Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18

Mijały kolejne tygodnie, wypełnione ostatnimi zadaniami przed zasłużonym urlopem wakacyjnym.
Od czasu kongresu Julia co i raz dostawała jakieś zaproszenia; od obcych ludzi lub tych, z którymi zetknęła się na konferencji. Proponowano jej poprowadzenie prelekcji czy fragmentu szkolenia, wygłoszenie webinaru, konsultacje z uczniami czy nauczycielami w jakiejś szkole.

Miło jej było, dziękowała serdecznie aczkolwiek odmawiała. Nie czuła się jakoś szczególnie mądra, żeby prowadzić szkolenia z kadrą innej szkoły, która z założenia powinna mieć własnego psychologa. Tak samo jak nie widziała w sobie wyjątkowej wiedzy, która predystynowałaby ją do realizacji webinaru czy udzielenia wywiadu i uczenia innych, jak mają pracować. 

"Z własnymi klientami mogę to robić. - dumała. - W końcu przychodzą do mnie po pomoc czy choćby radę. Ale uczyć innych psychologów? Nie jestem naukowcem, superwizorem, nie mam kilkudziesięciu lat doświadczenia. Co ja mogę powiedzieć moim kolegom po fachu?"

Podejrzewała, kto jest siłą sprawczą tej popularności. I że prawdopodobnie niedługo się z nią skontaktuje. Miała rację. Zadzwonił po dwóch tygodniach. Włączył kamerkę i zobaczyła go w takiej pozie jak przed laty, w ulubionym fotelu w gabinecie w swoim mieszkaniu. Ta scena była tak boleśnie znajoma, że aż nią otrząsnęło.

Cofnęła się myślami o dekadę, do czasów, gdy jeszcze nie mieszkała u niego; wtedy Ariel utrzymywał z nią kontakt na odległość i najczęściej, jeśli tylko mógł, łączył się z tego właśnie fotela. Jego ulubionego. A później, gdy już u niego mieszkała... Przymknęła oczy, czując, że za moment, jeśli nie będzie się pilnowała, pojawią się w nich łzy. Serce zabiło mocniej. Potrząsnęła głową, żeby pozbierać myśli:

- Tak? - burknęła mało zachęcająco. Nie chciała być nieuprzejma. Po prostu musiała zapanować nad głosem. Nie chciała dać Arielowi powodów do niepokoju, zaczepki czy niepotrzebnych pytań.

Sprawdziła wyświetlacz. Na szczęście jej kamerka nie była włączona. Nie chciała, żeby on ją widział. Miała wystarczająco dużo trudności z ukryciem emocji bez wizji.

- Witaj, Julio. - uśmiechnął się. - Ja ci się pokazuję, a ty?
- A ja nie. - znów zamknęła oczy. - Nie widzę takiej potrzeby. Czemu dzwonisz?

- Tak po prostu. Chciałem się dowiedzieć, jak żyjesz.

Słyszała uśmiech w jego głosie. I dlatego nie otwierała oczu. Wzruszyła ramionami, żeby sobie dodać animuszu:
- W porządku, dziękuję. - odparła.

Wysiłki, żeby opanować emocje, przyniosły skutek. Już mogła normalnie rozmawiać bez obawy o załamanie głosu.
Ariel wyraźnie czekał na grzecznościowe, choćby zdawkowe "a co u ciebie?", co pozwoliłoby mu pociągnąć rozmowę.

"Nie dam mu tej satysfakcji!" - pomyślała. I milczała.
Przez moment milczał i on. A później się odezwał ciepło i cicho:
- Myślałem o tobie. O tym, jak ładnie wyglądałaś w Warszawie. O tym, na jak mądrą kobietę wyrosłaś. I o tym, że chciałbym się znowu z tobą zobaczyć...

Głupie serce! Znów zrobiło fikołka! A jednocześnie nieposłuszne łzy zaczęły się zbierać pod powiekami.
"To chyba nie jest mój najlepszy moment" - pomyślała.

Niby wiedziała, że tak może być. Że raz się robi dwa kroki w przód, a później jeden w tył. Albo czasem odwrotnie. Że poruszone w ostatnich tygodniach emocje znów będą dawały o sobie znać w najmniej sprzyjających momentach. Że niby już się wszystko poukładało, a tu nagle serce robi fikołka albo oddech się rwie.

"Albo się czuje silne pożądanie" - pomyślała, przyznając się do własnych odczuć. Bo poczuła. Do niego, siedzącego w tym fotelu. Bo przed laty często właśnie w nim brał ją na kolana, przytulał, pieścił....
Poczuła silne wibracje w podbrzuszu i wystraszyła się.
"Przecież on się zorientuje!" - pomyślała.

- Wybacz, Ariel, teraz nie mogę rozmawiać. - odezwała się z trudem.
- Czy coś się stało? - no oczywiście, musiał się zainteresować....
- Nie, po prostu teraz mam coś do zrobienia. Odezwę się.
- Kiedy? - zapytał skwapliwie, zanim zdążyła się pożegnać.
- Za kilka dni. Muszę skończyć, pa!

I rozłączyła się, póki jeszcze nad sobą panowała. Odsunęła drżący palec od czerwonej słuchawki.

***

Widok Ariela w ulubionym fotelu długo ją prześladował. Niósł z sobą, a raczej budził, ogrom skomplikowanych uczuć. Z tego fotela niegdyś instruował ją na odległość jak żyć, jak sobie radzić, w czym się szkolić czy czego uczyć. Podniecał ją, karcił, doprowadzał do wybuchu emocji i kazał ponosić konsekwencje.

Na tym samym fotelu, gdy już u niego mieszkała, sprawiał, że czuła, jak on to mówił, rozkosz i ból. Choć na ból zarezerwowany był jeden z pokojów na górze, ich własna, prywatna komnata sado - maso. Ale zdarzało się, że Ariel, nie chcąc czekać, kazał jej kłaść się na jego kolanach i wymierzał kilka bądź kilkanaście klapsów. Aż jej nagie pośladki czerwieniały pod wpływem uderzeń. A później, żeby jej to wynagrodzić, pieścił je i przestrzeń pomiędzy nimi, drażnił łechtaczkę i wsuwał palce do środka, aż zwijała się z doznawanej rozkoszy.

"Rozkosz i ból" - powtarzał jej. Uczył ją obu. A ona z jego rąk przyjmowała jedno i drugie, z gotowością i chęcią sprostania jego oczekiwaniom. Poddawała mu się bez sprzeciwu, rozumiejąc, że warunkiem bycia z nim jest akceptacja całej złożoności jego upodobań.

- Bo nikt mi nie powiedział, że nie muszę! - powiedziała głośno.

Od dawna wiedziała, że wypowiedzenie na głos własnych myśli pomaga przyjąć je i zmierzyć się z nimi, a z czasem przepracować i zostawić za sobą. Korzystała więc z tego, pilnując jedynie, żeby nikt nie zauważył jej zwyczaju "gadania do siebie".

Ariel tkwił w niej gdzieś głęboko: w kościach, krwioobiegu, w sercu..... Lata oddalenia, podczas których zbudowała swój świat i wykreowała nową siebie, pomogły jej spojrzeć na tamtą relację krytycznie i konstruktywnie, dostrzec minione błędy swoje i jego oraz wytyczyć sposób na dalsze życie. I to było dobre. Działało.... dopóki nie przyszło nieoczekiwanie coś, co przenosiło ją do dawnych emocji, uczuć, obaw.

Dopóki trzymała się w ryzach, było okej. Dopóki wiedziała wcześniej, że czeka ją spotkanie, rozmowa, jego widok. Wtedy mogła się przygotować, nastroić emocjonalnie i kontakt z nim nie budził w niej niepokoju. Gorzej było, gdy stykała się z nim nagle. Tak, jak za pierwszym razem w gabinecie szkolnym, gdy na konferencji nieoczekiwanie przyniósł jej kawę, tak samo jak teraz, gdy zobaczyła go w boleśnie znanych jej realiach.

W takich momentach doznawała silnego poruszenia; w zależności od przepełniających ją emocji zdarzyło jej się zasłabnąć, doznać nagłego poruszenia serca, zachłysnąć się natłokiem wspomnień.

"Jeśli nadal będę mieć z nim kontakt... - pomyślała. - A pewnie będę; już widzę, że Ariel się nie odczepi, przynajmniej na razie.... to po prostu muszę się przygotować psychicznie na każde spotkanie. A z czasem pewnie przestanę reagować tak silnie za każdym razem, gdy się nie spodziewam..." - uspokajała się.

Nie przerażały ją ewentualne spotkania czy telefony w przyszłości. "Ostrzeżony - uzbrojony", pomyślała z humorem.
I roześmiała się. Szczerze, wesoło, tak jak kiedyś, zanim problemy ją przytłoczyły.
Myśląc o ewentualnym dalszym kontakcie z Arielem poczuła nawet pewną ekscytację. Zupełnie, jakby mężczyzna, znów wchodząc w jej życie, nadał mu pewnego dodatkowego smaku? Którego dotąd było ono pozbawione do tego stopnia, że Julia nie zdawała sobie z tego sprawy?

***
Znów mu uciekała. Wymykała się sprawnie z każdej pułapki, jaką na nią zastawił. Nie pozwalała się nigdzie zaprosić, nie była zainteresowana współpracą, nawet rozmawiać nie chciała.
W ostatnich dwóch tygodniach wykorzystał kilka znajomości, tu i ówdzie wspominał mimochodem o wiedzy Julii, nawet raz czy drugi zaproponował komuś, że mogłaby pomóc w jakiejś szkole czy placówce.

Ale ona odmawiała. Czy zorientowała się, że to on stoi za tą aktywnością? Nie chciała mieć z nim nic wspólnego nawet w takiej konfiguracji? Nie podobało mu się to.
Chciał mieć z nią kontakt. Bardzo. Wiedzieć, że wszystko u niej w porządku. No i porozmawiać z nią jeszcze raz, dwa lub kilka. Przemyślał wszystko, o czym mu opowiedziała. Przyjął do wiadomości, pogodził się z faktami i zastanowił nad jej interpretacją. Z niektórymi zarzutami zgodził się, z innymi nie.

Czuł potrzebę powrotu do przeszłości. Do przegadania raz jeszcze. Żeby jeszcze raz Kleo opowiedziała swoją wersję. Żeby się dowiedzieć, co ona teraz czuje. Do siebie, tego co było w przeszłości, do niego sprzed lat i aktualnie. Chciał.... nie, potrzebował.... dowiedzieć się, czy na bazie tamtych wydarzeń... a może pomimo nich, istnieje możliwość utrzymania dalszego, bliskiego kontaktu.

Podczas kongresu nie było na to czasu. Julia była ciągle zajęta: przygotowaniem do wystąpienia, teatrem, spotkaniem z przyjaciółkami. Nie dała mu miejsca i czasu.
"Nie to nie, bez łaski. Sam sobie wezmę." - pomyślał.

Z chęcią znów zobaczyłby ją tutaj, w tym dużym apartamencie.
"I nie tylko ją." - przyznał, zdziwiony tokiem, którym krążyły jego myśli. Nie miałby nic przeciwko temu, żeby to dotąd ciche mieszkanie rozbrzmiało tupotem małych nóżek i radosnym śmiechem dziecka.

Otworzył terminarz na najbliższe dwa tygodnie i zadumał się.

***
Udało jej się! Doprowadziła do pewnego porozumienia pomiędzy Majką i jej ojcem! On już nie podnosił ręki na córkę, ona zaś hamowała się w pyskowaniu!
Dziewczyna wpadła dziś, na chwilę, powiedzieć, że pierwszy raz rozmawiali z tatą (tak się wyraziła) na spokojnie!
"No, względnie spokojnie" - pomyślała Julia, znając porywczy charakter nastolatki i mentalne ograniczenia jej ojca.

Cieszyła się. W tej szkole to była pierwsza tak poważna sprawa, z którą musiała się uporać. Pierwszy raz prowadziła coś na styku mediacji i terapii rodzinnej. Coś, co zaczęło się od problemu przemocy domowej, a aktualnie zaczynało wyglądać na porozumienie!

Pomyślała, że bez pomocy Ariela nie udałoby jej się. Mężczyzna omówił z nią jej pracę, wszystkie ważne aspekty, pomógł jej dobrać odpowiedni sposób prowadzenia tej relacji. A przede wszystkim wspierał ją, twierdził, że w nią wierzy i że jest przekonany, że Julia da sobie radę.

"Kto powiedział, że trudno jest utrzymywać zawodowe relacje z kimś, z kim kiedyś łączyło cię coś prywatnie? - buntowała się przeciwko temu, czego uczono ją na studiach. - Można wszystko, tylko trzeba skupić się na celu. I człowiek sobie poradzi".

Pomyślała, że i znajomość z Arielem w przyszłości nie będzie taka straszna. Potrafią rozmawiać o sprawach zawodowych, umieją się zachować w towarzystwie innych psychologów....

"Ja potrafię. Ja umiem...." - podkreśliła. Była dumna z siebie.

***
Na fali dumy z własnego opanowania i pewna, że będzie potrafiła to powtórzyć w przyszłości, zadzwoniła. Pomyślała, że należą mu się podziękowania. Nie tylko za pomoc w sprawie Majki, ale również za udział w kongresie, za to, że...
"Za to, że umożliwił nasze zetknięcie, prywatne i zawodowe i pokazał mi, że daję radę utrzymywać relacje z nim na przyzwoitej, cywilizowanej płaszczyźnie" - myślała.

Odebrał gdzieś na mieście. W tle widziała ciemne niebo i ulicę rozjaśnioną miejskim oświetleniem. Uśmiechnął się ciepło:
- Witaj, Julia! Co mogę dla ciebie zrobić?
- Nic. To ja chcę zrobić coś dla ciebie. Podziękować ci za pomoc... - zaczęła.
Słuchał jej przez moment, a później odpowiedział:
- Księżniczko, nie musisz dziękować. Między nami jest więź, która łączy nas oboje bez względu na to, co się pomiędzy nami zadziało. Zawsze będziesz dla mnie kimś wyjątkowym, ważnym w moim życiu i zawsze ci pomogę. Bez względu na to, co się pomiędzy nami zadzieje w przyszłości.

Zamilkła. Słuchając tych słów wypowiadanych jego ciepłym, "arielowym" głosem, znów czuła ciepło, fikołek serca i mrowienie w podbrzuszu. Pomyślała, że chętnie poczułaby jego palce na swoim ciele.

Była dorosłą kobietą. Czasy, gdy do zaspokojenia potrzeb ciała niezbędny był jej Ariel, dawno minęły. Potrafiła robić to sama i podczas ostatnich lat zdarzało jej się. Ale wyobraziła sobie jego obok siebie, jego gorący oddech na karku, silne ręce, które ją obejmują, palce, które pieszczą jej pierś, a potem schodzą niżej....

Westchnęła. Takie myśli do niczego nie doprowadzą.
"Do niczego dobrego". - uszczegółowiła, starając się sama siebie postawić do pionu.
Zamieniła więc z nim jeszcze kilka miłych słów i zakończyła rozmowę.

***
Koncentrowała się na "tu i teraz", nie podejmując dyskusji na temat "księżniczki", przeszłości, związku z nim. Nie chciała znów rozdrapywać dawnych ran.
"Co było, pozostanie w przeszłości. Było i tego nie zmienię. - myślała już któryś raz. - Tamte przeżycia pozostaną ze mną na zawsze. Ale to było. I już nie ma. Poradziłam sobie. Sama! A teraz jestem zupełnie inną osobą i stać mnie, żeby utrzymywać z Arielem cywilizowane kontakty. Ot, na płaszczyźnie zawodowej, z czasem może nawet prywatnej.... - dumała. - Tak, prywatnej, bo z pewnością on będzie chciał jeszcze porozmawiać. I będę musiała mu na to pozwolić. Mnie też to dobrze zrobi, bo wszystko, co trudne, już wtedy mu wyżygałam. A on to przyjął, nie tłumaczył się, nie usprawiedliwiał. Teraz przyjdzie czas na tłumaczenia, z jego i mojej strony. Na wyjaśnienia, co on, co ja, co było źle. Na dojście do porozumienia."

***
Jeszcze raz Majka i jej ojciec przyszli do niej na rozmowę. Dziewczyna męłła w palcach zafarbowane na fioletowo końcówki włosów, mężczyzna zgarbił się, chowając "w sobie" pierś okrytą koszulą w kolorowe wzory.
Majka nie miała na sobie gotyckiego makijażu, jaki często zdobił jej nastoletnią twarz, jej ojciec zaś porzucił nieodłączną wełnianą kamizelkę na rzecz lekkiej, krótkiej marynarki.

On znów niepewny a ona uśmiechnięta. Usiedli obok siebie, na sąsiadujących z sobą krzesłach. Majka już nie bujała nerwowo nogą a jej ojciec nie tłamsił w rękach czapki, jak poprzednio.
- Chcieliśmy pani podziękować. - zaczął mężczyzna. - Z początku nie chciałem tu przyjść, bo nie myślałem, że pani coś pomoże. To młoda mnie tu przyciągnęła. - przyznał. - Powiedziała, że co mi szkodzi....

- I to był świetny pomysł - podchwyciła nastolatka. - To pani sprawiła, że teraz nam z tatą jest dobrze.
- A jest dobrze? - łagodnie zapytała Julia.
- Jest! - potwierdziła dziewczyna. - Co prawda nadal się ścieramy, czasem nawet głośno. - przyznała. - Ale mamy zawsze cel: dogadać się. Lepiej, gorzej, nie zawsze po myśli mojej czy taty, ale zawsze na czymś stajemy. Tak, jak nas pani uczyła: ja z czegoś ustąpię, tata trochę zmniejszy wymagania i jest okej.

A później popatrzyła na mężczyznę z ciepłem w oczach:
- Bo mamy tylko siebie. Tata powiedział mi w końcu o mamie. Jaka była. Tak naprawdę. A nie taka, jaką ją pamiętam jako dziecko.

Mężczyzna chyba się zawstydził, bo popatrzył w podłogę. Był silnym człowiekiem starej daty, nie umiał swobodnie rozmawiać o uczuciach i przyjmować ich dowodów:
- Majka ma rację. - potwierdził. - Teraz jest dobrze....

***
"Teraz jest dobrze..." - te słowa zatrzymała w pamięci, zdecydowana wracać do nich żeby się podnosić na duchu w trudnych chwilach albo cieszyć nimi ot, tak po prostu. Chyba każdy psycholog chciałby na zakończenie pracy z klientem (albo choćby jakiegoś przełomowego etapu) takie słowa usłyszeć. Żeby mieć potwierdzenie sensu podjętych działań.

Oczywiście obiecała Majce i jej ojcu, że w czasie wakacji będzie regularnie sprawdzać swoją szkolną pocztę, więc gdyby cokolwiek się działo, niech się kontaktują. Ale wyglądało na to, że oboje zaczęli chcieć się zrozumieć i będą robić wszystko, żeby tak było.

Mężczyzna już nie podnosił ręki na Majkę i częściej słuchał tego, o czym ona chce mu opowiedzieć. Nastolatka z kolei przestała kruszyć kopie o każdy element dorosłości. Sama zrozumiała, że część jej zachowań była podszyta chęcią sprzeciwienia się ojcu, a nie jej upodobaniami. Że chcąc wydawać się dorosła i samodzielna, uprawiała samowolę, nie licząc się z nikim dookoła. Dlatego przestała robić ciężki, gotycki makijaż a włosy ufarbowała jedynie na kocówkach, a nie całe. Tyle jej wystarczyło, żeby zamanifestować niezależność.

Gdy wychodziła ze znajomymi, nie furkała na ojcową prośbę (już nie żądanie) określenia, gdzie będzie i kiedy wróci. W zamian za to on pozwalał jej na częstsze i dłuższe wyjścia, nie tylko w weekend ale i w ciągu tygodnia.

Uzgodnili też, że dziewczyna w wakacje będzie ojcu pomagać w pracy i otrzyma za to wynagrodzenie, a w zamian on nie będzie jej przeszkadzał w przyszłości w aplikowaniu na studia. Wspólnie decydowali, co powinno się w domu zrobić, wspólnie liczyli dochody i wydatki, tak by zaspokoić codzienne życie oraz wykroić środki na przyjemności.

Julia nie wątpiła, że Majka i jej ojciec jeszcze nie raz zetrą się w mniej lub bardziej emocjonalnej sprzeczce. On miał silny charakter i chłopski upór, odziedziczony po przodkach, ona z kolei testowała swoją sukcesywnie nabywaną sprawczość prawie dorosłej kobiety.

Ale teraz chcieli się porozumieć. A to było więcej warte niż najlepsza zgodność charakterów.

***
Napisała ostatnie opinie, zapisała w odpowiednich katalogach i wysłała mailem tam, gdzie na nie czekano. Po raz ostatni w tym roku szkolnym zamknęła komputer i gabinet i oddała klucze na portiernię. Wróci tu w ostatnich dniach sierpnia. Akurat na czas pierwszej rady pedagogicznej, rozmów o "starych" i nowych uczniach i oczekiwania na niecierpliwych młodych klientów.

Przed nią półtora miesiąca odpoczynku w stolicy, pod opiekuńczymi skrzydłami Marty i Darii. Chciała wynająć jakieś mieszkanko, ale dziewczyny ją zakrzyczały. I siebie wzajemnie również:
- To oczywiste, że zamieszkasz u mnie! - oświadczyła Marta.
- U mnie, mam więcej miejsca, dom z ogrodem i spokojne miejsce na piętrze, gdzie Adi nie będzie ci przeszkadzać. - skontrowała Daria.
- Ale ty mieszkasz w Konstancinie, Kleo trudno będzie dojeżdżać do centrum. Ja mam mieszkanie na Ursynowie, łatwo się przemieszczać metrem. A też mam duże... - tłumaczyła Marta.

Julii było miło, że dziewczyny tak o nią dbają. Krakowskim targiem ustaliła, że najpierw zatrzyma się u Marty a później, w razie potrzeby, będzie bywała u Darii.
- Szczególnie, Daria, że na poczatku i tak będziesz częściej bywać w centrum, niż my w twoim Konstancinie. - trzeźwo oceniła Marta:
- Musimy cię wyelegantować na ślub, kupić suknię, dodatki, próbne czesanie i makijaż, znaleźć miejsce na wieczór panieński.... - wyliczała. - Przecież Ty jeszcze nic nie masz... 

Daria roześmiała się, lekko skonfundowana:
- No nie, babki, nie wygłupiajcie się.... Jestem mężatką od dziesięciu lat, mam córkę prawie nastolatkę....
- Nie wygłupiamy, tylko obiecujemy. - zawtórowała jej Marta:
- Oddałaś pomysł w nasze ręce, więc teraz nie protestuj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro