Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.

- No jak to tak? - zdziwiła się Kleo. - Przecież to Marta miała wychodzić za mąż..... Takie jesteście przyjaciółki? Że nic nie wiem? - wytknęła żartobliwie.

Cieszyła się z odnowienia tej relacji. Przez ostatnie lata nie dopuszczała do siebie świadomości, jak bardzo brakuje jej dawnej swobody, zaufania, pewności, że zostanie zrozumiana i zaakceptowana bez grama krytyki. A jeśli owa krytyka się pojawi, to może będzie wyartykułowana niekoniecznie w sposób dyplomatyczny, ale na pewno uzasadniona i padnie z ust osób, którym na niej zależy. I którym ona może zaufać.

Siedziały w hotelowym apartamencie, bo taki właśnie dostała zamiast zwykłego pokoju, gdy meldowała się jako panelistka na kongresie. Zdziwiła się podczas rejestracji; a jeszcze bardziej, gdy otworzyła drzwi i zobaczyła spory salonik, z którego można było przejść do równie dużej sypialni.

Czekał na nią powitalny prezent w postaci nie tylko pełnych materiałów konferencyjnych, ale przede wszystkim duży wybór napoi, owoców, słodyczy i przekąsek.

"Przekąsek! - pomyślała rozbawiona. - Można z nich zmontować kolację dla kilku osób."

Przydały się, gdy odwiedziły ją dziewczyny. A zrobiły to zaraz, gdy tylko dała znać, że jest już wolna.

- No to już wiesz. - sapnęła zadowolona Daria.

Okupowały sypialnię, rozkładając się na szerokim, wygodnym, dwuosobowym ("w zasadzie wieloosobowym, patrząc na jego szerokość i długość" - stwierdziła Marta) łóżku.

Daria siedziała oparta o wezgłowie, Marta na środku a Kleo leżała na brzuchu, majtając nogami jak kiedyś, gdy była nastolatką. Marta patrzyła na nią przez chwilę, a później położyła się obok niej:
- Naprawdę na tym łożu można robić orgie. - skomentowała.

- Ta, orgie. Na tej kapie w spokojnej i przyjemnej szaro-błękitnej tonacji? - roześmiała się Kleo. - Jakby była taka wiesz, czerwona, czarna, złota, budząca zmysły, to może i owszem.....

Mimowolnie wróciła pamięcią do przeszłości. Przy Arielu widywała takie wnętrza, wręcz ociekające oczekiwaniami. Spotykała się z atmosferą podniecenia i pragnienia seksu, od normalnie przyjętego do przejawów perwersji więcej razy, niż potrafiła zliczyć.

- Ładnie tu masz. - wydawało się, że Daria czyta jej w myślach:
- Organizatorzy postarali się. W takich warunkach aż miło uczestniczyć w konferencji. A ty, kiedy występujesz?

- Trzeciego dnia pod koniec. - odparła Kleo. - Wtedy będzie ten mój panel. No wiesz, psycholodzy szkolni to taka grupa bardzo niedoceniana. Tacy chłopcy do bicia. Obrywający za wszystko. No to dali ten panel na końcu kongresu, dla tych, co im się nie spieszy do domu.Nie spodziewam się na nim tłumów. - dodała.

- A szkoda. - stwierdziła Daria. - Moja Adi mówi, że psycholożka w szkole jest niezbędna. Tyle złego się dzieje z dzieciakami, że drzwi gabinetu psychologa się nie zamykają.

- Ty mi tu nie zamydlaj oczu Adi i szkolną psycholożką, tylko mów, o co chodzi z tym ślubem! - zażądała Kleo. - To Marta miała wychodzić za mąż. Nie ty!

Daria zarumieniła się i żeby zyskać na czasie, sięgnęła po butelkę prosseco:
- Dajcie kieliszki.
Kiedy napełniła już szklane naczynka i oddała je przyjaciółkom, wyznała:
- Tomek mnie namówił. Chce uświetnić naszą dziesiątą rocznicę ślubu. I wziąć kościelny. Taki jak zawsze mi się marzył: wśród natury, nad brzegiem morza, żeby słychać było szum fal i drzew....

- Pamiętam... - Kleo szepnęła w rozmarzeniu. - To miał być ten twój bajkowy ślub. Ale nie byłaś gotowa....

Umilkły na moment, wspominając wydarzenia i towarzyszące im emocje sprzed dekady. Dużo się wtedy działo dobrych i złych rzeczy, emocjonujących i często przekraczających ich świeżą dorosłość.

-No... A teraz...chyba jestem. - mówiła Daria w zamyśleniu. Złożyła palce dłoni i przytknęła je do czoła, jakby miało to jej pomóc w namyśle:

- Tomek uważa.... A w zasadzie ja też.... - dodała z uśmiechem. - ... że należy nam się ten uroczysty ślub. Że dziesięć lat razem uprawnia nas do powiedzenia sobie wzajemnie "przyrzekam ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci".

Jej głos złagodniał i pojawiły się w nim ciepłe nuty. Tak samo wygładziła się jej twarz a w oczach, gdy popatrzyła na przyjaciółki, zabłysła radość.

- Mój Boże, Daria, jak ty teraz pięknie wyglądasz! - zachwyciła się Kleo. - To prawda, że miłość uskrzydla i dodaje uroku. - dodała po chwili.

Cieszyła się szczęściem przyjaciółki. Daria spotkała tego właściwego człowieka jeszcze w szkole i trochę z konieczności (nieplanowana ciąża) a trochę....
"...a w zasadzie dużo" - poprawiła się w myślach.
Więc dużo z powodu obopólnej sympatii i innych dobrych uczuć związała się z nim w trakcie skromnej, cichej ceremonii w USC.
Po dziesięciu latach dobrego bycia razem mogła wreszcie przyznać, że jej obawy co do trwałości tego małżeństwa i w ogóle sensu bycia razem nie sprawdziły się.

Kleo kibicowała jej szczerze, ale czasem lekka zazdrość chwytała ją za serce. Daria i Marta znalazły swoje szczęście i od dziesięciu lat miały przy boku kogoś bliskiego, komu mogły ufać i kto je wspierał. Ona nie.

Najwcześniejsze lata, gdy młoda dziewczyna może pragnąć pierwszej miłości, były dla niej naznaczone Arielem. Czas, gdy testuje się niewprawne jeszcze związki, uczy się bycia z kimś, ustala wspólnie granice, dla niej miał wygląd całkowitego podporządkowania się dorosłemu i charyzmatycznemu mężczyźnie, doświadczeniem przerastającym ją o wiele poziomów. Który żądał uległości i wymagał posłuchu.

Nie dla niej były spacery po miasteczku z chłopakiem za rękę, dzielona paka popcornu w kinie, pierwsze niezdarne wspólne doświadczenia w byciu razem.

Musiała szybko dorosnąć, nauczyć się lubić.... a przynajmniej akceptować to, co ją spotykało z jego rąk, przyjąć do wiadomości, że jest petite amie trzymaną w tajemnicy.
Nie mogła wziąć Ariela z sobą na spotkanie rodzinne, koleżeńską imprezę, towarzyszyć mu na uroczystych galach jako żona czy choćby oficjalna partnerka.

Tak naprawdę, nawet nie mieszkała z nim razem. Mieszkała u niego, na piętrze, podczas gdy życie Ariela koncentrowało się na parterze. Bywało że nocowała w jego sypialni. Ale mężczyzna wolał odwiedzać ją na górze; tam kochać, uprawiać seks i seanse sado- maso, a później wracać do swojego życia na parterze.

Owszem, często bywała na dole: w jego sypialni, gdy sobie życzył, wspólne posiłki były w jadalni, odpoczywali w salonie, prowadził ją do gabinetu, gdy zamierzał dać jej jakąś reprymendę. Ale tak właśnie postrzegała ich dawne życie: sypialnia Ariela nigdy nie została ich sypialnią, gabinet był jego, nawet do łazienki wolała chodzić na górę.

Ariel szczodry był, oddał jej do dyspozycji kilka pokoi na piętrze z mini aneksem kuchennym i łazienką. Zamykał jedynie to pomieszczenie, w której uprawiali sado - maso. Przed panią sprzątającą i przed nią. Mogła do niego wchodzić tylko z nim i na jego zaproszenie.

Jakże inaczej to wyglądało u Darii i Marty! One żyły razem ze swoimi partnerami: sypialnia, łazienka (nawet dwie czy trzy), gabinet, wszystko było wspólne.

Co prawda, w miarę jak dorabiali się większych metraży, każde z nich miało swój rewir: gabinet, garderobę ze swoimi rzeczami, czasem drugą łazienkę. Ale tylko dla wygody; nie z zakazem wstępu dla żony czy partnerki, męża czy partnera.

Nagle zdjął ją tak silny smutek, że wyprostowała się, popatrzyła na dziewczyny i zaczęła:

- Nienawidzę go! Zmarnował mi życie! Nie gniewaj się Daria, cieszę się twoim szczęściem. I twoim, Marta - uśmiechnęła się do obu przyjaciółek. - Jestem dumna, że mogę wam asystować w przygotowaniach do tych uroczystości. Ale zazdroszczę wam jak nie wiem, co....

Zobaczywszy, że uśmiechy znikają z twarzy obu kobiet, dodała szybko:

- To nie do was.... to do niego mam pretensję i żal! Gdyby nie on, może teraz też miałabym męża albo chłopaka, z którym mogłabym przyjść na wasze śluby, na wspólne spotkania, byłabym szczęśliwa i kochana.

I dokończyła z pasją:

- Ariel zrobił mi krzywdę! Tym, że był, że sięgnął po mnie, że zrobił ze mnie taką młodocianą kochankę. Możnaby mi zarzucić, że sama tego chciałam....

Głos jej się załamał, usta zadrżały a po twarzy spłynęły łzy. Marta objęła ją ramieniem i przytuliła:

- Nie ty tego chciałaś, tylko on! Ty byłaś za młoda, żeby tak naprawdę chcieć! Bardzo dobrze, Kleo! Walcz z nim! Z jego wyidealizowanym obrazem, który masz w duszy. Miej mu za złe, bądź wściekła, mów głośno, że on cię skrzywdził!

- I nas też. - dodała Daria. - Przez ten wasz... romans... - zająknęła się, próbując znaleźć adekwatne określenie. - popsuł stosunki pomiędzy nami trzema! Bo nie mogłaś być z nami szczera a ...

Westchnęła i dokończyła już spokojniej:

- A my z tobą też nie. - przyznała. - I to, że odsunęłaś się od nas na kilka lat, a my na to pozwoliłyśmy, to też wina Ariela! To on był dorosły, doświadczony, mądry. Profesor! - prawie wypluła te słowa. - I owszem, za to, jak nam wszystkim pomógł, nie wypłaciłybyśmy się finansowo ani moralnie do końca życia. Ale już nie musimy! Odebrał sobie tę zapłatę, wprowadzając klin pomiędzy nami trzema.

Podała rękę Kleo, którą ta uścisnęła. Mocno. I uśmiechnęły się do siebie: jedna przez łzy, druga hamując wściekłość, trzecia radośnie i z nadzieją.

***

Przyjechała! - pomyślał, przyjmując informację od osoby odpowiedzialnej za organizację kongresu. Mało go obchodziło, że jego zainteresowanie przyjazdem jednej z uczestniczek może wzbudzić plotki. Choć nie powinno. Specjalnie oddał na te dwa tygodnie jedną z sekretarek z kliniki, żeby pomagała w organizacji imprezy. I pilnowała jego spraw.

Dlatego Kleo ... wróć, Julia.... - poprawił się. - ... dostała apartament. Chciał, żeby miała wygodne warunki pobytu, pozwalające na niekrępujące przyjmowanie gości.

"Gościa. Jednego." - sprostował w myślach. Bo zamierzał ją odwiedzić. Przynajmniej raz. Snuł dookoła niej niewidoczną sieć zależności i wzajemności; ona jeszcze jej nie dostrzegała, choć już nieświadomie w nią wchodziła. I dobrze, na razie nie miała jej dostrzec. Żeby się nie spłoszyć.

Najchętniej zaproponowałby, żeby wróciła do domu. Po co pomieszkiwać po hotelach, jeśli ma do dyspozycji cały dwustuczterdziestometrowy apartament? I jego w pakiecie?

Ale nie zgodziłaby się. Nie w tej chwili i nie z tym nastawieniem. Najpierw musiał ją obłaskawić, przypomnieć, ile dobrego z nim przeżyła, złagodzić to, co pamięta jako nieprzyjemne.

"Powoli, stopniowo. - pomyślał. - Julia musi mieć czas, żeby ponownie się do mnie przekonać."

Trzy dni kongresu, z całą otoczką bankietowo - spotkaniową, prywatną i uroczystą, z pewnością pozwoli mu przełamać ponowne lody, które kobieta postawiła pomiędzy nimi. To nie było łatwe zadanie. Ale wierzył, że się uda. Wszak nie był jej obojętny, to już wiedział. Reagowała na niego tak silnie, jak kiedyś. A może jeszcze silniej? Z tym, że niegdyś te emocje były skierowane ku niemu. Teraz duża ich część miała zupełnie inny wektor i trochę potrwa, zanim on to zmieni.

Szczególnie, że Julia nie mogła być tego świadoma, aż nie zrobi się za późno. Aż będzie musiała sama przyznać, że znów jest mu oddana. Zamiast Blitskriegu musiał się więc przygotować na długotrwałe oblężenie i dokonywać stopniowych, drobnych lecz bezustannych podbojów.

Pierwszym pretekstem miało być powitanie jej w imieniu organizatorów kongresu. Ale wycofał się, dowiedziawszy się, że Julia przyjmuje gości. Nawet obejrzał film z kamery zamontowanej na jej piętrze. Był ciekaw, czy to "gość" rodzaju męskiego.

Od razu poznał swoje dawne podopieczne, które nie kryjąc radości kierowały się do apartamentu Julii. Zirytował się lekko. Ale pomyślał, że jeszcze nic straconego. Program przewidywał uroczystą kolację rozpoczynający kongres. Więc Julia powinna pojawić się za kilka godzin na dole w sali bankietowej.

"Poczekam. - pomyślał. - Z pewnością nie ośmieli się nie przyjść. W końcu to świetna okazja do nawiązania kontaktów. Młodej psycholożce, z niewielkim stażem, z pewnością się przyda".

Sam też miał tu wynajęty apartament, piętro wyżej niż Kleo. Brał pod uwagę, że po uroczystych kolacjach nie będzie mu się chciało wracać do pustego mieszkania.

"Co innego, gdyby Kleo ...." - pomyslał z lubością.

Trudno było mu myśleć o niej jak o Julii w kontekście przeszłości. Dla niego to była Kleo i koniec! Julią może sobie być teraz. Przez chwilę. Zanim on znowu nią nie zawładnie.

***

- W tym chcesz iść na uroczystą kolację? - Daria wzniosła oczy ku niebu a Marta gwizdnęła. Z dezaprobatą. Właśnie przejrzały walizkę Kleo i zatrzęsło je z oburzenia. Wszystkie według niej w  miarę eleganckie ciuchy to były spodnie, bluzki, marynarki. Sukienkę wzięła jedną: taką zwykłą, codzienną, dobrą do biura czy właśnie na zajęcia konferencyjne.

- W ogóle nie chcę iść. - mruknęła ta trzecia. - Wolę spędzić ten wieczór z wami.

- Nie wygłupiaj się! To twój czas! Na nawiązanie kontaktów, na nowe znajomości! Masz poznawać ludzi...

- Szczególnie mężczyzn! Gdzie masz zamiar poznać kogoś sensownego? W tej twojej mieścinie?

- Nikogo nie szukam i nie chcę poznawać. - Kleo dzielnie odpierała ataki przyjaciółek, ale one wydawały się głuche na jej protesty.

Obie dziewczyny, nie bacząc na jej uwagi, w ekspresowym tempie zorganizowały przywiezienie kreacji z własnych szaf. Nie tylko sukienek, ale również butów i torebek. I teraz dyrygowały Kleo, każąc jej zakładać po kolei suknie wieczorowe, koktajlowe, dzienne.

- Dobrze, że zaproszenie nie obowiązuje dla osoby towarzyszącej, bo z pewnością jeszcze pożyczyłybyście mi któregoś ze swoich facetów. - prychnęła. - I to nie patrząc na to, jakie ja mam zdanie w tej kwestii.

Ale było jej miło. Przyjaciółki postanowiły ją porozpieszczać, zaopiekować się nią, a dawno nikt tego nie robił.

- Tobie jedynej pożyczyłabym Tomka. - odpowiedziała Daria, a Marta, zajęta dobieraniem dodatków do kreacji, kiwnęła głową. - Ale nie pożyczę, bo drwa nie wozi się z sobą do lasu.

A potem stanęła przed Kleo, przytuliła ją i wyszeptała:

- Jesteś śliczna, dobra, mądra i kulturalna. Zasługujesz na najlepszego faceta, jaki tylko może chodzić po tej ziemi. Ja wiem.... - przytuliła ją mocniej, bo usłyszała, jak Kleo nerwowo nabiera powietrza. - Wiem, jak trudno uwierzyć, że zasługujesz na miłość. I wiem, jaką ten drań zrobił ci krzywdę. Ale poradziłaś sobie z nim, Kleo. I czas poznać kogoś, dla kogo będziesz całym światem....Kogoś tak świetnego, żeby Arielowi w pięty poszło z zazdrości!

Kleo mimowolnie się roześmiała. Daria była jak dawniej: zdecydowana, pyskata, lojalna do bólu. W procesie doroślenia i w wyniku trudnych doświadczeń sprzed dekady złagodniała i zaczęła się wypowiadać bardziej oględnie, ale tam "w środku" to była ta sama Daria.

- Chciałabym to zobaczyć! - Kleo przestała siąkać nosem. Uśmiechnęła się przez łzy, za co otrzymała łagodną reprymendę od Marty:
- Siedź spokojnie i nie płacz, bo nie mogę cię umalować!

Marta, jako najbardziej z nich wszystkich obeznana z technikami makijażu i upięć okolicznościowych, zobowiązała się zrobić z niej bóstwo. A Daria wybrała jej odpowiednią sukienkę: długą do pół łydki, odsłaniającą zgrabne kostki, obcisłą z wąskim dołem, dużym dekoltem na plecach, wąskimi ramiączkami i dopasowanym do niej bolerkiem.

- Łał! - jęknęła Marta z zachwytu. - Jesteś jednym wielkim seksem!

Sukienka miała rozcięcie wzdłuż prawie całej długości poniżej pasa. Idąc, Kleo ukazywała nogę do wysokości uda. Z tym, że w razie potrzeby można było spiąć to rozcięcie jedną lub dwiema specjalnymi klamrami, stanowiącymi dodatkową ozdobę sukienki. Szara lub błękitna, z mieniącego się materiału, zmieniała kolor w zależności od kąta, pod jakim osoby postronne patrzyły na nią.

Kleo przejrzała się uważnie sobie samej odbitej w lustrze:

- Zapomnijcie, że w tym pójdę. - oświadczyła. - Nie zamierzam być seksem, tylko psycholożką. I jeśli kogoś poznam, to wolę go zainteresować swoim intelektem a nie walorami fizycznymi.

Nie mogła wszak zaprzeczyć, że wyglądała interesująco. Włosy upięte z jednej strony, z drugiej puszczone luźno, poprzez to asymetryczne uczesanie uwidaczniały delikatne rysy twarzy; oczy w oprawie rzęs podkreślonych tuszem wydawały się większe; usta kuszące delikatną czerwienią, obiecujące moc wrażeń zmysłowych, nie epatujące wulgarną dosłownością.

Szare szpilki pożyczone od Marty ładnie wysmuklały stopy i kostki.
Zarumieniła się, z zadowolenia i zawstydzenia jednocześnie. Pokręciła głową:
- Zapomnijcie! Przecież tam będzie.....
- On będzie, ty będziesz i będzie wiele innych interesujących osób. - oświadczyła Marta. - Niech żałuje, że miał taki skarb i nie docenił. A ty jesteś na tyle silna, że się go nie przestraszysz! A jak zepniesz to rozcięcie w sukience i założysz bolerko, to jest całkiem przyzwoity ubiór. Nawet do kościoła możesz w nim pójść!

Daria słuchała przyjaciółki z zachwytem:
- No, Marta, niby cię znam, ale naprawdę mnie zadziwiasz. Ogromnie się wyrobiłaś przez ostatnie lata. Nie wiedziałam, że tak świetnie potrafisz umalować i uczesać... I że taka pyskata jesteś.

- Nie pyskata, tylko zdecydowana! - poprawiła wywołana do odpowiedzi. - Kochana, dziesięć lat w szołbizie, przy boku celebryty. Musiałam albo przywyknąć, albo go zostawić. A tego nie chciałam. - roześmiała się. - Inaczej bym zwariowała. Radek zabierał mnie na plan. A jak się już tam plątałam, to przecież nie śledziłam z nabożnym westchnieniem każdego jego ruchu, każdej miny. Od tego miał fanki. - puściła oko do Kleo. - Chodziłam poplotkować z makijażystami, fryzjerkami, krawcowymi. No i uczyłam się od nich przy okazji.

Przyjrzała się krytycznym wzrokiem swojemu dziełu:
- No, gotowe! - przyznała z aprobatą. - To teraz my z Darią znikamy, ty jeszcze chwilę odpocznij i zdecyduj, czy idziesz w takim entourage'u, czy robisz po swojemu.

Prychnęła, omiatając wzrokiem ciuchy Kleo:
- Jak spotkasz Ariela, pokaż mu, że nic dla ciebie nie znaczy. I pozwól się znaleźć.... nie, znajdź...- poprawiła się szybko:
- Największe ciacho na tym bankiecie. I baw się tak dobrze, żebyś jutro mogła sobie powiedzieć, że to była najlepsza impreza w twoim dotychczasowym życiu....

Dziewczyny pożegnały się wśród "achów", "ochów" i przytulań. Obiecały się zdzwonić następnego dnia, żeby wysłuchać wrażeń przyjaciółki.

Za moment ktoś zapukał do drzwi. Kleo uśmiechnęła się:
- Czego zapomniałyście?

I umilkła. Przed drzwiami apartamentu stał Ariel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro