41.
Spać też nie mogła. Zmęczona płaczem, zapadała na chwilę w coś pomiędzy snem a jawą, delikatne w konsystencji na tyle, że wybudzała się od byle westchnienia a ciężkie i męczące.
W jej snach zagościł ojciec, kiedy wracał po pijanemu od domu albo kiedy się znęcał nad rodziną. Widziała wyraźnie strach na buziach braci, drżące dłonie matki, którymi zasłaniała twarz przed razami i swój krzyk: "Tato, nie!".
Rzucała się po całym łóżku, próbując przed nim uciec i nie mogąc się obudzić. Nie była świadoma, że z jej ust raz po raz wyrywał się pełen paniki jęk i płacz.
Nie pomogło, że kiedy została obudzona, poczuła silną woń alkoholu a męskie ręce trzymały ją w mocnym uścisku.
Przez moment się wyrywała, a później skuliła się i znieruchomiała, starając się być jak najmniejsza. Tylko oczy, nie widzące, stawały się coraz większe a wyzierał z nich prawie zwierzęcy strach. Oddychała głośno, szybko i płytko, łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na piasek. Przymknęła oczy, czekając na nieuniknione razy. Zanim zapadła w siebie, tak jak wielokrotnie kiedyś, ktoś potrząsnął nią zdecydowanie:
- Martuś! Skarbie, do cholery, obudź się!
Dopiero ten głos, tak spanikowany jak jej wnętrze, przedarł się przez barierę jej umysłu i spowodował, że przestała się osuwać w głąb siebie.
- Martuś, kochanie! Spójrz na mnie! - Radek nadal nią potrząsał, przestraszony jej bladością i brakiem reakcji.
Spał ciężko, zmęczony po imprezie, mocno pod wpływem alkoholu, ale krzyk dziewczyny usłyszał. Przybiegł o chwycił ją w ramiona, ale pomimo tego, że otworzyła oczy, wydawało mu się, że go nie poznaje. Najpierw się wyrywała, ale później znieruchomiała, zbladła i zaczęła się kulić, a z jej ust wyrywały się żałosne jęki.
Kiedy jej twarz osiągnęła prawie śmiertelną bladość, przeraził się. Miał wrażenie, że ją traci. Dlatego, zamiast ją przytulić, potrząsnął raz i drugi jej bezwładnym ciałem, wykrzykując na przemian słodkie słówka i inwektywy.
W pewnym momencie, jakby walcząc z sobą, zareagowała. Odetchnęła głębiej a na jej twarz zaczęły wracać kolory. Popatrzyła na niego bardziej przytomnie:
- Co się....
- Już spokojnie - odetchnął z ulgą, kładąc się za nią i przytulając ją drżącymi z emocji dłońmi:
- Ciii, Martuś. Jest w porządku. Jesteś bezpieczna. Śpij.....
Powtarzał to szeptem, póki nie poczuł, że jej pierś się miarowo unosi i opada i nie usłyszał spokojnego, regularnego oddechu.
Nie zostawił jej. Kiedy wieczorem dotarło do niego, co zrobił na imprezie, uznał, że nie ma prawa spać z Martą w jednym łóżku i swoją obecnością kalać jej spokoju. Ale teraz nie był w stanie odejść, tym bardziej, że dziewczyna przylgnęła do niego plecami i chwyciła dłoń, którą objął ją w pasie.
***
Zostawił ją rano, gdy się obudził. Walcząc z poalkoholowym kacem, przeszedł do kuchni, żeby przygotować śniadanie. Zaczął od wypicia duszkiem dwóch szklanek wody i połknięcia Alka seltzer. Mimo, że zapach jedzenia odrzucał go od stołu, zaparł się i zrobił nie tylko kanapki na ciepło, ale również jajecznicę.
Marta nadeszła, gdy wszystko było gotowe. Popatrzył na nią, bladą, niewyspaną, w kolorowym szlafroczku:
- Jak ty to robisz - ziewnęła - że bladym świtem i zaraz po wyjściu z łóżka wyglądasz elegancko i seksownie, jak w reklamie.
Odzywka była w stylu Marty. Ale zagubione spojrzenie i drżący głos już nie. Przynajmniej nie takiej Marty, jaką znał.
- Telefon mi nachrzania powiadomieniami - dodała:
- Różni ludzie się pytają, jak skomentuję nocne zdjęcia. Zajmij się tym - poleciła, podała mu aparat, odwróciła się i odeszła do sypialni.
Starała się zachować swobodnie, ale Radek zauważył, że głos jej drżał, podobnie jak nogi.
- Śniadanie na stole! - krzyknął za nią.
Widząc, że dziewczyna nie wraca, przygotował nakrycie na tacy i zaniósł jej do sypialni:
- Możesz na mnie nie patrzeć. I nie rozmawiać. - powiedział z goryczą. - Ale jeść musisz. Położył tacę na łóżku i wyszedł.
Zjadł samotnie w kuchni. Nie trwało to długo, bo nie miał apetytu, a poza tym męczyły go mdłości. Wypił jeszcze kawę i ponownie ułożył się na kanapie. Gęste i grube drewniane żaluzje w oknach prawie nie rozpuszczały światła, powodując, że w salonie panował półmrok, zbawienny dla jego oczu. Zasnął.
Nie słyszał, jak dziewczyna przechodziła kilkukrotnie do kuchni i łazienki, zanim znów nie schowała się w sypialni.
***
Znów nie dał spać w nocy swojej księżniczce; znów wycałował chyba każdy skrawek jej ciała, ze szczególnym uwzględnieniem najbardziej wrażliwych, tak że pod jego językiem i dłońmi szczytowała aż do gwiazd. Dopiero na koniec wszedł w nią, pozwalając sobie na osiągnięcie przyjemności, aż wreszcie opadł obok niej, spocony i zmęczony i mocno ją przytulił.
Nie zrobił nic, czego by nie chciała, bała się albo wstydziła.
Patrzyła na niego z rozmarzeniem w oczach i uśmiechem spełnienia na wargach.
Przez chwilę tulił ją mocno, jak największy skarb. A później, kiedy już odpoczęli, dziewczyna popatrzyła na niego:
- To wszystko? - w jej głosie usłyszał... czyżby zawód?
- A co byś chciała, księżniczko? - uśmiechnął się.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Ale dawno już nie karałeś mnie. Nie brakuje ci tego? Bo jeśli chcesz, to ja...
Posłała mu nieśmiały uśmiech. A on pociągnął temat:
- Księżniczko, jesteś cudna. A co jesteś gotowa zrobić?
Zarumieniła się. Nadal nie umiała z nim rozmawiać o "tych sprawach":
- No, tak jak zwykle: bicie przy biurku albo przy tym stojaku, później seks, jeśli chcesz, to uklęknę przed tobą.... Możesz mnie przywiązać i potraktować jakąś zabawką....
Wiedziała, co mówi: już kilkukrotnie zapraszał ją do jednego z pokoi na piętrze, gdzie miał swoje "zabawki".
Nie był to pokój na miarę komnaty bólu z "Pięćdziesięciu twarzy Greya", ale spełniał podobne cele.
Był jasny, choć czerwone zasłony szczelnie broniły dostępu wścibskim oczom. Stało tam łóżko i fotel, ale centralną częścią wyposażenia był duży, wielofunkcyjny, drewniany stojak. Pozwalał na różne "zabawy": od ułożenia z wypiętymi pośladkami, poprzez możliwość przypięcia rąk nad głową w pozycji stojącej czy klęczącej, aż do całkowitego pozbawienia podpory osoby, która została przypięta. Miał coś w rodzaju pręgierza i dyb, pozwalających na unieruchomienie w niewygodnej pozie. Można było również zamontować tam huśtawkę; choć aktualnie nie korzystał z tego rozwiązania, bo w pokoju było jednak trochę zbyt mało miejsca.
Ten stojak sprowadził kiedyś na specjalne zamówienie z zagranicy, z serwisu oferującego takie i inne zabawki dla dorosłych.
Już parokrotnie przypinał do niego Kleo, choć na razie tylko w takiej pozie, jaką znała z wykorzystania biurka. Resztę możliwości trzymał przed nią w tajemnicy.
To, że dziewczyna sama zapytała, było dla niego ważne. Znaczyło, że Kleo akceptuje jego upodobania a choć za każdym razem łzy kręcą jej się w oczach, to poddaje mu się z ufnością i spokojem.
To prawda, ostatnio nie korzystał z tamtego pokoju i możliwości jakie dawał. Inne, ważniejsze sprawy były do ogarnięcia.
- Chcesz tego, księżniczko? - uśmiechnął się, odrobinę złowrogo.
Kleo poczuła, jak na widok tego spojrzenia przechodzą ją ciarki oczekiwania. Skłamałaby mówiąc, że tego chce. Ale była gotowa się poddać jego dominacji, bo wiedziała, że Ariel jej nie skrzywdzi a poza tym zdawała sobie sprawę, że takie seanse są organizowane co tydzień, dwa.
Poza tym, musiała sama przed sobą przyznać, że te aktywności budzą w niej trochę ekscytacji. Szczególnie, gdy Ariel zasłaniał jej oczy. Wtedy czuła wszystko wyraźniej, mocniej i bardziej wyrafinowanie.
- Ale nie teraz, dobrze? - poprosiła. - Może być rano?
- Oczywiście, maleńka - pocałował ją w czoło. - Na pewno nie teraz. A rano zobaczymy. A teraz śpij, księżniczko, nabieraj siły na dalszą zabawę...
Zaspokojona, zadowolona i czująca się bezpiecznie, wtuliła się w jego ramiona, mruknęła "dobranoc, Ariel" i zasnęła, czując jego wargi na skroni.
***
Rano Kleo obudziła się w świetnym nastroju. Wesolutka jak szczygiełek, pobiegła na górę i wykąpała się w swojej łazience. Założyła koronkową, skąpą w fasonie bieliznę i pończochy samonośne do kompletu. Ułożyła włosy wysoko, tak żeby Arielowi nie przeszkadzały, gdy ja będzie całował i pieścił a na koniec włożyła koronkowy peniuar i szpilki na nogi.
Kiedy zeszła na dół, mężczyzna już nie spał. Stał w holu, oparty o balustradę schodów i patrzył na nią z zadowoleniem:
- Nie żartowałaś, księżniczko - powiedział z uznaniem. - Ale zanim przejdziemy do pokoju zabaw, zjedzmy śniadanie. Potrzebujesz siły.
Powiedział to w tak mroczno - seksowny sposób, że Kleo znów ciarki przebiegły po skórze. Skinęła głową i oboje zniknęli w kuchni.
Po śniadaniu Ariel podał jej rękę i powoli wprowadził po schodach, uroczyście jak krolową, choć wszystko w nim krzyczało, żeby porwał ją na ręce jak jaskiniowiec, żeby nie tracić czasu. W pewnym momencie zatrzymał się, ucałował ją w czoło i szepnął:
- Pokaż, jak się boisz....
A Kleo posłusznie zatrzymała się, chwyciła słupek balustrady i przylgnęła do niego:
- Zostaw mnie, proszę! Ja nie chcę! Ja się boję!
Wolała przekonująco, choć uśmiechnięte oczy zadawały kłam temu, co wypowiadały usta.
Już teraz mógł się zabawić w nandertalczyka: rozwarł jej palce zaciśnięte na słupku, przerzucił ją sobie przez ramię, wbiegł na piętro i zsunął ją po przejściu przez drzwi. Dopilnował, aby uklęknęła i spuściła oczy:
- No i czego się na mnie patrzysz? - delikatnie strzepnął palcami po jej policzku. - Naprawdę chcesz zasłużyć na karę?
Skinęła głową. Łatwo jej było wczuć się w rolę, więc z przyjemnością ją odgrywała:
- Tak, Ariel - odparła.
- Czy pozwoliłem ci się odzywać? - tym razem lekko pociągnął ją za włosy.
- Nie, Ariel - odparła posłusznie.
A on chwycił mocno jej pukiel włosów w garść i pociągnął tak silnie do tyłu, że musiała na niego spojrzeć:
- Poczekaj tu na mnie. Nie ruszaj się, bo kara cię nie minie.
Żeby było szybciej, skorzystał z łazienki na piętrze. Wziął szybki prysznic i wrócił nago do pokoju zabaw.
Kleo patrzyła z podziwem, jak woda perliście zatrzymała się na jego skórze. Lubiła na niego patrzeć . Ariel był taki męski, silny, wysportowany, opalony.
A teraz ten silny i wysportowany mężczyzna znów chwycił ją za włosy i pociągnął do tyłu, wpatrując się w jej oczy:
- Zrobisz mi dobrze, zrozumiałaś? - odezwał się chrapliwie. Zniknął jego wystudiowany, dystyngowany głos, a jego miejsce zajął nieokrzesany ton.
Kleo skinęła głową. Ariel dotykał palcem jej warg, aż rozchyliła je a wtedy wsunął pomiędzy nie nabrzmiały i pulsujący organ.
Przymknął oczy, gdy usta dziewczyny otoczyły go troskliwie a język zaczął wędrować po całej długości penisa:
- O tak, maleńka, o tak - mruczał, nadal trzymając ją za włosy i sterując jej ruchami. Kiedy wyczuł, że dziewczyna ma dość, odsunął się i podniósł ją.
Pozbawił ją bielizny, przyczepił wysoko na drewnianej konstrukcji dłonie i sprawdził, czy więzy są wygodne. Następnie ciemną przepaską zasłonił jej oczy:
- Wszystko w porządku, księżniczko? - zapytał troskliwie, jednocześnie przesuwając palcami po wyprężonym biuście i brzuchu. Drgnęła pod jego dotykiem:
- Tak - odparła zduszonym głosem.
- Na pewno? Gdyby coś się działo, pamiętasz hasło bezpieczeństwa? - dopytywał.
Pokiwała głową. Z zasłoniętymi oczami czuła się bardzo niepewnie i musiała zdać się na dobrą wolę Ariela.
- No to zaczynamy, maleńka - uśmiechnął się a jego głos zabrzmiał mrocznie i niepokojąco.
Teraz on puścił wodze wyobraźni i upodobaniom. Drażnił, pieścił i całował jej nagie ciało, grał na wypiętym brzuchu jak na instrumencie, zahaczał o jej najskrytsze miejsce.
Używał na przemian miękkich miotełek i sztywnych szpicrutą.
Kiedy ukląkł przed nią i oddał cześć jej kobiecości, zaczęła wzdychać i jęczeć.
A kiedy sprawił, że osiągnęła szczyt przyjemności, odwrócił ją i pochylił do przodu, tak że teraz nagie pośladki wypięły się zachęcająco:
- Dziesięć uderzeń - oświadczył chłodno. - Będzie bolało. Licz głośno.
Pokiwała głową, choć tego nie widział. Zdawała sobie sprawę z faktu, że gdyby chciał ją skrzywdzić, bilby dłużej i mocniej.
On bił a ona za każdym razem podawała liczbę uderzeń. Czuła, jak pośladki już pieką i szczypią, głos jej zadrżał i pod ciemną przepaską w oczach stanęły łzy, ale wykrzyknęła triumfalnie:
- Dziesięć!
I po chwili znalazła się w jego ramionach. Zdjął jej przepaskę, uwolnił dłonie i przytulił ją jak dziecko. Pozwolił chlipnąć kilka razy a później całował delikatnie, czule, aż zapomniała o niedawnym bólu. Znów ją pochylił i wszedł w nią, taką wymęczoną bólem i przyjemnością, i po raz kolejny sprawił, że wzdychała i powtarzała jego imię.
A później zaniósł ją pod prysznic, pod którym w ciepłej wodzie mydlił jej ciało, dbając, aby każda jego część została umyta. Szczególnie delikatnie obchodził się z pośladkami, które, nadal czerwone i pulsujące, były tkliwe o wrażliwe na dotyk.
Osuszył ją miękkim ręcznikiem i znów przytulił:
- Dziękuję, księżniczko. Dużo dla mnie znaczy, że robisz to z własnej woli...
Do jej sypialni było bliżej. Ułożył ją tak wygodnie, jak tylko potrafił a sam ulokował się za nią, tuląc ją jak zmęczone dziecko.
Uśmiechnęła się i mocniej wparła w jego objęcia.
***
Tomek, wsparty w nocnej rozmowie telefonicznej przez ojca, znów odwiedził rodzinny dom. Matka akurat przyjmowała kilka przyjaciółek. Elegancko ubrana, pachnąca, uśmiechnęła się na jego widok i podała mu policzek do ucałowania:
- Synku! Nie wspominałeś, że przyjdziesz.
- Owszem. Mamo, musimy porozmawiać. Przeproś panie na chwilę - chłopak skłonił głowę w powitalnym ukłonie w stronę siedzących kobiet. Znał je, to były przyjaciółki matki, klientki rodzinnej kancelarii i marki jego koleżanek.
Matka zdziwiła się, ale przeprosiła przyjaciółki i przeszła z synem do pokoju obok:
- Co się dzieje, synku, że przerywasz mi spotkanie?
- Mamo, tak dalej nie może być. Musisz uznać Darię za moją żonę i zacząć ją zapraszać. Zrobiłem błąd, przychodząc na twoje urodziny sam. Powinienem albo zlekceważyć twoje zaproszenie, albo przyjść z Darią.
Matka słuchała go z zaciętą miną:
- Powiedziałam ci, że tej dziewczyny nie przyjmę pod swoim dachem - przypomniała.
- A ja ci teraz mówię, że jeśli nie oddasz jej szacunku należnego mojej żonie i matce mojego dziecka, to pożałujesz. Naprawdę chcesz, żebym wśród klientów kancelarii i w towarzystwie rozpuścił informacje, że wypierasz się syna, synowej i swojego wnuka? Bo tym się to skończy - zaripostował Tomek.
- T dziewczyna nie jest ciebie godna! - zawołała matka:
- Złapała cię na dziecko, lafirynda jedna! Córka sprzątaczki - to ostatnie wypluła z pogardą.
- Mamo, hamuj się. - poprosił spokojnie i zaplótł ramiona na piersi. - Daria jest moją żoną, matką mojego dziecka i jako taka, dopóki to małżeństwo będzie trwało, będzie przyjmowana w domu moich rodziców. Oczekuję, że w najbliższym czasie naprawisz swój i mój błąd i zaprosisz nas oboje, jeśli nie na obiad, to chociaż na miłą, rodzinną herbatkę. Rozmawiałem z tatą, popiera moje zdanie.
- Synku, gdyby nie ta ciąża, nawet byś na nią nie spojrzał - tłumaczyła kobieta. - Uwierz mi, ta dziewczyna nie pasuje do nas i to małżeństwo się rozpadnie, prędzej czy później...
- Ale póki się nie rozpadnie, proszę cię, abyś zachowywała się wobec Darii przyzwoicie. - oświadczył, kończąc dyskusję:
- Pójdę już, a ty możesz wrócić do swoich przyjaciółek. Możesz też opowiedzieć im, jak bardzo się cieszysz, mogąc za kilka dni zaprosić synową na obiad albo herbatkę.
***
Dwa dni później Tomek oświadczył Darii, że mają zaproszenie na obiad do jego rodziców. Dziewczyna się wystraszyła:
- Nie pójdę! Twoja mama mnie nienawidzi. Zresztą i tak nie umiałabym się zachować w tak eleganckim domu. - dodała żałośnie.
Ale Tomek, ująwszy ją za brodę, popatrzył w łagodne i niepewne oczy i, starym zwyczajem, pocałował ją w nos:
- Daria, skarbie, nie martw się. Pójdziesz i będziesz się zachowywać swobodnie. Tak, jak się zachowujesz normalnie. Będzie dobrze, obiecuję.
***
I było dobrze. Co prawda musiał pomóc Darii wybrać w sklepie sukienkę i uspokajać ją przez te kilka dni do czasu wizyty, ale nie narzekał. Mama, czy to pod wpływem jego przemowy, czy interwencji ojca, zachowywała się miło i spokojnie.
Potrafiła to. Była mistrzynią dobrych manier, gdy jej się chciało oraz troskliwą i życzliwą gospodynią.
Pochwaliła sukienkę dziewczyny, jej odwagę i determinację związaną z przenosinami do Białegostoku i bawiła ją uprzejmą rozmową.
Na obiad nie było nic wykwintnego i rzadkiego, co mogłoby sprawiać kłopoty Darii.
Czas spędzony w rezydencji rodziców minął szybko i przyjemnie, ale Tomek odetchnął spokojnie dopiero wtedy, gdy wyszli. Widział, że Daria też.
- Nie pokochamy się, to pewne - stwierdziła dziewczyna:
- Ale nie musimy. Chociaż szkoda, coraz bardziej się boję i wsparcie kobiety, matki, która rodziła i wychowywała dziecko byłoby dla mnie bardzo ważne...
Pomimo pozorów opanowania, Daria czuła się coraz bardziej niespokojna, w miarę jak zbliżał się termin porodu. Tomek to widział i współczuł jej. Obiecywał sobie, że pomoże jej na tyle, na ile będzie mógł. Teraz objął ją i przytulił:
- Daria, skarbie, jak tylko przyjdzie czas, przywiozę twoją mamę. Obiecuję, że nie będziesz przechodziła przez to sama.
Dziewczyna uśmiechnęła się, nadrabiając miną. Pokiwała głową. "Tomek tak samo się nadaje do wspierania mnie podczas porodu, jak ja do baletu" - pomyślała.
Nie widziała go w wyobraźni na sali porodowej. Zresztą siebie też nie, jeśli miała być szczera.
- Czas, żebyśmy się zapisali do szkoły rodzenia - oświadczył Tomek, wtrącając Darię w osłupienie. Tego się nie spodziewała.
- Żadne z nas nie wie, jak to będzie. - dodał chłopak:
- Więc się nauczymy. A później zobaczymy, jak to wyjdzie.
- "My"? - powtórzyła Daria.
- Tak, my - utwierdził ją Tomek. - Zamierzam wspierać cię, jak tylko będę mógł i potrafił. Niestety, nie zrobię za ciebie całej reszty, ale wszystko, co będę mógł, ogarnę. Obiecuję.
I pocałował ją w nos a następnie musnął delikatnie jej wargi. Daria, poddając mu usta, widziała w jego oczach głębię zdecydowania i obietnicy, że jej nie zostawi w tym najtrudniejszym momencie. I w całej tej niepewności związanej z niedalekim porodem poczuła się swobodnie. Chwyciła go za rękę:
- Dziękuję - szepnęła, a jej oczy lśniły wdzięcznością jak gwiazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro