8.
- Jak przygotowania do matury? - zainteresowała się Marta, gdy wymienili już początkowe uprzejmości i żarty.
- Kiepsko - uczciwie odparł Radek. - Mogłoby być lepiej, ale nie mam czasu....
- Czas masz, ale nie na wszystko. Doba nie jest z gumy. Musisz wybrać, na czym ci najbardziej zależy, tu i teraz.
- Łatwo ci mówić, szkoła, trzy razy w tygodniu nagrywam odcinki serialu, wywiady, akcje promocyjne, imprezy branżowe .... - zaczął wyliczać. Słyszała w jego głosie, że jest zmęczony.
Westchnęła cicho:
- Łatwo mi mówić - powtórzyła. - I pewnie się nie znam na szołbiznesie. Ale nie wierzę w to, że nie możesz sobie zrobić miesięcznej czy półtoramiesięcznej przerwy od kręcenia. Jeśli boisz się o popularność, to twoje fanki z pewnością nie zapomną o tobie przez miesiąc czy półtora. A jak jeszcze ogłosisz, że znikasz bo chcesz się przygotować do matury, to zyskasz nie tylko popularność małolat, ale również ich rodziców - podpowiedziała trzeźwo.
"Co w niej jest takiego, że jej rady przyjmuję bez sprzeciwu? - zastanawiał się Radek w międzyczasie. - Kiedy to samo mówi mi matka nosi mnie, żeby jej wytknąć, że się nie zna. A Marta mówi to w taki sposób, że mogę tylko się zgodzić i kiwnąć głową. Pomimo tego, że ona tego nie widzi".
Ojciec od zawsze miał gdzieś jego rozterki. Matka, choć lubiła się chwalić wśród znajomych jego rozpoznawalnością, dawała mu podobne rady, ale tak kategorycznym tonem, że od razu się jeżył. Agentka wiadomo, jak to agentka, najchętniej załatwiłaby mu granie każdego dnia od świtu do nocy. W końcu miała z tego prowizję.
A Marta kontynuowała:
- Ja tylko pomagam mamie prowadzić dom i opiekować się chłopakami. Więc się nie znam. Ale spójrz na Darię, ona też, żeby się wyrobić z lekcjami, musiała ograniczyć pracę w barze. Pracuje tylko dwa razy w tygodniu i mniej zarabia, ale musiała wygospodarować czas na naukę.
- Wszystko fajnie, ale ja lubię tę moją popularność. Jestem znany, rozpoznają mnie w klubach czy na ulicy. Robią sobie ze mną zdjęcia, proszą o autograf. Wchodzę do klubów za friko a tam mogę się bawić z każdą panną. Udzielam wywiadów, piszą o mnie w mediach. Jak zniknę z seriali, to przestaną o mnie pisać. - zwierzył się.
- No to pisz sam. - zaproponowała. - W dobie aktywnych social mediów to nie jest trudne. Jak ogłosisz przerwę na czas nauki do matury, możesz przecież raz na jakiś czas wrzucić posta czy relację z przygotowań. Niech maturzyści widzą, że ty też przechodzisz te "krew, pot i łzy", bo ci zależy na przyszłości. Będzie im raźniej, poczują że nie są sami.
Znów kiwnął głową, a później coś mu wpadło do głowy:
- Napiszesz mi takiego posta?
Roześmiała się. Lubił słuchać jej śmiechu:
- Nie masz od tego ludzi? Pewnie napiszą ci lepiej.
- Ale ty napiszesz z serca... - kusił.
- Napiszę. Tylko potem ocenisz, czy się nadaje. - poddała się.
***
Kilka dni później chłopak zamieścił bardzo ogólnikowego posta, którego mu napisała. Miało nie być szczegółów, bo te agent Radka zamierzał ujawnić później, tylko stworzenie pewnej aury, żeby podgrzać atmosferę: o potrzebie zmiany w życiu, pewnych nie dających się odłożyć zdarzeniach, o konieczności podjęcia pewnych zobowiązań.
Marta z przyjemnością czytała pozytywne komentarze internautów. Tak jak przypuszczała, większość z nich wyrażała zrozumienie i pochwałę takiego postępowania. Choć jeszcze internauci nie znali szczegółów.
Lubiła czytać o Radku. Często pisali o nim w "Kundelku" i innych mediach. Nic dziwnego, był młody, znany, przystojny. Lubił się bawić. Na prawie każdym zdjęciu był z inną dziewczyną. Zdumiewało ją, że taki chłopak zagustował w jej towarzystwie i że przy niej okazuje się zupełnie inny: wesoły albo smutny, w zależności od nastroju, zajęty albo nudzący się, uprzejmy albo zirytowany, ale zawsze szczery.
Przy niej nie grał, nie kreował się na kogoś, kim nie jest.
"Pewnie dlatego, że nie jestem nikim ważnym i nie warto się przy mnie wysilać" - myślała.
Nie było w tym żalu, raczej stwierdzenie faktu. Zdawała sobie sprawę z dzielącej ich różnicy. Ale nie martwiło jej to. Nie zazdrościła Radkowi tych okładek, wywiadów, followersów w social mediach. Wolała swoje spokojne życie, choć cieszyła ją ta znajomość. Fajnie było uświadomić sobie, że ten młody i sławny aktor szczerze z nią rozmawia, zwierza się i dzieli swoimi sprawami.
Nie raziły jej nawet jego wielkopańskie i celebryckie, jak je nazywała, reakcje i skojarzenia. Mówił to wszystko szczerze i szanowała jego uczciwość, nawet jeśli nie podobały jej się jego przekonania czy tok myślenia. Ale nauczyła się radzić sobie z jego opiniami czy przytykami i nawet znalazła radość w toczeniu z nim słownych potyczek.
On chyba też, bo coraz więcej przytyków dotyczących jej prowincjonalności przekazywał żartem a nie z przekonaniem.
No a ona nie była mu dłużna. Jeśli on wytykał jej nieznajomość w temacie, patrzenie z perspektywy małego miasteczka, to ona odpowiadała żartami na temat celebryckich zapędów i perspektywy ograniczonej do wąskiej "bańki społecznej".
Chyba oboje lubili te słowne potyczki, bo on dzwonił codziennie, choćby po to, żeby zamienić tylko kilka zdań, a ona czekała na te telefony.
***
Kiedy telefon zadzwonił, uśmiechnęła się do siebie:
- Cześć, mój ulubiony celebryto - jej śmiech zawibrował w słuchawce.
- Dobry wieczór. Co słychać u mojej ulubionej prowincjuszki? - zawtórował jej śmiechem.
- U nas na prowincji jak to na prowincji. Ciemno, zimno....
- Ale chociaż do domu masz blisko - dopowiedział, zmieniając znane powiedzenie.
- A co, ty masz do domu daleko? - zainteresowała się.
- Tak, jestem w stolicy. Musiałem spotkać się z jednym facetem z branży.
- A miałeś sobie zrobić przerwę, taki ładny post ci napisałam - skrzywiła się.
- Post świetny, widziałaś, ile zebrał lajków i komentarzy? - ożywił się.
- Bo był szczery. A jeśli okaże się, że nadal pracujesz, to stracisz wiarygodność.
Milczał przez chwilę. Miala rację, ale on też:
- To są ostatnie spotkania. Najbliższe półtora miesiąca mam wolne. Ale muszę trzymać rękę na pulsie, mój agent już dawno to umówił. Jeszcze jutro i w sobotę i będę miał wolne.
Wzruszyła ramionami, choć on tego nie widział. Milczała.
- No wiem, wiem... - odebrał jej milczenie jako wyraz dezaprobaty. - Obiecuję, że to ostatnie spotkania, a później będę miał wolne.
Uśmiechnęła się łagodnie:
- Radek, nie musisz mi niczego obiecywać. Przecież to twoje życie. Jeśli uważasz, że powinieneś nadal prowadzić aktywne życie zawodowe, to kim jestem, żeby cię z tego rozliczać?
Ten łagodny ton i wyważone słowa wstrząsnęły nim bardziej niż wszelkie awantury z mamą. Teraz to on pokręcił głową:
- Nie mów tak. Masz rację, nie dam rady trzymać tylu srok za ogon. I to naprawdę są dwa ostatnie spotkania, a później będę miał przerwę. Całe półtora miesiąca. Tylko właśnie po to, żebym mógł mieć przerwę, to teraz jeszcze muszę się pokazać: jutro na nudnym spotkaniu z reżyserem i scenarzystą a w sobotę na czymś w rodzaju imprezy z ludźmi z serialu. Mamy nakręconych odcinków na dwa tygodnie i w tym czasie muszą wymyśleć, co zrobić z moim bohaterem. To właśnie będziemy jutro omawiać. A w sobotę będzie impreza, wiesz, koledzy z serialu, media, zabawa i wywiady. To właśnie będzie dobry moment, żeby ogłosić, że naprawdę robię sobie przerwę oraz co będzie dalej. Już po tym twoim poście dzwonią z mediów, żeby potwierdzić informacje i dowiedzieć się szczegółów. Agent odkłada wszystko na tę sobotnią imprezę, żeby wyszło z większym hukiem. Pójdziesz ze mną?
Wszystko to mówił jednym ciągiem i dopiero po chwili zrozumiała zakończenie. Roześmiała się:
- Jasne, potrzymam cię za rączkę, kiedy będziesz udzielał wywiadów na ściance.
- Super. - ucieszył się. - To przyjedź w piątek wieczorem do Warszawy. Zatrzymasz się u mnie. No, chyba że wolisz pokój w hotelu, to ci mogę zarezerwować.. A w sobotę pójdziemy na tę imprezę.
Zamilkła. Dopiero teraz zrozumiała, że on mówi poważnie:
- Ty... nie żartujesz? - wyjąkała.
- Ani grama. Chcę, żebyś poszła ze mną. Poza tym, chętnie spędzę weekend z tobą, tak normalnie, pogadamy, pobawimy się...
Milczała przez chwilę, zastanawiając się, w jaki sposób wytłumaczyć mu, że to nie ma sensu. Radek czasem bywał drażliwy i nie chciała, żeby się obraził.
Chłopak opacznie zrozumiał jej milczenie:
- Gdyby to było bliżej albo gdybym miał wolny dzień, przyjechałbym po ciebie. Ale to są trzy - cztery godziny jazdy w jedną stronę. Nie gniewaj się, nie mam w piątek tyle czasu.
Zdziwił ją jego ton, taki przepraszający i dopiero teraz zrozumiała, jak opacznie pojął jej brak reakcji. Uśmiechnęła się ciepło:
- To nie tak, nawet przez głowę mi nie przeszło, żebyś po mnie przyjeżdżał. Zaskoczył mnie sam pomysł, że chciałbyś się ze mną spotkać tak po prostu, poza imprezami w Czarnym Borze.
On też się uśmiechnął. Często słyszał w branży o "uśmiechu w głosie", ale z reguły były to sztucznie wykreowane tony. Kiedy Marta się uśmiechała, od razu słyszał tę łagodność i czułość.
- A dlaczego miałbym nie chcieć? - zdziwił się.
- No wiesz, prowincjuszka w stolicy, i to jako twoja towarzyszka...
Roześmiał się i ona teraz też wyczuła ciepło w jego głosie.
Tak kusił i namawiał, że obiecała przemyśleć propozycję. Oczywiście absolutnie nie wyobrażała sobie towarzyszenia mu na imprezie, ale wyjazd do stolicy mogła wziąć pod uwagę.
"W sumie, czemu nie? - zastanawiała się. - Dawno nie byłam w Warszawie. A przecież nie będę sama".
Następnego dnia dała mu znać, że przyjedzie.
- Super! - ucieszył się. - Jeśli pozwolisz, kupię ci bilet i prześlę mailem. Tak będzie wygodniej. Za to w niedzielę cię odwiozę.
***
Czekał na nią na peronie. Zobaczyła go, gdy tylko wysiadła z pociągu. Uśmiechnął się i sięgnął po jej walizkę:
- Cześć, Martuś. Jak podróż?
- Wygodnie, nigdy jeszcze nie jechałam pierwszą klasą w pendolino. Naprawdę było fajnie.
Pomyślał, jak łatwo jest zrobić jej przyjemność. Cieszyła się z każdego drobiazgu:
- Nie zarezerwowałem ci pokoju, założyłem, że zamieszkasz u mnie... Ale może wolisz hotel?
To miłe, że dał jej wybór. Ale przecież nie będzie go naciągała na koszty:
- Chętnie zatrzymam się u ciebie, jeśli masz wolny pokój. Agencja nie będzie miała nic przeciwko?
Ponieważ często bywał w Warszawie, tu głównie kręcił zdjęcia do serialu i reklamówki, spotykał się z ludźmi z branży czy dziennikarzami i bywał na imprezach branżowych, agencja wynajęła mu na stałe niewielkie mieszkanie na Mokotowie.
Kosztowało mniej, niż hotele, a jemu dawało poczucie posiadania czegoś "swojego" w stolicy.
- Nieee.. - roześmiał się. Przed oczami stanęły mu imprezy, jakie robił w mieszkaniu i zabawne wydało mu się przypuszczenie, że ktokolwiek miałby mu za złe goszczenie znajomej.
Marta rozejrzała się po mieszkaniu z zachwytem. Miało salon i sypialnię, było w dobrym punkcie, przy zielonym skwerze. Urządzone chyba przez projektanta, dużo bieli, beżu i brązu. Wyobraziła sobie, jak wyglądałaby ta kolorystyka, gdyby wpuścić tu jej braci.... Parsknęła śmiechem a on, zaciekawiony, zapytał o powód.
- Nic takiego - odparła w odpowiedzi. Zderzenie tych dwóch wyobrażeń, jasnego mieszkanka i dwóch kochanych łobuzów, którzy często mieli ręce upaćkane "czymś" z pewnością nie było wizją, którą Radek przyjąłby z uśmiechem.
Chłopak pasował do tego mieszkania. On też był wyczyszczony, wymodelowany, wyprasowany, fryzurę poprawiał nawet w trakcie pamiętnej imprezy urodzinowej. Biegał z mopem z fartuchu kuchennym, ale zawsze znalazł czas, żeby się przejrzeć w lustrze i skontrolować wygląd.
"No, taki Model" - uśmiechnęła się, tym razem już do siebie. Przezwisko, którym posługiwali się jego przyjaciele, było trafione w punkt.
Sypialnia była w kolorach beżu i ciepłego brązu. Ucieszyła się, bo lubiła te kolory. Radek oddał jej ten pokój do wyłącznej dyspozycji.
- Zostaw walizkę, jeśli chcesz odśwież się w łazience i idziemy coś zjeść - zadecydował Radek. - Jaką lubisz kuchnię? Tajską, hiszpańską, włoską, francuską? A może coś jeszcze innego?
- Pamiętaj, że przyjechałam z prowincji - wytknęła żartobliwie. - My w małych miasteczkach nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego wyboru....
Pokiwał głową, dopasowując się do konwencji:
- No to pozwolisz, moja ulubiona prowincjuszko, że sam wybiorę. To tylko szybki lunch, zjemy go bez większego zadęcia. Z tego, co wiem, lubisz wszystko. Nie jesteś wegetarianką, nie masz żadnej alergii ani uczulenia na gluten czy laktozę. - wyliczał.
Kiedy spotkali się za chwilę, z uznaniem pokiwał głową:
- Szybka jesteś. Większość moich znajomych kobiet potrzebowałaby na to przynajmniej pół godziny.
Zmieszała się. Nie wiedziała, czy miał to być szczery komplement, czy delikatne wytknięcie tylko powierzchownego zadbania o siebie. Może miała się przebrać w coś bardziej szykownego? A może miała zrobić makijaż czy fryzurę? Nie wiedziała, do jakich standardów Radek jest przyzwyczajony.
- Możemy iść? U nas na prowincji nikt nie będzie czekał pół godziny, bo ktoś się musi wypindrzyć - zabrzmiało to ostrzej, niż miała w planach. Konwencja, która tak fajnie sprawdzała się w rozmowach telefonicznych, przestała jej wystarczać. Łatwo było żartować z celebryckich i małomiasteczkowych przyzwyczajeń przez telefon, ale teraz poczuła się gorsza i nie na miejscu.
Radek też to odczuł. Ujął jej obie ręce i popatrzył w oczy:
- Martuś - zaczął miękko - przepraszam za wszystko, co powiedziałem albo co powiem, a co nie będzie ok. Ja naprawdę cieszę się, że tu jesteś i chcę, żebyś się dobrze bawiła. Jeśli powiem lub zrobię coś niemiłego, to zrzuć to proszę na moje celebryckie przywary. Wiesz, że jestem rozpuszczonym bachorem - zakończył z olśniewającym uśmiechem.
"To prawda, jest rozpieszczony i przyzwyczajony do innych standardów - pomyślała. - Ale w końcu nikt go nie zmusza do zadawania się ze mną, robi to z własnej woli i chętnie, więc widzi w tym jakąś przyjemność".
A w tym momencie był tak ujmujący i słodki, że nie potrafiła się na niego gniewać i cała jej irytacja zniknęła.
***
- Córciu, Tomek przyszedł - powiedziała mama, gdy Daria próbowała zrozumieć zadanie z matematyki.
Chłopak wszedł do pokoju:
- Cześć! Nie odbierasz wiadomości ani telefonów, dlatego nie mogłem się zapowiedzieć - widział, że dziewczyna jest zaskoczona i niezadowolona z jego najścia. Ale postanowił się tym nie przejmować. Nie pozwoli jej się wywinąć z tej znajomości, co chyba zaczęła robić.
- Cześć - nie wstała, tylko wskazała mu fotel. Ale on wolał usiąść obok niej, na łóżku. Posłusznie podwinęła nogi, żeby zrobić mu miejsce.
- Co czytasz? - zainteresował się książką leżącą na poduszce:
- "Matematyka 3. Podręcznik dla liceów, zakres podstawowy" - przeczytał na głos. - Pasjonująca lektura?
- A jak myślisz? Próbuję dojść, gdzie popełniłam błąd i nie wiem. Wyszedł mi inny wynik, niż powinien... - pożaliła się. - O zobacz, w rozwiązaniach na końcu podręcznika jest minus trzy, a mnie wyszła jedna trzecia.
- Pokaż - nachylił się nad zeszytem, gdzie miała obliczenia. Przez chwilę sprawdzał, a później uśmiechnął się i postukał długopisem:
- O tu, widzisz? Źle zapisałaś po przeniesieniu i dalej powieliłaś ten błąd.
- Faktycznie - skrzywiła się. - Gapa ze mnie.
- Ale bardzo kochana - skontrował Tomek i wziął ją za rękę.
Zesztywniała. Ale on, nie bacząc na to, przygarnął ją i pocałował w nos:
- Daria, moja kochana dziewczyno, nie bój się. Nie skrzywdzę cię. Wiem, że sprawy między nami wymknęły się spod kontroli i za to przepraszam. Bo powinienem był myśleć, za siebie i ciebie. Ale nie przeproszę za to, że byliśmy razem. Bo to, że byliśmy, jest jednym z moich najpiękniejszych wspomnień. I nawet, gdybyś zdecydowała, że więcej się do mnie nie przytulisz, to zapamiętam je na zawsze....
Słuchała tego jak zauroczona. Tomek mówił to spokojnie, ale z jakimś takim żarem wewnętrznym. Choćby nawet nie chciała, to coraz bardziej mu wierzyła. I coraz bardziej miękła pod wpływem jego gorącego spojrzenia, żarliwego głosu, ciepła jego dłoni.
W takich momentach znikało nawet poczucie winy, jej stały towarzysz w ostatnich tygodniach.
Oparła się o niego i westchnęła z ulgą:
- Jak to dobrze, usłyszeć takie słowa. I poczuć się bezpiecznie....
A on wziął jej rękę i przyglądał się bliznom ją szpecącym:
- Powiedz, czy choć jedna przybyła przeze mnie? - zapytał z troską.
- Nie - uśmiechnęła się. - Wszystkie są wcześniejsze.
- To dobrze - odetchnął z ulgą. - Nie darowałbym sobie, gdybym był przyczyną którejkolwiek....
- Nie lubisz ich, prawda? - zadała pytanie niby spokojnie, ale z napięciem czekała na odpowiedź.
- I tak i nie - odparł poważnie. - Uwielbiam, bo są częścią ciebie. Nie lubię, bo są zapisem twojej rozpaczy i bezradności. Zawsze wtedy żałuję, że poznaliśmy się zbyt późno, żebym mógł przejąć tę rozpacz lub choćby potowarzyszyć ci w niej. Ale mam nadzieję, że teraz już żadna nie przybędzie. Że zamiast się skaleczyć, zadzwonisz do mnie albo przyjdziesz.
Później pocałował każdą z nich. A jeszcze później - jej wargi. Delikatnie, jakby składał obietnicę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro