Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57 - Przygody Lata (część 2)


Taiga, czyli mały tygrys, okazał się być bardzo pomocnym kotkiem. Razem w mig wydostali się z dzikiej dżungli i za pomocą skrzydeł Exceeda dotarli do Libenge. Miasto okazało się nie być na tyle duże, czy też rozwinięte, jak myślał Natsu. Już się bał, że został dodatkowo przeniesiony w czasie, ale jak zapytał się (dla pewności) o rok, to otrzymał poprawną odpowiedź. Większość sklepów była zamknięta i obita deskami, chodniki... prymitywne, bo dość nieschludnie wyrobione. Budynki też nie robiły dobrego wrażenia, bo połowa była albo niedokończona, albo robiona w pośpiechu. W przeciwieństwie do Magnolii to miejsce można było nazwać tzw. „zadupiem".

- Możesz mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? Dlaczego mam wrażenie, że jestem w średniowieczu? – pytał zdezorientowany chłopak, lecz Taiga nie widział w okolicy nic dziwnego.

- Czego się spodziewałeś? – Był szczerze zdziwiony jego reakcją, a to dlatego, że nie miał świadomości, w jakim otoczeniu dorastał chłopak.

- Współczesności?

- Nie wiem jak jest u Ciebie, ale to najlepiej rozwinięte miasto, nie licząc samej stolicy.

- Współczuję wam – mruknął cicho tak, żeby przyjaciel go nie usłyszał.

Dalsza droga minęła im sprawnie i szybko. Wystarczyło tylko, by Natsu zdobył zapasy i już byłoby po sprawie. Oczywiście brak pieniędzy oznaczał pracę. Roznoszenie ulotek to była jedyna dostępna i szybka praca, która po trzech godzinach umożliwiła zakup kilku owoców i biletu pociągowego (niestety podróż tylko do najbliższego miasta, a reszta drogi na gapę). Mijający ich ludzie byli bardzo życzliwi, choć zdarzały się wyjątki z bólem istnienia.

Taiga z chęcią pomagał, co mogło być dziwne, ale na szczęście nie miał w tym ukrytych celów.

- Ja po prostu lubię pomagać, a nie mam okazji zbyt często rozmawiać z ludźmi. Mieszkam w lesie wraz z innymi tygrysami – wyjaśnił kotek, lecz o dziwo wcale nie był zasmucony tym faktem. Kochał swoją rodzinę i czuł się z nimi szczęśliwy, a Natsu był tak naprawdę jego drugim człowieczym przyjacielem. Wcześniej przyjaźniła się z nim mała dziewczynka, mieszkająca we wsi tuż za Libenge. Była, dopóki się nie przeprowadziła. Imię nosiła takie samo jak kotek, dlatego czuli się do siebie przywiązani.

- Rozumiem – odpowiedział Dragneel, gdy kierowali się już na stację.

Iskierka nadziei na dobre zatliła się w ożywionym chłopaku, który mimo świadomości o bliskim spotkaniu z maszyną parową, czuł się znakomicie. Był szczęśliwy, wiedząc, że jest coraz bliżej swego celu... swej ukochanej. Niestety, zawroty głowy powróciły wraz z wejściem do jednego z wagonów. Pociąg powoli ruszył, a Natsu z wielkim trudem machał na pożegnanie Taidze, który widząc stan jego zdrowia, miał niezły ubaw. Z ciężkim wysiłkiem krzyczał słowa podziękowania, by kot mógł go usłyszeć. Miał cichą nadzieję, że jeszcze się spotkają, ale wątpił w ponowną drogę w te strony.

Po kilku dniach nieustannych tortur związanych z podróżą pociągiem, przyszedł czas na potworne kołysanie statkiem. Gdy znalazł się już w porcie, której nazwy nie pamiętał, więc nazwał go „Kraken", wiedział, że zaraz rozpocznie walkę z kolejnym potworem. Gdyby była tu Wendy, to na pewno jej moc, by mu pomogła, ale niestety w tej sytuacji musiał sobie sam radzić.

Pogoda jemu, jak i pozostałym pasażerom sprzyjała, a przynajmniej w większości czasu spędzonego na pokładzie. Nie potrafili uniknąć sztormów, huraganów czy innych niedogodności, które nasłał na nich żywioł, ale na szczęście do tragedii nie doszło. Oczywiście sama podróż zajęła jemu sporo czasu, bo wsiadł w zły statek. Płynął do Fiore, ale po drodze zaplanowano jeszcze kilka przystanków w trzech różnych państwach. Gorzej być nie mogło – myślał sobie, a przesiadka nie wchodziła w grę. Nie znał języka ludzi w nowych państwach. W poprzednich miejscach miał szczęście, bo panował tam prawie ten sam język. Różnice słyszano wyłącznie w akcentach.

Podróż statkiem zajęła jemu miesiąc, przez co Natsu był wściekły, ale nie wiedział, że właśnie to opóźnienie ocaliło jego przyjaciół. Zeref nie potrzebował dużo czasu, by zorientować się, że jego ukochany brat i zarazem niedokończony eksperyment uciekł. E.N.D. miał być pod całkowitą kontrolą Zerefa, ale związku z tym, że zniknął, nie mógł zostać opętany przez jedno z jego zaklęć. Demon posiadał na dzień dzisiejszy własną wolę i kto wie, co mógł uczynić. Nie taki był plan Czarnego Maga, dlatego musiał zrobić wszystko, by go z powrotem złapać.

Szczęście Natsu polegało na natychmiastowej reakcji Zerefa, który miał świadomość gdzie zmierza jego brat. Magnolia była celem każdego z nich. Starszy brat udał się tam natychmiast, ale gdy zauważył nieobecność młodszego, mocno się zdziwił. Czaił się tam miesiąc, czekając na jego powrót, ale jego nadal nie było. Sam też wolał nie zostawać tu na długo... Nie chciał być odkryty, a tu aż się roiło od Smoczych Zabójców. To jeszcze nie była pora na walkę z nimi, ale gdyby Natsu się jednak pojawił... marny koniec, by czekał ich wszystkich. Już nawet byłby w stanie zrezygnować ze swej śmierci. Wściekłość jaka mogłaby go wtedy ogarnąć, byłaby nie do opisania. Ale wracając do samej podróży naszego głównego bohatera, młody Dragneel pod koniec wyprawy przeszedł nie małe rozczarowanie, gdy kapitan statku oznajmił, że ostatni przystanek zostaje odwołany z powodu... a czy to było ważne? Sęk w tym, że nie dopłyną do Fiore, a chłopakowi podróż powrotna zajmie jeszcze dłużej niż się spodziewał.

- To po co ja tak cierpiałem! – wściekał się, gdy już zszedł na ląd w porcie „Koniec z torturami". Miał o tyle szczęścia, że zdobył potrzebne informacje dotyczące dostania się do Fiore drogą lądową, a potem już z pewnie przed siebie.

Wybrał dla siebie najwygodniejszą trasę przedostania się do domu, czyli piękne, piaszczyste wybrzeże państwa Bosco, które graniczyło z Fiore. Port, do którego przybił jego statek leżał niedaleko granicy, więc miał nadzieję, że cała podróż przejdzie szybko, sprawnie i bez większych problemów. Owszem, większych nie było, ale drobne niedogodności zaistniały i tym razem.

Wysłannica Fobetora

Do granicy Natsu dotarł dopiero późnym wieczorem, więc miał nadzieję, że tym razem obejdzie się bez kontroli granicznej i śmiało będzie mógł się zatrzymać w jakieś karczmie. Nie chcąc się oszukiwać, musiał przyznać, że był potwornie zmęczony i potrzebował kilku godzin snu, by odzyskać siły na dalszą podróż. Do Magnolii spory kawałek został i w jeden tydzień na pewno go nie pokona. Na jego szczęście jego wyprawa obeszła się bez kontroli, ale problem polegał na braku jakiegokolwiek noclegu. Nie miał nic przeciwko spaniu pod gołym niebem, bo robił to już wiele razy, ale ciepłym i wygodnym łóżkiem czy hamakiem by nie pogardził.

Po minięciu granicy i pokonaniu kolejnych metrów stwierdził, że musi koniecznie naładować baterie. Znalazł sobie odpowiednie drzewko, przy którym mógłby wygodnie się usadowić i w ten sposób starał się zasnąć. Trochę to trwało, ale w końcu się udało, lecz nie mógł liczyć na spokojny sen.

Pierwszym, co poczuł, była kępa zielonej trawy pod dłońmi. Kolejną rzeczą były promienie słońca, które od razu oślepiły chłopaka, przez co ten natychmiast zamknął zielone tęczówki. Podniósł się gwałtownie i mrużąc oczy zaczął się rozglądać. Nie miał pojęcia gdzie jest i co się dzieje. Okolica wydawała mu się dziwnie znajoma, a świadomość snu gdzieś uleciała.

- Natsu! – usłyszał wołanie. Rozpoznał ten słodki głos. Głos, którego szukał już pewien okres czasu. Głos, który należał do jego ukochanej.

- Lucy! – podniósł się gwałtownie z ziemi i nerwowo się rozejrzał. Czyjąś sylwetkę ujrzał dopiero po zbliżeniu się parę kroków do koron drzew, które wspólnie tworzyły las. Przyjrzał się dokładnie osobie i potem zrozumiał, że to nikt inny jak jego Heartfilia. – Lucy! – ponownie zawołał ją, a ta delikatnie zaczęła się odwracać. Ich oczy spotkały się ze sobą, jego zielone i jej nienaturalne...

Nie zauważył od razu różnicy dzielącą tą fałszywą istotę z tą prawdziwą. Rozpoznał iluzje dopiero wtedy, gdy ta się przemieniła. Piękny sen nie skończyłby się tak okrutnie.

Po tym, gdy na siebie zerknęli, świat się zmienił. Jasne, przyjazne niebo zmieniło się w nieokrzesaną, burzową przestrzeń, która lada chwila groziła poważną burzą. Las nagle przekształcił się w ogród pełen cierni, a trawa w kamień. Wcześniej harmonijny świat został zastąpionym pustynnym koszmarem, a jego ukochana zniknęła. Nadal stała przed nim, ale już nie jako Lucy... tylko jako wiedźma. Kruczoczarne włosy, pokryte naturalnym tłuszczem, blada twarz, koścista figura i te przerażające białka... Tak... nie posiadała tęczówek, więc wyglądała nadzwyczaj przerażająco. Nawet Natsu tak uważał.

- Zostaniesz tu na zawsze! – zawyła usatysfakcjonowana i podniosła ręce, chcąc dosięgnąć roztrzęsionego chłopaka. Ten instynktownie się cofnął, ale wiedźma nie pozostała tylko przy tym. Szła dalej i dalej, a Dragneel nie potrafił odwrócić od niej wzroku, więc mógł jedynie powoli się cofać, mając nadzieje, że nie wpadnie na coś, czy też nie przewróci się.

- Kim ty jesteś?! – wrzasnął.

- Czy to nie oczywiste? Wysłanniczką władcy tego świata! – wskazała na otoczenie. – To jego dzieło, a imię mego pana to Fobetor, władca koszmarów!

- Idźcie do diabła! – wrzasnął i używając Ognistego Ryku Smoka, uwolnił się spod zaklęcia paraliżującego, które na chwilę uniemożliwiło mu ruchy.

Odwrócił się i czym prędzej zaczął uciekać. Z wariatami lepiej nie walczyć – tak mawiał, a przynajmniej zaczął tak mówić od teraz. W końcu po jakimś czasie, świat zaczął się rozmazywać i Natsu nie za bardzo wiedział czy ma się z tego powodu cieszyć, czy raczej płakać. Nie był pewien czy to koniec koszmaru, czy koniec jego życia, bo wiedział, że w takich wymiarach tak często bywa.

- Nie zamierzam umierać, dopóki nie wrócę do Lucy!

Sen jak to sen, nie zawsze musi kończyć się szczęśliwie, ale na pewno nie zabija tak po prostu, dlatego chłopak obudził się, jedynie niespokojny i, rzecz jasna, zlany potem. Rozejrzawszy się po otoczeniu, odetchnął z ulgą, gdy zrozumiał, że nadal jest w miejscu, w którym zasnął.

- Czyli to tylko sen – ponownie odetchnął i podniósł się powoli z miejsca.

Poczuł kojący wiatr na swej skórze, który potem dalej płynął przez siebie, przemierzając kolejne nieznane, bądź znajome tereny. Natsu również chciał kontynuować swą podróż, ale jego żołądek mówił co innego... Cieszył się, że jest już we Fiore, gdzie znał język, znał tereny i wiedział, gdzie będzie mógł zjeść bez problemu, nawet jeśli doskwierał mu brak pieniędzy. Jeżeli poradził sobie w dzikim Minstrel, to tu na swoim terenie musi!

Ruszył przed siebie już z większą pewnością i obrał jeden z wielu kierunków. Ta okolica nie była mu do końca znana, ale jeżeli natrafi na jakieś miasto, to w mig zorientuje się którędy do Magnolii!

Można rzec, że powrót do rodzinnego kraju zapewnił mu już spokojniejszą wyprawę, ale to było tylko pozorne i przejściowe uczucie, którego doświadczył. Jego podróż... podróż życia była pełna zagadek i niebezpieczeństw, które poniekąd dostrzegał. Niektóre owiane były nieprzeniknioną mgłą, której za nic nie mógł rozwiać, dlatego też nie potrafił powiedzieć dokładnie kim jest. Nie pamiętał swych prawdziwych rodziców. Nie był pewny co do swojego imienia, nazwiska, a nawet swego istnienia. Starał się tym nie przejmować, tylko żyć. Żyć dla siebie, przyjaciół i dla niej.

W tym momencie wiedział już nieco więcej o sobie. E.N.D. był od dawna jego częścią, ale na pewno nie nim, ani on sam także nim nie był. Dzieliło ich tylko i wyłącznie ciało, ale nie dusza. Wiedział, że to sprawka Zerefa, który okazał się jego starszym bratem, ale czy można mu całkowicie wierzyć? Czy tylko próbuje mu tak wmówić? Ciężko powiedzieć, bo Natsu nie znał szczegółów. Nielekko było również cokolwiek wywnioskować, skoro sam był niedoinformowany. On tak, ale E.N.D nie... Jedyna szansa, by zaczerpnąć jakichkolwiek informacji to kontakt z tym demonem. Nie musiało to być wcale bezpieczne, ani korzystne, ale zaistniałby postęp w tej sprawie.

- Może lepiej, żebym na razie się do tego nie zabierał. Nie sam – szepnął do siebie, uświadamiając sobie ryzyko.

Dzień później znalazł się w Hargeon. To miasto było jego punktem odniesienia. W końcu miał stu procentową pewność, w którym kierunku należy iść. Nie uzupełniając zapasów kierował się dalej i dalej, aż w końcu znalazł się na obrzeżach swego ukochanego miasta.

Pora była dość późna, bo słońce zdążyło już dawno zajść. Wiatr nie wiał mocno, a jedynie przyjemnie i delikatnie dotykał skóry i włosów chłopaka, który przez cały czas szedł szybkim krokiem, ale nie ukrywał przed sobą faktu, że czuł się coraz słabiej. Od kilku dni nic nie jadł. Zapasy się skończyły i szybko pożałował, że nie uzupełnił ich w Hargeon. Popełnił ten błąd, bo chciał jak najszybciej być w Magnolii i nareszcie osiągnął swój cel. Zza drzew już było widać pojedyncze budynki mieszkalne i sklepowe. W nozdrzach poczuł znajomy zapach domu, drzew, ludzi i jej... Natychmiast odzyskał siły i podbiegł kawałek dalej, wyskakując tym samym z krzaków, które były jedyną przeszkodą dzielącą go od ścieżki. Pokonując te zarośla, zdołał ujrzeć tą jedyną. Stała odwrócona do niego plecami i powolnym krokiem szła przed siebie. Ona sama wyczuła wtedy dobrze znany jej zapach, dzięki któremu poczuła się jak we śnie. Uszczypnęła się, ale nic się nie stało, jednak to nie był sen. Odwróciła się gwałtownie, a wtedy napotkała równie zdziwione tęczówki co jej, lecz te naprzeciwko skrywały dziką zieleń. Znajomą, choć wywołującą ciarki.

- Natsu? – zapytała cicho, ale i tak wiedziała, że ten ją usłyszy.

- Lucy – odpowiedział jej z uśmiechem i zdecydował się pokonać, dzielącą ich odległość.

Dziewczyna nie zamierzała czekać. Ze łzami szczęścia w oczach rzuciła się do biegu i już po chwili znalazła się w ramionach swego ukochanego. W swych objęciach trwali z dobre kilka minut, a potem odsunęli się delikatnie od siebie, by spojrzeć w swe oczy.

- Tęskniłam za tobą – powiedziała wzruszona.

- Ja za tobą również. Ta ciężka podróż kosztowała mnie dużo wysiłku, a moim wsparciem była myśl o Tobie – odpowiedział jej z wielką szczerością i czułością w oczach i jeszcze raz przyciągnął ją do siebie.

Niestety, ale chwila ta nie trwała zbyt długo. Głód jaki towarzyszył chłopakowi był nie do zniesienia, więc zostało mu niewiele sił. Wkrótce ku wielkiemu zdziwieniu Lucy, zemdlał.

✪ Gwiazdka/ Komentarz? ✪    

Koretka: Kayo Shin -> Dziękuję CI <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro