Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16.

Michaś obudził się koło południa, więc Ola miała jeszcze odrobinę czasu na "dospanie". Przydało jej się, bo synek przez resztę dnia był marudny i płaczliwy. Jak nie on.
Rozumiała, że ma do tego prawo: byli w nowym, obcym otoczeniu; dziecko było unieruchomione w łóżku i nie mogło biegać; noga bolała po zabiegu, opatrunki uciskały, wyciąg był niewygodny.

Mateusz dotrzymał słowa, zostali umieszczeni w izolatce: pojedynczej sali z własną łazienką i telewizorem. Oprócz łóżeczka dziecięcego stało tam jeszcze drugie, większe łóżko dla rodzica, co Ola przyjęła z dużą wdzięcznością. Bo nie w każdej sali tak było: tam, gdzie znajdowały się trzy lub więcej łóżeczek, rodzice musieli rozkładać na noc karimaty czy materace na podłodze.

Przez pierwsze kilka godzin Aleksa przerobiła z synkiem wszystkie znane gry i zabawy, które można było zastosować w tej sytuacji. Chłopiec nawet chętnie rysował i poddawał się jej propozycjom, ale do czasu.
Aktywny z zasady i ruchliwy, ciężko znosił konieczność leżenia czy siedzenia w jednej pozycji.

Z jednej strony męczyło ją to, bo już kończyły jej się pomysły. A w perspektywie miała jeszcze dłuższy czas takiego unieruchomienia - czy to w szpitalu, czy później w domu. Z drugiej, konieczność ciągłego animowania synka skutecznie zajmowała jej czas i myśli, więc nie miała już przestrzeni na zastanawianie się nad nową sytuacją.
Adam po tym jednym krótkim zdaniu już się nie odezwał. Nie zadzwonił, nie napisał.
"No i dobrze. - pomyślała. - Wszystko wróci do normy".

Ale trochę jej było żal, bo nic nie wróci do normy. Adam, który codziennie w bibliotece ją zagadywał, rozśmieszał, prowokował i podrywał, już z pewnością nie będzie tego robił.
Udawała, że jej to nie rusza; zachowywała przy nim obojętność i pokazywała brak zainteresowania. Ale zdążyła już przywyknąć do tej codziennej dawki atencji, do bycia obiektem jego uwagi. Adam wprowadzał w jej życie porcję ekscytacji.

Kiedy zorientowała się, że jej "alergia" na niego tak naprawdę była dalszym ciągiem zadurzenia sprzed lat, postanowiła trzymać się od niego z daleka.
"No, z drobnymi odstępstwami" - pomyślała, wspominając tamten wieczór w dyskotece. Niemniej sprawiało jej wielką przyjemność słuchanie adamowych komplementów i zaczepek.
Pomijając znajomość z Mateuszem, jako nastolatka nigdy nie była obiektem westchnień kolegów, a po zakończeniu szkoły musiała szybko wydorośleć, więc wszelkie miłe słowa traktowała jak perełki - tym cenniejsze, że rzadkie.
A Adam był szczodry w tworzeniu perełek....

"Był..." - pomyślała, przypominając sobie jego dzisiejszą wojowniczą postawę.
Westchnęła i znów zaczęła kolorować obrazki.

***
Michaś usnął. Skorzystała z okazji i wymknęła się na korytarz po kawę. Stanęła przy oknie i rozkoszowała się chwilą samotności i byciem Olą czy Aleksą, w zależności od nastroju, a nie mamą.
W tym momencie rozsunęły się drzwi windy i wyszedł z nich Adam: odświeżony i wypoczęty w stosunku do tego, co widziała rano. Ale na twarzy miał wyraz napięcia. W ręku trzymał papierową torbę i jakiegoś pluszaka.
Zdziwił się na jej widok:
- Nie spodziewałem się komitetu powitalnego. - rzucił.

- Nie czekałam na ciebie. - odparła. - Korzystam z pierwszej chwili, której nie muszę poświęcać rozkapryszonemu unieruchomieniem trzylatkowi.

Zdziwił się, słysząc w jej głosie tyle niechęci. Znów wyglądała na zmęczoną, ściągnięte rysy twarzy i brak sympatii w oczach wskazywały na jej rozdrażnienie.
- Proszę. Przyniosłem to dla młodego, ale może tobie się w tym momencie bardziej przyda. - wetknął jej w dłonie misia, którego dotąd trzymał w ręku. - Nie wiem, co się takim dzieciom przynosi, więc kupiłem różne rzeczy... - wskazał torbę.

Ola uśmiechnęła się i wzięła pluszaka. Przytuliła go do twarzy:
- Dzięki. Po tak ciężkim poranku chętnie przyjmę każde pocieszenie.
- Naprawdę miernie wyglądasz. - zauważył. - Idziemy do małego?
Niedwuznacznie dał znać, w jakim celu przyszedł.

- Śpi teraz. I bardzo dobrze, mam chwilę wytchnienia. - odparła.
- A mogę go... zobaczyć? - to nie był ten wojowniczy ton z samego rana.
- Możesz. - westchnęła. - Tylko proszę, bądź cicho, nie obudź go...
Zaprowadziła Adama do sali. Mężczyzna stanął przy łóżeczku i wpatrywał się w śpiące dziecko. Widziała, jak jego rysy twarzy łagodnieją a w oczach zapala się ciepły blask.
Patrzył zachłannie przez moment, rejestrując wszystkie szczegóły tego, co widzi, a później cicho postawił torbę obok łóżeczka i dał znać, żeby wyszli na korytarz.

Z przykrością zauważyła, że kiedy patrzył na nią, w jego oczach znów zagościły twarde nuty. Choć nie tak odpychające, jak rano:
- Nie wiem, co teraz. - odparł. - Co mam robić?
Wzruszyła ramionami:
- A co chcesz? Ja osobiście chętnie wyszłabym do ogrodu, zaczerpnąć świeżego powietrza. I spokoju... Nie na długo, na pół godziny. - oświadczyła:
- Jeśli chcesz, możesz tu posiedzieć. Zająć się czymś. A jakby Michaś się obudził wcześniej, zanim wrócę, to daj mi znać. Telefon mam przy sobie.

- Okej. - skinął głową.

Zatrzymała się w pół kroku, jakby jakaś nagła myśl wpadła jej do głowy:
- Ale.... Mogę ci zaufać? Nie zrobisz nic.... - zająknęła się. - Nic? Będziecie tu, jak wrócę?
Ostatnie słowa brzmiały rozpaczliwie.

- Nie porwę go. - obraził się. - Możesz być spokojna.

***

Jak mogła pomyśleć, że zrobi coś takiego własnemu dziecku?! Nieobcy był mu temat porwań rodzicielskich, zdarzało się to nierzadko, nawet w gronie bogatych klientów kancelarii ojca Mirianny. Wiele z nich kończyło się na poufnych negocjacjach za zamkniętymi drzwiami i opinia publiczna o nich nie słyszała.

Ale on? Temu brzdącowi, bezbronnemu w łóżeczku? Jak ona mogła go o to oskarżyć?! Skoro takie myśli chodzą jej po głowie to widać, że manipulantka z niej pierwszej wody. Naprawdę Alexis - myślał z goryczą.

Przyglądał się śpiącemu dziecku. Ostatnie dwa dni dokonały przewrotu w jego postrzeganiu świata i filozofii życiowej. I w zaufaniu do ludzi.
Wychodząc rano ze szpitala był przekonany, że Alexis skłamała, jak jej podstępny pierwowzór. I kiedy rzucił w rozmowie z ojcem oburzenie jej łgarstwami, starszy Kawiński popatrzył na niego uważnie:

- A ty co byś zrobił na moim miejscu? W tamtym momencie, gdy otwierała się przed tobą możliwość wielkiej kariery?

To krótkie pytanie wbiło go w osłupienie. Stanął w bezruchu i wpatrzył się w ojca wzrokiem, który za jego szkolnych lat czasami nazywano "baranim".

Tego wszystkiego było zbyt dużo, żeby był w stanie ogarnąć. Trzasnął drzwiami, poszedł do własnego pokoju, wysłał krótką wiadomość do Aleksy i rzucił się na łóżko. Dobrze, że był aż tak zmęczony, że zasnął prawie w locie, bo w ten sposób odsunął wszystkie problemy na inną porę.

Obudził się około południa. Ojca już nie było, za to na stole stało przygotowane śniadanie. I dzbanek kawy.
Jedząc, kierowany bardziej zdrowym rozsądkiem niż ochotą, rozmyślał o całym tym galimatiasie. Nie wiedział, jak się do tego wszystkiego odnieść. Aleksa rzeczywiście nie skłamała. Ale mogła go poinformować przy tylu innych okazjach! Przecież bywał w miasteczku!

Urażonej męskiej ambicji umknął fakt, że cztery lata temu, dwa a nawet przed rokiem nie uszczęśliwiłaby go informacja, że został ojcem. Dopiero teraz patrzył na to inaczej, choć bardziej przez pryzmat samego faktu posiadania potomka niż realnej tego potrzeby.

Nie chciał jeszcze rozmawiać z ojcem. Wolał "rozpoznać bojem" sytuację. Dlatego po przespaniu się i długim, gorącym prysznicu, gdy poczuł, że wróciły mu siły witalne, zahaczając o sklep z zabawkami, pojechał do szpitala.
A teraz siedział w kącie, niezbyt blisko łóżeczka, i patrzył na śpiącego syna, który mógł sprawić, że jego zycie się odmieni. Jeszcze nie wiedział, co z tym zrobi.

***

Ola zadzwoniła do mamy i zdała raport ze stanu zdrowia Michasia. Później porozmawiała chwilę z Mateuszem, uczciwie informując go, że Adam przyjechał do szpitala.

- I jak się z tym czujesz, Oluś? - zapytał troskliwie narzeczony.
Telefon wyrwał go ze snu, ale nie wyobrażał sobie go nie odebrać.

- Jeszcze nie wiem. - westchnęła. - Nie rozmawialiśmy.

- Jakby coś się działo, to dzwoń do mnie natychmiast! - polecił:
- Dyżur mam dopiero jutro od rana, ale jeśli będziesz potrzebowała wsparcia, to przyjadę. - obiecał. - Pamiętaj, nie musisz być sama w starciu z Adamem.

Pokiwała głową, czego Mateusz nie mógł zauważyć. Nie będzie się chować za facetem, nawet najbliższym. Tę bitwę musi stoczyć sama. I wygrać. Tylko co ma być tą wygraną? Nad tym się jeszcze nie zastanawiała.

***

Pół godziny później, zgodnie z umową, weszła do salki. Michaś jeszcze spał a skupiony Adam przeglądał coś w telefonie. Minę miał nieodgadnioną. Spojrzenie, którym ją obdarzył, też. Ponieważ zajął jedyne krzesło w pokoju, usiadła na parapecie. Oparła się o framugę i podkuliła nogi, opasując je ramionami.

Spojrzała przelotnie na Adama a później utkwiła wzrok za oknem. To go chyba rozwścieczyło, bo wstał gwałtownie i podszedł do niej. Kiedy odsuwał krzesło, skrzyp obudził Michasia. Chłopiec otworzył oczy, przeciągnął się, skrzywił gdy nie udało mu się samemu usiąść i już - już buzia wykrzywiła mu się do płaczu, gdy Ola czujnie zawołała:
- Zobacz, Michaś, co ci przyniósł wujek Adam! - i podbiegła do niego z misiem.

Chłopcu rozjaśniły się oczy. Przytulił misia i popatrzył z ciekawością na siedzącego w kącie mężczyznę:
- Wujek Adam? - zapytał i uśmiechnął się.

Adam patrzył na ten pierwszy uśmiech syna i czuł się.... W zasadzie nie wiedział, jak się czuł. I jak powinien.
Przypomniał sobie o papierowej torbie, pozostawionej w kącie. I wręczył ją dziecku:
- Tak, mały. Jestem wujek Adam... - to słowo gryzło go w gardło. Z drugiej strony, nie był przekonany, czy zamierza być prawdziwym ojcem. Jeszcze tego nie przemyślał. A nawet mając tak mierne doświadczenie z dziećmi zdawał sobie sprawę, że słowo "tata" może wprowadzić zbyt dużo zamieszania. Przynajmniej w tej chwili.

Ola podniosła Michasiowi oparcie w łóżeczku i podała stolik, na którym mógł rozłożyć prezenty. A były tam prawdziwe skarby dla trzylatka: książeczka do kolorowania, druga do czytania, klocki LEGO z serii Duplo i kolejna przytulanka, tym razem brązowy lew z gęstą grzywą dookoła pyska. I kredki.
- Skąd wiedziałeś? - Aleksa z aprobatą przyjrzała się prezentom.
- Poprosiłem ekspedientkę, żeby wybrała mi zestaw szpitalny dla kilkulatka. O którym nic nie wiem... - w jego głosie znów wybrzmiały pretensje.

Dziewczyna westchnęła, tłumiąc irytację:
- Proszę cię... - w odróżnieniu od wypowiedzianych słów, jej głos nie zabrzmiał ugodowo:
- Mam wystarczająco dużo kłopotów z ogarnianiem chorego dziecka. Twoje zarzuty mogą poczekać!
- Ma to sens. - skinął głową. Sam rozumiał, że kłócić się przy dziecku nie wypada. Ale nie zamierzał ustępować:

- Znasz się na dzieciach, a ja nie. Wymyśl, co możemy zrobić, żeby pogadać. Na spokojnie i bez świadków. Najchętniej w mojej chatce w ośrodku. Najlepiej jakimś popołudniem albo wieczorem, jak będziesz mieć opiekę do dziecka. Albo w ciągu dnia, wszystko jedno.

Aleksa nie mogła się nadziwić, jak bardzo Adam się zmienił w ostatnich dwóch dniach. Zniknął podniecający podrywacz, zdolny uwieść kobietę (w tym wypadku ją) samym spojrzeniem czy głosem. Który jeszcze niedawno proponował jej szybki seks bez zobowiązań, w celu porównania jego zalet z atrybutami Mateusza. I przy którym za każdym razem doznawała prawie palpitacji serca.

Pojawił się w jego miejsce chłodny, zdystansowany facet, mający jej wszystko za złe, choć sam z pewnością jeszcze nie wiedział, czego chce. Wyczuwała u niego chwile zawahania, zwątpienia czy niepewności. On chyba też to widział i miała wrażenie, że za to również ją obwinia.

- To będzie trudne. - odezwała się.

- Ale z pewnością możliwe. - uciął. - Nie wierzę w to, że jesteś z nim przez cztery lata non stop. Na pewno potrafisz zapewnić dziecku opiekę i spotkać się ze mną. Jeśli nie....

Umilkł na chwilę, a za moment jego oczy rozjaśniły się zadowoleniem. Znalazł:
- Jeśli nie, weź go z sobą. Mamy w ośrodku zajęcia dla dzieci, jakieś animacje, opiekunki i takie tam. Zajmą się Michałkiem.

"Jeszcze czego" - pomyślała buntowniczo. Wiedziała jednak, że Adam ma rację. Musieli porozmawiać. Bez świadków. Skinęła głową:
- Poradzę sobie. Tylko... jak już wyjdzie ze szpitala, dobrze?

Teraz on skinął głową.

***

Z ojcem przegadali pół nocy. Na trzeźwo i przy alkoholu, wściekając się (on) i próbując dyskutować spokojnie (ojciec), przekonując się wzajemnie, jaka decyzja wtedy byłaby lepsza.
- Co byś zrobił, synu? - pytał ojciec. - Wtedy, nie teraz.

- Nie wiem! Może wróciłbym do domu...
- ... przerywając aplikację i tracąc możliwość zrobienia kariery....
- A może płaciłbym jej alimenty i miał wgląd w wychowanie chłopca? Nie wiem, tato, bo nie pozwoliłeś mi się przekonać!

- Zrobiłem to dla ciebie, synu! Nie pamiętasz, ile dziewczyn musiałem odprawiać w twoim imieniu? Aż dziw, że żadna inna nie spodziewała się twojego dziecka! Co nie zmienia faktu, że jedna z drugą próbowały! Pamiętasz, jakie były uparte?!

Pamiętał. Próbę wrobienia w ciążę również. Dopiero groźba genetycznych badań prenatalnych poskutkowała. Trochę się ojcu nie dziwił. Ale tylko trochę:
- Kiedy... po diagnozie lekarskiej.... - załamał mu się głos. - Mogłeś mi powiedziec, że mam syna.

- Wtedy nie chciałem cię tak na dzień dobry dobijać nowymi problemami. Zrozum! Początkowo byłem przekonany, że ta Ola to jedna z tych twoich pozostawionych "przyjaciółek". Dopiero później, gdy ten mały się urodził i zaczął dorastać, zobaczyłem rodzinne podobieństwo. Ale ty byłeś szczęśliwie zaręczony z Mirianną. Byłeś kandydatem na księcia regenta albo następcę tronu kancelarii rodziny de la Vigne! Jak myślisz, co powiedziałby ojciec Mirianny na wiadomość, że masz nieślubne dziecko?

Ojciec podniósł głos:
- Później miałeś dość swoich problemów. Ojcem byłeś od czterech, włączając w to ciążę, lat. Nic by się nie stało, gdybyś dowiedział się, jak dojdziesz do siebie. A potem.... - zamilkł na moment:
- A potem posłałem cię do niej, do biblioteki. Dałem szansę, żebyś ją ponownie spotkał. Liczyłem, że sama ci powie....

- Tak, powie... - mruknął Adam. - Już prędzej pomógł mi się domyślić ten jej narzeczony. Inaczej do tej pory bym nie wiedział. A oglądałem zdjęcia! Mogła mi wtedy powiedzieć!

***

Takich rozmów wiedli kilka. Przeważnie z inicjatywy Adama. Chciał się dowiedzieć każdego szczegółu, każdego drobiazgu dotyczącego wiedzy ojca na temat Aleksy i jej synka. Zbierał wszelkie informacje. Zamierzał przygotować się do rozmowy z dziewczyną tak szczegółowo, jak do przewodu sądowego. Nie chciał, żeby cokolwiek mu umknęło.

Spisywał sobie wszystko, czego się dowiedział: od ojca, Aleksy, z własnych obserwacji. Bo tych też dokonywał, odwiedzając codziennie Michasia w szpitalu. Wiedział, że dokumentacji zdrowotnej dziecka nikt mu nie udostępni. Ani z aktualnej hospitalizacji ani z wcześniejszych kontaktów ze służbą zdrowia, począwszy od czasu porodu. Dlatego musiał sam zbierać informacje, dotyczące jego stanu zdrowia, konstrukcji fizycznej i psychicznej, samopoczucia, poziomu opieki, którą otaczała go Aleksa.

A i samej dziewczyny: tego, co pamiętał z tamtej nocy, tego co się zdarzyło od momentu kiedy ją ponownie poznał, tego co o niej mówiła Magda i co sam o niej myślał.

Jeszcze nie wiedział, po co mu te dane. Ale zdawał sobie sprawę, że informacje to władza. Tego nauczył go jego niedawny jeszcze tutor, mecenas de la Vigne.
Mawiał" "Ostrzeżony - uzbrojony" i wymagał od swoich aplikantów i wszystkich zatrudnionych prawników szczegółowej wiedzy o danej sprawie i możliwych powiązaniach i konsekwencjach. Nie tolerował nieprzygotowania do nawet błahej sprawy.

A kwestia ojcostwa błahą nie była. Co prawda Adam nadal nie wiedział, czego właściwie chce, ale wiedział, że na "w razie czego" musi mieć wszystkie niezbędne dane.
Może mu się nie przydadzą podczas rozmowy z Aleksą. Ale muszą być.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro