Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17


#Smok #miłośćsmokiklątwa


Kiedy Ga Ram wyszła, zacisnął dłonie w pięści. Był na siebie zły, chociaż zupełnie nie wiedział, dlaczego, skoro nie powiedział nic, co by ją zaniepokoiło. Dziewczyna jednak była bystra i szybko by się zorientowała, gdyby coś wydało jej się podejrzanego.

Już samo to, że wspomniała o smoku i okazała zaniepokojenie, sprawiło, że musiał być czujny. Może nie była szpiegiem Sagonga, ale mogła stać się łatwym celem tego podstępnego żuka gnojaka. Ten człowiek był tak zaślepiony i tak opętany manią prześladowczą, że domyślał się, jak skończy się jego żywot, gdy tamten dojdzie do władzy.

Ubolewał, że cesarz musiał wybrać kogoś takiego na następcę tronu. Sagong miał rodzeństwo, które było o wiele lepsze od niego, ale tamta podła gadzina wiedziała, co zrobić, żeby wysunąć się na przód w kolejce do tronu.

Kiedy służący zabrali puste naczynia po kolacji, udał się do biblioteki, żeby znów poszukać czegoś, co pomoże mu w wypędzeniu zjawę. Musiał to zrobić, bo odniósł wrażenie, że dusza zrobiła się jakby mocniejsza, dostrzegał już zarys sylwetki. Kobiecej w dodatku.

Dzisiaj, kiedy siedział w gabinecie i próbował skupić się na księdze jego rodu, kilka ksiąg zsunęło się ze stolika. Nie było żadnego przeciągu, nikt nie przechodził obok. Podniósł głowę i zobaczył kątem oka, jak ktoś staje za nim i prawie dyszy zimnym oddechem w szyję.

Znowu.

Zaczął przeszukiwać kolejne tomiszcza, rozwijał kolejne zwoje. Dopiero, kiedy zaczął zapalać lampę, zorientował się, że spędził tu kilka godzin. Zrobiło się już ciemno, a on jak zawsze miał wielkie nic. W końcu się poddał.

Rzucił ostatnie spojrzenie na półkę przed sobą i wtedy dostrzegł cienką książkę, która schowała się pomiędzy grubszymi. Okładka była skórzana, ale bardzo stara i zniszczona. Zajrzał do środka i okazało się, że w środku papier był równie zniszczony i w dodatku pożółkły. Pismo na niektórych stronach było wyblakłe albo czymś poplamione.

— Hm — zamruczał sam do siebie.

Przesunął palcami po namalowanych obrazach, które, jak się zorientował, przedstawiały jakieś dziwne i magiczne miejsca. Przerzucił ostrożnie kolejną stronę i wtedy jego wzrok padł na jezioro otoczone szuwarami i drzewami. Ktoś umiejętnie oddał miejsce, które coś mu przypominało.

Zmarszczył brwi, aż w końcu w jego umyśle rozbłysło wspomnienie z obrzędu, który wprowadził go w stan uśpienia. To wtedy widział to jezioro. Ekscytacja i pewnego rodzaju ulga sprawiła, że zatrzasnął książkę energicznie i skierował się do wyjścia, ale wtedy usłyszał głośny trzask po lewej. Odwrócił się w tamtym kierunku i ujrzał kilka ksiąg na podłodze.

Westchnął i skierował się w tamtą stronę.

— Jeśli zrzucasz książki, bo jesteś zdenerwowana, to radzę ci się uspokoić. Nie niszcz czegoś, co nie należy do ciebie — przemówił do zjawy, która zapewne gdzieś się tutaj kręciła.

Ogień w lampie zakołysał się gwałtownie, ale nie zgasł, więc Kang poprawił wszystkie zrzucone książki i pośpiesznie wyszedł, zupełnie ignorując przeczucie, że ktoś wpatruje się w jego plecy.

W sypialni odetchnął z ulgą, a chociaż nie bał się zjaw, bo żywi ludzie bywali o wiele gorsi, to jednak obecne zachowanie tego czegoś, sugerowało, że nie miało dobrych zamiarów, a przynajmniej tak to wyglądało.

Może dusza szukała zemsty?

Ta myśl była całkiem sensowna, bo wcześniej nie brał tego pod uwagę, ale nie przypominał sobie żadnej, konkretnej kobiety, która chciała się na nim odegrać.

Miał jednak nadzieję, że to nie on był celem, dlatego usiadł wygodnie w fotelu i zaczął czytać pół głosem.

— Jezioro Zjaw, balhyeon, to miejsce, które zjawia się w określonym miejscu i czasie — czytał zafascynowany. — Wierzy się, że połyka dusze, by pożywić się ich energią. W jego wodach zamieszkały przed wiekami kreatury, które atakują człowieka podstępem. Przeważnie zwabiają nieszczęśnika pod postacią pięknego konia lub pięknej dziewczyny.

Ten koń by się zgadzał i obrazek, który widział również, chociaż musiał przyznać, że jezioro, które widział, było znacznie mniejsze, niż sugerowała książka.

Do sypialni wszedł Xian, który zamierzał przygotować mu kąpiel.

— Znalazłem coś — powiedział do niego, a starszy pan niemal podskoczył podekscytowany.

— Jak się cieszę, Wielki Książę! — zawołał.

— Niestety, to nie jest to, co myślisz, ale okazało się, że istnieje coś takiego jak Jezioro Zjaw. Słyszałeś coś o nim?

Xian zamarł, zupełnie pobladły, co sugerowało, że coś jednak o nim słyszał.

— Och, Wielki Książę, to straszne miejsce. Bardzo, bardzo straszne.

— Wiem, ale czy miałeś z nim styczność?

— Nie, nie. Ale dużo słyszałem o tym miejscu. Nawet bogowie bali się tego jeziora, bo ono żywi się duszami, a im potężniejsza w moce istota, tym większa energia.

Kang poczuł dreszcz przerażenia. Bogowie, przecież gdyby wpadł do tego jeziora... Aż się otrzepał.

— Teraz się zastanawiam czy ponownie ryzykować rytuał, bo może to miejsce chce mnie pożreć.

Xian wydał jęk przerażenia, ale książę zagłębił się już w lekturę i po chwili znalazł potwierdzenie tego, co mówił starszy mężczyzna. Rzeczywiście mętne wody pragnęły życiodajnej energii.

— Nie możesz, panie! Jeśli to było Jezioro Zjaw, to lepiej już tego nie prowokować, bo nie wiem, co się stanie, jeśli uda mu się... — zająknął się Xian i po chwili potrząsnął głową, jakby chcąc tym samym wyrzucić z głowy wizję, którą sobie wyobraził.

— Nie martw się, nie zamierzam tak głupio ryzykować — zapewnił służącego.

Przyjrzał się rysunkowi, zastanawiając się przy okazji, jak jego zjawa łączyła się z tym jeziorem.

— Myślisz, że nasza zgubiona duszyczka mogła umrzeć w tym jeziorze? — zapytał. — Skoro pojawiło się ono w rytuale, to chyba coś jednak to znaczyło, prawda?

— Tak, nic bez powodu się nie pojawia.

Kang trochę się z tym zgadzał, a trochę nie, ale ostatecznie uznał, że nie będzie polemizował. Xian miał swoje przesądy i wierzenia, a on niekoniecznie je podzielał. Nie wypierał istnienia nadprzyrodzonych stworzeń, bo miał z kilkoma do czynienia, ale jakoś nie widział w tym wszystkim boskiej interwencji.

— No to mamy jakiś punkt zaczepienia. Sprawdziłem kilka naszych rodowych ksiąg, ale niczego nie znalazłem i zastanawiam się, czy nie udać się do stolicy, żeby nie pogrzebać w archiwum.

— Myślę, że to dobry pomył, Wielki Książę. No i cesarz na pewno ucieszy się, kiedy zobaczy księcia z żoną.

Młody mężczyzna skrzywił się, bo zupełnie zapomniał o Ga Ram. No tak, musiał pokazać jeszcze swoją żonę.

— A skoro mówimy o niej. Czy wspominała ci coś o smoku, którego widziała?

— Tak, Wielki Książę. Ale nic jej nie powiedziałem.

— To dobrze i nic nie mów. Wmówiłem jej, że to był lampion czy coś takiego i chyba uwierzyła. Ale sądzę, że nie była to wystarczająca wymówka. — Tak naprawdę widział w jej spojrzeniu przekonanie, które dobitnie mu powiedziało, że jego młoda żoneczka nie da sobie wmówić byle bajki. Skoro jednak nie dopytywała, to nie widział sensu, by drążyć temat.

— Wielki Książę, czy po to była ta kolacja? Żeby ją wybadać?

— Tak. — Westchnął ciężko na samo wspomnienie tego, jak fatalnie potoczył się wspólny posiłek. — Ale najwidoczniej nie jest kobietą, którą łatwo oczarować.

Xian popatrzył na niego znacząco, ale na szczęście nic nie powiedział, lecz Dae Seang doskonale wiedział, co sobie pomyślał. Był marudny i nieprzystępny w rozmowie z nowo poznanymi osobami, dlatego tak kiepsko wypadł. Nie, żeby zależało mu na zdaniu Ga Ram.

— Na pewno w końcu ci się uda, panie.

— Och, Xian, twoja wiara we mnie jest niemalże rozczulająca — sarknął i lekko się zaśmiał.

Służący w końcu poszedł szykować mu kąpiel, a on znów zaczął czytać.

Jezioro Zjaw nie mieści się w żadnym miejscu, to coś w rodzaju przejścia. Można tam łatwo wejść, ale wyjść z niego jest znacznie trudniej. Ludzie, którym udało się wyjść z tego miejsca, na zawsze pogrążyli się w majakach.

I to było na tyle, pomyślał sfrustrowany, gdy przewrócił stronę i okazało się, że kolejne nadprzyrodzone miejsce było jakąś wioską w wysokich górach.

Niewiele się dowiedział, bo nie miał pojęcia, czy mógł powtórzyć rytuał i czy przypadkiem tamto miejsce nie wciągnie go w swe sidła. Nie zamierzał umierać, przynajmniej nie w taki sposób. Jednakże kusiło go, by znów to sprawdzić.

Na razie jednak musiał wziąć kąpiel.

Woda była gorąca, a powietrze przesiąkło olejkami i suszonymi kwiatami. Nie posiedział jednak zbyt długo, bo chciał wrócić jeszcze do swojego najnowszego znaleziska i zastanowić się nad tym wszystkim. Skoro przedmioty zaczęły spadać z półek, to podejrzewał, że dalej może być gorzej, jeśli czegoś z tym nie zrobi.

Kiedy usiadł na swoim ulubionym fotelu, Xian postawił przed nim puchar z ulubionym winem oraz porcelanową karafkę ze smokiem, który ciasno oplatał swym wężowym ciałem naczynie.

— Panie, myślisz, że ta zjawa w końcu sobie pójdzie? — zapytał służący, gdy tylko udało mu się uporać z przygotowywaniem ubrań na kolejny dzień.

— Nie sądzę. Ale musimy się jej pozbyć, bo nie może zostać w pałacu tak długo — westchnął i znów otwarł książkę na właściwym miejscu, zastanawiając się, czy w tekście ukryte są wskazówki, które przeoczył.

— Wielki Książę, ale jak się pozbyć czegoś takiego?

— Nie wiem, Xian, naprawdę nie wiem, ale obawiam się, że zacznie nękać nie tylko mnie, a wolałabym tego uniknąć. Pewnie znajdzie się jakiś rytuał, który załatwi sprawę, ale o nim nie wiem.

Miał wrażenie, że wałkował temat zjawy tak długo, ale jednocześnie nic o niej nie wiedział.

Gdzieś na korytarzu rozległy się pośpieszne kroki, jakby ktoś uciekał spod jego drzwi. Zmarszczył czoło, a potem zdał sobie sprawę, że zjawa pewnie się nudziła i zachciało jej się zabawy w chowanego. Mimo to, niepokój w nim pozostał.

— No nic, będę szukał dalej, ale spodziewam się, że jestem na dobrej drodze.

Xian pokiwał głową i wyszedł. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro