6.
Kiedy Marta się obudziła, w mieszkaniu było cicho. Kleo też jeszcze spała. Marta po cichu przeszła do łazienki i wzięła długi, ciepły prysznic, który pozwolił jej dojść do siebie po nocnych szaleństwach.
Po kąpieli zamierzała zająć się śniadaniem, żeby choć w takiej formie podziękować chłopakom i Myszy za pomoc w przygotowaniach do wczorajszej imprezy i późniejszym sprzątaniu.
Razem z Darią i Kleo oraz przyjaciółmi z Bialegostoku włożyły w przygotowania dużo wysiłku. Może właśnie dlatego, że tak mocno się napracowały, impreza była udana? Bo była, zarówno na początku, gdy było sporo gości jak i później, gdy zostali we własnym gronie. Mysza okazała się świetną wodzirejką, z fantazją i wyczuciem. Bawiły się we własnym, babskim gronie chyba z godzinę.
"Ale teraz po tej zabawie wszystko mnie boli" - jęknęła, przeciągając się pod strumieniami ciepłej wody.
- Mogę wejść? Umyję ci plecy - usłyszała ciepły, zmysłowy głos spoza kabiny. W panice rozejrzała się i zakryła ręcznikiem.
- Rozumiem że nie - roześmiał się Radek. - A przynajmniej jeszcze nie... Trudno. Jak skończysz, przyjdź do kuchni. Zrobiłem kawę.
***
Chłopak nie kłamał, kawa na nią czekała. A Radek robił jajecznicę:
- Tosty już są - wskazał.
- Na sama myśl o jedzeniu robi mi się niedobrze. - skrzywiła się.
Chłopak przyjrzał jej się uważnie:
- Po przepiciu trzeba coś zjeść, ustabilizować żołądek, dostarczyć organizmowi tłuszczu do spalania alkoholu.
- Grałeś w "Szpitalu w Borowej Górze"? - roześmiała się, wspominając jeden z serialowych tasiemców, opowiadający o codziennym życiu szpitala w podwarszawskiej miejscowości.
- Nie, ale zbyt dużo razy budziłem się po imprezie skacowany jak nieboskie stworzenie. Dlatego nauczyłem się radzić sobie. - przyznał. A później nałożył jej tosta i solidną porcję jajecznicy:
- Zaufaj mi, wiem co mówię. Zrobi ci się lepiej.
Uwierzyła mu, choć nie narzekała zbytnio na samopoczucie. Sporo wczoraj wypiły, ale intensywny ruch zniwelował zgubny wpływ alkoholu. Nie miała ochoty na jedzenie, bo mało spała. Dlatego dziobała widelcem w talerzu.
Widząc to, chłopak usiadł obok niej i wziął z jej ręki widelec:
- Otwórz buzię - polecił z humorem podszytym troską:
- A teraz patrz leci samolot, prosto do twoich ust. Jeden kęs za mamusię... O tak, bardzo ładnie - pochwalił, kiedy posłusznie przełknęła.
Gdyby nie to, że miała usta pełne jedzenia, roześmiałaby się w głos. Scena była absurdalna: siedziała w kuchni i była karmiona jajecznicą przez młodego celebrytę, który często widniał na okładkach kolorowych pisemek i na głównych stronach portali internetowych. Aktora młodego pokolenia, za którym wielbicielki wzdychały i wypłakiwały oczy. A ona, niepozorna dziewczyna z małego miasteczka, była przez niego karmiona jak dziecko.
- Na razie wystarczy, widzę że już naprawdę nie możesz - odłożył widelec. - Dokończ tosta, wypij kawę. To ci dobrze zrobi....
Jeszcze przez dłuższą chwilę siedzieli, pili kawę i rozmawiali. O wszystkim i niczym. O wczorajszej imprezie i tym, co pokazują w telewizji. O ostatniej premierze filmowej i nadchodzącej maturze:
- Nie wiem, co chcę studiować - zwierzył się Radek. - Złożę papiery na prawo, informatykę i anglistykę. A później zobaczymy.
Był taki zwykły, jak kolega ze starszej klasy. Nie było w nim ani grama celebryctwa i pyszałkowatości, którą pokazywał na zewnątrz.
Od pamiętnej imprezy sylwestrowej często rozmawiali, przeważnie wieczorami, przez telefon. Zdarzało się, że w takim tonie, jak teraz. Ale często wpadał w swoje gwiazdorskie przyzwyczajenia. Wtedy wyśmiewała jego pańskie maniery. Ale w duchu podziwiała wielkomiejskie obycie; to, że zawsze jest taki pewny siebie, że potrafi zachować spokój i swobodę w różnorodnych sytuacjach, że wszędzie czuje się "jak u siebie".
I zazdrościła mu. Radek był klasycznym przykładem "bananowej" młodzieży: miał bogatych, wykształconych rodziców, inteligencki dom, dobrą szkołę i znajomych z tej samej sfery. Na wszystko go było stać, a jeśli potrzebował więcej, zawsze mógł poprosić rodziców.
Tego wszystkiego mu zazdrościła. A w szczególności wsparcia najbliższych. Ona, podobnie jak jej przyjaciółki, nie mogla liczyć na dużą pomoc rodziny. Jeśli w ogóle na jakąkolwiek.
Ojciec nadal przebywał w zakładzie karnym, odsiadywał wyrok za przemoc domową. Mama pracowała w sklepie a dwóch młodszych braci dopiero co zaczęło edukację w szkole podstawowej. Marta zdawała sobie sprawę z faktu, że wszystko w życiu będzie musiała osiągnąć samodzielnie. Już mama się krzywiła, że uparła się na liceum zamiast na naukę zawodu w szkole branżowej. Ale dziewczyna się uparła, więc maturę zdobędzie. A co dalej? Czy będzie ją stać na studia? Na jakieś samodzielne życie? Na razie odsuwała takie myśli, zakładając, że jakoś sobie poradzi, kiedy nadejdzie czas. Ale czy naprawdę sobie poradzi?
- Hej, o czym myślisz? - dotknął jej dłoni. Zauważył, że przestała go słuchać. Umknęła wzrokiem, nie chcąc, żeby wyczytał w nim zazdrość. To nie było fair.
- Ziemia do Marty.... - upomniał się. Uśmiechnęła się dzielnie:
- Wybacz, jakoś tak.... Zamyśliłam się.
- No, ładnie - skrzywił się pociesznie. - To ja tu wylewam swoje najskrytsze żale, za które "Kundelek" zapłaciłby mnóstwo pieniędzy, a ty masz to za darmo i nie słuchasz?
Widział, że coś ją zasmuciło. I że nie chciała o tym mówić. Nie byli aż tak zaprzyjaźnieni, żeby mógł nalegać na zwierzenia, więc zaczął żartować z samego siebie. To zawsze skutkowało.
- No widzisz? Nie doceniam tego, co mam - odparła z humorem, choć wydawało mu się, że takim "na siłę".
Wziął ją za rękę, uścisnął i powiedział już całkiem serio:
- Martuś, jeśli coś cię martwi, jeśli mogę ci jakoś pomóc, to tylko powiedz. Jesteś mi bliska a problem dzielony z przyjacielem to tylko pół problemu.
Popatrzyła w jego poważne oczy i zarumieniła się, sama nie wiedział, dlaczego. A on podtrzymywał kontakt wzrokowy, starając się wybadać powód jej smutku.
- Ja... - zaczęła. W tym momencie do kuchni weszły, radośnie się przeciągając, Kleo i Mysza. Starsza dziewczyna obrzuciła siedzących radosnym spojrzeniem:
- O, jajecznica! Szkoda, że już pewnie zimna. I kawa, ta jest dobra w każdej temperaturze...
Przybyłe szybko zrobiły więcej jajecznicy i kanapki z tego, co znalazły w lodówce:
- Dobrze, że w międzyczasie nakazałam, żeby Adonis zrobił zakupy - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Mysza. - Bo inaczej mielibyśmy na śniadanie tylko powietrze...
Przenieśli wszystko do salonu, już w miarę uporządkowanego. Mysza popatrzyła w stronę sypialni:
- Adonis i Daria jeszcze chyba śpią. Szkoda, jajecznica wystygnie.
***
Kiedy Daria otworzyła oczy, napotkała uważne spojrzenie chłopaka:
- Jak się czujesz? - zapytał troskliwie.
- Nie wiem. - zastanowiła się. - Trochę mnie boli.
Skrzywił się. Nie był zadowolony z jej odpowiedzi:
- Daria, chcę, żebyś wiedziała, że....
- Nie chcę o tym mówić - przerwała mu. - Umówmy się, że nic się nie stało. I tak to traktujmy.
- Ale się stało. Byliśmy razem i było cudownie... - uśmiechnął się ciepło.
- Nic się nie stało i niczego nie było - podtrzymała z uporem. - O niczym nie będziemy rozmawiać. I nikomu o niczym nie powiesz, dobrze? - popatrzyła prosząco.
- Okej, niech będzie po twojemu. Przynajmniej na razie - skapitulował.
Był zły. Chciał z nią porozmawiać, zapewnić, że traktuje ją z szacunkiem i to, co się wczoraj zdarzyło, było czymś ważnym i wyjątkowym. Ale, napotkawszy taki sprzeciw, nic nie powiedział. Przypomniał sobie kilka sytuacji ze swojej przeszłości, gdy to on bagatelizował wspólnie spędzone chwile, a chwilowe partnerki zabiegały o jego uwagę i dążyły do dłuższego związku.
A teraz on chciałby przekonać tę milczącą dziewczynę leżącą obok, że jest dla niego ważna. Chyba pierwszy raz w życiu.
"Nigdy nie zabiegałem o żadną laskę, z reguły same się narzucały. Teraz chcę, a ona to lekceważy" - pomyślał z irytacją:
- Dobrze, więcej o tym nie wspomnę. Udawajmy, że wczoraj nic się nie zdarzyło.
***
Kilka dni później, wieczorem, okupowały pokoik Darii. Siedząc, leżąc, machając nogami i plotkując udawały, że się uczą.
Najlepiej się czuły właśnie tutaj, pomimo skromnego otoczenia i niewielkiej powierzchni. Mama Darii nie wtracała się, dawała im swobodę. Mogły siedzieć, jak długo chciały. U żadnej z pozostałych nie było takiego spokoju: ojczym Kleo nie tolerował ich przyjaźni a małe dziecko często płakało a u Marty dwóch młodszych braci zawsze hałasowało.
- Baby, przypominam, że jutro Kędzierski robi sprawdzian. Dla obu klas - Marta spróbowała kolejny raz przywołać koleżanki do porządku. Jej i Darii klasa i klasa Kleo szły tym samym torem, nauczyciel od fizyki na jutro zapowiedział sprawdzian i uznały, że pouczą się razem. Na razie, poza rozłożeniem podręczników, niewiele zrobiły. Wszystko było ważniejsze do omówienia, niż nauka.
- Tobie to dobrze, Tomek się z tobą uczy, poradzisz sobie - Marta zwróciła się do Darii z lekką nutą zazdrości.
- Już się ze mną nie uczy - sprostowała Daria.
Dziewczyny popatrzyły na siebie ze zdziwieniem:
- Jak to? Dlaczego?
- Nie chcę. Czy ja muszę być od niego tak bardzo uzależniona? Tylko Tomek i Tomek? Nic nie mogę sama? - wybuchnęła.
Marta była zdezorientowana jej wybuchem:
- Daria, wszystko możesz sama. Tak jak każda z nas. - objęła przyjaciółkę. - Jesteśmy fajne i mądre babki. Tylko myślałam, że dobrze ci z jego pomocą.
- To źle myślałaś - burknęła Daria na granicy płaczu.
Przez ostatnie kilka dni trudno jej było powstrzymać emocje. Miała poczucie winy, że uległa Tomkowi. Czuła się brudna i "łatwa". Bała się, że chłopak opowie znajomym i wszyscy będą ją postrzegać jako "lekką panienkę" i to w sytuacji, gdy mama tak bardzo prosiła, żeby dbała o swoją opinię.
Czuła się tak nie w porządku, że nawet nie ośmieliła się porozmawiać o tym z Arielem - a od czasu, kiedy jej pomógł, nie miała oporów, żeby radzić się go we wszystkich sprawach. A teraz ją blokowało.
- Wiesz, orłem w nauce nie jesteś. Zresztą, jak żadna z nas. Skoro Tomek ci proponuje pomoc, to dlaczego odrzucasz? - odezwała się Kleo, wydymając wargi.
- Jeszcze ją dobij - zirytowała się Marta. - Daria ma problem, a ty...
- Spałam z Tomkiem - przerwała Daria rodzącą się sprzeczkę.
Obie przyjaciółki popatrzyły na nią ze zdziwieniem:
- Spałaś, czyli....
- Uprawialiśmy seks. Na naszej imprezie - wypaliła Daria. W tej chwili nie była już w stanie utrzymać tajemnicy. - I gryzie mnie to, bo ja nie jestem "taka".
I rozpłakała się. Wyrzuciła z siebie emocje ostatnich dni: poczucie winy, strach o opinię najbliższych, niepewność.
Kleo wzięła ją za rękę. W niej też coś pękło:
- Hej, jeśli jesteś "taka", to nie sama. Ja też.... - przyznała.
Teraz na nią popatrzyły obie przyjaciółki:
- A ty z kim?
- Z Arielem.... - wymknęło jej się, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Zamilkły. Ta informacja spowodowała szok u Darii i Marty, usuwając wszystkie inne problemy z pola widzenia.
- Jak to "z Arielem"? - bezmyślnie powtórzyła Marta. - Przez komunikator?
Kleo poczerwieniała i pokręciła głową:
- Spotykamy się. Od dawna. Tylko zakazał wam o tym mówić. Jeśli się dowie, że wam powiedziałam, zerwie ze mną kontakt....
***
Takiej "bomby" się nie spodziewały. Przez kilka następnych dni Daria i Marta unikały Kleo, nie wiedząc, jak ją traktować. I jak odnieść się do tego, co im powiedziała.
Że Kleo nie powiedziała im o związku z kimkolwiek, to już było kuriozum w ich przyjaźni, bo przywykły mówić sobie wszystko.
Ale to, z kim była związana, nie mieściło im się w głowach. Ariel, ich mentor i opiekun, wybawiciel, przyjaciel, na którego każda z nich zawsze mogła liczyć.... Człowiek, który doprowadził do zakończenia przemocy w domu Marty... ten, który być może uratował życie Darii. A z pewnością uratował jej zdrowie, spokój i dobrą opinię.... Psycholog celebrytów? Znany z mediów profesor? Ten mężczyzna był związany z ich Kleo? Takim prawdziwym związkiem, jak mężczyzna z kobietą?
Kiedy razem rozmawiały na jego temat, śmiejąc się i żartując, Kleo przez cały czas wiedziała, że niedługo spotka się z nim i .... i co? Czy ona opowiadała Arielowi o tym, o czym rozmawiały? Między sobą też nie poruszały tego tematu, gdyż naprawdę nie wiedziały, jak się do niego odnieść a poza tym rozmowa o nim bez obecności Kleo wydawała im się nielojalnością wobec przyjaciółki.
A ponieważ ta sprawa była najważniejsza dla każdej z nich, w związku z tym one dwie też przestały spędzać razem czas.
Daria szczególnie boleśnie odebrała informacje o romansie przyjaciółki z Arielem. Nie, żeby była zazdrosna. Wiadomo, dorosły mężczyzna ma swoje życie, ludzi wokół siebie, nawet przyjaciółki czy kochanki. Ale to, że romansował z taką małolatą jak Kleo i to od dawna, wstrząsnęło Darią. To było tak absurdalne.... I jakieś takie... nielojalne? Że strony Kleo czy Ariela? A może obojga?
A dodatkowo miała problem z oceną własnego postępowania i z uporaniem się z odczuciami. Czuła się winna. Winna własnego postępowania i winna tego, że podobało jej się to. Te dwa odczucia teoretycznie powinny się wykluczać.
Kiedy przypominała sobie, jak siedziała na brzegu stołu, z zadartą sukienką, a między jej rozwartymi kolanami stał Tomek i sprawiał jej rozkosz, czuła się jak tania dziwka. Powinna była zareagować, zaprotestować. Nie powinna była mu pozwolić. Nie powinna była sobie pozwolić...
I to gdzie? W kuchni, na imprezie, gdzie mógł wejść każdy i każdy by to zobaczył...
Nie tylko pozwoliła, ale również doznawała przyjemności. Podobało jej się. Tomek wiedział, co zrobić, żeby było przyjemnie. Nawet jak zabolało, to mocno tylko przez chwilę. Później bolało mniej, w zasadzie nie bolało, tylko czuła taki dyskomfort, kiedy się w niej poruszał.
Mama prosiła, żeby uważała na siebie, na swoją opinię. A ona zachowała się jak puszczalska.
Miała zamęt w głowie. Chętnie omówiłaby to z dziewczynami, poradziła się Kleo, skoro Kleo też miała "to" już za sobą. Ale właśnie z Kleo nie mogła. I z Arielem też.
Szczególnie trudno jej było przed zaśnięciem. Wspomnienia atakowały, myśli wirowały, poczucie winy dominowało nad wszelkimi innymi odczuciami.
Nie potrafiła sobie poradzić. Znów wygrzebała z szuflady żyletkę, dawno nie używaną. Kilkakrotnie już obracała ją w palcach, patrzyła na lśniące, stalowe ostrze... Znów ją kusiło, znów obiecywało ulgę.
Dotychczas za każdym razem, kiedy miała ochotę się skrzywdzić, przesuwała palcami po bliznach, które jej zostały po poprzednich cięciach. Przypominała sobie, w jakie kłopoty ją wpędziły.
Co innego, gdy na początku Ariel ją karał za nieposłuszeństwo i musiała się ciąć na jego rozkaz - wtedy robiła to pod jego dyktando, wykonując dokładnie tyle cięć i tak głębokie, jak jej kazał. A on pilnował, żeby kara była dolegliwa, ale nie groźna dla zdrowia.
A później, gdy trafiła do "kręgu" i nie potrafiła się uporać z tym, w czym musiała uczestniczyć, też się cięła. W tajemnicy. I wtedy puszczały jej wszelkie hamulce. W efekcie gdyby nie Kleo, nauczyciel ze szkoły i w ostateczności Ariel, mogłaby mieć albo niesprawną rękę albo mogło jej już w ogóle nie być.
Dlatego bała się, obracając w palcach ostrze żyletki. A jednocześnie czuła podniecenie, że ból zagłuszy jej rozterki wewnętrzne.
Oczywiście, po terapii z Arielem wiedziała, że to oszustwo. Że daje bardzo krótkotrwały efekt, a później chce się więcej i więcej. Mocniej i bardziej krwawo. I w sumie niczego to nie rozwiązuje, do jednego problemu dokłada kolejne. I jest się w dużo gorszej sytuacji niż na początku.
Wszystko to wiedziała. Ale żyletka kusiła, obiecywała zapomnienie....
Dlatego miotała się emocjonalnie, warczała na wszystkich, przestała się uśmiechać.
Po ostatniej wypłacie zapowiedziała w barze, że potrzebuje wolnego i przestała się tam pojawiać.
W rezultacie spędzała czas sama w domu, oglądając seriale, starając się czytać książki i usiłując się uczyć.
***
Tomek odebrał to bardzo osobiście. Po kolejnych paru dniach, gdy dziewczyna zbywała go w szkole i poza nią i nie odbierała telefonów przyszedł do jej mieszkania. Mama Darii wpuściła go do mieszkania, ale widział z jej zachowania, że robi to niechętnie:
- Darusiu, masz gościa - kobieta wpuściła go do pokoju córki.
Daria gwałtownie wrzuciła żyletkę do szuflady i odwróciła się do przybyłego. Stała, milczała, patrzyła.
Chłopak uśmiechnął się niepewnie:
- Cześć! Nie odzywasz się, nie odbierasz telefonów. Co jest?
- Nic - odburknęła. Była zmęczona tą całą huśtawką nastrojów i nie miała ochoty z nikim rozmawiać. A w szczególności z Tomkiem.
Chłopak nie wystraszył się jej burknięcia. Podszedł do niej i wziął ją za ręce. Uśmiechnął się:
- Podobasz mi się, skarbie. I roześmiana i szczęśliwa i taka naburmuszona, jak w tej chwili. Zawsze mi się podobasz - jego głos obniżył się i chłopak zaczął mruczeć uwodzicielsko:
- To, co się stało na imprezie...
- Nie chcę o tym mówić! - przerwała mu.
- To nie mów. Tylko słuchaj... - niski, zmysłowy ton koił jej nerwy, przynosił spokój, uwodził:
- To, co się stało na imprezie, było wspaniałe. Żadne z nas tego nie planowało, samo tak wyszło. Ale Daria, nie żałuję ani sekundy. Byłaś cudowna, taka naturalna, otwarta, chętna. Byłaś...
- Byłam dziwką! - prawie krzyknęła. Powstrzymała ją tylko świadomość, że mama jest za ścianą.
Tomek skrzywił się i mocniej ścisnął jej dłonie:
- O czym ty mówisz? Byłaś cudowna, kochana dziewczyno! Jestem dumny, że to właśnie ze mną tam byłaś! I wierz mi, nawet gdybym mógł, nie cofnąłbym czasu ani o sekundę. Nie myśl więc o sobie źle, bo nie masz powodu. A wręcz przeciwnie: pomyśl, że wspólnie przeżyliśmy coś fantastycznego. Coś git....
- Łatwo ci mówić - nie ustępowała. - To nie ciebie nazwą "puszczalską", jak się rozniesie....
- Jak ma się roznieść? Byliśmy tam tylko my dwoje. - żarliwie przekonywał, starannie unikając wspomnienia o Radku. - I żadne z nas nikomu nie powie. Nikt nie będzie wiedział. Więc nic się nie rozniesie.
Teraz patrzyła na niego z nadzieją pomieszaną z obawą:
- Naprawdę nikomu nie powiesz? - szepnęła.
- Nikomu, skarbie. - obiecywał. - Wiemy tylko my. I jeśli chcesz, to tak zostanie.
Westchnęła i przymknęła oczy, a on ją przytulił:
- Daria, skarbie, kochana dziewczyno... - szeptał. - Jesteś moja.... A ja zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa....
A kiedy zobaczył, że przesuwa dłonią po pokaleczonym przedramieniu, podniósł je do ust i delikatnie ucałował po kolei każdą z blizn. Jednocześnie trzymał mocno, żeby nie wyrwała ręki:
- Nie bój się, skarbie. Nie skrzywdzę cię. Będziesz ze mną szczęśliwa....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro