43.
Poczucie dumy i odpowiedzialności, które poznał na sali porodowej, nie trwało długo. Przez pierwsze kilka dni było w porządku, mama Darii odciążała ich od opieki nad malutką: spała w jej pokoju, czujnie, aby zareagować na najlżejszy szmer dochodzący od strony łóżeczka. Przewijała wnuczkę, przynosiła Darii do karmienia, tuliła i śpiewała jej piosenki. Oprócz tego gotowała wszystkie ulubione potrawy Darii, pamietając, czego położnica nie może jeść.
- Córeczko, masz odpoczywać i nabierać sił postawila sprawę jasno:
- Zostanę tylko kilka dni, więc wykorzystaj ten czas: śpij na zapas, jedz, karm malutką. - zdecydowała.
I tak się stało. Daria, zmęczona "przygodą życia", kilka najbliższych dni praktycznie przespała. Budziła się na karmienie malutkiej, jadła posiłki przyniesione przez mamę, dbała o higienę i to było wszystko, na co miała siłę.
Po kilku dniach matka wyjechała i zaczęły się problemy: trzeba było wstawać w nocy do dziecka i zajmować się nią.
Zaczęło się pierwszej nocy, kiedy mamy już nie było z nimi. Daria, zmęczona całodniową opieką nad coreczką, jeszcze nie wydobrzawszy po porodzie, nie od razu usłyszała płacz a Tomek, gwałtownie obudzony, nie potrafił ukryć irytacji:
- Idź do niej, skarbie, bo nie przestanie płakać. Ja mam rano sprawdzian, muszę się wyspać.... - i przewrócił się na drugi bok, zakrywając uszy poduszką.
Daria bez dyskusji powędrowała do pokoiku dziecka. Zresztą zgadzała się z nim: ona zostawała w domu, Tomek musiał iść do szkoły i skupiać się na lekcjach. Więc logiczne było, że to ona wstaje do dziecka.
Po kilku takich nocach, z pobudkami co kilkadziesiąt minut, chodziła jak zombie. Jeszcze czuła się w obowiązku zrobić rano śniadanie, żeby Tomek wychodził do szkoły syty. Dopiero gdy zostawała sama, pozwalała sobie na drzemkę. Ale krótką, bo córeczka budziła się co kilkanaście, w najlepszym wypadku co kilkadziesiąt minut.
Zmęczona, niewyspana, zestresowana nową rolą i w dalszym ciągu obolała, nie miała na nic siły.
Dlatego doceniała, choć niechętnie, że Tomek zapewnił jej pomoc pani Poli, od sprzątania i gotowania. Starsza kobieta przychodziła i po cichu robiła swoje. Dbała również o młodą matkę, starając się gotować to, co Daria najbardziej lubiła:
- Wiem, jak to jest - opowiadała wesoło. - Sama wychowałam trzech łapserdaków. Przy pierwszym dzięki jest najtrudniej, bo człowiek jeszcze nie wie, co i jak. Później się przyzwyczaja.
Po południu przychodził Tomek, w dobrym humorze, i starał się być pomocny. Całował ją czule a następnie zabawiał Adi, nosząc ją i śmiejąc się do niej.
Daria czekała na ten moment, mając nadzieję, że będzie miała czas dla siebie: poleżeć w wannie, poczytać książkę, albo po prostu spokojnie się wyspać. Ale Tomek na te popołudnia miał inny pomysł: rozkładał podręczniki i notatki, uznając za punkt honoru przekazać dziewczynie wszystko, co było omawiane w szkole:
- Skarbie, skup się - prosił.
- Nie mam siły - narzekała Daria. - Sam powiedziałeś, że jeśli nie zaliczę klasy, to nic złego się nie stanie.
- Owszem - zgadzał się z nią. - Ale szkoda byłoby nie powalczyć, jeśli masz taką możliwość.
Daria, permanentnie zmęczona, nie miała siły tłumaczyć mu, że z tymi możliwościami nie jest tak różowo. Doceniała też, że - w porównaniu do innych młodych matek - ona ma "tylko" skupić się na opiece nad dzieckiem, bez sprzątania, gotowania i zakupów.
Tym bardziej czuła się gorsza i beznadziejna. Jej mama prawie samotnie wychowała dwoje dzieci, łącząc to z pracą. Pani Pola wychowała troje. A ona ma tylko jedno, do tego nie musi wykonywać wielu obowiązków domowych. I jeszcze sobie nie radzi!
Zaciskała zęby i uśmiechała się, pochylając nad podręcznikiem czy zeszytem.
Zaciskała również zęby, gdy chłopak tulił ją i pieścił, spragniony bliskości. Udawała, że jego karesy sprawiają jej przyjemność. Chyba udawała dobrze, bo dotąd nie skomentował jej zachowania, a jeśli już, to jej brak ochoty tłumaczył dolegliwościami fizycznymi. Pogodę udawała również przy dziecku, karmiąc je, przewijając i tuląc, kiedy nie chciało spokojnie leżeć w łóżeczku. I zastanawiając się, co robi źle i czego nie umie.
Miała wrażenie, że z upływem dni Adi budzi się coraz częściej i zawsze z płaczem. Teraz do rzadkości należały momenty, gdy malutka spała jednym ciągiem przez godzinę lub dłużej. Zwykle jej drzemki trwały po 20 - 30 minut.
Wszystko to dobijało ją, powodując jej nerwowość i brak wiary we własne umiejętności, a płacz niemowlęcy budził bezradność.
Kiedy zostawała sama z córką, płakała z rozpaczy, tuląc równie płaczące dziecko. Często patrzyła w takich chwilach na malutką, żałując, że tak się potoczyły losy ich obydwu i zastanawiając się, jak by wyglądało jej życie, gdyby Adi nie było na świecie.
Zaczęła znów zastanawiać się nad swoimi poczynaniami a biorąc nóż w kuchni, pierwsze co jej przychodziło do głowy, to zagłębienie ostrza w przedramieniu, żeby ból fizyczny ukoił jej lęki i bezradność.
Nie pomagało, gdy Tomek, tuląc ją, zaczynał chwalić jej dzielność:
- Jestem taki dumny z ciebie, skarbie - całował ją w nos:
- Jesteś matką na pełen etat, panią domu, do tego starasz się uczyć. Co prawda nie musisz zarabiać a do obowiązków domowych masz panią, więc ci łatwiej - dodawał zaraz.
To wszystko powodowało, że nie miała odwagi powiedzieć mu, jak źle się czuje. I o czym naprawdę myśli.
A później nadeszły jeszcze gorsze dni, bo pani sprzątająca i gotująca się rozchorowała. I Daria naprawdę została sama.
Traf chciał, że chyba zaczęła tracić pokarm a Adi była jeszcze trudniejsza do okiełznania, niż zwykle.
Nosząc ją na rękach przez dwie godziny, bo mała płakała, gdy próbowała ją odłożyć, Daria przestała się kontrolować. Patrząc w rozpłakaną twarzyczkę dziecka, nie wiedząc, dlaczego malutka płacze, pomyślała: "Zaraz zrobię jej coś złego".
Przeraziła się tych myśli i szybko odłożyła córkę do łóżeczka. A później usiadła na podłodze, daleko od niej, i rozpłakała się. Z bezradności, poczucia krzywdy i potwornego zmęczenia. Objęła kolana ramionami i wypłakiwała wszystkie złe myśli, niedolę, poczucie nieporadności:
- Do niczego się nie nadaję! - krzyczała. - Jestem tak beznadziejna, że nic mi nie wychodzi! Ani nauka, ani zarządzanie domem! Nic! Nawet seks, ledwo sprobowałam, to od razu zaszłam w ciążę! I spieprzyłam sobie życie! Tomkowi też! A najbardziej tobie, malutka! Ty się na świat nie prosiłaś! I zasługujesz na lepszą matkę, niż ja! Na matkę, która cię będzie kochać, a ja w tej chwili boję się, że cię skrzywdzę!
Ignorując płaczące w łóżeczku dziecko, Daria jak w transie poszła do kuchni i chwyciła za nóż do obierania ziemniaków: nieduży, poręczny i bardzo ostry. Wystarczyłoby lekko przejechać nim po wewnętrznej stronie przedramienia, a rozciąłby skórę.
Daria przytknęła ostrze do skóry i już - już miała nacisnąć, ale ostatkiem sił odrzuciła go od siebie. A później chwyciła za telefon i zadzwoniła do jedynej osoby, do której miała stuprocentowe zaufanie:
- Ariel, ratuj, bo zaraz sobie coś zrobię - rzuciła rozpaczliwie, gdy po drugiej stronie odezwał się znajomy głos. Mężczyzna nie tracił czasu:
- Gdzie jesteś? - zadawał pytania krótko, konkretnie i zdecydowanym tonem. - Kto jest z tobą? Czy masz w ręku coś niebezpiecznego albo coś groźnego jest obok ciebie?
Odpowiadała zgodnie z prawdą. Nie była w stanie koloryzować ani niczego ukrywać.
- Dziecko płacze - zauważyła.
- Niech płacze, nic mu się nie stanie - odparł spokojnie. - Jest nakarmione, przebrane i w łóżeczku. Lepiej, żeby teraz było daleko od ciebie, dopóki nie skończymy rozmowy.
Z pierwszego, kategorycznego tonu przeszedł na łagodny i spokojny. Powoli dopytywał o szczegóły, coraz bardziej osobiste, a Daria mu odpowiadała. Dość szybko stworzył sobie obraz sytuacji:
- Jesteś silna i mądra, Daria - odezwał się ciepło. - Na tyle mądra, żeby wyróżnić moment, gdy pilnie potrzebujesz pomocy i na tyle silna, żeby o nią poprosić.
- Jestem beznadziejna! - rozpłakała się. - Niczego nie umiem! Jedyne, co potrafię, to zrobić sobie krzywdę. A kusi mnie, żeby nie tylko sobie....
Łkała rozpaczliwie do słuchawki. Jej stres potęgował płacz dochodzący z pokoiku dziecka.
- Daria, pilnie potrzebujesz pomocy - tłumaczył psycholog:
- Gdybym był w klinice, natychmiast przyjechałbym i zabrał cię. Zrób teraz dokładnie to, co ci powiem - w jego głosie wyczuła nacisk. - Idź do salonu i usiądź na środku, na podłodze. Nie wolno ci wziąć z sobą niczego, co może ci zrobić krzywdę. Zrozumiałaś?
Nie widział tego, ale pokiwała głową. A później potwierdziła głośno:
- Tak, Ariel, zrozumiałam.
Wykonała polecenie. Usiadła na podłodze, na środku pokoju, i słuchała dalszych poleceń. Ulżyło jej, że ktoś podejmuje decyzje za nią. Ktoś, komu ona może ufać. A mężczyzna kontynuował:
- Obejmij rękami kolana lub trzymaj je oparte na biodrach, jak ci będzie wygodniej. I nie ruszaj się stamtąd, zanim nie nadejdzie pomoc.
- Pomoc? - powtórzyła zdziwiona.
- Tak - potwierdził. - Proszę, zadzwoń w tej chwili do Tomka i zażądaj, żeby wrócił do domu. Już teraz.
- Nie mogę, on ma dziś ważny sprawdzian a później jakieś konsultacje.
- Twoje dobro jest ważniejsze od jego sprawdzianu. Dzwoń! - polecił kategorycznie.
Zamilkła, a później wyłączyła telefon. Wypuściła go z ręki i nadal siedziała na podłodze, wpatrując się niewidzącym spojrzeniem w ścianę przed siebie. Nie była w stanie zażądać od Tomka, żeby wrócił. Nie potrafiła też sprzeciwić się Arielowi. Jedyne, na co ją było stać, to trwać w takiej pozycji i w tym miejscu, wiedząc, że w tym momencie nie zrobi krzywdy ani sobie ani córce.
***
Ariel nie znał numeru telefonu do syna adwokata. Ale wiedział, do której szkoły chodzą w Białymstoku i znał jego nazwisko. To wystarczyło.
Tomek zdziwił się, gdy sekretarka wywołała go z klasy:
- Jest do pana telefon. Mężczyzna uparł się, że koniecznie musi z panem pilnie rozmawiać.
- Mam teraz sprawdzian - skrzywił się Tomek.
- Nie wiem, podobno to pilne. - odparła kobieta.
Tomek wzruszył ramionami i poszedł za nią, a później wziął do ręki słuchawkę. Przedstawił się, a w odpowiedzi usłyszał:
- Proszę natychmiast wrócić do domu. Z Darią dzieje się coś złego.
Chłopak skrzywił się. Nadal nie darzył sympatią tego psychologa, a kategoryczny ton jego głosu wzbudził dodatkową falę niechęci:
- Nie mogę teraz. Mam sprawdzian, bardzo ważny. Daria jest w domu, porozmawiam z nią po południu...
- Po południu może być za późno - przerwał mu obcesowo profesor. - Nie traćmy czasu, jestem zbyt daleko, żeby natychmiast pomóc osobiście. Jedź do domu, młody człowieku, zajmij się dziś córką a Darii pozwól odpocząć. A jutro przed południem czekam na nią w mojej klinice. Aha - dodał równie kategorycznie:
- Gdyby sytuacja była groźna, przywieź Darię już dziś. Zajmą się nią do mojego przyjazdu.
- Co mi pan tu... - skrzywił się chłopak.
- Powiem dosadnie: chcesz, żeby obie żyły? To rób, co mówię - przerwał mu psycholog. - Natychmiast. A później zadzwoń do mnie.
***
Nie wiedziała, jak długo siedzi na podłodze. Cieszyła się, że ktoś się nią zajął, że wie o jej nastroju i pomoże. Ignorowała płacz córki z drugiego pokoju, choć instynkt kazał jej sprawdzić, co się dzieje. Ale bała się, że - wzburzona - zrobi krzywdę małej Adi.
"Ariel kazał czekać... - powtarzała sobie w myślach. - Więc czekam".
Po jakimś czasie w zamku zazgrzytał klucz i za moment Tomek znalazł się obok niej:
- Co się dzieje, skarbie? Skąd ten alarm?
Ukląkł obok niej i chwycił ją za ręce. Dłonie miała lodowate. Zaczął je rozcierać:
- Dzwonił do mnie ten twój profesor - skrzywił się. - Wyciągnął mnie ze sprawdzianu. Powiedział, że....
Pokiwała głową. Nagle poczuła potworne zmęczenie, a jednocześnie ulgę, że już wszystko będzie dobrze:
- Prosiłam go o pomoc - potwierdziła.
Chłopak patrzył na nią zmieszany i zaniepokojony:
- Co się dzieje? Gdzie Adi?
Wstał i poszedł do dziecinnego pokoju i za moment wrócił, oddychając z ulgą:
- Adi śpi. Teraz powiedz, co się dzieje. Przecież wszystko było ok, nawet dziś rano.
Nie patrzyła na niego, nie chciała widzieć zawodu w jego oczach. Ale musiała to powiedzieć:
- Nie, Tomek, nie było okej. Nawet dziś rano. - zaczęła. Mówiła powoli, z trudem. - Od momentu, gdy wyjechała mama. Nie daję sobie rady. A teraz jestem zmęczona.
Oparła głowę na jego ramieniu a on ją przytulił. Był przerażony. Nie wiedział, co się dzieje. Pomógł Darii wstać i zaprowadził ją do sypialni. Położył się obok niej i przytulił ją:
- Śpij, skarbie. Jestem. Wszystko będzie dobrze.
Następnego dnia rano zawiózł ją do kliniki "Ad astra".
***
Po tamtej kłótni i słodkim pogodzeniu się, byli nierozłączni na tyle, na ile okoliczności im pozwalały. Radek przychodził po Martę pod szkołę po zakończonych lekcjach albo docierał, gdy spotykała się z grupka znajomych, ona z kolei pozwalała robić sobie z nim fotki podczas prywatnych wyjść.
Nie lubiła tego, ale rozumiała, że popularność Radka generuje plotki i sensację. Jak wielu innych artystów, znajdował się na celowniku tabloidów a paparazzi często ścigali go w prywatnych sytuacjach.
- Jak sobie z tym radzisz? - dopytywała Kleo.
Marta wzruszyła ramionami:
- Jak widzisz. Nie jest super, ale wiedziałam, z kim się wiążę. "To" dostałam w pakiecie....
- Jesteście tak zakochani, że to aż nudne - pocieszała ją przyjaciółka. - Prędzej czy później media się znudzą.
- Oby prędzej - wzdychała Marta.
Ostatnio czytała o sobie w "Kundelku", gdy zetknęła się na imprezie z serialową partnerką Radka.
Wtedy dziewczyny wymieniły badawcze spojrzenia, słodkie uśmiechy na użytek prasy i mało grzeczne słowa:
- Intryga się nie udała? - zapytała Marta, pozornie współczującym tonem. Nie lubiła wchodzić w konfrontacje, ale miała wrażeniem, że musi pokazać Kai, gdzie jest zakazane terytorium.
- Na razie - uśmiechnęła się druga z dziewcząt. - Pamiętaj, że media łączą mnie z reżyserem serialu. Jak myślisz, Radek długo będzie się opierał, gdy postawię mu ultimatum?
Marta zbladła. Ten serial to było poniekąd dziecko Radka. Jeśli straciłby tę rolę, albo została ona ograniczona do minimum, z pewnością odczułby to boleśnie.
- Sama widzisz - pokiwała głową Kaja. - Nie pchaj się, złotko, tam, gdzie nie twoja liga....
- Myślisz, że reżyser będzie uszczęśliwiony, gdy przeczyta, że dzieli się tobą z takim młokosem? - samo wyszło jej z ust.
Tym razem miała przyjemność patrzeć, jak Kaja się zmieszała:
- A musiałby się dowiedzieć?
- Kamery są wszędzie.... A paparazzi wszędzie dojadą. I nigdy nie wiesz, kto i kiedy może nagrać twoje słowa....
Marta nie wiedziała, skąd wzięła się w niej taka odwaga. Zawsze była spokojna, zawsze w tle przyjaciółek, szczególnie przebojowej Darii. Mając do wyboru uczestniczenie w konflikcie lub ucieczkę, zawsze wybierała to drugie. A teraz nie tylko dzielnie stanęła do konfrontacji, ale od razu znalazła właściwe odzywki.
- Dla twojej wiadomości: to Radek udowadniał, że nic pomiędzy wami nie zaistniało. Baw się dobrze, idę poszukać swojego faceta.
Marta raz jeszcze uśmiechnęła się słodko do przeciwniczki i odeszła, wypatrując Radka.
Chłopak momentalnie zmaterializował się obok niej:
- Nie zdążyłem podać ci rękawic bokserskich - zażartował.
A ona obdarzyła go poważnym spojrzeniem:
- Nie wiem, czy będzie mnie jeszcze stać na taki pojedynek. Więc postaraj się tak postępować, żebym nie musiała go toczyć.
Radek otoczył ją ramieniem i spojrzał w oczy:
- Martuś.... - szepnął cicho. - Obiecuję..... Ale wiesz, że nie zawsze mam wpływ na to, co media zamieszczą. I wiesz, że często jakieś przypadkowe zdjęcie staje się sensacją dnia. Świadomie nie zrobię nic, co stanęłoby pomiędzy nami. Musisz mi zaufać.
- Masz rację, muszę.... - westchnęła.
***
W taksówce Marta znów zdjęła pantofelki. Miały wysokie obcasy i mimo, że wygodne, uwierały ją. Radek położył sobie jej stopy na kolanach i zaczął masować podeszwy.
- Mmm, jak miło - mruknęła dziewczyna. - Jak one wszystkie mogą wytrzymać na tych niebotycznie wysokich szpilkach? Ja na obcasach o połowę niższych mam dość....
- One też - roześmiał się Radek. - Tylko tego w życiu nie przyznają. Ty jesteś taka naturalna, odświeżająca, nie ma w tobie grama sztuczności. To cudne, Martuś...
Kiedy później leżeli w łóżku, Marta oparła się o jego ramię i wspólnie oglądali zdjęcia, które zamieścił "Kundelek":
- Świetnej wyglądasz w tej czerwonej koszuli i grafitowym krawacie - pochwaliła.
- Ty też. Zupełnie jak gwiazda, a nie jak...
- ... panienka z prowincji? - uśmiechnęła się.
Była zadowolona. Podobała się sobie: fryzura, makijaż, sukienka, to wszystko sprawiało, że czuła się inna, ważniejsza, bardziej dorosła. Te wyjścia z Radkiem, mimo że utyskiwała na ich konieczność, pozwalały jej trochę zabawić się w Kopciuszka albo inną królewnę i przygotować się w taki sposób, żeby podkreślić swoją urodę. Czuła się też bardziej śmiała i odważna, zupełnie jakby wraz z elegancką sukienką i fryzurą przybywało jej pewności siebie.
- Martuś... - skrzywił się Radek.
- Żartowałam - pocałowała go w policzek. A później, patrząc mu w oczy, podniosła jego dłoń do ust i zaczęła całować poszczególne palce. Chłopak gwałtownie chwycił powietrze, odłożył laptop i objął ją, czując, jak ogarnia go podniecenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro