Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42.

W mieszkaniu na warszawskim Mokotowie zapadły "ciche dni". Marta powiedziała kategorycznie:
- Sam się tłumacz mediom. Ja nie zamierzam niczego komentować. To, co mogę zrobić, to całkowicie odmówić wyrażenia opinii.
I trzymała się tego, choć kiedy czytała kolejny pożal-się-boże artykuł na temat "co się stało na planie? czy najnowszy związek popularnego młodego aktora chwieje się w posadach? czy ta scena była prawdziwa, czy ustawiona?" musiała mocno trzymać się w karbach, żeby nie wziąć udziału w dyskusjach pod materiałem.

Nie pytala go, co właściwie się stało. Chciała wiedzieć. Ale nie miała odwagi zapytać. Bała się, że to koniec. Albo jeszcze gorzej, że Radek będzie chciał utrzymywać kontakty z nimi dwiema.
Żałowała, że przeniosła się za nim do stolicy. Gdyby nadal mieszkała w miasteczku, po prostu skończyłaby znajomość. A tak, musi się zastanowić, co dalej robić: wrócić do miasteczka? Zostać w Warszawie? Ale jak? Z nieskończoną szkołą?
Przez dwa dni myślała o tym i nic nie wymyśliła. Radek też nic nie mówił: nie tłumaczył się, nie wyjaśniał, nie przepraszał. Nocował na kanapie, ale kiedy myślał, że ona nie widzi, wodził za nią uważnym, zatroskanym spojrzeniem.

Drugiego wieczora nie wytrzymała. Stanęła przed nim, oparła ręce na biodrach i pochyliła się nieznacznie w przód:
- Jak to w zasadzie jest? Z nami i w ogóle? Nie uważasz, że powinnam wiedzieć?
Radek, który czytał jakiś skrypt, podniósł na nią oczy:
- Zajęło ci dwa dni, żeby zapytać? Cierpliwa jesteś, albo masz wszystko gdzieś - odparł cierpko.
Marta wzruszyła ramionami:
- Jasne, tak sobie tłumacz - parsknęła. - A wracając do tematu.... Mam się pakować? Przestałeś chcieć mieszkać ze mną?

- Nie przestałem - odparł na pozór spokojnie, choć wszystko się w nim gotowało. - Jak chcesz, to się pakuj. Przecież cię nie zatrzymam. - teraz warknął.
Poczuła, jakby ją uderzył. Poczerwieniała. Pokiwała głową. Odwróciła się, żeby wrócić do sypialni, ale on był pierwszy: wykonał iście tygrysi skok i chwycił ją za rękę:
- Ty tak poważnie? Chcesz mnie zostawić? Za jedną głupotę?
Poczuła, jak ogarnia ją gniew. Szarpnęła się, ale trzymał mocno:
- "Jedną głupotą" nazywasz nie tylko przespanie się z partnerką z planu, ale również brak dyskrecji? Tak ci padła na ja.... - ugryzła się w język. - Tak cię zauroczyła, że nie mogłeś poczekać, zabrać ją gdzieś do hotelu, tylko musiałeś to robić publicznie? Nie pomyślałeś, że mnie się należy jakaś elementarna doza szacunku?

Wykrzyczała mu to, a on popatrzył na nią zdziwiony:
- Zaraz, ty się nie nabijasz.... Ty poważnie myślisz, że....
- A ty pewnie będziesz twierdził, że to nie tak, jak myślę?!
Milczał przez chwilę:
- Czyli gdybym cię zdradzał, tyle że dyskretnie, przeszłabyś nad tym do porządku dziennego? - wycedził.
- Chyba kpisz - ona również cedziła teraz słowa:
- Wkurza mnie, że nie pomyślałeś o tym, jak się czuję. Że o zmianie twoich uczuć dowiaduję się z "Kundelka". Nawet na tyle nie było cię stać, żeby mnie o tym uprzedzić. Powiedzieć "sayonara, beybe, fajnie było, ale się skończyło. Wracaj na swoją prowincję".
Ostatnie słowa wypowiedziała cicho i żałośnie.

A on ją chwycił za obie ręce, przytrzymał mocno i z uporem patrzył jej w oczy, z takim naciskiem, że nie była w stanie ich odwrócić:
- Martuś? - cała jego irytacja wyparowała w jednej chwili:
- Martuś, skarbie? Co ty wymyśliłaś? To przecież nie tak.... - jęknął:
- Owszem, na koniec zdjęć zrobiliśmy imprezkę, polało się sporo alko, różnym ludziom poluzowały się zasady.... Dałem się pocałować, i to nie raz, faktycznie byłem mocno "wcięty".... I głupi - dodał z goryczą. - Nie wiedziałem, że to ustawka. Poszliśmy pogadać, ona mnie objęła, pocałowała... Oddałem pocałunek... A później powiedziałem jej, że nie chcę i nie mogę, bo mam ciebie. A ona zaśmiała mi się w twarz: " Ciekawe, czy nadal będziesz ją miał, jak Marta kiedyś zobaczy nasze zdjęcia na "Kundelku".

Wtedy nie zrozumiałem, w czym rzecz. Myślałem, że ona po prostu straszy.
Tłumaczył gorączkowo, szybko, jakby bał się, że nie zdąży wszystkiego wypowiedzieć:
- Byłem wcięty, zmęczony, bo kręciliśmy od rana i niewiele jadłem, bo nie było czasu. Puściły mi na chwilę hamulce. Ale na chwilę, Marta, na jeden pocałunek! No, dwa.. - dodał uczciwie:
- No i nie wiedziałem, że to się ukaże. To są zdjęcia z monitoringu w budynku, nie specjalnie robione. Wróciłem do domu, ale wstydziłem się powiedzieć, jak bardzo dałem ciała.... Jak ci miałem powiedzieć, że się całowałem z Kają?

Patrzył na nią i mówił żarliwie:
- Gdybym wiedział, że ona wyciągnie te fotki i przekaże "Kundelkowi", od razu bym ci powiedział. Żeby uprzedzić.
- Zdjęcia ukazały się w nocy, zaraz po tej.... imprezie... Dlaczego nie podjąłeś tematu? - ciągnęła.
- Nie wiem, czy pamiętasz - obrzucił ją zatroskanym spojrzeniem:
- Nie byłaś w stanie rozmawiać. Śnił ci się koszmar, krzyczałaś, obudziłem cię z trudem. Bałem się, bo wpadłaś w panikę.....

Powiedziała mu wszystko. O strachu, który ją tamtego wieczora opętał, o wspomnieniach i złych doświadczeniach. O tym, co jej się śniło. I o tym, jak bardzo się bała, że przeszłość wróciła:
- Nie gniewaj się - prosiła. - Wiem, że nie jesteś taki jak mój ojciec. Ale wtedy, gdy byłeś zły i pijany, ja... Już rzadko miewam te koszmary, Ariel pracował ze mną i generalnie jest okej. Tylko czasami....
Nie przerywał jej, choć poziom wściekłości rósł w nim gwałtownie. Nie na nią, tylko na tego potwora, którego Marta nazywała ojcem. Nadal trzymając ją za ręce, wyznał:
- Potwornie się bałem. Wyglądałaś, jakbym cię tracił. Z trudem cię obudziłem.

A później przyciągnął ją do siebie, objął i przytulił:
- Martuś - szeptał, całując jej włosy. - Jestem idiotą i bachorem rozpuszczonym przez dziewczyny. Ale nie jestem zły. I nigdy cię nie skrzywdzę, nie podniosę na ciebie ręki, nawet jak będę wściekły albo pijany w trzy.... - zmęłł nieprzyzwoite słowo.
Uśmiechnęła się przez łzy, które nieproszone napłynęły do oczu.
- Proszę cię, nigdy nie duś w sobie wątpliwości. Zapytaj, a ja ci odpowiem. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała.....

***
Kiedy już sobie wszystko wyjaśnili, kochał ją delikatnie i łagodnie. Całował blizny na jej plecach, jedną po drugiej, i masował spięte od stresu, zbite jak kamień mięśnie ramion i karku. Dawał jej mnóstwo czułości, aż zaczęła się rozpływać pod jego dotykiem. Rozluźniona, zrelaksowana, przytuliła się do niego:
- Kocham cię, rozpuszczony bachorze - mruknęła, zapadając w sen.
Jego odpowiedzi już nie usłyszała.

***
Wracali ze szkoły rodzenia, trzymając się za ręce i zaśmiewając się. Oboje humorem pokrywali niepewność, jaka udzieliła im się podczas zajęć:
- Do tego masażu musisz się przyłożyć, kiepsko ci wychodziło - skrytykowała z humorem. - Ale ćwicz, plecy już mnie czasami bolą, chętnie będę korzystała z twojej pomocy.
A później, kiedy już wspomnieli wszystkie zabawne sytuacje, Daria spoważniała:
- Nadal nie potrafię sobie wyobrazić siebie jako opiekunki kogoś tak bezradnego. Tomek, jaką ja będę matką? Przecież nie umiem, nie nadaję się....

Chłopak ścisnął jej rękę:
- Daria, ja też się nie nadaję. Nigdy nie myślałem o dziecku. Nigdy żadnym się nie opiekowałem. Ale stało się i ten maluch przyjdzie na świat. I będzie miał tylko nas, a my staniemy się najlepszymi rodzicami, jakimi potrafimy. Wszystkiego się nauczymy, tej małej istotki też. Uwierz w siebie. Mamy jeszcze dwa miesiące i po to właśnie chodzimy na zajęcia.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością i znów roześmiała:
- Skoro mówisz, że będzie dobrze, to tak będzie. Ufam ci.

***
Szkoła ją coraz bardziej męczyła, więc sporo zajęć opuszczała. Chodziła już tylko na wybrane zajęcia, zdecydowana tak długo dawać sobie radę, jak będzie potrafiła.
Część zajęć miała w trybie indywidualnym. Żeby szkoła poszła jej na rękę i zapewniła takowe, musiał się włączyć Tomkowy prawnik.
- Widzisz? Miałem rację ze ślubem. Jako moja żona masz więcej przywilejów - chwalił się chłopak.

Miał rację i Daria to doceniała. Nie wyobrażała sobie siedzenia po siedem czy osiem godzin dziennie. W zupełności wystarczały jej cztery, a i to było czasami trudne do wytrzymania.
Po południu miała indywidualne zajęcia z korepetytorami przedmiotów maturalnych. Było ich mniej i w jej odczuciu były bardziej efektywne, bo uczyła się w swoim tempie.
Wszystko to jednak bardzo ją męczyło. Nie wyobrażała sobie też powrotu do szkoły po porodzie ani przygotowań do matury z małym dzieckiem.

- Wszystko się ułoży - uspokajał ją Tomek. - Pamiętaj, że jesteś na moim terenie, będę się zajmował dzieckiem na ile będę mógł a jak nie damy rady, zatrudnimy kogoś do pomocy.
A później przytulił ją mocno:
- A jeśli nie uda nam się pogodzić opieki nad dzieckiem z twoją nauką, to się nie przejmuj - powiedział czule. - Jeśli będziesz musiała powtórzyć tę czwartą klasę, to nic złego się nie stanie. Najważniejsze jest twoje zdrowie i samopoczucie. No i dziecka. Resztę zawsze da się nadrobić. Pamiętaj, że ja też mam jeden rok w plecy.... - przypomniał.

Pokiwała głową. W pierwszej chwili, gdy Tomek wspomniał o "zimowaniu", oburzyła się, że uważa ją za jakiegoś tępaka.
"Ale to prawda - pomyślała po chwili. - Przecież on też raz nie zdał". Poczuła się odrobinę spokojniejsza. Świadomość, że jeśli nie da rady połączyć nauki z ciążą i później opieką nad dzieckiem, to nic złego się nie stanie, bardzo dużo jej dała.
Została jeszcze jedna kwestia, którą rozważała od jakiegoś czasu. Zastanawiała się, jak Tomek zareaguje, kiedy się dowie.

***
Mijały kolejne tygodnie i Daria już na nic nie miała siły. Załatwienie indywidualnego toku nauki było niezbędne. Długo spała, szybko się męczyła, często musiała zmieniać pozycję ciała.
Na prośbę Tomka przyjechała jej mama, żeby dodać dziewczynie odwagi i pomóc jej w tych trudnych momentach.
Regularnie chodzili na zajęcia szkoły rodzenia. Zajęcia okazały się ciekawe: ćwiczenia fizyczne, wykłady o znoszeniu ciąży, radzeniu sobie podczas porodu, opiece nad noworodkiem, a także warsztaty umiejętności praktycznych, takich jak przewijanie lalki, noszenie jej, kąpanie...
Raz im to wychodziło, raz nie. Kiedy wracali po zajęciach, często obśmiewali brak własnych umiejętności i wpadki, jakie zdarzały im się podczas ćwiczeń.

Ale Daria coraz mniej się śmiała i była coraz bardziej zaniepokojona. Rozważała różne aspekty czekającej ją "przygody życia", jak położna prowadząca zajęcia nazywała poród i w końcu podjęła pewną decyzję.
Któregoś dnia zakomunikowała Tomkowi:
- Nie chcę, żebyś był ze mną przy porodzie.
- Jak to? - zdziwił się chłopak. - Naprawdę mnie nie chcesz? Chcesz być sama?
- Nie - zaprzeczyła z uśmiechem. - Możesz być na początku, kiedy to wszystko jeszcze nie będzie takie trudne. Ale później wolę, żeby była obok mnie mama.

- Dlaczego? - dopytywał chłopak.
- Jestem zielona w te klocki, a to przecież ja będę rodzić. A ty wiesz jeszcze mniej niż ja. Chcę, żeby w najtrudniejszym momencie, tym najbrzydszym, był ze mną ktoś, kto ma jakieś pojęcie i komu będę mogła ufać. Mama urodziła dwoje dzieci i choćby dlatego jest bardziej doświadczona od nas obojga. Mogę liczyć, że mi pomoże. Ty przyjdziesz na gotowe, dobrze?
Patrzyła z niepokojem, jak chłopak przyjmie tę decyzję. Nie była z nim całkiem szczera. Oprócz tego, co powiedziała, kierowała nią jeszcze jedna kwestia: obawą, że jak Tomek zobaczy ją w takiej męce, jej krew, pot i łzy, to na zawsze to zapamięta. I od tej chwili, patrząc na nią, będzie widział tylko ten pot, krew i łzy.

A on, choć przyznawał to ze wstydem, odczuł ulgę.
Podczas zajęć w szkole rodzenia położna tłumaczyła, jak ważne jest towarzyszenie kobiecie i udzielanie jej wsparcia. Ale on się absolutnie nie czuł gotowy. Nie chciał. Oglądał zdjęcia i filmy z porodów i od samego patrzenia robiło mu się słabo. Absolutnie nie widział się na sali porodowej. A z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że powinien, bo tak wypada, bo trzeba Darię wesprzeć.
Dlatego decyzja podjęta przez dziewczynę przyniosła mu niebotyczną ulgę, którą starał się ukryć.

***
Którejś nocy Darię obudziły silne skurcze i ból w podbrzuszu. Czuła się niekomfortowo i tylko spacerowanie po pokoju pozwalało jej zapanować nad dolegliwościami. Przypuszczała, że to są te skurcze przepowiadające, o których sporo słyszała w szkole rodzenia. Nie chciała budzić Tomka, dopóki nie było to niezbędne, sama więc wydeptywała ścieżkę od drzwi do okna przez kolejne dwie godziny.
Chłopak otworzył oczy i zaniepokoił się:
- Jesteś taka blada, a jednocześnie twarz ci mocno obrzmiała. Co się dzieje?
Kiedy opowiedziała mu o swoim samopoczuciu, zdenerwował się:
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Może to coś złego... Do terminu porodu masz jeszcze dwa tygodnie. Ubierz się, jedziemy do szpitala. A ja w tym czasie obudzę twoją mamę i zadzwonię do szpitala.

***
Klinika położnicza nie była tak luksusowa, jak tamta, której szefował Ariel, ale różniła się od zwykłego,ulicznego szpitala. Z poczekalni Daria została od razu zabrana na oddział, czyli do prywatnego pokoju z łazienką i z przypisana do niego salą porodową.
Do gabinetu lekarskiego wszedł z nią Tomek. Lekarz zbadał dziewczynę i uśmiechnął się:
- Niedługo powitamy nowego człowieka. Proszę iść z pielegniarką, ja tu załatwię sprawy ze szczęśliwym tatą i zaraz do pani przyjdę.
Pomimo życzliwości przypisanej położnej, Daria strasznie się bała. Kiedy już wylądowała na sali porodowej, mocno ściskała Tomka za rękę:
- Powiedz, proszę, że dam radę - powtarzała.

A on posłusznie powtarzał. Prowadzał ją po korytarzu, pomagał skakać na piłce, wszedł z nią pod prysznic, podpierał ją i masował plecy, czytał i opowiadał dowcipy. Był zmęczony, ale również przerażony tym, co Daria w tym momencie przechodzi i co jeszcze ją czeka.
Z ulgą usłyszał słowa położnej "czas, żeby poprosił pan teściową".
Jeszcze raz przytulił Darię i ucałował, pochwalił, że jest dzielna i że świetnie daje sobie radę, a później wyszedł z sali:
- Daria mamę prosi - zwrócił się do teściowej. - Proszę się nią zająć, żeby tak nie cierpiała, bo ja.... ja już nic więcej nie mogę zrobić.....

Mama Darii popatrzyła na niego z sympatią:
- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Jesteś dzielny. A reszta, to sprawa kobieca. Zawołam cię - i z tymi słowami weszła do sali.
Tomek siedział pod drzwiami, wychwytując wszelkie krzyki i jęki i skóra mu cierpła. Daria nie chciała znieczulenia zewnątrz oponowego, zresztą lekarz jej to odradzał, a później nagle zrobiło się za późno.
Chłopak wiedział, że od tysięcy lat kobiety rodziły, rodzą i będą rodzić i w większości przypadków matka natura wie, co robić a położnice kierują się instynktem. Ale nie uspokajało go to.

Siedział więc pod samymi drzwiami, zaciskały kciuki i modlił się do wszystkich bóstw, jakie znał, żeby miały Darię w opiece.
Wydawało mu się, że siedzi tak przez wieczność. I bał się coraz bardziej. A w końcu jęki Darii ustały i usłyszał cichy, wysoki, pełen gniewu głos małego dziecka.
- Dzięki ci, Boże - pomyślał. Za moment położna otworzyła drzwi:
- Zapraszam tatę na pierwsze spotkanie z córką.
Sala porodowa była już sprzątnięta z najgorszego bałaganu a Daria leżała na łóżku, trzymając w objęciach maleńkie zawiniątko. Była zmęczona i spocona, ból wyżłobił na jej twarzy swoje ślady, ale bił od niej blask:
- Tomek..... - uśmiechnęła się blado.

Chłopak wziął od niej dziecko, tak jak się uczył podczas zajęć szkoły rodzenia i wpatrzył się zachłannie w maleńką, czerwoną, pomarszczoną twarzyczkę.
- Jakaś ty piękna - pomyślał z dumą.
Położna poprosiła go, aby z dzieckiem poczekał w pokoju, bo Daria jeszcze musiała przejść pewne zabiegi medyczne, ale solennie zapewniła go, że za chwilę wszyscy spotkają się w przypisanym im pomieszczeniu.

Czekał więc niecierpliwie i patrzył, jak dziecko w jego ramionach zasypia. Odłożył je delikatnie do koszyczka na stelażu, w którym przez najbliższe dni miała przebywać i już był gotów wracać na salę porodową, gdy położna wprowadziła łóżko z leżącą Darią:
- Odpocznijcie sobie i nacieszcie się ta chwilą - uśmiechnęła się kobieta. - Najtrudniejsze za wami. Przez najbliższe dwa dni mama niech odpoczywa i nabiera sił, a szczęśliwy tata będzie jej pomagał.
- A teściowa ucałuje was troje i wraca do domu, poczynić ostatnie przygotowania - dodała matka Darii. - Wpadnę później, zobaczyć, jak się masz, córeczko i moja wnusia, ale na razie to jest wasz czas. I wasze pierwsze chwile jako rodziny.

Tomek patrzył na zmęczoną Darię i śpiącą obok córeczkę i nie wiedział, która go bardziej zachwyca i napawa dumą.
Dotknął delikatnie maleńkiej dłoni i poczuł, jak dziecięca piąstka zaciska się wokół jego palca. Jego serce wypełniło się miłością, dumą i przerażeniem, że nie sprosta roli, jaką powinien pełnić w życiu tej małej, niewinnej istotki.
A później jeszcze raz popatrzył na zaciśnięte na jego dłoni paluszki i zrozumiał, że to, co się w nim obudziło, to poczucie odpowiedzialności. I że skoro Daria potrafiła powołać na świat tę małą dziewczynkę, to on będzie potrafił być dobrym ojcem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro