40.
- No i po co przyjąłeś to zaproszenie? - Ola próbowała sprawić, by Mateusz zmienił zdanie. - Nie znamy kobiety, nie wiemy, gdzie mieszka... A poza tym nie chcę poznawać żadnych "osób z towarzystwa"! - lekko przedrzeźniła słowa nowo poznanej Andy.
Mężczyzna popatrzył na nią z namysłem:
- Sandruś, myślałem, że to dobry pomysł. Przepraszam. Jeśli naprawdę nie chcesz, to gdy spotkamy się pod kasą, powiem, że zmieniliśmy zdanie...
Musieli ucichnąć, bo ktoś z tyłu syknął na nich.
Druga połowa sztuki nie była tak zabawna jak pierwsza albo Ola nie mogła się skupić. Zastanawiała się, czy nie zareagowała nazbyt emocjonalnie.
"Co właściwie Mateusz zrobił złego, przyjmując zaproszenie? - dumała. - Przecież on to zrobił dla nas, żebyśmy mieli dodatkową rozrywkę".
Po opadnięciu kurtyny odebrali w szatni kurtki i przeszli, zgodnie z umową, pod okienko kasy, zamknięte o tej porze. Anda już tam była, tym razem w szarym, długim futrze. A oprócz niej para obcych osób.
- Jesteście! - kobieta ucieszyła się na widok Mateusza.
- Właśnie, Anda, ja... - zaczął mężczyzna, ale Ola go ubiegła:
- Już się nie możemy doczekać. - posłała kobiecie promienny uśmiech.
- No to cudnie. - zaszczebiotała Krzeszowska, a Mateusz posłał Oli zdziwione spojrzenie.
***
Willa w Konstancinie, przed która zatrzymała się taksówka, była imponująca. Na dużym terenie, ogrodzonym wysokim murem z polnych kamieni i z kutą bramą, stała prosta i zgrabna bryła piętrowego budynku; piętrowa i przeszklona, jasno oświetlona, bogato ozdobiona świątecznymi motywami: wieńcami bożonarodzeniowymi, świecznikami w oknach, świetlistymi figurami zwierząt w ogrodzie. Na piętrze zauważyła równie świetliście ozdobiony taras.
- Ależ ładnie. - zachwyciła się Ola. - Myślałam, że takie nowoczesne, proste kształty to nie mój gust. Ale podoba mi się.
Właścicielka skinęła głową. Widać była przyzwyczajona do pochwał.
W środku czuło się już klimat imprezy: grała muzyka, ludzie tańczyli, rozmawiali, pili alkohol. Wejście gospodyni z nowymi gośćmi, bo oprócz nich dwojga przyjechała jeszcze jedna para, powitano aplauzem.
- Moi drodzy, mam nadzieję, że dobrze się bawicie? - zapytała Krzeszowska zgromadzonych:
- Nie było mnie, ale mam nadzieję, że moja gospodyni zadbała o wszystkich?
Pytanie było jedynie retoryczne. Potakujące głowy i twarze rozpływające się w uśmiechach oraz uniesione kieliszki z winem czy szampanem okazywały zadowolenie gości.
Ola w pierwszej chwili poczuła się niezręcznie: nie znała nikogo, a Anda gdzieś zniknęła. Druga para, która przyjechała inną taksówką, również poszła w swoją stronę. Zresztą, to też byli obcy. Otaczało dziewczynę kilkudziesięcioosobowe grono rozbawionych obcych. Ale Mateusz nie odstępował jej na krok; podał kieliszek wina, spacerował po sali, trzymając pod rękę, dodając jej pewności siebie:
- Sandruś, pobędziemy tu do północy, wypijemy szampana i wrócimy. - obiecywał.
Sala, a w zasadzie kilka pokoi połączonych dużym holem, była świetnym miejscem na duże spotkania. Ola była oczarowana. Dotąd widywała takie domy tylko na filmach lub w artykułach o życiu znanych i bogatych.
W przestronnych pomieszczeniach było miejsce na wszystko: na rzeźby, obrazy, stoliki z kwiatami. Kanapy wyglądały na wygodne. Z salonu wychodziło się na duży taras, również świątecznie oswietlony.
- Spoko, w końcu sama się zgodziłam. - westchnęła. Musiała przyznać, że pomimo poczucia obcości, nie żałowała przyjazdu. Dotąd nie znała nikogo, kto mieszkałby w takich warunkach. Z przyjemnością więc zaspokajała ciekawość, oglądając szczegółowo pomieszczenia.
- Wybaczcie, że obowiązki gospodyni odwołały mnie od was. - zmaterializowała się przy nich Anda. Była w tej samej sukni, co w teatrze. W ręku, tak jak oni, trzymała kieliszek wina.
Zwracała się do nich obojga, choć patrzyła głównie na Mateusza. Oli nie podobało się spojrzenie Krzeszowskiej. Było jeszcze bardziej drapieżne, niż w teatrze.
"Zupełnie, jakby chciała na niego zapolować." - zirytowała się dziewczyna.
- Ma pani.... masz piękny dom. - postarała się przełamać lody.
Krzeszowska uśmiechnęła się z aprobatą:
- Dzięki. Oddałam mężowi przy rozwodzie firmę, choć nadal mam w niej swoje udziały, ale dom zatrzymałam. Biliśmy się o niego prawie tak, jak państwo Rose. - roześmiała się.
Po reakcji Mateusza Ola zrozumiała, że jest to jakieś nawiązanie, którego ona nie zna. Typowała albo film, albo książkę. Obiecała sobie, że w wolnej chwili zapyta mężczyznę lub sprawdzi sama, o czym wspomniała Anda. Teraz nie chciała się przyznawać do ignorancji. Uśmiechnęła się więc, jakby doskonale wiedziała, o co chodzi.
(Ola nie znała książki "Wojna państwa Rose" Warrena Adlera i filmu pod tym samym tytułem. Ja książki również nie znam, ale film polecam. Majstersztyk w wykonaniu Michaela Douglasa i Kathleen Turner, sprzed ponad trzydziestu lat).
Natomiast zdziwił ją luz i szczerość, z jakimi Krzeszowska ich, w sumie obcych dla niej ludzi, potraktowała.
Widać było, że kobieta jest już pod wpływem alkoholu bardziej, niż w teatrze: mówiła głośniej, obrzucała Mateusza smielszymi spojrzeniami:
- Teraz zadbam o was, moich miłych gości.
Skinęła na kelnera, który podsunął im tacę z kieliszkami wina. Ola, nieco zdenerwowana sytuacją, wymieniła swój pusty na pełen jasnej, dobrze pachnącej zawartości.
Musiała przyznać, że alkohol był dobry: wytrawny albo pół wytrawny, ale nie zbyt gorzki ani kwaśny, rozlewał się na języku przyjemnie smakującą strugą.
Następna godzina minęła im przyjemnie. Anda przedstawiła ich kilku osobom, zaprowadziła do którejś grupki dyskutującej o ostatnich premierach filmowych i książkowych.
O niektórych książkach, które wspominali, Ola też mogła coś powiedzieć. O wielu niestety nie, znała co najwyżej ich tytuły. Filmy, o których rozmawiali, też w większości nie były jej znane. Zaczynała rozumieć, jak duża odległość dzieli ją od tych oczytanych, wykształconych ludzi.
"O, Adam by się wśród nich dobrze odnalazł" - pomyślała. Nie była zła ani smutna. Zakonotowała sobie tę różnicę pomiędzy swoją wiedzą a nowych znajomych.
"Trzeba będzie coś z tym zrobić. - zdecydowała. - Adam Adamem, tego towarzystwa już też pewnie drugi raz nie spotkam. Ale Mateusz zasługuje na wykształconą żonę."
Pocieszała się, że ludzie, których słuchała, byli sporo od niej starsi. Minimum dziesięć lat, choć przeważnie dałaby im jeszcze więcej. Oceniała, że przynajmniej połowa jest koło czterdziestki. Może więcej, bo po kobietach trudno było poznać prawdziwy wiek.
"No więc mieli czas, żeby to wszystko obejrzeć, przeczytać. - myślała. - Jak się postaram, to w ich wieku też będę taka mądra".
Uśmiechnęła się w głębi duszy, że właśnie dokonała pierwszego noworocznego postanowienia: uczyć się, nie tylko na studiach ale takiej wiedzy ogólnodostępnej, znać nowe trendy w kulturze, umieć o nich rozmawiać.
Z przyjemnością zauważyła też, że im rozmowa bardziej zbaczała na tematy ścisłe, dotyczące odkryć w fizyce czy chemii, coraz mniej osób się udzielało w dyskusji.
"Czyli ci wszyscy tacy oczytani też mają granicę swojej wiedzy" - zauważyła w duchu.
Krzeszowska odchodziła od nich co chwilę, ale za moment wracała. Dbała, aby ciągle kręcili się obok nich kelnerzy, podając tace z wytrawnymi przekąskami, alkoholem, słodyczami.
- Pójdziemy zatańczyć? - Mateusz wskazał gestem drugi pokój, gdzie kilka par oddawało się przyjemności. Mówił do Oli, ale to Anda pochwyciła okazję. Skinęła głową na jednego z bliżej stojących młodych mężczyzn:
- Chętnie. Lubię tańczyć. To syn przyjaciela, Daniel. Dotrzyma towarzystwa Aleksie. - oświadczyła. Ola skrzywiła się, słysząc takie dictum. Mateusz też. Ale nic nie powiedział, tylko przyjął podaną dłoń gospodyni.
Ola, gdy nowo przedstawiony mężczyzna skłonił się przed nią, podała mu rękę. Poprowadził ją na parkiet i po chwili wzajemnego dostrajania, dobrze im się tańczyło. Kątem oka widziała, jak Anda wtula się w ramiona Mateusza. Skrzywiła się i Daniel to zobaczył.
Potoczył wzrokiem za spojrzeniem Oli i uśmiechnął się:
- O, Anda ma nowy obiekt zainteresowań. - mruknął. - Czyli to będzie wybranek na dzisiejszy wieczór.... Kilku obecnych tu panów obejdzie się smakiem...
- O czym mówisz? - dziewczyna była pewna, że źle go zrozumiała. Ale mężczyzna znow się uśmiechnął:
- Twój partner wpadł w oko Andzie. Dlatego was zaprosiła. Możliwe, że będziesz musiała wrócić do domu sama. Rzadko kto odmawia naszej uroczej gospodyni.
Ola zacisnęła mocniej dłonie na jego ramionach i zmyliła krok:
- Czyżbyś sugerował, że Anda.... będzie chciała mojego Mateusza?
- Poprawka: nie będzie chciała, tylko chce. I z reguły dostaje to, na co ma ochotę. - mężczyzna skwitował swobodnie.
Zwolnił i pozwolił, żeby znów odnalazła krok. Poprowadził ją do kilku obrotów. A później znów przytrzymał:
- Anda lubi się bawić. A kiedy znajdzie kogoś, kto ją zainteresuje, postanawia go poznać. Dokładnie poznać. - popatrzył na nią.
- Wkręcasz mnie. - wzruszyła ramionami, choć niepokój pozostał. Sama widziała zainteresowanie Krzeszowskiej Mateuszem, z którym tamta się nie kryła w teatrze:
- Przecież Anda wcale nas nie zna. Zresztą, skoro wszyscy rzekomo wiedzą, jakie ona ma obyczaje, to czemu tu bywają? Jeszcze nas nie było przecież, a impreza trwała.
Daniel uśmiechnął się. Był młody, niewiele starszy od niej, sympatyczny i nawet przystojny. Dobrze by się jej z nim tańczyło, gdyby nie te rewelacje, które on uważał za rzecz normalną.
- Anda co roku chodzi do teatru na wieczór sylwestrowy. Taki ma zwyczaj. Imprezę też robi co roku; goście przychodzą i czekają na gospodynię przyjęcia. - tłumaczył. - A ona robi wielkie wejście. Czasem przywozi z sobą kogoś, kogo spotkała w teatrze. Tak, jak dziś Was i tamtą dwójkę - wskazał oczami:
- Jest otwarta na nowe znajomości. Lubi ludzi, lubi się zabawić, a odkąd oddała mężowi firmę, ma sporo wolnego czasu.
Z jednej strony Ola słuchała chciwie, bo dotąd nie znała nikogo takiego. Przypominały jej się takie seriale jak "Dynastia", gdzie bohaterki, też pewne siebie, były bardzo swobodne obyczajowo.
Z drugiej zrobiło jej się wstyd, że obgadują nieświadomą tego kobietę, która ich tu zaprosiła i ugościła. "Tak przecież nie wypada" - myślała skonfundowana.
Z trzeciej zaś... straciła pewność siebie, gdy Anda zagarnęła Mateusza i poszli gdzieś, gdzie już ich nie widziała.
Wierzyła mężczyźnie, ale ostrzeżenia partnera tanecznego pozostały jej w głowie:
- Dokąd oni poszli? - teraz ona wskazała miejsce, gdzie przed momentem tańczyła Krzeszowska z Mateuszem.
- Anda ma kolekcję obrazów. W prywatnych pokojach, tam gdzie mało kto zostaje zaproszony. - wyjaśnił. - Anda bardzo sobie ceni prywatność i tylko nieliczni doznają zaszczytu zapoznania się z jej kolekcją.
- Tak to zabrzmiało, jakby.... - mruknęła i urwała. Była coraz bardziej zazdrosna. Wierzyła Mateuszowi, ale.....
"Ale za grosz nie wierzę Krzeszowskiej!" - rozgrzeszyła się z mało cnotliwych rozważań.
- No cóż...- uśmiechnął się chłopak przy jej boku. - Niczego nie wiem na pewno, ale ponoć najczęściej zaprasza do oglądania obrazów mężczyzn, których uważa akurat za interesujących.
- Oj.... - żachnęła się dziewczyna. - Nie powtarzaj plotek.
Daniel uśmiechnął się i zmienił temat. Okazał się ciekawym rozmówcą. Dużo młodszy od większości z obecnych, również student jak ona, tylko studiów dziennych, miał ustosunkowanego ojca i brylował w towarzystwie jego znajomych, wyrabiając sobie znajomości i obycie towarzyskie.
Był bardziej wyrachowany w podejściu do życia niż Ola, ale mówił o prywatnych sprawach z takim urokiem, że trudno jej było go potępić.
Śmiała się z jego żartów, ale jednym okiem nieustannie popatrywała w kierunku, w którym zniknął Mateusz. A jego nie było i nie było. Krzeszowskiej zresztą też.
- Wyjdziemy do ogrodu? Oglądałaś już świetlne instalacje? - sądząc ze współczującego spojrzenia mężczyzny, kiepsko się kryła z niepokojem i zazdrością.
- Zdążymy przed pokazem fajerwerków. - obiecał. - Chodź, teraz jest pusto. Jak wszyscy wylegną na zewnątrz oglądać fajerwerki, będzie tłoczno.
Kiwnęła głową. Naprawdę miała nadzieję....
***
Mimo rozterek emocjonalnych, była zachwycona. Co prawda, gdyby to ona miała taki wielki ogród, nie ustawiłaby tylu świetlnych figurek. Ale tu, w tym wielkiej, zaśnieżonej przestrzeni, wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Pod warunkiem oczywiście, że lubiło się taki swoisty Disneyland czy inny Ogród Świateł.
Gdziekolwiek nie spojrzała, wszędzie coś się świeciło. Małe i duże, w centrum ogrodu, po bokach i nawet pod drzewami. Czego tu nie było!? Bałwany, Mikołaj z workiem na plecach, samie wypełnione prezentami, ciągnięte przez renifery, renifery pojedyńczo, duże i mniejsze gwiazdki śniegu, coś w rodzaju domku Baby Jagi z oświetlonymi konturami pomiędzy drzewami, pod najniższymi gałęziami maleńkie krasnoludki .....
- Michaś.... Mój synek - poprawiła się. - Miałby tu co oglądać.
Pożałowała, że nie ma go tu z nią. Może i Mateusz, mając pod opieką dziecko, nie zniknąłby z Andą w prywatnej części domu?
Daniel ścisnął współczująco jej ramię. W tym momencie usłyszała z tyłu lekko gniewne:
- No, nareszcie cię znalazłem, Sandruś. Szukałem cię w środku, dopiero ktoś powiedział, że wyszłaś z .... - Mateusz zająknął się, patrząc nieprzychylnie na towarzysza Oli.
- Z Danielem. - młody człowiek podpowiedział usłużnie:
- Podziwiamy gust gospodyni. I rozmach jej wyobraźni. Aleksandra właśnie stwierdziła, że jej.... wasze.... - poprawił się, widząc chłodne spojrzenie rywala. - ... dziecko byłoby szczęśliwe, gdyby mogło obejrzeć te instalacje.
- Myślałem, że obejrzymy to wszystko wspólnie po pokazie fajerwerków.... - Mateusz zmierzył młodego mężczyznę gniewnym wzrokiem.
- Byłeś zajęty! - wytknęła mu Ola, uwalniając jednocześnie gniew i ulgę. - Ponoć Krzeszowska zaprosiła cię na prywatny pokaz sztuki....
Ironia w ostatnich słowach aż gryzła. Starszy mężczyzna aż zmrużył oczy a Daniel uśmiechnął się i, wymawiając innymi zobowiązaniami, zostawił ich:
- Pamiętajcie, za kwadrans pokaz fajerwerków. Z drugiej strony domu.... - przypomniał na odchodne.
Kiedy pozostali tylko we dwoje, Ola nie wytrzymała:
- I jak jej prywatna sztuka? Widziałeś jakieś godny uwagi egzemplarz?! Taki, żeby zawiesić oko, a może i dłonie?!!
Była zła, smutna i pełna niepokoju. Zazdrosna. I nie zamierzała tego ukrywać.
Mężczyzna objął ją i przytulił tak, że czołem dotykała jego barku. Chlipnęła, a on przytulił ją mocniej:
- Sandruś... - mruknął, opierając wargi na czubku jej głowy:
- No co ty? Co sobie pomyślałaś, niepoprawna dziewczyno?!
- Daniel mówił.... - zaczęła, ale on nie pozwolił jej dokończyć:
- Anda jest interesującą kobietą. Ciekawie mi się z nią dyskutowało. Ale... Sandruś, nie jestem głupi, żeby dla krótkiego romansu niszczyć to, co jest pomiędzy nami! - szeptał spokojnie, wzmagając uścisk.
- Ale.... byłeś w jej sypialni? - dopytywała, uspokajając się. - Czy ona... nie chciała...
- Byłem. - potwierdził. - I tylko tyle. Nic się nie wydarzyło. Nie smuć się już, głuptasku! - uniósł jej głowę, popatrzył w zapłakane oczy i ucałował delikatnie usta. - Nic się nie wydarzyło i nie wydarzy.
Ogarnęła ją ulga. Co prawda nadal emocje w niej buzowały, ale tak bardzo chciała wierzyć Mateuszowi:
- Podobasz się Andzie. - zauważyła, na co odparł spokojnie:
- To chyba dobrze, nie? Ty też miewasz adoratorów.... Jak zobaczyłem, że nie ma cię tam, w środku, a ktoś powiedział, że wyszłaś z tym fagasem, też byłem zazdrosny. - znów ją pocałował w czubek głowy.
- Ja nie.... - zaczęła wojowniczo, ale widząc jego rozbawiony wzrok, urwała. A on znów musnął ustami jej wargi. Tym razem nie uspokajająco:
- Sandruś, jestem o ciebie zazdrosny. - popatrzył jej w oczy z taką mocą, że poczuła, jak miękną jej kolana. - Nie lubię, jak kręci się wokół ciebie ktoś, kogo intencji nie jestem pewien. Ale to normalne, że podobasz się mężczyznom. Któżby cię nie polubił i nie chciał bliższej reakcji z tobą? - zapytał retorycznie.
- I... nie boisz się? - coś ją podkusiło, żeby podgrzać atmosferę. Przed chwilą przeżyła moment silnej niepewności, konkurując z tak doświadczonym graczem jak Krzeszowska, więc teraz chciała słuchać i pławić się w jego słowach, mówiących, jak bardzo mu na niej zależy.
- Boję. - westchnął. Chyba szczerze, bo jakoś tak głęboko. - Ale ci ufam. Bez zaufania nie ma związku. Z samego faktu, że komuś się podobasz, jeszcze nic nie wynika. Problemem byłoby, gdyby również ten ktoś podobał się tobie. Tak bardzo, że....
Spuścił głowę, ale tym razem ona wpiła wzrok w jego spojrzenie:
- Nie ma nikogo innego, Mati. Nie ma i nie będzie. - obiecała.
Patrzyła z przekonaniem, mając nadzieję, że siła tego przekazu dotrze do niego. Do głowy, serca i pamięci.
"Szczególnie do pamięci" - pomyślała. Żeby on już nie wątpił, do czego zresztą, w świetle wydarzeń z ostatniego półrocza, miał prawo.
Chyba uwierzył, bo poddawał się nadal naciskowi jej wzroku i stopniowo jego oczy się rozjaśniały. Twarz również. Skinął głową, jakby przyjmując do wiadomości jej słowa.
Teraz to ona wspięła się na palce, wsparła o jego tors i pocałowała go. Tak, jakby pieczętowała swoją obietnicę.
A później uśmiechnęła się radośnie:
- Chodźmy, bo przeoczymy te fajerwerki. A już kilka osób mi mówiło, że warto zobaczyć. Bo Krzeszowska co roku organizuje prawdziwe arcydzieło....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro