Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

- No i jaki jest? - dopytywała Marta, jak zwykle bezpośrednio i jednocześnie z troską maskowaną uśmiechem. - Nie naprzykrza ci się? Bo wiesz.... - wydęła usta.
Nie musiała dopowiadać, obiecywać, grozić nieobecnemu psychologowi. Rozumiały się bez słów.

Julia wzruszyła się. Marta w przeszłości zawdzięczała Arielowi bardzo dużo: pewność siebie, poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że zawsze mogła na niego liczyć. A możliwe, że nawet życie. Kiedyś była mu za to bezgranicznie oddana. Fakt, że z powodu krzywdy przyjaciółki zwróciła się przeciwko dawnemu guru, dużo dla Julii znaczył.

- Jest okej. - rzuciła lekko, ukrywając niepokój, który w niej tkwił. Nie chciała martwić przyjaciółki. - Ciągle gdzieś się kręci, wszędzie dookoła go widzę. Ale to normalne, w końcu jego uczelnia współorganizuje ten kongres. A Ariel jest w niego mocno zaangażowany.  Nie naprzykrza się zbytnio a nawet pomógł mi z tym jutrzejszym wystąpieniem. Podsunął mi kilka pomysłów, wyniki badań, raporty....

Ujęła kieliszek i upiła niewielki łyk napoju.

- A jak.... - urwała Marta. Obserwowała przyjaciółkę, gotowa bez wahania przyjść jej z pomocą:
- Dość już skomplikował ci życie. Radek ma prawników, jakby coś, daj znać. Pomożemy. - oświadczyła.

Julia uśmiechnęła się uspokajająco:
- Naprawdę jest okej. Dzięki, stara, za wsparcie. Ale wiesz, pewne bitwy trzeba stoczyć samemu.

- Wiem. - westchnęła Marta i przyciągnęła przyjaciółkę bliżej. Objęła ją starając się, żeby Julia poczuła siłę, z którą była gotowa przy niej stanąć.

- Lepiej powiedz, jak ten twój scenariusz. - przypomniała Julia.

Rozsiadły się wygodniej, ujęły kieliszki z prosecco i Marta zaczęła opowiadać. Julia patrzyła na nią z zachwytem: z prowincjonalnej szarej myszki, przepraszającej za to że żyje, wyrosła pewna siebie, zdecydowana, energiczna kobieta szołbiznesu. Prowadziła (a raczej nadzorowała prowadzenie) social media Radka, współpracowała z jego agentką, miała ważny głos doradczy w podejmowaniu decyzji odnośnie aktywności, które aktor zamierzał przyjmować lub nie. Ostatnio zaczęła pisać scenariusze do wybranych odcinków seriali a teraz pracowała nad scenariuszem do pełnometrażowego filmu na zlecenie jednej ze stacji telewizyjnych.

Ubierała się kolorowo, bawiąc się modą i jej trendami, a fryzura i makijaż oddawały jej artystycznego ducha. Ale w środku nadal była tą słodką, dobrą dziewczyną sprzed lat.

"Marta dobrze wykorzystała szansę, która się przed nią pojawiła. - pomyślała Julia. - Zresztą podobnie jak Daria."

Nieobecna dziś  przyjaciółka, trzecia muszkieterka, z kolei ubierała się w sposób bardziej stonowany, jak na żonę wziętego prawnika przystało. Dbała o wizerunek swój i rodziny, starając się być dobrą żoną, matką i menadżerem domowego ogniska. Angażowała się w akcje charytatywne i szkolne sprawy córki, chętnie bywała z Tomkiem na przyjęciach i różnych branżowych galach, wspierała męża i udzielała się w jego kancelarii adwokackiej, jeśli była taka potrzeba.

Daria, po burzliwych nastoletnich doświadczeniach, teraz cieszyła się spokojnym, udanym życiem, kochającą córką i wciąż zapatrzonym w nią mężem. Ale tylko dlatego, że tego właśnie chciała. Tomek niczego jej nie nakazywał ani nie zabraniał. Wręcz przeciwnie, gdyby Daria powiedziała tylko słowo,  że pragnie czegoś innego, bez wahania poparłby jej każdą decyzję.

Chyba obie siedzące w klubie kobiety pozwoliły myślom pobiec w tym samym kierunku, bo Marta roześmiała się:

- Ależ ten Tomek wymyślił. Drugi ślub, tym razem tak bajkowy, jak kiedyś Daria chciała. Znów mamy robić za jej druhny, świadkowe czy jak zwał tak zwał. I to jeszcze w te wakacje. To chyba najpiękniejszy prezent na dziesiątą rocznicę pierwszego ślubu, jaki Daria mogłaby sobie zażyczyć.

- A tobie nadal się nie spieszy? - badała Julia. Przyjaciółka  jeszcze niedawno wspominała o szykowaniu własnej uroczystości, ale temat jakoś zamarł i ostatnio Marta go nie poruszała.

- Nie. Dobrze jest, jak jest. - oświadczyła lekko zagadnięta. - Kocham Radka a on mnie i nic tego nie zmieni. Z tym, że jednak wezmę ten ślub. - westchnęła:

 - To nie była żadna wymówka. - dodała, patrząc na nieco podejrzliwą minę Julii. - Radek wierci mi dziurę w brzuchu, że najbliższa przyjaciółka bierze już drugi ślub, a ja ani jednego. No i będziemy chcieli nie za długo postarać się o dzieci. A lepiej jest, jak rodzice są małżeństwem niż żyją w wolnym związku.Szczególnie, jak dziecko ma już kilka lat i rozumie pewne rzeczy.

Julia otworzyła oczy szeroko. Takiej bomby się nie spodziewała. Marta dotąd nigdy.....

- No tak. - przyjaciółka prawidłowo zinterpretowała jej reakcję:
- Radek ma stabilną sytuację zawodową, gdyby chciał, to mógłby grać na okrągło, a ja mam wolny zawód, zbliżam się do trzydziestki, więc czas najwyższy pomyśleć o dzieciach.

Roześmiała się i popatrzyła figlarnie na Julię:
- Zaczniemy się starać dwa dni po ślubie Darii. Żeby jeszcze się w spokoju pobawić i żeby alkohol z nas zdążył wyparować. A potem... a potem zobaczymy, jak szybko się uda..... I już nie będę bezdzietną lambadziarą.... - znów się roześmiała i trąciła kieliszkiem naczynko trzymane przez Julię:

- Dawaj, Kleo! Korzystaj z okazji, żeby się ze mną napić! Bo za dwa miesiące już pewnie nie będziemy mogły.....

***

Wracała do hotelu nad ranem, taksówką, wybawiona za wszystkie czasy i sakramencko zmęczona. Spotkanie z Martą świetnie jej zrobiło. W pokoju szybko się rozebrała, mało wiele przemyła twarz i zęby i nastawiła budzik. Z myślą: "Mam trzy godziny snu" padła na łóżko, naciągnęła kołdrę na nos i odpłynęła w objęcia Morfeusza. Nie zdążyła spojrzeć na wyświetlacz baterii...

***

Obudziło ją silne walenie do drzwi. I zaniepokojone męskie wołanie:
- Kleo, otwórz!

Wyskoczyła z łóżka i podbiegła do drzwi. Otworzyła. Na korytarzu stał Ariel, spięty i w silnych emocjach. Na jej widok odetchnął:
- Kleo, do cholery! Co się stało?!

Zrobił krok w jej kierunku, więc jeszcze zaspana automatycznie odsunęła się od drzwi. Wszedł za nią:
- Co się stało? - powtórzył, już spokojniej.

- Z czym? - dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest tylko w bieliźnie. Po powrocie ze spotkania z Martą nie była w stanie przebrać się w piżamę. Chwyciła więc szlafrok z szafy i przyodziała się, świadoma, że mężczyzna zdążył zauważyć jej negliż.

- Już południe. Nie było cię na śniadaniu ani na porannym bloku zajęć. - wyjaśnił spokojnie:
- Niepokoiłem się. - dodał miękko i popatrzył troskliwie:
- Nie odbierałaś telefonów, nie odpisywałaś na smsy... Kamera zarejestrowała twoje wejście do pokoju o czwartej i nic więcej.....

- Sprawdzałeś mnie na monitoringu?! - tego już za wiele. Pokręciła głową, odsunęła się jeszcze o krok i założyła ręce na biodrach:
- Nic się nie zmieniłeś, Ariel..... - dodała z goryczą. - Ciągle masz to samo obsesyjne poczucie konieczności kontroli. Ale to się leczy, wiesz? - dodała ironicznie.

- Martwiłem się. - wzruszył ramionami. - Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje.....

- I nie musiałeś wiedzieć! - podniosła głos. - Nie jestem twoją własnością! Żoną, kochanką ani dzieckiem! Tylko dorosłą, samodzielną osobą! Wróciłam późno, zaspałam. Nie słyszałam budzika! A poza tym, wcale nie musiałam iść na zajęcia! Konferencja nie jest obowiązkowa!

- Ale twój udział w ostatnim bloku już tak. - wszedł jej w słowo, ciesząc się, że może użyć tego argumentu. - Jesteś panelistką, gdyby coś się stało, wypadałoby, żebyś odwołała wcześniej swoje wystąpienie.

Przyznała mu rację. Poczuła się skarcona jak dziecko. Co takiego w nim jest, że działa na nią tak, jak dziesięć lat temu? Tym jednym zdaniem cofnął ją z pozycji dorosłej kobiety do nastolatki.

- Ale kamera...? - próbowała się bronić.
"Naprawdę się martwił." - uświadomiła sobie, widząc nadal ściągnięte rysy jego twarzy i ulgę w oczach.

Mężczyzna westchnął i wzruszył ramionami:
- Nie będę udawał, Kleo... Znaczy: Julio. - poprawił się:
- Nie jesteś mi obojętna i nigdy nie będziesz. Zaniepokoiłem się twoją nieobecnością. Wiedziałem, ile radości sprawił ci udział w tej konferencji. Z własnej woli nie opuściłabyś dzisiejszych warsztatów. Dlatego myślałem, że coś się stało.

Wydawało jej się, że mówił szczerze. Tak po prostu. Jak nie on. Zrobiło jej się głupio. Spuściła głowę:
- Przepraszam, Ariel.... - bąknęła. 

Ale za moment spojrzała na niego z ogniem w oczach:

- Do diabła, że też znów dałam ci się wciągnąć w te gierki! Niczego ci nie jestem winna! Panelistów będzie ośmioro, a każdy pewnie będzie chciał zabrać głos! Prawdopodobnie nawet nie zdążę dopchać się do mikrofonu i niczego powiedzieć! Każdego z nich sprawdzasz monitoringiem? Jeśli tak, to naprawdę powinieneś iść się leczyć! Ty serio masz jakąś obsesję na punkcie kontroli!

Pochyliła się konfrontacyjnie w jego stronę:
- A teraz wyjdź, bo muszę się przygotować do obiadu! I informuję cię, że na tę chwilę zamierzam pojawić się na panelu! Choć za moment mogę zmienić zdanie!

Założyła ręce na piersi i stała bez słowa. Mężczyzna patrzył na nią, a na jego twarzy grały i walczyły o prymat różnorodne emocje.
- Czekam, Ariel. - ponagliła go cicho, aczkolwiek zdecydowanie.
- Przepraszam, Kl... Julia. - odezwał się. - Mam nadzieję, że wszystko się dziś uda.

Pokręciła głową, zdegustowana całą tą sytuacją:
- Szczerze, w tej chwili odechciało mi się występować w panelu. - wyznała. - Proszę cię, daj mi spokój. Nie szukaj mnie, nie kontroluj, nie sprawdzaj. Jeśli pojawię się na sali na kwadrans przed rozpoczęciem panelu, będziesz wiedział, że wezmę udział. Jeśli nie, oprócz mnie będzie siedem innych osób. Plus moderator. Poradzą sobie bez mnie.

- Kl... Julia.... - próbował ratować sytuację. Wyciągnął do niej rękę, ale zignorowała ją. Nadal czekała w bezruchu.

Po wyjściu Ariela spojrzała na wyświetlacz telefonu. Tak jak się domyśliła, padł. Dlatego nie zadzwonił budzik ani żadne z powiadomień o połączeniu czy przychodzącym smsie.
Włączyła aparat. Ariel nie kłamał: sześć informacji o nieodebranych rozmowach i tyle samo smsów, począwszy od godziny rozpoczęcia dzisiejszego programu konferencji.

"Martwił się." - pomyślała, czując, jak miłe ciepło rozlewa się gdzieś w środku. Od dawna nikt się o nią nie martwił. O nią samą, nie o to, czy będzie w pracy i otworzy gabinet. Od lat dawała sobie radę sama i była z tego zadowolona. Ale przyjemnie było pomyśleć, że komuś na niej zależy. Że ktoś się zaniepokoił i postanowił sprawdzić, czy u niej wszystko w porządku. 

Inaczej teraz spojrzała na poczynania Ariela.

***
Zgodnie z umową, czekał w sali. Miał moderować tę część konferencji. Paneliści powoli się zbierali. Chciał zadzwonić do Kleo.... Julii - poprawił się. - i upewnić się, że będzie. Że nie uciekła. Kusiło go, żeby sprawdzić monitoring sprzed jej pokoju albo chociażby zapytać w recepcji, czy się nie wymeldowała.
To były ostatnie zajęcia, sporo osób już wyjechało. Ona przecież też mogła, prawda? Zrobić unik, jak ostatnio? Zniknąć bez słowa?

I w tym momencie weszła. Jak zwykle ubrana w spodnie i marynarkę, z wysoko upiętymi włosami, z teczką papierową w ręku. Wcielenie profesjonalizmu. Omiotła wzrokiem zebranych, panelistów i uczestników i uśmiechnęła się od nich, jemu rzuciła wyzywające spojrzenie i zasiadła na krańcu kanapy.

Jedynie rozchyliła szerzej oczy, gdy uświadomiła sobie, że - wbrew temu, co widniało w programie kongresu - to Ariel będzie moderatorem dyskusji. Ale lekko wzruszyła ramionami. Bywał nieprzewidywalny i w zasadzie wszystkiego mogła się po nim spodziewać.

- Witam wszystkich państwa po przerwie, w ostatniej części naszego kongresu. Przed nami dyskusja panelowa na temat "Psycholog szkolny. Zawód czy powołanie ?" Nasi dyskutanci to praktycy, wykonujący na codzień tę trudną i wymagającą funkcję.

Znów słuchała jego słów z zachwytem. Ariel potrafił pobudzić wszystkich, nawet tych najbardziej znudzonych. Wprowadził słuchaczy w świat szkolnej psychologii, podał założenia rządowego programu zaopatrzenia każdego przedszkola i szkoły w specjalistę, przytoczył liczby, opowiedział o doświadczeniach ostatniego roku funkcjonowania programu i zapoznał odbiorców z własnymi doświadczeniami, jako superwizora jednej ze szkół.

"Na szczęście nie podał, której" - pomyślała z ulgą. Nie chciała, żeby okazało się publicznie, że są związani relacją mistrz - uczeń. Bo często tak postrzegana jest relacja superwizor - superwizantka.

Mówcy panelowi, tacy sami szkolni psycholodzy jak i ona, po kolei zabierali głos, a Ariel dbał, aby dyskusja toczyła się wartko i bez przestojów. Troszczył się, aby każdy z uczestników rozmowy mógł się wypowiedzieć. Często też oddawał mikrofon Julii, wiedząc, że kobieta ma przygotowanych sporo ciekawych argumentów, danych teoretycznych i praktycznych doświadczeń.

Pierwsze kwestie wypowiadała z pewną nieśmiałością, ale z każdym zdaniem jej pewność siebie rosła. Ludzie jej słuchali. I była wdzięczna Arielowi, że umożliwił jej to. Włożyła  w przygotowania sporo czasu i wysiłku i chciała, żeby jej tezy wybrzmiały w dyskusji.

- Dziękuję naszym panelistom za ciekawą i pouczającą rozmowę. Z pewnością każda kwestia tu poruszona jest warta zapamiętania. - po półtorej godziny Ariel zakończył tę część konferencji.

Jeszcze tylko ostatnie podsumowania, podziękowania i kongres został zamknięty. Julia westchnęła z ulgą. Wcześniej podejrzewała, a teraz wiedziała na pewno, że nie lubi publicznych wystąpień.

Ale cieszyła się z możliwości udziału w tym przedsięwzięciu. Kolejne interesujące doświadczenie wzbogaciło jej życie. Zawsze wychodziła z założenia, że wielu rzeczy trzeba spróbować: żeby wiedzieć, czy warto je w przyszłości powtarzać, czy trzymać się od nich z daleka.

W takich imprezach, jak zakończony kongres, chętnie będzie brała udział. Za to zabierać publicznie głos - niekoniecznie.

***
- Wracasz od razu do Żelazowa? - zapytał Ariel, gdy spotkali się przy kolacji. Pakiet VIP zawierał możliwość przedłużenia pobytu o jeszcze jeden nocleg - tak, żeby uczestnicy mogli być do końca konferencji i wyjechać dopiero rano.

- Nie, dziś jeszcze spotykam się z dziewczynami. Idziemy do kina. - oświadczyła Julia. - Bilet na pociąg mam na jutro przed południem.
- To może wpadłabyś do naszego mieszkania? - zaproponował. - Są tam twoje rzeczy. Może chciałabyś je przejrzeć? Coś zabrać?

Popatrzyła na niego zdumiona:
- Minęło sześć lat. Nadal masz moje rzeczy? Nie wyrzuciłeś ich?
Pokręcił głową. Twarz mu złagodniała a w oczach zobaczyła czułość:
- Nie. Zawsze miałem nadzieję, że wrócisz. Wszystko jest tak, jak zostawiłaś.

Milczała. Nie miała pojęcia, jak to skomentować. Nie spodziewała się. Zresztą, jeśli miała być szczera, nie myślała o tym, co Ariel zrobił z jej rzeczami. Z tymi wszystkimi sukienkami, butami, seksowną bielizną. Odchodząc, całkiem świadomie zostawiła je za sobą. Tak, jak tamto życie.

- To co, wpadniesz? Możemy teraz pojechać. - kusił.
Pokręciła powoli głową:
- Nie jestem gotowa. Tamto.... - westchnęła i urwała na moment, a później uśmiechnęła się wymijająco:
- Nie, dzięki, Ariel. Jestem umówiona z Martą i Darią. Idziemy zobaczyć nowy film Radka. A jutro przed południem mam pociąg, nie zdążę zrobić więcej.

- Mieszkanie jest blisko. - kusił. - Sama wiesz.
- Owszem. - przyznała. - Ale nie zdążę. - zabrzmiało łagodnie, acz zdecydowanie.
Nie chciała mu tłumaczyć, że nie czuje się na siłach. Że nie chce spotkać ducha tamtej młodej dziewczyny, którą niegdyś była:
- Niczego stamtąd nie potrzebuję. Jeśli chcesz, możesz wszystko wyrzucić, sprzedać albo oddać komuś.

Spojrzała na zegarek i dodała z przepraszającym uśmiechem:
- Muszę się zbierać, Ariel. Film sam się nie obejrzy.

***
Film był niezły a Radek świetny. Musiała przyznać, że mężczyzna ma talent i naprawdę niezłe umiejętności aktorskie. Przez lata oglądała wszystkie jego kreacje, nie tylko z szacunku i przyjaźni z nimi obojgiem, ale również ze zwykłej przyjemności:
- Że my go oglądamy w kinie, to rozumiem. - skomentowała żartobliwie po wyjściu. - Ale ty, Marta? Nie masz dość Radka w domu? Jeszcze musisz go oglądać na dużym ekranie?

- Nie muszę, ale chcę. - przyjaciółka się uśmiechnęła. - Widziałam go już na premierze, ale z wami to zupełnie inna przyjemność. Oglądając teraz nie miałam wrażenia, że to mój facet, ten sam, który budzi się co rano obok mnie z rozczochraną fryzurą. Albo szeroko ziewając idzie do kuchni, żeby uruchomić ekspres do kawy. Na ekranie kinowym to po prostu przystojny gość. Fajnie jest tak na niego popatrzeć, pozachwycać się jego urodą i talentem.

- Radek im starszy, tym lepiej wygląda na ekranie. - dodała Daria:
- To co, dziewczyny, idziemy do knajpy? Tomek wreszcie przyjechał i robi za babysitterkę a ja mam wychodne. - zażartowała.

Po którymś następnym drinku i kolejnej opowieści Julii wyrwało się szczerze i z nutką zazdrości:
- Baby, ale wam to się udało z tymi facetami. Też tak chcę. Tylko gdzie znaleźć takiego jak Tomek czy Radek?

Nie widziała, jak ponad jej głową dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro