Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36.

Od kiedy Marta zauważyła, że Kleo zaczęła się zmieniać, obserwowała ją dyskretnie. Przyjaciółka stała się bardziej spięta i tak jakby "przygasła". Każda spontaniczna propozycja wyjścia po szkole na spacer, lody, do kina czy choćby pochodzenia po galerii handlowej, która Marta składała, spotykała się z namysłem i słowami "Nie wiem, nie uprzedziłam Ariela".
- A co to, Ariel to Bóg, który rządzi każdym twoim krokiem!? - wykrzyknęła kiedyś Marta, zirytowana kolejnym unikiem przyjaciółki.

- No wiesz, mieszkam u niego - odparła Kleo z urazą w głosie.
- Mieszkasz, ale z tego, co mówisz, to masz swój kąt na górze i w niczym mu nie przeszkadzasz - wytknęła jej Marta. - Co z tego, że wrócisz wcześniej czy później, jak i tak sporo czasu spędzacie osobno? Sama mówiłaś, że dopiero kolację jecie razem, jeśli on jest w domu, no i noce, choć też nie wszystkie, spędzacie razem? I to u ciebie, a nie w tej jego super sypialni?
- Ale może być tak, że akurat jest w domu i będzie chciał, żebym wróciła prosto po szkole - tłumaczyła Kleo. - Czasem...

- No to niech uzgadnia z tobą wcześniej, że będzie potrzebował twojej obecności. - Marta udała, że nie zauważyła rumieńca zawstydzenia na twarzy przyjaciółki. - Bez przesady! Radek też bywa zajęty o różnych porach, raz nie ma go w domu prawie całą dobę, a raz siedzi przez trzy dni bez zajęcia. Ale nigdy nie ma nic przeciw temu, że spontanicznie po szkole gdzieś wyjdę ze znajomymi. Mało tego, czasami sam do nas dołącza.
- Ku radości niektórych koleżanek - skwitowała Kleo. A później dodała:
- No, ale Radek to nie Ariel. Mam z nim uzgadniać wcześniej, jeśli któregoś dnia zamierzam wyjść gdzieś albo później wrócić.

- Ale tak się nie da! - zirytowała się Marta. - To całe towarzystwo klasowe zaczęło nas akceptować. I fajnie. Ale jak pada propozycja "po szkole idziemy ....", to korzystaj z tego, bo pozostaniesz poza grupą. Ja z nimi chodzę i jest dobrze, lubią mnie a ja je. To są naprawdę fajne dziewczyny, chociaż mają swoje odchyły. Niektóre tolerują mnie tylko dlatego, że jestem z Radkiem, i mają nadzieję, że on czasami do nas dołączy. Ale kit z tym! To nieważne. Ważne, że jesteśmy w grupie. Ale jak będziesz unikać wspólnych wyjść, to nie będziesz w grupie. Tego chcesz?

Kleo zamilkła. Jej też się wydawało, że wyjście po szkole nie jest niczym na tyle ważnym, żeby wcześniej je uzgadniać z Arielem. Ale mężczyzna miewał pretensje, że nie mówi mu o czymś takim i samodzielnie decyduje, nie biorąc pod uwagę jego zdania.
"W miasteczku tak nie było" - pomyślała. W tym samym momencie Marta, jakby czytając jej w myślach, powiedziała:
- W miasteczku miałaś więcej samodzielności. Pomimo tego, że już byłaś z Arielem...
Urwały ten temat, bo Marta nadal miała trudności z zaakceptowaniem faktu, że przyjaciółka przez prawie dwa lata ukrywała intymną znajomość z psychologiem.

Kleo miała takie samo wrażenie. Kiedy mieszkała w miasteczku, łączyła się z Arielem co drugi, trzeci dzień a spotykała co tydzień, dwa, trzy. Mężczyzna wymagał, żeby o określonych porach była z nim lub "na łączach", ale nie stawiał jej żadnych innych wymogów.
Owszem, chętnie słuchał a ona opowiadała o wyjściach z przyjaciółkami, o imprezach szkolnych i pozaszkolnych, o tym co robiła. Ale to było głównie post factum. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek prosiła go o zgodę na wyjście.

A tutaj, w Warszawie, bardzo ją kontrolował. Miał jej plan lekcji, musiała go informować o zmianach, o planowanym późniejszym powrocie do domu. Nie było mowy, żeby minął czas powrotu a jej jeszcze nie było. Początkowo traktowała to jako dowód jego zaangażowania, szczerych uczuć i troski. I nadal tak to odbierała, ale trochę zaczęło jej to przeszkadzać.
- A co by było, jakbyś wysłała mu smsa, że idziesz z nami do galerii i na kebaba? - delikatnie buntowała ją Marta, której też przeszkadzało uzależnienie przyjaciółki od faceta.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami Kleo, z wahaniem. Nagle zapragnęła to zrobić, wyjść z koleżankami z klasy i dobrze się bawić. Marta chyba znów czytała jej w myślach, bo zabrała jej telefon, szybko wystukała jakiś tekst i wyłączyła aparat.

- Co ty...? - wykrzyknęła zaskoczona Kleo.
- Wysłałam mu informację, że bawisz się z przyjaciółmi w galerii "Centrum" i że wrócisz wieczorem. - odparła Marta:
- A telefon wyłączyłam, żeby cię nie kusiło prostować. W końcu zawsze mógł ci się rozładować, prawda? Chodź, będzie fajnie. Zjemy kebaba, albo sałatkę, jak kto woli, później pójdziemy do kina a potem powłóczymy się po sklepach. Radek, jeśli będzie mógł, też do nas dołączy.
Kleo, zarażona entuzjazmem przyjaciółki, przestała oponować. Trochę dziwnie się czuła z wyłączonym telefonem, ale postanowiła go nie włączać. Była z Martą, gdyby coś ciekawego czy ważnego zadziało się w social mediach, przyjaciółka z pewnością ją poinformuje.

Bawiły się dobrze; koleżanki z klasy wreszcie zaakceptowały je i obie dziewczyny nie czuły się już takimi outsiderkami.
- Wreszcie, Kleo, dołączyłaś do nas. Zostawiłaś swojego faceta i bawisz się z nami - skomentowała Julka.
- A facet Marty nie dał się zostawić - dodała Majka, wskazując na idącego w ich kierunku Radka.
Marta skrzywiła się nieznacznie. Radek dołączał do nich czasami, chcąc ułatwić jej wejście w grupę znajomych. Ale wiązało się to z tym, że większość obecnych zaczynała się w niego wpatrywać, robiąc maślane oczy i słodkie miny.

Chłopak podszedł do stolika, gdzie siedziały dziewczyny i pocałował Martę w policzek, a reszcie rzucił przyjazne:
- Cześć!
Rozsiadł się swobodnie pomiędzy dwiema do niedawna największymi antagonistkami Marty:
- Co dobrego polecacie? - zapytał jednej z nich.

***
Wychodząc z kina, paplały zadowolone o niedawno obejrzanej akcji. Była to nowa, uwspółcześniona wersja "Crazy", filmu, który powstał na bazie sztuki teatralnej i który cieszył się wielką popularnością.
Włączyła telefon i zaczęły schodzić jej powiadomienia o nieodebranych połączeniach i smsy.
Od Ariela było kilka połączeń i wiadomości. Ostatnia przyszła w tym momencie: "Pożegnaj się z towarzystwem, albo zrobię ci scenę przy nich. Czekam pod Xbarem".

Rozejrzała się. We wskazanym miejscu stał Ariel, wyprostowany, z założonymi ramionami. Miała wrażenie, że aż tu czuje promieniującą z niego irytację. Przestraszyła się:
- Fajnie było, ale muszę się zbierać - odezwała się do przyjaciółek. Marta popatrzyła na nią uważnie, a później poszła tropem jej spojrzenia. Również zauważyła Ariela. Kierowana impulsem, uściskała Kleo:
- Trzymaj się i nie dawaj. - powiedziała ciepło. - Jeśli chcesz, pójdę z tobą i cię wytłumaczę...
- Nie, dzięki. Wiesz, że Ariel nigdy nie rozmawia o jednych osobach z innymi. Na mój temat z tobą też nie będzie chciał rozmawiać.

Marta patrzyła ze współczuciem na bladą i przejętą przyjaciółkę, a później zdecydowanym krokiem podeszła do czekającego na nią psychologa:
- Cześć, Ariel! - odezwała się spokojnie. - To ja namówiłam Kleo na dzisiejsze spotkanie z przyjaciółkami.
- Witaj, Marta - lekko uśmiechnął się mężczyzna. - Rozumiem. Kleo jest dorosła, sama podejmuje decyzje i sama za nie odpowiada. Miło było cię widzieć.
Skinął jej głową na pożegnanie, ujął Kleo pod ramię i skierował ją w kierunku wyjścia. Marta patrzyła za nimi.

Do domu dotarli w milczeniu, które ciężko i niepokojąco zawisło pomiędzy nimi. Mężczyzna prowadził samochód, patrząc przed siebie i nie zaszczycając siedzącej obok dziewczyny ani jednym spojrzeniem. Po wejściu do mieszkania, Ariel powiedział:
- Idź na górę. Dostaniesz później kolację i zjesz ją sama. Nie przyjdę dziś do ciebie.
Jego ton był spokojny, chłodny, kategoryczny. Kleo spuściła głowę. Poczuła się jak skarcone dziecko. Powoli weszła po schodach, trzymając się poręczy. Kiedy zniknęła za załomem ściany, mężczyzna pokręcił głową i poszedł do gabinetu.

Kleo przez dwie godziny nie mogla sobie znaleźć miejsca. Starała się odrabiać lekcje, uczyć się, oglądać telewizję czy nowości w internecie. Przez cały jednak czas miała w pamięci chłodne słowa Ariela.
Najpierw czuła się skruszona i przekonana, że zrobiła coś złego. Ale z biegiem czasu zaczęła być coraz bardziej zirytowana, a później wściekła.
"No i co takiego się stało, że poszłam z dziewczynami? - zastanawiała się, a jej bunt narastał z każdą kolejną myślą. - Marta ma rację, muszę mieć znajomych. Nie mogę spędzić najbliższego roku, zamknięta tutaj na górze. W miasteczku ciągle chodziłyśmy gdzieś, na spacer, do kina, do kawiarni..... Albo bunkrowałyśmy się u Darii....".

Jej irytacja przerodziła się w gniew i frustrację, a gdy osiągnęła poziom napięcia graniczący z histerią, wstała, wyszła z pokoju i zbiegła na dół. Ariel siedział w gabinecie, zapatrzony w ekran komputera. Kleo weszła i stanęła przed nim.
Mężczyzna popatrzył na nią chłodno:
- Czego nie zrozumiałaś w moim poleceniu?

- Nie będę siedziała w swoim pokoju "za karę". - zaczęła. Trudno jej było mówić, bo emocje brały górę, ale złagodziła je przy pomocy kilku głębokich oddechów:
- Odesłałeś mnie do pokoju jak dziecko. Ukarałeś niesłusznie, bo nie zrobiłam nic złego. I nie zgadzam się z twoim zdaniem...
Jakby przerażona tym, co powiedziała, zasłoniła dłonią usta i zamilkła. Ale nadal patrzyła na niego zdecydowanie.

Mężczyzna obserwował ją z chłodnym zainteresowaniem. Nic nie mówił; jego oczy błądziły po jej twarzy i sylwetce.
- Tyle chciałam powiedzieć. Jeśli jesteś gotowy porozmawiać o zmianie zasad, to okej. - dodała dziewczyna, już mniej pewnym tonem.
- A jeśli nie jestem zainteresowany? Jeśli uważam, że mam rację i że to ty złamałaś zasady? - uśmiechnął się.

Zabrakło jej odwagi, żeby dalej prowadzić starcie. Przygryzła wargę i wyciągnęła do niego rękę:
- Ariel, proszę....
Ale mężczyzna jej nie uścisnął. Założył ręce na piersi i nadal patrzył chłodno:
- Kleo, księżniczko. Nie rozumiesz, że... - zastanowił się przez chwilę i dokończył, już innym, cieplejszym tonem:
- Proszę, idź na górę. Daj sobie czas na przemyślenia.
Dziewczyna spuściła wzrok i odeszła. Patrzył przez chwilę za nią, a następnie włączył telewizor i zaczął machinalnie przełączać kanały.

Przesadził. I wiedział o tym. Czasami kusiło go, żeby gwałtownie ją dotknąć, fizycznie lub psychicznie i spowodować u niej dyskomfort. Ot, żeby sprawdzić, jak daleko może się posunąć.
Kleo była jak wierzba płacząca, uginała się pod jego wpływem a później wracała do normy. Ale sam fakt, że uginała się bez słowa sprzeciwu, kusił go, żeby wymóc na niej jeszcze więcej, mocniej, gwałtowniej. Sprawdzić, kiedy dziewczyna wreszcie powie "dość".
A ona nie mówiła. Przyjmowała jego naciski i nie sprzeciwiała się. Za to jeszcze bardziej ją kochał....

Wróć, jakie "kochał"? Roześmiał się z tego przejęzyczenia i wrócił do toku, jakim szły jego myśli.
Przegiął, jak mówią niektórzy. Docenił, że Kleo się zbuntowała i przyszła porozmawiać. Powinien był wziął ją w ramiona, przeprosić za dzisiejszą scenę i spokojnie uzgodnić z nią dalsze zasady. Dziewczyna ma rację, nie jest dzieckiem. Jest młodą kobietą. I jako taką powinien ją traktować. Nie wystarczy o nią dbać i kochać. Trzeba jeszcze szanować jej zdanie.
Chociaż dla niego nadal jest jego "maleńką", którą trzeba chronić i kontrolować, zapewnić jej bezpieczeństwo.

Uśmiechnął się w głębi duszy, choć nie było mu wesoło.
"Bycie psychologiem, psychoterapeutą, superwizorem nie ustrzega przed popełnianiem błędów. I to tak podstawowych, że każdemu studentowi wytknąłbym bezlitośnie" - pomyślał.
No nic. Skoro dziś odesłał ją do pokoju a ona poszła, to już nie będzie tego zmieniał. Za to pojedzie do sklepu, zrobi zakupy na wypasioną kolację. A później poprosi ją na dół, przeprosi, i obieca poprawę. Uzgodnią nowe zasady. Takie, które usatysfakcjonują jego potrzebę kontroli a jednocześnie uszanują jej chęć niezależności.

Uśmiechając się do siebie, otworzył katalog nazwany "Projekt Kleo". Przez lata przywykł do zapisywania wszelkich obserwacji na jej temat, choć już nie planował publikacji badań. I tak żadna komisja etyczna nie dopuściłaby ich w takim kształcie, jak zamierzał. A nawet gdyby, to z pewnością wyłączyłby ją z nich. Z biegiem czasu katalog "Projekt Kleo" zmienił charakter z dokumentacji badawczej na coś w rodzaju dziennika. Zapisywał tam już nie tylko obiektywne obserwacje, ale również swoje przemyślenia, zamierzenia, nadzieje...

Treść dzisiejszej notatki, która wypływała spod jego palców, była zadziwiająca również dla niego samego. Ale nauczył się pisać, co mu intuicja podpowiada. To były często wartościowe przemyślenia. Później oczywiście je skoryguje i poprawi, ale nie zmieni sensu notatki. Co prawda spojrzał ze zdumieniem na to, co przed chwilą napisał, ale nie poświęcił temu zbyt wielu myśli. Przyjdzie na to czas.

Kiedy postawił ostatnią kropkę i nacisnął "zapisz", wstał i wyszedł z gabinetu. Pierwszy raz, zaabsorbowany niespodzianką, która ma zamiar zrobić i wyobrażaniem sobie reakcji Kleo, nie obejrzał się, czy wyłączył laptop.
"Pójdę na zakupy, zakupy, księżniczko moja" - pogwizdywał i podśpiewywał w myślach, parafrazując znaną, staroszlachecką pieśń "Pojedziemy na łów".

***
Kleo była smutna, urażona i zła. Chciała porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, a Ariel potraktował ją jak krnąbrne dziecko. Możliwe, że jeszcze niedawno przyjęłaby takie traktowanie bez słowa sprzeciwu, ale od kiedy zamieszkała w Warszawie, poczuła się bardziej dorosła. Miała powody, by tak się czuć. Trzy lata wychowania pod ręką Ariela sprawiły, że była bardziej dojrzała od rówieśnic.
Zastanawiała się, czy jeszcze raz zejść i spróbować porozmawiać z Arielem. Ale usłyszała, że mężczyzna chyba zbiera się do wyjścia.

"I jeszcze gwiżdże sobie beztrosko!" - pomyślała, a poziom jej irytacji wzrósł. Pożegnała zamiar kolejnej rozmowy, uznając, że to nie ma sensu. Za to odbyła inną, zupełnie odmienną, którą Marta zakończyła radosnym "Przyjedziemy. Będziemy czekać pod kamienicą za kwadrans".
Piętnaście minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy to niewiele. Ale udało się. Chwilę po wyjściu Ariela Kleo była gotowa. Dokumenty, pieniądze, plecak szkolny, walizka z najpotrzebniejszymi ciuchami - wszystko zostało spakowane.

Zeszła na dół, ciesząc się, że mężczyzny nie ma w domu. Jeszcze tylko zawróciła od drzwi, bo przyszło jej do głowy, że zostawi mu wiadomość w gabinecie.
Na biurku Ariela był porządek. Usiadła w jego fotelu i zaczęła pisać. Szturchnęła myszkę i ekran laptopa pojaśniał. Odruchowo rzuciła okiem. "Projekt Kleo" - a cóż to? Zdziwiła się.
Przejrzała zawartość folderu. Pliki były dodawane od kilku lat, teraz było ich chyba z kilkaset. Otworzyła pierwszy i zaczęła czytać.

Przejrzała też kilka kolejnych. Tych z pierwszego roku znajomości z Arielem. Serce zaczęło jej bić tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Zrobiło jej się gorąco, a w uszach czuła tętniącą krew. Oblała się potem a później zadygotała. To, co widziała w kolejnych notatkach, nie mogło chyba być prawdą.

"Obiekt badań"... "Obiekt Kleo"... "Badana".... "Obserwacje".... "Eksperyment"... - te i inne słowa wirowały jej w głowie. Nie była w stanie skupić się na tym, co czyta, poza tym notatek było strasznie dużo. Szybko otworzyła swoją pocztę mailową i przekopiowała pliki do folderu " robocze". Dokumenty kopiowały się przez kilkadziesiąt sekund. Kiedy zakończyła, wylogowała się z poczty. Zamknęła pokrywę laptopa i dopisawszy na kartce kilka słów, uciekła z gabinetu. I z domu. Wybiegła na ulicę i rozejrzała się. Radek i Marta czekali kawałek dalej. Przyjaciółka uśmiechała się szeroko a chłopak wziął jej bagaże i schował do samochodu.

- Ale zostawiłaś mu wiadomość?" - zapytał Radek. - Masz prawo zmienić miejsce pobytu, ale nie chciałbym znaleźć się na czołówkach mediów jako podejrzany o porwanie.
- Nie, spoko. - odezwała się Kleo. - Zostawiłam mu kartkę. Będzie wiedział, że wyszłam z własnej woli.
Nadal kręciło jej się w głowie. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, zanim nie zapozna się ze wszystkimi notatkami.
Marta popatrywała na nią niespokojnie, więc Kleo uśmiechnęła się:
- Dzięki, że mnie przygarnęliście. Przynajmniej na tę noc.

- Spoko, zaopiekujemy się tobą tyle, ile trzeba. - uspokoił ją Radek:
- Nie znam się na waszych kontaktach z tym profesorem, to Marta z pewnością cię wysłucha i zrozumie. Ja ci mogę tylko zapewnić spokojne miejsce na tak długo, dopóki czegoś nie wymyślicie.
Kleo patrzyła z zazdrością na porozumienie łączące tych dwoje. Radek przy Marcie zupełnie pozbył się pozy celebryty z wielkiego miasta, patrzącego z góry na wszystkich, którzy nie są znani, bogaci i mieszkają w mniejszych miejscowościach.

"Marta dobrze trafiła" - pomyślała. Już sam fakt, że chłopak zaoferował jej możliwość zatrzymania się w kryzysowej sytuacji, pokazywał, jak bardzo się zmienił od czasu pamiętnego sylwestra.
Kiedy dotarli do mieszkania, Radek wskazał Kleo kanapę w salonie:
- Tu będziesz spała, a rzeczy możesz zostawić w tamtej szafie. Niestety, spokoju mieć nie będziesz, bo sama widzisz, że w tym pokoju koncentruje się nasze życie. Gdybyś chciała pobyć sama, możesz iść na chwilę do naszej sypialni. Proponowałem, że wynajmę ci pokój w hotelu, ale Marta zakrzyczała mnie, że dziś potrzebujesz przyjaciół. I pewnie ma rację. - uśmiechnął się. - Ale pomyśl nad hotelem. Tu niedaleko jest taki całkiem sympatyczny, niewielki. Wynajmę ci pokój, może być na nazwisko Marty, jeśli boisz się podawać swojego. Bo moim też wolałbym nie szafować.

Kleo uśmiechnęła się. Radek nie ukrywał, że w dwupokojowym mieszkaniu nie ma miejsca na trzecią osobę. Popatrzyła na niego z wdzięcznością:
- Chętnie. Nawet nie pomyślałam o hotelu, nigdy sama nie wynajmowałam. Jeśli chcesz, możemy pójść od razu. I tak, jeśli to nie kłopot, wolałabym, żeby był wynajęty na inne nazwisko niż moje....

- Zostań dziś - włączyła się Marta. - Jutro Radek ci zarezerwuje pokój i pójdziemy tam po szkole. Obie! - zaznaczyła.
- Aha, pokaż telefon - poprosił Radek, a gdy spełniła jego prośbę, przejrzał szybko ustawienia:
- Miałaś włączoną lokalizację. Wyłączyłem ją. Teraz nikt cię szybko nie namierzy. Ale proponuję, żebyś na razie całkowicie wyłączyła telefon. Bo z pewnością będzie dzwonił.

***
Ariel wrócił z zakupami. Trochę to trwało, bo ostatnie produkty które chciał nabyć były dostępne tylko w sklepie z organiczną żywnością na Ursynowie. I zahaczył jeszcze o kwiaciarnię i sklep jubilerski. Ale wreszcie miał wszystko. W mieszkaniu było cicho, widocznie Kleo była na górze.
"Pewnie się obraziła. I ma rację - przyznał samokrytycznie. - Ale zrobię wszystko, żeby poprawić jej humor."
W międzyczasie nakrył stół, na środku postawił wielki bukiet kwiatów, który kupił na przeprosiny i położył małe pudełeczko ze złotym drobiazgiem w środku. Te kolczyki Kleo niedawno oglądała na stronie firmy jubilerskiej i bardzo jej się podobały. Przygotował kolację, zapalił świece i, zadowolony z siebie, poszedł na górę. Zapukał do drzwi pokoju Kleo:
- Księżniczko, zapraszam na kolację. Chodź, porozmawiamy.

Odpowiedziała mu cisza. Zaintrygowany zajrzał do pokoju. Był pusty. Obszedł inne pomieszczenia, łącznie z łazienką, a później zrobił to samo na parterze. Kleo nigdzie nie było.
Za to w jego gabinecie na zamkniętej pokrywie laptopa leżała kartka z tekstem: "Potraktowałeś mnie niesprawiedliwie i nie godzę się na to. Dlatego najbliższe dni spędzę gdzie indziej. Obiekt Kleo się zbuntował i musi przemyśleć sytuację."

Ostatnie zdanie w odróżnieniu od poprzednich, napisanych drobnym, wyraźnym pismem, zostało napisane pod wpływem emocji: słowa wyskakiwały raz wyżej raz niżej, litery strasznie nabazgrane a całość chaotyczna.
Straszliwe podejrzenie przez chwilę sparaliżowało jego myśli. Otworzył laptop i zaklął głośno i dosadnie. Na ekranie miał otwarty folder, który uzupełniał przed wyjściem.
- Ona to przejrzała. A przecież to nie tak - powiedział głośno do siebie. Znów zaklął, a następnie rzucił leżącym obok kalendarzem przez całą długość pokoju. Usiadł za biurkiem i oparł głowę na rękach, wpatrując się w treść kartki pozostawionej przez Kleo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro