39.
Dziwnie się czuła. Nie było jej tylko jedną noc, a miała wrażenie, jakby wyjechała na długo. Uciekała stąd z zamętem w duszy, zła i rozgoryczona, a wróciła spokojna i ufna w jego dobre chęci.
Zjedli kolację, rozmawiając o błahostkach. To Ariel uparł się, że nie będą w tym momencie poruszać trudnych spraw:
- Mamy czas, księżniczko - mruczał. - Później pójdziemy do gabinetu i spokojnie wszystko ustalimy. Nie chcę, żeby ewentualne spory popsuły nam nastrój przy jedzeniu.
Szczególnie, że znów zapalił świece a w ich pełgającym świetle wszystko wydawało się inne, bliższe, intymne.
Później, w gabinecie, uparł się, żeby usiadła mu na kolanach. Usiadł w swoim ulubionym fotelu i pociągnął ją, aż poczuł jej ciepłe ciało na swoich udach. Ale nie wykorzystał sytuacji. Trzymał ją mocno choć delikatnie a jego dłonie tym razem nie wędrowały starym zwyczajem po nodze, pod spódniczkę czy na pierś.
W jego objęciach czuła się bezpiecznie, jak dziecko w ramionach ojca. Przytuliła się:
- Dobrze mi tak... - westchnęła.
- Mnie również, księżniczko - na razie musiał opanować pożądanie. I choć wszystko w nim drgało, rosło i domagało się spełnienia, tym razem postawił tamę uczuciom.
"Może później - myślał. - Jak już omówimy to, co najważniejsze":
- Dziś, kiedy cię znalazłem, byłaś przerażona. - zaczął łagodnie:
- Naprawdę tak bardzo się mnie boisz?
Uniósł jej twarz i popatrzył w oczy. Próbowała je spuścić, ale nie pozwolił na to:
- Odpowiedz, proszę.
- Przestraszyłam się. - potwierdziła. - Bo nigdy aż tak ci się nie sprzeciwiłam. I nie wiedziałam, jak zareagujesz. I tak, boję się ciebie - przyznała.
- Księżniczko... - zamruczał, uśmiechając się. - Musimy ma nowo ustalić zasady.
- To znaczy? - patrzyła na niego, jakby próbowała przeniknąć jego myśli.
- Traktowałem cię jak dziecko i to był błąd. Jesteś moją maleńką, ale jesteś też młodą, dorastającą kobietą. Chcę wiedzieć, gdzie jesteś i co robisz, ale przesadziłem z kontrolą.
- Jeśli potrzebujesz mnie w określonych momentach, daj wcześniej znać - poprosiła nieśmiało. - Bo naprawdę czasem chciałabym wyjść z dziewczynami po lekcjach. Marta ma rację, jeśli nie będę z nimi chodzić, nie będę w grupie.
Tego aspektu nie brał pod uwagę. Zdenerwował się. Jak na tak doświadczonego psychologa, popełniał szkolne błędy: ograniczył jej samodzielność, męczył nadmierną kontrolą. Utrudnił jej wejście w grupę szkolną, a i tak było jej ciężko, bo doszła jako nowa do ostatniej, maturalnej klasy.
Każdego studenta, który w taki sposób przygotowałby projekt na zaliczenie, oceniłby negatywnie.
- Zgadza się. Przepraszam. Ja po prostu chcę się tobą opiekować. Zostawiłaś wszystko, przyjechałaś tu ze mną, czuję się za ciebie odpowiedzialny - tłumaczył.
Teraz nie było w nim nic z wielkiego profesora; nie prezentował postawy dominującej, tylko rozmawiał z nią normalnie. Była zachwycona:
- Jeśli mnie potrzebujesz, to daj wcześniej znać - powtórzyła:
- A jeśli wyjdę z dziewczynami po szkole, wyślę ci smsa, dobrze? I nie będziesz po mnie przychodził? - upewniała się.
- Nie. Chyba, że będziesz chciała. - obiecał.
Długo rozmawiali. Chyba pierwszy raz traktował ją tak dorośle, jak partnerkę w dyskusji. Czuła się wspaniale: Ariel jej wysłuchał, zgodził się z jej zastrzeżeniami, uzgodnili zasady na przyszłość.
On też znajdował w tej rozmowie sporo przyjemności. Kleo była dobrą rozmówczynią, wreszcie powiedziała, co jej przeszkadza.
Miał wrażenie, że pierwszy raz poczuła się swobodnie i bezpiecznie w jego towarzystwie.
Siedziała mu na kolanach a on obejmował ją opiekuńczo, ale nie władczo. I mimo, że wyczuwała jego erekcję, nie zrobił nic, żeby ją rozebrać czy pieścić. Spodobało jej się to, bo pokazało, że Ariel ją szanuje.
Dlatego to ona go pocałowała. Chyba pierwszy raz. I zaczęła muskać dłonią jego włosy i kark. Zesztywniał, a jego ręka wokół jej pasa zacisnęła się:
- Księżniczko - wymruczał. - Czy ty....
- Lubię cię dotykać. - odparła. - Jesteś niesamowicie przystojnym facetem. Bardzo mi się podobasz. I nie wiem, czy uwierzysz, ale tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą również. - przyznał. Podobała mi się ta nowa Kleo, bardziej odważna i świadoma własnych odczuć.
***
Daria przyglądała się sobie w lustrze. Patrzyła uważnie. Brzuch jej rósł, stawała się coraz grubsza. I coraz mniej się sobie podobała. A skoro ona miała zastrzeżenia, to pewnie Tomek tym bardziej. Daria nigdy nie była wyjątkowo zgrabna ani ładna: ot, duża, proporcjonalnie zbudowana dziewczyna; nie filigranowa jak Kleo, bardziej masywna.
Ale teraz wyglądała brzydko a będzie jeszcze gorzej. Brzuch jeszcze urośnie, ona utyje i nie będzie już mu się podobała.
Od kiedy przeprowadziła się z nim do Białegostoku i zaczęła uczęszczać do jego dawnej szkoły, poznała sporo osób z jego dawnego towarzystwa. Tomek chętnie odnowił kontakty, wprowadzając ją i zapoznając z przyjaciółmi. Kilka osób znała juz z marcowej imprezy.
Tak, jak przypuszczała: większość z nich to było zamożne, snobistyczne towarzystwo. Dzieci lekarzy, dziennikarzy, architektów, lokalnych polityków. Tomek, jako syn wziętego adwokata, wpisywał się idealnie. Radek też.
Już wiedziała, skąd u Radka taki snobizm i poczucie wyższości. Nowi znajomi byli dokładnie tacy sami. I dlatego nie podobali jej się. Miała świadomość, że wypacykowane, świetnie ubrane dziewczyny patrzą na nią z wyższością. Nie raz pod pozorem grzecznej troski wypytywały o jej rodzinę i przeciwstawiały pozycję Tomka.
- Trudno się wpasować komuś takiemu, jak ty, prawda? To trochę tak, jakby Kopciuszek próbował zostać królewną.
- Kopciuszek został królewną - odpowiedziała naiwnie, ale powodowało to tylko wybuch śmiechu dziewczyn w grupie:
- I ty wierzysz w to "żyli długo i szczęśliwie"? Kiedy książę, mąż Kopciuszka, spotykał przy różnych okazjach dobrze wychowane i bogate księżniczki z innych domów panujących? Naprawdę uważasz, że nigdy nie spojrzał na inną? I nie tylko spojrzał?
Miała w sobie dość tupetu, by odpowiedzieć tamtej dziewczynie. Ale tego typu rozmowy się powtarzały. Pierwszą w takich rozmowach była Jessica, "dla przyjaciół Jessi", która nie ukrywała, że uważa, że Tomek popełnił błąd, wiążąc się z Darią.
Dlatego dziewczyna przestała chodzić na spotkania, imprezy i melanże, nie chcąc patrzeć, jak Jessica na jej oczach stara się poderwać Tomka.
Chłopak tego nie rozumiał. Jedyne, co przyjmował do wiadomości, to "źle się czuję". Wszystkie inne sytuacje kwitował:
- Chcę, żebyś poznała moje towarzystwo a ono ciebie. Jesteś ze mną i będziesz się obracała w kręgu moich znajomych. Chciałbym, żeby zostali również twoimi.
Wszystko to rozumiała. Ale wystarczyło jej tych "znajomych" w szkole. Dziewczyny zawsze znalazły sposób, żeby wbić jej szpilkę i to tak, żeby Tomek nie widział. Przy nim udawały przyjazne i sympatyczne. Nie chciała spotykać się z nimi jeszcze po zajęciach.
Przed chwilą Tomek wyszedł. Zamierzał wpaść do rodziców, jego mama miała urodziny. Ubrał się elegancko i, całując Darię w nos, obiecał:
- Nie będę długo.
Oboje wiedzieli, że jego mama nie toleruje Darii. Dlatego dziewczyna nie utrzymywała z nią kontaktów a starsza pani również nie wykazała żadnej inicjatywy. Tomek rozmawiał głównie z ojcem, ale nie mógł nie odwiedzić matki w takim dniu, jak ten.
Poczuła się samotna, brzydka, głupia i biedna. Szczególnie, gdy zobaczyła na profilu Jessiki zdjęcia z urodzinowej imprezy teściowej. "Jest super - głosił podpis - Czterdzieste urodziny matki mojego przyjaciela".
"To ona może tam być, a ja nie?" - zbuntowała się. Tomek nie powiedział, że jego matka będzie miała taką imprezę. Wspomniał tylko, że mama ma urodziny i że wypada, żeby się na chwilę pojawił.
Pełni goryczy doznała, gdy zobaczyła kolejne zdjęcie Jessiki - przytulona do Tomka, patrzyła na niego z zachwytem.
"Dość! - powiedziała sobie. - Jessica ma rację, wielka miłość Kopciuszka zakończyła się na wystawnym ślubie. Później może żyli długo, ale raczej nie szczęśliwie".
Nie miała charakteru sierotki. Przez większość życia buntowała się przeciw nakazom i zakazom. Teraz też nie zamierzała potulnie znosić policzków, jakie wymierzało jej towarzystwo. Dwa miesiące próbowała się w nie wkupić, od końca sierpnia. Był koniec października a ona nadal miała status pariasa. Nie mówiła mi Tomkowi, bo miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, a on nie zauważał jej problemów. Ale to, że Tomek bawi się na urodzinach matki z tymi wszystkimi pięknymi dziewczynami, a ją zostawił w domu, przeważyło szalę.
Popłakała się z emocji, wiedząc, że trzeba zakończyć ten związek najszybciej, jak się da. Wróci do domu, mama pomoże jej wychować dziecko. Tomek może je widywać i pomagać w wychowaniu. Ale to wszystko. Między nimi nic już nie będzie takie, jak dawniej.
Zatęskniła do czasów, gdy Tomek mieszkał w miasteczku i razem pracowali w barze. Lubili się, ufali sobie i przyjaźnili się. Owszem, ta przyjaźń była zabarwiona erotycznie, te wszystkie przytulanki i całusy w nos. No i moment, kiedy przestali nad sobą panować i poniosło ich na imprezie urodzinowej. Wtedy było dobrze.
"Nawet bardzo dobrze" - pomyślała, wspominając, jak dużo przyjemności Tomek potrafił jej dać. I jak dobrze się rozumieli w miasteczku. Już nawet jako małżeństwo. Wtedy naprawdę wierzyła, że mają szansę.
Ale tu poznała jego znajomych i te wszystkie dziewczyny, które nie ukrywały przed nią, że mają ochotę na Tomka. I to pomimo wiedzy, że Daria jest jego żoną i spodziewa się dziecka.
Najwyższy czas wyprowadzić się stąd i dać Tomkowi wolność. Chłopak z pewnością znajdzie sobie kogoś lepszego, kto nie jest ciągle zmęczony, zbyt głupi, żeby osiągnąć sukcesy w szkole i kto nie robi się coraz grubszy.
Córka urodzi się za dwa miesiące, teraz Daria będzie potrzebowała jak najwięcej wsparcia i pomocy życzliwych osób. A nie przytyków od niechętnych. Trzeba to zakończyć jak najszybciej.
Dlatego, gdy Tomek wrócił, zadowolony i uśmiechnięty, zobaczył, że dziewczyna siedzi na sofie, czekając na niego. Pierwsze, co usłyszał, to:
- Tomek, musimy porozmawiać.
***
Nie rozumiał. Nie zgadzał się. Przez kilka godzin próbował ją przekonać:
- Co ty opowiadasz? Przecież staram się, jak umiem. Chcę być dobrym mężem, partnerem, opiekunem, ojcem dla naszej córki. Nie umiem, ale chcę. - tłumaczył.
Może inaczej byłoby, gdyby wziął ją w ramiona i każde słowo wsparł pocałunkiem, przytuleniem, pieszczotą. Ale kiedy próbował, Daria wywinęła się z jego rąk i usiadła poza ich zasięgiem:
- Tomek, wszystko przemyślałam. To nasze małżeństwo i wspólne życie było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Starałam się przez dwa miesiące. Naprawdę się starałam, ale nie wyszło. Przede mną najtrudniejsze chwile, muszę zebrać siły i nie mogę ich tracić na walkę z wiatrakami. - tłumaczyła. Spokojnie i rzeczowo, choć wszystko w niej łkało, że piękna bajka się właśnie kończy.
- Jaką walkę z wiatrakami? - podchwycił.
I wtedy wszystko mu opowiedziała. O zachowaniu koleżanek. O swoich obawach o miejsce w jego życiu. Nawet o zdjęciach Jessiki z urodzin jego matki:
- One są podłe w stosunku do mnie. Nie widzisz tego, bo przy tobie traktują mnie sympatycznie.
- No, nie wiem.... - zastanowił się. - Jessi wczoraj ubolewała, że cię nie ma. Że zostawiłaś mnie samego.
- Wiedząc, że moja nieobecność wynika z niechęci twojej matki?
Pokiwał głową. To prawda.
- Tomek, lubię cię i naprawdę miałam nadzieję, że nam się uda. Przynajmniej przez kilka lat. Ale nie dam rady. Jeszcze z tobą samym, gdzieś poza gronem tych znajomych, byłaby szansa. Ale nie tu.
- Tak, jak było w miasteczku? - zapytał domyślnie.
Pokiwała głową. Chłopak pochylił się i ujął jej obie ręce. Były zimne. Próbowała jej wyrwać, ale nie pozwolił:
- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
Patrzył na nią z troską, ale i z irytacją:
- Dlaczego, jak zwykle, odcinasz się ode mnie i sama walczysz z problemami? Obiecałem, że ci będę pomagał. Ale nie mogę pomagać, gdy nie wiem, że wystąpił problem.
W taki sposób przerozmawiali kilka godzin. Daria najpierw nie chciała się skarżyć; myślała, że jeśli powie o chęci zakończenia tego związku, Tomek się z tym zgodzi. Ale nalegał na wyjawienie powodu, dlatego, choć z oporami, wszystko mu opowiedziała:
- Zdaję sobie sprawę, że możesz mi nie uwierzyć. - zastrzegła:
- To są twoi przyjaciele, a ja jestem nowa w tym gronie. Ich znasz dłużej niż mnie.
- Dlaczego mam ci nie uwierzyć?
- Bo nie mam nic na poparcie swoich słów. A z pewnością, jeśli zapytasz koleżanki, wyprą się.
- Sprawdzę to - odparł. - Już raz przechodziliśmy przez taką sytuację, pamiętasz? - przypomniał "elegantki" z dawnej klasy w czarnoborskim liceum. - Też chciałaś zrobić unik, zerwać naszą znajomość.
- Nie pozwoliłeś mi - przypomniała.
- Więc skąd pomysł, że teraz ci pozwolę? Kiedy jesteś moją żoną i matką mojego dziecka?
Ta rozmowa miała zakończyć się porozumieniem, na mocy którego Daria zamierzała wrócić do miasteczka. Ze złamanym sercem i rozbitymi nadziejami, ale spokojną duszą. Ale Tomek był twardym przeciwnikiem i nie zgadzał się na to:
- Daria, wierzę we wszystko, co mówisz. Bo znów robisz unik, jak masz w zwyczaju. A robisz go tylko wtedy, gdy napotykasz naprawdę na poważne trudności. Ale sprawdzę, żebyś nie mówiła, że masz tylko swoje słowo. Zrobiłem błąd, idąc wczoraj bez ciebie. Ale nie chciałem cię narażać na fochy mojej matki. A dopóki jesteśmy razem, możesz być spokojna o moją wierność. Żadna znajoma nie zajmie twojego miejsca u mojego boku.
- Jessica nie kryje, że chciałaby. - odpowiedziała. Próbowała wysunąć dłonie z jego uścisku, żeby móc się odwrócić i nie patrzeć mu w oczy, bo wszystko wydawało się trudniejsze. Ale Tomek nie pozwolił. Mocno, choć delikatnie trzymał jej ręce i ogrzewał je swoimi ciepłymi dłońmi:
- Nie ona jedna - mruknął. - Myślisz, że nie widzę, jak niektóre próbują mnie poderwać? I naprawdę uważasz, że polecę na pierwszą lepszą? W sytuacji, gdy tobie ślubowałem zgodne i szczęśliwe małżeństwo?
- No to właśnie o tym mówię! - wykrzyknęła. - Że może czas je rozwiązać!
- Nie.
I to był koniec dyskusji. Tomek przyciągnął ją do siebie, pocałował w nos, a później zaniósł do łóżka. Nie kochali się, ale chłopak przytulił ją od tyłu i objął ramionami "na łyżeczkę", jakby chciał ją chronić przed całym złym światem.
"Jakbym chciał chronić je obie" - pomyślał, splatając dłonie na jej brzuchu, w którym czuł ruchy swojej córki.
***
Zośka układała podręczniki, gdy do pokoju zajrzał Piotr. Uśmiechnęła się na widok jego zaaferowanej miny:
- Właśnie skończyłam.
- To dobrze. Chodź na drinka do gabinetu. - poprosił.
Przeszli do biura, gdzie już stały rozstawione szklaneczki, przegryzki i napoje. Piotr zrobił jej drinka z colą:
- Świetnie się spisujesz. Dzięki.
Upiła łyk. Sama też była zadowolona. Praca z pensjonariuszami azylu, kobietami które uciekły przed przemocą w domu, dawała jej mnóstwo satysfakcji.
- Raporty zostały przyjęte w ratuszu z takim entuzjazmem, że przydzielono mi większe finansowanie. Gdybyś chciała, miałbym dla ciebie więcej godzin - zaproponował.
Zośka patrzyła na niego z zadziwieniem. Przez ostatnie kilka miesięcy przywykła do jego uśmiechów i żartów, do tego jakim jest świetnym szefem i do troski, jaką ją otaczał, zarówno teraz jak i wtedy, gdy pierwszy raz trafiła do fundacji.
Kłóciło się to strasznie z wizerunkiem Piotra z czasów, gdy razem pracowali w czarnoborskim liceum. Wtedy Piotr zachowywał się jak bryła lodu, całkowicie odseparowana od otoczenia. Postawił tak sztywne granice, że nikomu nie udało się za nie przedrzeć.
Był świetnym nauczycielem, ale w stosunkach z ludźmi wprowadził dystans. Jak to określali jego uczniowie, " wiało chłodem" od niego.
Kiedy Zośka trafiła do jego azylu, gdy była w emocjonalnej rozsypce, poznała zupełnie inną twarz Piotra: serdecznego i troskliwego opiekuna. Owszem, potrafił stawiać granice i czasami to robił, ale nie przez cały czas, jak w liceum.
To był ten Piotr, jakiego wspominał ze swoich szkolnych lat Darek, jej narzeczony. On z kolei nie znał tamtego, ukrywającego się w bryle lodu i opowiadania Zośki przyjmował, jakby mówiła o zupełnie innym człowieku.
- Jak dużo więcej?
- Piętnaście godzin. Przy standardowym kursie to dawałoby pięć grup i jedną trzecią na indywidualną naukę. - odparł precyzyjnie.
- Albo siedem grup po dwie - trzy osoby. - odparła. - I godzina na jakieś dodatkowe konsultacje. Zamierzasz objąć nauką wszystkie pensjonariuszki?
- Te, które będą chciały. Jeśli wyprowadzą się z azylu, będą mogły nadal uczestniczyć w zajęciach.
- To dobry pomysł - pokiwała głową. - Ale to daje całe dwa dni. Prawie dodatkowy etat - miała na myśli etat nauczycielski, wynoszący osiemnaście godzin. W czarnoborskim liceum miała ich dwadzieścia pięć.
- Zgadza się. - przyznał. - Dużo więcej pracy. Ale i pieniędzy. Chociaż wiem, że nie robisz tego tylko dla kasy. - zauważył.
- Chciałabym - przyznała. - Ale to bardzo komplikuje mi życie. Praktycznie będę w pracy na okrągło, tyle mojego, co wypocznę w pociągu.
Zamyśliła się, a następnie zapytała z ciekawością:
- Jak ci się udało przez trzy lata dzielić pracę pomiędzy liceum w Czarnym Borze a fundacją w Warszawie? Skąd znalazłeś siły?
- Odpoczywałem w pociągu - roześmiał się.
A później, już poważnie, odparł:
- Było ciężko. Tu, w Warszawie, początkowo mogłem liczyć na moją ciotkę i na Alkę, najpierw asystentkę a później moją prawą rękę. Ale w Czarnym Borze byłem sam.
- No właśnie, jak się rozniosło, już po twoim wyjeździe, że przez trzy lata prowadziłeś fundację w Warszawie, wszyscy byli w szoku.
- Bywało ciężko - powtórzył. - Ale nie miałem wyjścia. Tu coś zacząłem i musiałem kontynuować, a w liceum dałem słowo dyrektorowi, że poprowadzę tę specjalną klasę o podwyższonym poziomie przez całe trzy lata. Aż do matury, żeby można było zmierzyć efekty. Przez to rozwalił mi się związek z Alką. - przyznał, a później poprawił się. - A właściwie coś, co mogło być związkiem. Miało zachęcające zaczątki. Ale cóż, nie było mnie tutaj, gdy powinienem....
Zośka oniemiała. Nie wiedziała, że kolega ma taką przeszłość:
- A Zuzka? - podsunęła delikatnie.
- Zuzka pojawiła się później. Jak zdała maturę. Nie wyobrażasz sobie chyba, że miałbym romans z uczennicą?
W jego dotąd spokojnym głosie wyczuła twarde nuty. Teraz znała juz całą jego historię, trochę od niego samego, trochę od Darka i rozumiała, czemu tak się spiął.
(Przeżycia Piotra zostały opisane w książce "Miłość na krawędzi. W małym miasteczku i nie tylko").
- Jasne. Przepraszam - próbowała łagodzić. W końcu nie to było tematem ich rozmowy.
- To ja przepraszam. - uśmiechnął się i przeczesał włosy ręką:
- To dawne czasy, ale utkwiły mi mocno w pamięci.
- A wracając do tematu - szybko podjęła poprzednią kwestię:
- Bardzo kusi mnie, żeby przyjąć twoją propozycję. Ale jest to duże obciążenie i nie wiem, czy po prostu dam radę. Nie miałabym dnia wolnego. No i każdy weekend spędzałabym bez Darka.
Piotr uśmiechnął się:
- Bierz go z sobą. Nie będzie problemu z noclegiem, w twoim pokoju spokojnie się zmieścicie, a Darek mógłby cię odciążyć i prowadzić kurs na poziomie podstawowym. Zna angielski i choć nie ma kwalifikacji do nauki języka, to uczyć umie. I myślę, że na poziomie A1 spokojnie da radę.
- Mówisz poważnie? - zdziwiła się. Nie brała tego pod uwagę.
- Jasne. To nie szkoła, formalne kwalifikacje nie są niezbędne. Efekty projektu są mierzone przyrostem kompetencji, a o to na poziomie A1 nietrudno. Przemyśl to i przegadajcie na spokojnie - poprosił Piotr. - Dodatkowe pieniądze przydadzą się, kiedy w planach jest ślub i wesele. W ten sposób bylibyście razem, ty zyskałabyś doświadczenie i referencje. A wieczorem w Warszawie jest dużo więcej do roboty, niż w Czarnym Borze. - roześmiał się.
Trafił bez pudła. Zośka przez cały czas obawiała się, że Darkowi zrobi się za ciasno w małym miasteczku i zechce wrócić do większej metropolii. Pomysł zaproponowany przez Piotra pozwoliłby połączyć jej sympatię do prowincji i jego wychowanie w dużym mieście, małomiasteczkową ciszę i spokój ze stołecznym gwarem.
"A może tak mi się spodoba w Warszawie, że będę chciała zostać tu na dłużej? Przenieść się na stałe?" - pomyślała pierwszy raz w życiu.
- To bardzo interesująca propozycja - przyznała, uderzona własnymi przemyśleniami. - Przegadamy temat i dam ci znać. Dzięki, Piotr, że zwróciłeś się z tym do mnie, przecież tu na miejscu mógłbyś znaleźć anglistów od ręki.
- Owszem - przyznał. - Ale jeśli mam do wyboru otoczyć się zaufanymi fachowcami lub ludźmi obcymi, wolę znajomych. Wiem, że mogę im zaufać.
Kiedy kilka godzin później wyjeżdżała, już nie mogła się doczekać rozmowy z Darkiem. Piotr swoją propozycja otworzył przed nimi zupełnie nowe możliwości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro