45.
Okazja do rozmowy nie pojawiła się zbyt szybko. Najpierw, gdy Mateusz i Michaś wrócili, zjedli razem obiad, który "panowie" przynieśli z pobliskiego baru mlecznego. Ola podgrzała posiłek, przełożyła do naczyń i postawiła na stół, przed pękającymi z dumy "panami".
Mężczyzna i chłopczyk, zaaferowani, opowiadali, co widzieli podczas spaceru, więc udawała zainteresowanie: słuchała, kiwała głową, dopytywała.
Po skończonym posiłku, gdy dziewczyna zajęła się sprzątaniem, poczuła, jak objęły ją męskie ramiona a szyję musnął dotyk ciepłych warg:
- Co się dzieje, Sandruś? - zamruczał jej nad uchem Mateusz. Gdy drgnęła i zrobiła ruch, jakby zamierzała się obejrzeć, uspokoił ją:
- Michaś ogląda bajkę w salonie. Mamy dla siebie moment, zanim wyjdziesz na zajęcia. Co się dzieje? - splótł dłonie na jej brzuchu. - Nie wyszło ci coś, co miałaś przygotować do szkoły?
- Nie, nic takiego. - wymknęła się z jego uścisku. - Muszę się zbierać. Będę jak zwykle, koło dwudziestej.
- Przygotuję wszystko do wyjazdu do Czarnego Boru. - odparł, zastanawiając się, czemu ma wrażenie, że Ola dystansuje się od niego. Co takiego się stało i dlaczego dziewczyna nie chce mu nic powiedzieć.
Bo że coś było "na rzeczy", dałby sobie rękę uciąć. Ola nie umiała ukrywać przed nim zmartwień.
Ani w drodze do domu, ani później nie znalazła odwagi do poruszenia trudnego tematu. Próbowała dopytywać, co słychać w pracy, jak mu się podoba w nowym miejscu, czy nadal zamierza za kilka dni podpisać stały kontrakt z amerykańskim szpitalem. Miała nadzieję, że sprawa z maila wyjdzie przypadkiem, w trakcie rozmowy.
Ale Mateusz, choć szeroko opowiadał o tym, co się ostatnio zdarzyło i co go czeka w najbliższych dniach, nawet słowem nie zająknął się o korespondencji z Nadią. A jej zabrakło odwagi, żeby przyznać się, że wie i zapytać, co dalej.
Czytając jego odpowiedź, nie tylko jedną, ale wyrażoną kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich dni, poczuła się zawiedziona. Była przekonana, że pomiędzy nimi jest okej tak bardzo, jak tylko może być. Ale widać jednak nie...
***
Dziś nocowali u niej. Mateusz, co prawda, zaczynał pracę od rana w Białymstoku, ale uparł się wrócić z nimi do Czarnego Boru.
- Widzisz? Gdybyśmy już mieszkali tam, to oszczędzilibyśmy sobie tej dzisiejszej podróży i twojej jutrzejszej. - tłumaczyła.
- Za to ty musiałabyś jechać rano pociągiem. - uśmiechnął się.
Wiedziała, że długo nie utrzyma w tajemnicy tego, czego się dowiedziała. I nawet nie chciała tego ukrywać.
"Problem w tym, jak się przyznać do przeczytania cudzej korespondencji?" - dumała.
Problem rozwiązał się sam. I to za moment. Kiedy już położyli Michasia do łóżka, zjedli kolację i zalegli na kanapie przed telewizorem, Mateusz przytulił Olę i zapytał:
- Co się dzieje? Sandruś?
- A co się ma dziać? - starała się, żeby jej głos zabrzmiał pewnie. Ale wzrokiem uciekła w podłogę.
- No przecież widzę. Jesteś nieswoja, sprawiasz wrażenie, jakbyś miała jakiś duży problem. - wyliczał. - Powiedz, co się dzieje, wspólnie poradzimy sobie z tym. Na tym przecież polega związek.
Walczyła z chęcią położenia mu głowy na ramieniu, przytulenia się jak dziecko i zwierzenia z męczącego ją problemu:
- Wiesz, związek zakłada szczerość i zaufanie z obu stron. - mruknęła.
Na złość sobie i na przekór chęci przylgnięcia do Mateusza, odsunęła się odrobinę. Wyprostowała się i rozpostarła dłonie na udach.
Obserwował ją z zainteresowaniem i lekkim niepokojem. Widział, że jest przygnębiona, bez humoru, że jak to mówią, coś ją gryzie:
- Sandruś... - zamruczał. - Co jest? Przecież widzę... Jeśli masz mi coś do zarzucenia, czemu nic nie mówisz? Najgorzej jest trzymać w sobie i domyślać się, układać scenariusze, zamiast zapytać... czy zarzucić... Co takiego zrobiłem?
- Masz rację. - uniosła głowę i popatrzyła na niego. Nabrała powietrza i zaczęła:
- Przez przypadek... no dobrze, przez przypadek weszłam. Ale przeczytałam świadomie... - westchnęła, walcząc, żeby nie spuścić oczu z jego twarzy:
- Przeczytałam twoją ostatnią korespondencję z Nadią... Wiem, co ona ci proponowała i co jej odpowiedziałeś....
Teraz umilkła. On też milczał.
Ola wstała i podeszła do okna. Zapatrzyła się na ciemne niebo i błyszczące na nim gwiazdy. A później nabrała odwagi, odwróciła się do niego i znów spojrzała mu w oczy. Tyle, że tym razem z daleka:
- Myślałam, że o ważnych sprawach rozmawiamy i wspólnie ustalamy. - w jej głosie zabrzmiał wyrzut.
Teraz i on wstał. Zrobił krok w jej stronę, ale wyczuł kłębiące się w niej emocje i stanął. Jego mina nie wróżyła nic dobrego:
- Czytujesz moją pocztę? Telefon też przeglądasz? Dlaczego? Czy dałem ci kiedykolwiek powód do braku zaufania?
Głos, jakim to wypowiadał, był pełen urazy. Starał się mówić spokojnie, ale słowa Oli go zirytowały. Nie dość, że sam miał problem z załatwieniem tej sprawy, to teraz jeszcze Ola się dowiedziała. I to w sposób nie licujący z przyzwoitym zachowaniem w ogóle, a w związku w szczególności.
- Wiem, Mati. I przepraszam. - bąknęła cicho i ze wstydem:
- Nie powinnam była tego robić.
A potem popatrzyła na niego wyzywająco:
- Ale gdybym nie przeczytała tej korespondencji, nic bym nie wiedziała!
Na moment zapadła cisza. A później mężczyzna przyznał:
- I nie miałaś wiedzieć. To mój problem....
Ola usiadła na kanapie i złożyła dłonie na podołku. Ściskała palce, żeby wyładować emocje. Nie chciała podnosić głosu:
- To nasz problem. - poprawiła. - Nadia chce, żebyś wyjechał na miesiąc do Nowego Jorku na szkolenie. To jest warunek objęcia tego nowego stanowiska. Nie powiedziałeś mi, że masz być kierownikiem.. czy w ichniej nomenklaturze menedżerem... myślałam, że będziesz lekarzem, jak dotąd.
Westchnął i usiadł obok niej:
- To skomplikowane. - przyznał. - Chcą, żebym objął stanowisko konsultanta do bardziej skomplikowanych przypadków. I jednocześnie miał pod sobą zespół kilku lekarzy, których pracę bym nadzorował. Byłbym, jak zauważyłaś, kierownikiem. Lepsze zarobki, bardziej przyjazne godziny pracy, brak stałych nocnych czy weekendowych dyżurów.
Popatrzył na nią:
- Chcę tego stanowiska. - powiedział z mocą. - Jestem dobry i sprawdziłbym się. Pracowałbym tylko w tygodniu i bez nocek, przynajmniej w większości. Owszem, czasem w weekendy musiałbym być pod telefonem, gdy będą dyżurować moi podopieczni, ale ściągaliby mnie do szpitala jedynie w sytuacjach nagłych bądź trudnych. Bardzo mi to pasuje, szczególnie teraz, gdy Michaś jest mały a ty zamierzasz się tutaj przenieść na stałe...
- Na razie na stałe. Na próbę. - poprawiła go.
- Na razie na stałe. - uśmiechnął się. - Dojeżdżając do pracy w Czarnym Borze, będziesz mniej mobilna na miejscu. Przejmę duża część opieki nad Michasiem, będę go zaprowadzał do przedszkola albo odbierał, w zależności od tego, jak się umówimy. Więc taka stała praca bardzo by mi pasowała. Ale.... - urwał.
- Ale warunkiem objęcia tego stanowiska jest miesięczne szkolenie w ich szpitalu w Nowym Jorku.... - dopowiedziała. Pamiętała, jakie argumenty w mailach podnosiła Nadia.
Pokiwał głową, zgadzając się z nią:
- Tak, taki jest warunek wstępny. - powtórzył. - Takie mają zasady. Miesięczne szkolenie to nauka istniejących u nich procedur, wprowadzenie w obowiązki, pokazanie, jak to działa w innych ich placówkach. Nie tylko Nowy Jork wchodzi w grę, ale jeszcze druga wybrana lokalizacja. Rozmowy z moimi tamtejszymi odpowiednikami, pokazanie, na czym polega ta praca.... Coś takiego jest bezcenne z punktu świeżaka, jakim będę. No i wymóg w ich procedurach. - podkreślił. - Bez tego szkolenia nie chcą mnie przyjąć na stanowisko menedżera.
- No to jedź! - wzruszyła ramionami. - Masz szansę na lepszą robotę, mniej uciążliwą, za lepsze pieniądze? Czemu nie chcesz?
Otworzył usta, popatrzył na nią i zamknął je. Westchnął ciężko:
- Raz popełniłem błąd, wyjeżdżając. Drugi raz tego nie zrobię.
Patrzył, jak dziewczyna pąsowieje. Jej policzki pokryły się tak silną czerwienią, że miał wrażenie, że za chwilę tryśnie z nich żywa krew.
Nie musiał nic więcej mówić. Oboje wiedzieli, co się zdarzyło, gdy poprzednio wyjechał na staż.
"I dlaczego nie zamierza wyjechać ponownie" - pomyślała, czując coraz silniejsze upokorzenie.
Mateusz wyciągnął do niej ręce, ale odsunęła się i pokręciła głową. Czy mu się zdawało, czy w jej oczach zalśniły łzy?
Nie wydawało mu się. I raczej nie były to łzy szczęścia.
- Sandruś... - szepnął.
Znów pokręciła głową, w tym momencie niezdolna do wyartykułowania ani jednego słowa. Łzy, których było już zbyt dużo, żeby utrzymać je pod powiekami, cicho spłynęły jej po policzkach, wytyczając mokre ścieżki na gładkich, zaróżowionych z emocji policzkach.
***
I co z tego, że przepraszał ją jeszcze wieczorem? A raczej: starał się, bez powodzenia zresztą, bo rzuciła mu komplet pościeli na kanapę i zamknęła się w sypialni?
Że przysłał jej do biblioteki piękny bukiet czerwonych róż, które wzbudziły niekłamaną choć życzliwą zazdrość u Magdy?
Skoro potem wyglądały jak żywy wyrzut jej sumienia i dowód, że Mati nie potrafi ("i w sumie słusznie" - pomyślała) jej zaufać?
Kwiaty zostawiła w bibliotece.
"Niech zdobią wnętrze i cieszą oczy innych. Bo moich nie potrafią" - myślała z goryczą.
Już myślała, że zostawiła "błędy młodości" za sobą. A jednak nie, wróciły i upomniały się o nią w najmniej sprzyjającym momencie.
"Stare grzechy rzucają długie cienie." - ilekroć popatrzyła na róże, wyeksponowane przez Magdę w ich najładniejszym bibliotecznym wazonie, tylekroć przypominała sobie to przysłowie.
A przecież ona by już nigdy... przenigdy....
"Wtedy, to było co innego. - tłumaczyła sobie w myślach. - Byliśmy pokłóceni; sam powiedział, że mam się zastanowić. I że mogę zdjąć pierścionek. - przypomniała sobie. - A Adam..."
Czekał na nią przed wyjściem. Nie uśmiechał się ciepło, jak zwykle. Chmurna mina zwiastowała kłopoty. Podobnie, jak wypowiedziane przez niego słowa:
- Musimy pogadać, Sandruś.
- Musimy. - westchnęła, choć bez entuzjazmu. Czasy, gdy uciekała bez słowa, napędzana emocjami, dawno minęły. Żeby mieć dobry związek, trzeba o niego dbać. A rozmowa, szczera, choć czasem bolesna, o trudnych sprawach, jest podstawą tego dbania.
Rozumiała to, więc choć najbliższe godziny nie budziły jej zachwytu, towarzyszyła Mateuszowi bez sprzeciwu.
Poszli powoli w kierunku parku. Mateusz zgarbił się, wsunął dłonie w kieszenie kurtki, patrzył przed siebie. Ola szła obok niego, czując się, jakby ktoś prowadził ją na ścięcie. Czuła natłok myśli, od gniewnych po pełne lęku i poczucia winy.
Milczeli oboje, jakby czekali, aż zejdą z widoku i zagłębią się pomiędzy parkowe drzewa i krzewy. Park miejski był rozległy i miał kilka różnych stref: od placów zabaw i szerokich trawników, na których można rozłożyć koc czy zagrać w piłkę lub badmindtona aż do powierzchni gęsto zadrzewionej, pełnej mniejszych i większych krzewów, z ustawionymi pomiędzy nimi ławeczkami.
Taką właśnie ławeczkę, stojącą z daleka od głównych alejek, wybrali. Tutaj mogli w spokoju porozmawiać, nie wpadając nikomu w oczy.
Ola wsparta plecami o gładkie, brązowe deski, wystawiła twarz na słońce. Przymknęła oczy. Postanowiła przyjąć bez sprzeciwu wszystko, co powie Mateusz o nadwerężeniu zaufania i złamaniu tajemnicy korespondencji. Ale już w kwestii jego decyzji nie zamierzała milczeć. Nawet, jeśli mężczyzna wróci ("a pewnie wróci" - pomyślała) do wydarzeń sprzed roku.
A on oparł łokcie na kolanach, spuścił głowę i zapatrzył się w ziemię. Nie wypowiedział ani słowa.
Ponieważ milczenie przedłużało się, Ola, nie otwierając oczu, mruknęła:
- Mów, nie żałuj sobie.
Aż mocniej zacisnęła powieki, usłyszawszy, jak zaczepnie zabrzmiały jej słowa. Wypracowana w ostatnim roku dojrzałość ustąpiła zapalczywej młodości i zamiast wyważonej dorosłej kobiety poczuła się jak rozkapryszony dzieciak:
- No dobrze... - zaczęła ponownie. - Przepraszam. Za słowa sprzed chwili i za przejrzenie twojej poczty. Ale nie zamierzam przepraszać za to, że uważam, że wspólnie powinniśmy podjąć decyzję o twoim wyjeździe.
Nadal milczał, więc otworzyła oczy i spojrzała na niego. W dalszym ciągu wpatrywał się w ziemię, jakby tam było coś niezmiernie interesującego. Zirytował ją:
- Chciałeś porozmawiać. - przypomniała. - Po to tu przyszliśmy. A teraz milczysz?
Starała się go sprowokować. Nie lubiła milczenia. Podczas rozmowy wiadomo, co druga osoba myśli, czuje, wie. I w jakim jest nastroju. Kiedy człowiek milczy, trudno jest się zorientować, w którym kierunku płyną jego myśli czy postanowienia.
A miała już dość domyślania się. Chciała wiedzieć. Wiedzieć!
Wreszcie Mateusz westchnął ciężko i odwrócił się do niej. Jego oczy nadal patrzyły chmurnie:
- Oluś, skarbie... - mimowolnie wrócił do dawnego, czułego określenia:
- Chcesz szczerości? W porządku. Tylko nie gniewaj się, jeśli moje słowa cię zabolą. Wiesz, że nigdy nie potrafiłem zgrabnie mówić o uczuciach....
Kiwnęła głową, godząc się z tym, co powiedział, więc kontynuował:
- Nie pojadę do Stanów. Mamy tu swoje szczęście, swój mały świat. Nie zamierzam go tracić. A tak się może zdarzyć, jeśli zostawię cię na miesiąc.
Skrzywiła się. Zabolało. Nadal jej nie ufał; w dalszym ciągu zakładał, a przynajmniej się obawiał, że ona poleci w czyjeś inne ramiona?
Po jego twarzy przeleciał cień tej samej chmury, która tkwiła w jego oczach. Dotknął palcami jej twarzy: delikatnie, czule, pieszczotliwie.
Wparła policzek w jego rękę, chcąc jak najwięcej wyciągnąć z tej mimowolnej pieszczoty. A on ciągnął:
- Moja decyzja jest nieodwołalna. Jesteś dla mnie ważniejsza... ty i Michaś oczywiście... niż kariera. Nie zostanę menedżerem, tylko szeregowym lekarzem. Postaram się wywalczyć przyzwoite godziny pracy. Może uda mi się....
W tym momencie dziewczyna poczuła, jak w głębi jej jestestwa rodzi się wielka, silna pewność. Taka, która nie dopuszcza kompromisów:
- Jedź. - przerwała mu. - Jedź i wyciągnij w trakcie tego miesiąca tyle wiedzy, żebyś być świetnym menadżerem.
- Oluś.... - chciał zareagować, ale nie pozwoliła mu:
- Oboje wiemy, że boisz się, żebym znów nie wpadła w ramiona Adama. Albo kogoś innego. - dodała z przekąsem.
Uniosła ostrzegawczo rękę, gdy zamierzał jej przerwać:
- Ten wyjazd ma być pod koniec kwietnia, więc zdążysz wrócić przed wakacjami. Wrócisz, podpiszesz kwity na menadżera czy konsultanta.... czy kim tam masz być... otrzymasz lepszą i mniej stresującą robotę. Więc to nie ulega wątpliwości. Pytanie, jakich potrzebujesz gwarancji z mojej strony, że znów nie skorzystam z okazji i nie pójdę w tango z Adamem albo jeszcze kimś innym?!
Ta pewność, która ją przepełniła, kazała jej stopniowo podnosić głos. Tak, żeby on nie tylko usłyszał, ale dał się przekonać:
- Jeśli nie pojedziesz przeze mnie, przyjdzie dzień, że pożałujesz. A wtedy mnie obciążysz odpowiedzialnością: za zmarnowaną szansę, za niepowodzenia, za brak wiedzy czy umiejętności. A tego nie chcę. Mam już wystarczająco powodów do samoobwiniania. Dlatego pojedziesz.
- Nigdy bym... - zaczął, ale znów mu przerwała:
- No, proszę cię! - parsknęła. - Każdy by to zrobił, prędzej czy później. Nawet taki ideał, jak ty.
- Uważasz, że jestem ideałem? - nie było mu do śmiechu, ale Ola zawsze potrafiła poprawić mu humor. Nawet teraz. Lekki uśmiech zabłysnął na moment w jego oczach i ocieplił spojrzenie.
- No, a nie? - ciągnęła zacietrzewiona. - Jesteś pieprzonym ideałem, takim szlachetnym, gotowym wybaczyć każdą krzywdę, każde świństwo. Tyle, że z takim ideałem źle się żyje, wiesz? Bo człowiek ma wrażenie, że nie dorasta do poziomu, jaki " jego" ideał stworzył.
W emocjach wyglądała ślicznie: z rumieńcami na twarzy, z iskrami przejęcia w oczach. Opadły z niego wszystkie smutki. Teraz myślał tylko o tym, jak bardzo chce ją przytulić i pocałować.
Chyba to wyczuła, bo przysunęła się do niego i spojrzała mu w oczy prosząco:
- Gdyby nie Michaś, pojechałabym z tobą, żebyś mógł mieć mnie na oku. No i byłabym z daleka od Adama; byłbyś pewny, że nie wpadłam mu w ramiona....
- No co ty... - skrzywił się. Nie spodobał mu się sposób, w jaki dziewczyna mówi o sobie i swoich poczynaniach. Tak bez szacunku.
- No tak! - podkreśliła te słowa energicznym kiwnięciem głowy:
- Gdybyś się nie bał zostawić mnie tutaj, nie podejrzewał, że ledwo zamknę za tobą drzwi to od razu polecę do Adama, wykorzystałbyś tę może jedyną w swoim rodzaju okazję, żeby podnieść kwalifikacje.
Popatrzyła mu w oczy:
- Przyznaj, że gdyby nie ja, pojechałbyś.
I nie czekając na jego słowa, dodała szybko:
- Więc pytam ponownie, jakiej gwarancji potrzebujesz ode mnie, żeby przyjąć propozycję Nadii?
***
Nie sądził, że tak opacznie można zrozumieć jego zachowanie. Owszem, nie wyobrażał sobie rozstania z nią. Ale nie dlatego, że nie ufał Oli.
"No, może Oli trochę też." - musiał być uczciwy wobec siebie.
Ale przede wszystkim nie ufał temu cwaniakowi - prawnikowi, który miał dostęp do dziewczyny, wykorzystując ich pokrewieństwo poprzez Michasia.
Ola sama nie rzuciłaby się tamtemu w ramiona. Tego był pewien. Ale gdyby się czuła samotna, pozostawiona na miesiąc, mogłaby ulec gładkim słówkom Adama. To tamten wzbudzał niechęć i podejrzliwość Mateusza. Nie ona.
Co zrobić? Zastanawiał się nad tym podczas rozmowy w parku i później, gdy - zgodnie z wolą Oli - znów nocował na kanapie. Sam.
Z jednej strony bardzo chciał jechać. Otwierała się przed nim, młodym lekarzem z małego miasteczka, możliwość rozpoczęcia kariery i zarobienia sporych pieniędzy.
Z drugiej, jeśli nie pojedzie na ten staż, może zapomnieć o karierze, pieniądzach i doświadczeniu. O współpracy z amerykańskim szpitalem i o możliwościach, jakie mogła otworzyć przed nim w przyszłości.
Z trzeciej zaś nie wyobrażał sobie pozostawić tu Oli, samej, na cały miesiąc.
A z czwartej.... czy Ola wybaczy mu, jeśli on się zaprze i nie pojedzie?
Zdawał sobie sprawę, przewracając się bezsennie na skądinąd wygodnej kanapie, że nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Zawsze ktoś ucierpi. Albo coś. On, ona, jego zaufanie albo jej pewność siebie ...
***
Skrzypnęły drzwi od sypialni. Szczupła sylwetka dziewczyny w jasnym koronkowym kompleciku nocnym wsunęła się do salonu:
- Śpisz? - szepnęła, siadając przy nim.
- Nie. - odparł.
- Mogę? - odsunęła kołdrę.
Przesunął się, robiąc jej miejsce. Tylko na moment, bo zakładał, że za chwilę obejmie ją i przytuli. Ułożyła się obok niego, ale umknęła jego dłoniom. Pokręciła głową:
- Nie, dopóki się nie dogadamy.
Westchnął i cofnął ręce. "No to się nie dogadamy" - pomyślał zrezygnowany. Spróbował się skupić na leżącej obok dziewczynie: na jej widoku, zapachu. Przypomniał sobie jej smak.
Kto wie? Może leżą tak razem ostatni raz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro