poznał twoje sekrety?

— Nie! Ech, naprawdę jesteś podła.

— Nie bardziej niż ty.

— Och, czyżby? — Eichi udał, że się zastanawia. — No to pomyślmy. Ja powiedziałem ci, że nie masz u mnie szans i tylko wspomniałem twojej siostrze bliźniaczce, co do mnie czujesz. A ty? Całujesz mnie bez mojej zgody, kręcisz nie wiadomo jaką intrygę, żeby mnie skłócić z Benedictem, bijesz mnie, kradniesz mój pamiętnik... I to ja jestem podły?

Stella zignorowała tę wyliczankę.

— Czyli rozumiem, że wolisz opcję numer dwa?

— Jaka to? — zapytał, zrezygnowany.

— Tak bardzo narzekasz na to, że cię wtedy pocałowałam bez zgody... Zatem możesz tym razem się zgodzić.

Eichi aż zamrugał z wrażenia.

— Chcesz... żebym cię pocałował?

— Dokładnie tak.

Wcale nie miał ochoty całować Stelli, ale z drugiej strony... Może jednak to lepsze niż pomoc w mszczeniu się na Belli.

— Mogę cię pocałować w policzek — zaoferował.

Po jej uśmiechu poznał, że nie chodzi jej o całowanie w policzek.

— Zabawny jesteś, wiesz? — mruknęła. — Mniemam, że znasz się na pocałunkach francuskich.

Zgadywała? Czy zdążyła doczytać do tego momentu? Eichi poczuł, że robi mu się gorąco. Stella musiała zauważyć jego rumieniec, ale milczała, rozkoszując się jego zawstydzeniem.

— Absolutnie nie ma mowy — wycedził w końcu. — Co ty w ogóle sobie wyobrażasz? Zresztą nie rozumiem, w końcu nienawidzisz mnie czy nie?

— Połowicznie — odpowiedziała Stella. Eichi z niepokojem dostrzegł, że znalazła się bliżej niego. Miał wielką ochotę się odsunąć, ale nie chciał jej prowokować. — Denerwujesz mnie, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Ale jednak... Jest w tobie coś, co sprawia, że nie potrafię ci się oprzeć.

Zdaje się, że nie bardzo obchodziły ją te wcześniejsze słowa o zgodzie, bo znalazła się niebezpiecznie blisko niego. Eichi, z najwyższą dezaprobatą, przyłożył dłoń do jej ust i odsunął jej twarz na bezpieczną odległość.

— Właśnie zauważyłem — powiedział. — Opanuj się, kobieto, bo to robi się troszeczkę nienormalne. — Cofnął dłoń, teraz całą brudną od jej szminki, mając przy tym nadzieję, że Stella już nie będzie chciała go całować. — Nie wiem, jak ci to powiedzieć, żebyś zrozumiała...

— Co niby powiedzieć?

— Że, no nie wiem, między nami cokolwiek odpada? Po pierwsze, mam chłopaka. Po drugie, nie kręcą mnie dziewczyny. A po trzecie, nawet gdyby dwa poprzednie nie były prawdą, to i tak bym cię nie chciał, bo nie ciągnie mnie do egoistycznych manipulantów. — Zauważywszy milczenie Stelli, postanowił zadać jeszcze jedno pytanie. — A tak serio, bo nie kumam, niby co ci się we mnie podoba? My nawet się nie znamy.

— To mnie najbardziej wkurza, że nie wiem — westchnęła. — Naprawdę musisz być taki cholernie słodki?

Eichi zaczął zastanawiać się, jak wiele osób jeszcze będzie uważać, że jest słodki.

— I po co pytałem... — jęknął, zastanawiając się nad swoją głupotą. — No dobra, postawię sprawę jasno. Możesz zapomnieć o czymkolwiek, co obejmuje mnie i ciebie.

Zastanawiał się, jak bardzo źle będzie, jeśli cały Obóz Herosów dowie się, co ukrywał. Prawdopodobnie kilka osób usłyszy nieprzyjemne rzeczy na swój temat, poza tym pośmieją się z jego dziwnych zwyczajów... To jeszcze było do przeżycia. Ale jednej rzeczy nie mógł przepuścić. Tego, co pisał o Benedikcie. Oczywiście to wcale nie tak, że chciał, by fantazje opuściły jego głowę, ale nastąpił ten moment, gdy stały się zbyt uciążliwe, więc je zapisał. To dało mu ulgę na pewien czas, ale teraz żałował, że natychmiast nie zniszczył tych kartek. Stella miała go w garści.

— To w takim razie... idę zająć się lekturą.

— Czekaj! — zawołał. — Ja... pomogę z Bellą.

Bynajmniej nie zamierzał być dobrym pomocnikiem, ale nie mógł pozwolić na to, by Stella wygłosiła publicznie wszystkie jego pragnienia. Jednocześnie w duchu obiecał sobie, że musi jak najszybciej opowiedzieć wszystko Benedictowi.

— Świetnie! — ucieszyła się Stella. — W takim razie czekaj na znak.

Eichiemu wcale się to nie podobało, ale wolał taką opcję niż inne.

— A, i jeszcze coś — dodała. — Jeśli komuś powiesz o czymkolwiek, co tu zaszło, to umowę uznam za rozwiązaną. Cześć!

Pomachała mu, wyraźnie z siebie zadowolona, i zostawiła go samego w zbrojowni. Jego myśli pędziły jak oszalałe. Chciał powiedzieć Benedictowi o wszystkim, ale teraz zaczął się zastanawiać, czy to dobry pomysł. Nie był pewien, w jaki sposób Stella miałaby się dowiedzieć o ewentualnej rozmowie, ale gdyby miała rozgłosić po obozie wszystko...

Chociaż, czym się tak przejmował? Mógł się założyć, że nie był jedynym, którego czasem nachodziły podobne myśli! W końcu to było miejsce pełne nastolatków. Zdecydował się. Powie Benedictowi, choćby cały obóz miał później huczeć od plotek.

~~~~

Ah yes, i znowu Stella prowadzi intrygi :D Wspominałam, że ją uwielbiam? A tak w ogóle sposób prowadzenia pamiętniczka przez Eichiego to totalnie mój sposób xD Tylko ja i tak oversharinguję wszystko, więc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro