12.
Po wyjeździe Ariela jeszcze przez kilka dni dochodziła do siebie. Stres, jaki przeżyła, opowiadając mu o przeszłości, odbijał się na jej samopoczuciu przez następny tydzień: była zmęczona, pusta w środku i przestraszona tym, co mu powiedziała. Ale jednocześnie dumna, że wreszcie było ją stać na tak szczere oznajmienie prawdy.
Każdego dnia wieczorem potrafiła przyznać sama przed sobą, że boi się coraz mniej, za to duma z własnej odwagi coraz bardziej ją uskrzydla. Świadomość, że stała mu się równa, była czymś bezcennym.
Po przemyśleniu wszystkich "za" i "przeciw" musiała przyznać, że dobrze się stało, że Ariel przyjechał tu do niej i zmusił ją do rozmowy. Sama z pewnością nie odważyłaby się na to; a nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo cała ta sytuacja ją obciążała. Ostatecznie, mimo że miała za sobą kilka dość nerwowych dni, uznała, że koniec historii był całkiem satysfakcjonujący.
Bała się tylko, że mężczyzna nie da jej spokoju. Ale widocznie, jak to mówią, strach ma jedynie wielkie oczy, bo Ariel, usłyszawszy jej historię, wycofał się i już z się z nią nie kontaktował.
Co prawda wysłał SMSa, że jeśliby go potrzebowała, niech nie obawia się dzwonić; ale to było wszystko, co się zadziało po tamtej rozmowie.
Julia nie przewidywała takiej konieczności. Z pewnością nie w sprawach prywatnych, choć dopuszczała ewentualną możliwość kontaktu w sprawie któregoś z jej podopiecznych.
Ale była przekonana, że Ariel wcześniej czy później sam się do niej odezwie. Kiedy już przetrawi to, o czym rozmawiali. Będzie chciał znów porozmawiać. Ona sama na jego miejscu zrobiłaby tak, gdyby dowiedziała się tak wielu nowych dla niej rzeczy. Z tym że wróciłaby do tematu, żeby go jeszcze raz omówić, dopiero po jakimś czasie.
Póki co, cieszyła się świeżo potwierdzoną pewnością siebie. Starła się z Arielem i wyszła z tego bez szwanku! Mało tego, czuła się zwyciężczynią! Widok pokonanego (niech będzie, że nie przez nią, tylko przez temat rozmowy) mężczyzny towarzyszył jej przez cały czas od pamiętnego wieczora. I nastrajał ją pozytywnie do przyszłości.
Na razie, zbrojna w cel, jakim było spędzenie wakacji w stolicy, pod skrzydłami opiekuńczych przyjaciółek, skupiła się na wykorzystaniu najbliższych dwóch miesięcy na rozwiązanie problemów swoich szkolnych podopiecznych.
Najważniejsza była sprawa Majki. Nastolatka nabrała do niej zaufania. Przychodziła sama, opowiadała, co słychać w szkole i w domu. I ogólnie.
Co prawda nadal trzymała pozę zblazowanej pannicy, której na niczym nie zależy. Ale nie było to groźne. Cedząc słowa i patrząc z pewną dozą lekceważenia, swobodnie mówiła, jak się czuje, co ostatnio porabiała.
Skarżyła się na arbitralnego ojca, używającego przemocy; ale po szczegółowym przeanalizowaniu tego, co mówiła na czynniki pierwsze i wspólnym zdefiniowaniu określeń przez nią używanych, obie z Julią doszły do wniosku, że nie tylko on jest inicjatorem tych trudnych sytuacji.
Samotny ojciec, zajęty prowadzeniem gospodarstwa i utrzymywaniem ich obojga, nie miał czasu ani sił na poznawanie nowych trendów wychowawczych. Posłuch w domu wymuszał krzykiem, a czasem używał paska, by biciem zdyscyplinować krnąbrną nastolatkę. Tak, jak to się robiło w domu jego ojca i wcześniej dziadka.
A córka nie była mu dłużna. "Pyskowała", jak sama to określała, bez umiaru. Tak, że ojcu brakowało słów. Nie żałowała sobie. Co prawda była zbyt słaba fizycznie, żeby mu oddać uderzenie, ale werbalnie potrafiła mu dokuczyć. A frustrację po bólu uderzeń wyładowywała w cichości swojego pokoju, nacinając ramiona, przedramiona i czasem nawet brzuch.
Wspólnie dochodziły do clou problemu: co zrobić, żeby ojciec nie bił i czym zastąpić kaleczenie się. Julia nie usprawiedliwiała przemocy i Majka też tego nie robiła. Ale sama przyznała, po przemyśleniu, że czasem prowokowała ojca specjalnie, żeby wyładować swoje silne emocje; sprawić, że ojciec przestanie się kontrolować; po to, żeby nadal móc go darzyć niechęcią. I mieć powód, żeby się znów pociąć.
- Nienawidzę go! Jest taki zwykły, prosty, żadnej ogłady! - mówiła. - Tylko robota i robota, nie pogadasz z nim o muzyce, filmie, książce. Mam się zachowywać, uczyć, wyglądać jak dobrze ułożona panna, nie iść na żadną imprezę, nie farbować włosów na zielono, nie nosić czarnych ciuchów, nie palić, nie przeklinać....
Julia słuchała i zbierała informacje. Za zgodą Majki spotkała się również z jej ojcem.
Po pierwszej fali podejrzliwości i niechęci starszy mężczyzna nabrał do niej zaufania:
- Mnie ojciec bił i na człowieka wyszedłem! - tłumaczył. - Mojego ojca jego ojciec też. I patrzy pani, robotny jestem, gospodarstwo mamy niekiepskie, Majka jak skończy szkołę to będzie mi pomagać.
- Na studia chcę! - dziewczyna prychnęła pogardliwie. - Żeby wiedzieć więcej i nie musieć tu siedzieć na tej... ojcowiźnie...
Julia najpierw rozmawiała z każdym z nich indywidualnie, a później zaprosiła oboje. Majka usiadła w rogu pokoju, skulona, naburmuszona, znów nerwowo bujająca nogą.
Jej ojciec, gniewnie nastroszony, rozparł się w fotelu. Negatywne fluidy, które oboje wydzielali, zatruwały atmosferę i sprawiały, że Julia znów miała wrażenie, że w pokoju nie ma czym oddychać.
Trochę trwało, zanim zrozumiała tok myślenia każdego z nich. Ten szczery, prosty człowiek wbrew pozorom kochał córkę. A ona kochała jego.
"Tyle, że nie potrafią się porozumieć." - pomyślała, gdy oboje wyszli z jej gabinetu.
Było to widać w sposobie, jak wzajemnie mówili o sobie, gdy byli sami z Julią i gdy to drugie nie podgrzewało atmosfery.
- Jedną ją mam. - tłumaczył mężczyzna na kolejnej wizycie:
- I nie umiem z nią postępować. Jej matka była sporo młodsza ode mnie. Dałem jej dużo swobody, nie musiała pracować. Nudziła się na gospodarce... A pieniądze miała...
A po którejś wizycie wyznał:
- Ja nawet nie wiem, czy Majka jest moja....
Ale badań DNA,wykluczających ojcostwo, nie zamierzał robić:
- Nawet jak nie moja, to tyle lat ją chowałem... Od śmierci jej matki, niech jej ziemia lekką będzie.... A jak Majka nie moja, to gdzie się podzieje? Ona nikogo poza mną nie ma.
- Ojciec tak naprawdę nie jest zły. - przyznała nastolatka w kolejnej rozmowie. - Tylko ciasny i strasznie ograniczony. Wszystko mu przeszkadza, ciągle się czepia.... Stroju, fryzury, wagarów, papierosów.... Nie wytrzymuję tego, że on nie chce niczego zrozumieć. A jak pyskuję, to obrywam. Ale ostatnio już nie....
Julia powinna była zgłosić przemoc domową. Ale zdawała sobie sprawę, że to jeszcze bardziej utrudni stosunki pomiędzy ojcem a córką. Poza tym, wiedziała, że nikt poważnie tego nie potraktuje. Ani policja, ani pomoc społeczna. Dosadnie wytłumaczyła jej to dyrektorka:
- Pani Julio, gdyby wszystkie dzieciaki, które w domu są bite, odbierano rodzicom, zapchałyby system pieczy zastępczej. - tłumaczyła starsza kobieta. - I wcale to nie polepszy ich sytuacji.
- No, ale przecież to przestępstwo. - tłumaczyła Julia.
Próbowała na ten temat rozmawiać z Majką, ale też nie uzyskała zrozumienia:
- Nie! - oświadczyła dziewczyna. - Nie zgadzam się. Nie chcę, żeby ojciec miał kłopoty. Ani ja!Jestem prawie dorosła, musi pani przyjąć moje zdanie!
Zanim Julia się poddała, spróbowała jeszcze jednego, ostatecznego rozwiązania....
***
Telefon zawibrował, gdy był w trakcie sesji. Na szczęście prowadził ją w formie online, więc nie rozproszył klienta. Zaniepokoił się, widząc na wyświetlaczu imię. Szybko wystukał:
- Coś ważnego się dzieje? Bo jestem zajęty przez pół godziny.
- Nie. Chciałam pogadać. Służbowo. - zaznaczyła.
Słowa kobiety uspokoiły go trochę, niemniej dokończył sesję i oddzwonił tak szybko, jak mógł:
- Witaj, Kl... Julia. - zagaił ciepłym, serdecznym tonem. - Co słychać?
Słyszał, jak nabrała powietrza i widział oczami wyobraźni, jak waha się, otwiera usta i zamyka je, zastanawiając, co powinna powiedzieć. Czekał więc.
- Ariel, obiecałeś dyrektorce, że będziesz prowadził superwizje jeszcze przez wakacje. - zaczęła. - A właśnie mam problem i chciałabym go przegadać.
- Jasne. Chętnie ci pomogę. - rozluźnił się. Kleo go potrzebowała! Może tylko chwilowo. Ale jak już raz zdecydowała się do niego zadzwonić, sama z własnej woli, to możliwe, że zadzwoni i drugi. I kolejny. - Opowiedz mi, z czym masz trudność.
***
Słuchał uważnie. Zapisywał ważniejsze rzeczy na kartce, żeby mu nie umknęły. Przymknął oczy, żeby lepiej wsłuchać się w tę rozmowę: w ton i melodię głosu kobiety, zakonotować to, co mówiła i wywnioskować z tego wszystkiego, czy Julia nadal będzie chciała utrzymywać z nim kontakt.
On chciał. Bezdyskusyjnie. Tak jak wcześniej czuł, chciał tej młodej, sprzed lat i tej aktualnej, dorosłej. Obu w jednej. Atak frontalny się nie powiódł, więc trzeba odrobinę odczekać, przegrupować siły i okrążyć przeciwnika, tak, żeby ten się nie zorientował w jego zamiarach.
"Julia chce pomocy zawodowej? Doskonale!" - uśmiechnął się. To był ten wyłom, na który czekał i przez który zamierzał powrócić do ich znajomości.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu, podparł czoło dłonią i uważnie słuchał.
Zadawał pytania w trakcie, żeby uszczegółowić pewne drobiazgi.
"Nic dziwnego - pomyślał. - że Julia ma wątpliwości. Zawsze była uczciwa i skrupulatna. A sytuacja na krawędzi prawa z pewnością nie należy do najprostszych".
Następnie podsumował sytuację taką, jak widzi ją Julia, żeby upewnić się, że niczego nie przeoczył. Pochwalił ją za drobiazgowość. Nie widział jej twarzy, ale był przekonany, że zarumieniła się z radości.
Kleo lubiła, jak ją chwalił. Podejrzewał więc, że Julia też lubi. I przeszedł do omawiania problemu.
Zawsze wolał podejście terapeutyczne niż prawne. Zdawał sobie sprawę z faktu, że zgłoszenie na policję utrudni lub nawet skutecznie uniemożliwi pracę z tą Majką i jej ojcem.
- Terapeuta, który zgłasza na policję trudne sprawy swoich podopiecznych, traci ich zaufanie. I przeważnie może się już pożegnać z efektywną pracą z klientem. - mówił jej teraz to, co wielokrotnie tłumaczył swoim studentom.
- No to co mam zrobić? - niecierpliwiła się. To wiedziała sama.
- Poczekaj, spokojnie.... - uśmiechnął się. - A na czym tobie zależy? Jeśli chcesz zgłosić nieprawidłowość w domu swojej podopiecznej, idź z tym do dyrektorki. I upieraj się, żeby wystosowała wniosek do sądu, założyła niebieską kartę. Tylko pamiętaj, nie możesz jej opowiedzieć o szczegółach rozmów z klientką. - przypomniał.
Gdy usłyszał w odpowiedzi parsknięcie, znów się uśmiechnął. Tym razem do własnych myśli. Kleo chwilami nadal zachowywała się jak młody źrebak, niecierpliwa, pragnąca zbawić świat i przenosić góry:
- A jeśli naprawdę chcesz zaingerować w relacje pomiędzy tą dziewczynką i jej ojcem, to zrób coś na kształt terapii rodzinnej. - zaproponował. - Oczywiście nie będzie to prawdziwa terapia, do tego nie masz uprawnień, ale kilka rozmów na konkretne tematy możesz z nimi odbyć. Tylko musisz pilnować, żeby każde z nich miało tyle samo czasu na wyrażanie własnego zdania.
I na koniec podkreślił najważniejsze:
- Rozmawiałaś już z nimi obojgiem, więc wiesz, czy mają tyle siły, żeby każde z nich mówiło szczerze. Bez strachu o to, co się zadzieje w domu, poza twoją kontrolą. Ona nie może się go bać a jemu nie wolno wykorzystywać siły i mścić się za to, co ta dziewczynka powiedziała podczas rozmowy.
- Majka mówiła, że ojciec już ani razu jej nie uderzył od czasu, gdy rozmawiał ze mną. - zauważyła Kleo. - Ona już też hamuje się w tym, co mówi podczas awantur. - zaraportowała mu lekki postęp.
- To dobrze. - przyznał. - Wspólne rozmowy, bo nie nazwiesz tego terapią, mogą przynieść korzyści. Ale tylko wtedy, gdy oboje będą na równym poziomie, gdy nie wystąpi podległość czy zależność. - przypomniał podstawową rzecz:
- Jeśli nie, to rozmawiaj z każdym osobno.
- Dzięki. Tak myślałam. - przyznała. - Spróbuję.
Po zmianie tonu jej głosu zrozumiał, że dziewczyna zaraz zakończy połączenie. Wtrącił szybko:
- A co u ciebie? Wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję. - już nie była zainteresowana prowadzeniem tej rozmowy. Nie po to zadzwoniła. Chciała opinii superwizora dla swojej pracy, nie zainteresowanego eks kochanka.
- Za miesiąc odbywa się w Warszawie ciekawa konferencja psychologiczna. - oświadczył. - W zasadzie kongres. Zabiorą głos różni mądrzy ludzie. Będą wykłady, warsztaty,m panele dyskusyjne. Może przyjedziesz?
Kusił. Przymknęła oczy. Ale zaraz się uśmiechnęła. Widziała ofertę tej konferencji przed miesiącem. Nie stać jej było, ani szkoły, żeby wydać dwa tysiące. Owszem, chętnie posłuchałaby prelegentów, bo to były same najgłośniejsze nazwiska z polskiej psychologii. I z zagranicy. Gościem honorowym miał być człowiek, który ostatnio mediował pomiędzy zwaśnionymi stronami w państwie afrykańskim, gdzie od lat toczyła się wojna domowa:
- Niestety, takich szaraków jak ja i moja szkoła nie stać na luksus uczestnictwa w trzydniowym kongresie. - oświadczyła lekko.
- Tylko koszt cię powstrzymuje? - dopytał.
Uśmiechnęła się. "No tak, dla niego dwa tysiące w tę czy w tamtą stronę to nic ważnego." - pomyślała:
- Nie tylko to. - przyznała. - Ale to przede wszystkim. Takie wydarzenia są finansowo poza moimi możliwościami. I mojego pracodawcy.
Zakończyła temat, jeszcze raz podziękowała mu za pomoc i rozłączyła się, świadomie lekceważąc jego słowa:
- Julia, ja...
Odłożyła słuchawkę i odetchnęła. Z ulgą. I pewnością siebie.
"A więc mogę układać sobie stosunki z Arielem na płaszczyźnie zawodowej. - pomyślała. - To świetnie."
***
Dwa tygodnie później dyrektorka poprosiła ją na rozmowę. Uśmiechnięta podała jej jakieś zaproszenie:
- Pani Julio, profesorowi Rozwadowskiemu należą się wielkie podziękowania! Jego szkoła jest współorganizatorem konferencji psychologicznej, on też tam będzie przemawiał, i dostaliśmy zaproszenie!
- Tak, widziałam ofertę tej konferencji. - przyznała Julia. - Cena biletu była strasznie wysoka jak dla mnie czy naszej szkoły. Jakiś czas temu rozmawiałam o tym z A...profesorem Rozwadowskim.
- I pewnie dlatego przysłał nam zaproszenie do bezpłatnego udziału! - roześmiała się dyrektorka. - Dla dwóch osób! Z udziałem w konferencji i w warsztatach! Napisał też bardzo miłego maila, że zaprasza mnie i panią....
Julia westchnęła. Ariel był...
"To po prostu Ariel. - pomyślała. - Dla niego nie ma barier ani przeszkód".
- Przykro mi, pani dyrektor, nie będę mogła skorzystać z tego zaproszenia. - zaczęła się wymawiać. - Mam inne plany na te dni.
- Ależ pani Julio! - znów roześmiała się dyrektorka. - To ja nie mogę wyjechać, mam na głowie rekrutację, przygotowanie matur, ale panią chętnie oddeleguję! Proszę skorzystać z możliwości, jakie zaoferował pan profesor. Szczególnie, że proponuje pani udział w panelu dyskusyjnym.
Młoda kobieta żałowała, że dyrektorka nie wysłała jej tego zaproszenia mailem. Łatwiej byłoby odmówić. Patrząc w twarz tej sympatycznej choć trochę irytującej kobiecie trudno jej było formułować słowa:
- Bardzo mi przykro, pani dyrektor. - zaczęła. - Nie wiedziałam, że takie zaproszenie przyjdzie i umówiłam sobie uczniów na rozmowy. No i prywatnie spodziewam się przyjazdu gościa. Mojej serdecznej przyjaciółki. - łgała jak z nut, mając nadzieję, że któraś z "dziewczyn" pozwoli użyć się jako przykrywki.
- Ach, któraś z pani przyjaciółek ze stolicy? - ucieszyła się dyrektorka. - To się świetnie składa! Pojedzie pani na konferencję, to będzie pani miała okazję spotkać się z nimi w Warszawie!
Julia mruknęła w duchu coś niegrzecznego. Zrobiła to mimowolnie, bo lubiła dyrektorkę a choć czasem irytowała ją afektacja starszej pani, to ceniła jej zaangażowanie i dobrą energię. Dyrektorka, choć cała w uśmiechach, parła do przodu jak czołg. Jeśli coś sobie umyśliła, trudno było ją od tego odwieść.
A tym razem założyła, że Julia pojedzie na konferencję.
"Obiektywnie ma rację. - dumała młodsza kobieta. - Takie wydarzenie naprawdę może dać dużo wiedzy: spotkania z najbardziej znamienitymi psychologami, autorytetami, tymi, z których podręczników uczą się studenci..... Mieć warsztaty z takim Arielem to naprawdę gratka dla mało doświadczonego psychologa. A do tego wszystkie zajęcia gratis?"
Ale przecież nie mogła! Nie mogła? Mogła. Tylko nie chciała....
***
Jadąc pociągiem, raz jeszcze przeglądała zaproszenie i maila, który przyszedł w tej sprawie. Westchnęła z rezygnacją. Dyrektorka okazała się silną zawodniczką: wmówiła sobie...
"Albo wmówiono jej" - pomyślała Julia.
... że to świetna okazja, żeby nazwa ich szkoły pojawiła się na forum ogólnopolskim.
- Jeśli my nie będziemy się promować, nikt o nas nie zadba! - tłumaczyła starsza pani. - Profesor zaproponował, żeby wzięła pani udział w panelu dotyczącym pracy z uczniem i jego rodziną na terenie szkoły.
Po pierwszym sprzeciwie, głównie wewnętrznym, Julia musiała przyznać, że nie było obiektywnych przeciwwskazań, dla których nie powinna pojawić się na kongresie. A udział w panelu był naprawdę korzystny: mogła opowiedzieć o pracy szeregowego psychologa szkolnego w małym miasteczku, tej naprawdę niedocenianej przez wielu ludzi siły fachowej, która powinna być w pierwszym kontakcie z uczniem.
Już nawet wiedziała, co powie. Bo powie. Najpierw zamierzała odmówić udziału. Albo pojechać do Warszawy i nie pojawić się na kongresie. W końcu zawsze człowiek może się nagle rozchorować. Nawet tuż przed wydarzeniem, w którym ma wziąć udział.
"Ale to byłoby mało dorosłe. - uśmiechnęła się do swoich myśli. - Zupełnie, jakbym była dzieciakiem, który wychodzi z domu i idzie ukradkiem na wagary, żeby nie pójść na lekcje".
Nie było obiektywnego powodu, dla którego nie miałaby skorzystać z kongresu. Ani unikać Ariela, bo przecież jej pierwotny sprzeciw wziął się właśnie z tego. Już nie było. Czuła się silna i gotowa, by w razie potrzeby wchodzić z nim w interakcje i wychodzić z tego bez szwanku.
Dlatego zdecydowała, że weźmie udział w panelu. I zrobi to najlepiej, jak będzie potrafiła. A jeśli przytrafi jej się jakaś trudna sytuacja, przypomni sobie, jak dała mu odpór w Żelazowie i jak wyglądał pokonany Ariel.
***
Wysiadając na Dworcu Centralnym rozejrzała się z ciekawością. I pewną nostalgią. W stolicy spędziła kilka lat. Pomijając życie z Arielem, Warszawa naprawdę jej się podobała. Po pierwszym zagubieniu, jakie przeżyła jako prowincjuszka, doceniła wielkie miasto i jego możliwości: knajpki, siłownie, kina, teatry....
A przede wszystkim jego anonimowość, tak różna od dusznej atmosfery Czarnego Boru, gdzie jakakolwiek plotka roznosiła się z prędkością światła.
Młodej dziewczynie, która wyrwała się z małego miasteczka, w stolicy wszystko się podobało. Nawet tłok w metrze i korki uliczne.
"No dobrze, akurat to niekoniecznie" - roześmiała się do własnych myśli. I zaraz została porwana w ramiona Marty, która przyjechała po nią na dworzec:
- Ależ cudownie, że jesteś! - przyjaciółka tuliła ją przez moment. - Oczywiście zatrzymasz się u nas.
- Nie, dzięki, nie będę wam siedziała na głowie. Mam zapewniony pokój w hotelu, jako biorący udział w panelu. Organizatorzy o to zadbali. - tłumaczyła Julia.
- Organizatorzy, czyli.... Ariel? - Marta popatrzyła na nią uważnie.
- Owszem. - przyznała Julia. - Ale nie mam powodu, żeby z tego nie skorzystać. A przed Arielem już nie muszę się chować, jak sama trafnie zauważyłaś.
A patrząc na powątpiewającą minę przyjaciółki, dodała:
- Masz rację. Nie boję się go. Już nie. Znalazłam siłę i moc. - dodała z pewnością w głosie:
- A pokój w hotelu nam się przyda, żebyśmy mogły poplotkować w spokoju, bez nadzoru Radka.
- I Tomka! - uzupełniła Marta. - Bo Daria też nie opuści możliwości oplotkowania z nami wszystkich i wszystkiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro