Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35.

Wrzesień był miesiącem zmiany dla wielu osób: młodzież rozpoczynała całkiem nowe życie lub wracała "na stare śmieci", niektórzy dorośli również.
Kleo i Marta wspierały się aktywnie i efektywnie w nowej szkole. Nie było łatwo wejść do klasy, gdzie wszyscy się znali od lat, byli zaznajomieni ze specyfiką szkoły, czuli się bezpiecznie.
One dwie weszły w ostatniej klasie, mając świadomość, że są nowe i takie pozostaną. Za chwilę wszyscy zaczną myśleć głównie o maturze i nikt nie będzie zainteresowany integrowaniem się z nimi.

Okazało się jednak, że wraz z nimi do klasy wszedł ferment: plotka goniła plotkę, komunikatory się grzały, dziewczyny były ścigane zawistnymi spojrzeniami. Szczególnie Marta, od kiedy wyciekła informacja, że jedna z "nowych" jest związana z młodym celebrytą.
A wyciekła dość szybko, Radek chcąc ułatwić dziewczynom życie już drugiego dnia pojawił się pod budynkiem szkoły i nie krył, na kogo czeka. Marta zarumieniła dała się przytulić, ale wyczuł jej skrępowanie:
- Cześć, Martuś! - pocałował ją. - Gotowa na obiad? Kleo, a ty? Zabieram was, bo pewnie zgłodniałyście.

Objął obie dziewczyny i przez chwilę tak szli, objęci w trójkę: Radek pośrodku obejmował oboma ramionami idące po bokach dziewczęta.
Kiedy jednak wyszli z ogrodzenia szkoły, usłyszeli chłodne pytanie:
- Wybierasz się dokądś, Kleo?
Zaskoczona Kleo rozejrzała się i szybko wywinęła się z uścisku Radka. Uśmiechnęła się do obojga przyjaciół:
- Ja dziękuję, muszę wracać... - zmieszała się.
- Co się dzieje? - zaniepokoiła się Marta, dopiero teraz zauważając stojącego obok mężczyznę:
- Aaaa, Ariel po ciebie przyjechał.... - pokiwała głową ze zrozumieniem. - A może przyłączysz się do nas? - uśmiechnęła się do psychologa. - Kleo idzie z nami.....

Mężczyzna uśmiechnął się życzliwie, choć chłodno:
- Dziękuję ci, Marta, za zaproszenie, ale mamy inne plany.
To mówiąc, wyciągnął rękę a Kleo posłusznie ją ujęła:
- Tak, Marta, Radek, dzięki za zaproszenie - próbowała uśmiechem pokryć zmieszanie - ale nie pójdę z wami.

- Na pewno? Wszystko okej? - Radkowi nie spodobało się jej skrępowanie. Zmierzył wzrokiem stojącego obok mężczyznę, a ten obrzucił go lekceważącym spojrzeniem:
- Tak, wszystko w porządku. - odparł psycholog. - Dziękuję raz jeszcze za zaproszenie. Do widzenia. Kleo, idziemy! - nie musiał jej dotykać. Samym tonem głosu spowodował, że poszła za nim bez słowa, rzucając przyjaciołom przepraszające spojrzenie.

Kiedy wsiedli do samochodu, Kleo zaczęła:
- Dlaczego się nie zgodziłeś? Mogło być fajnie...
Ariel przez chwilę koncentrował się na prowadzeniu auta:
- Mamy inne plany - odparł spokojnie. - Idziemy na obiad, a później cię potrzebuję. Zresztą ty mnie też.
- Skoro i tak idziemy na obiad, to dlaczego nie poszliśmy z nimi? - drążyła dziewczyna, ale mężczyzna westchnął:
- Kleo, nie męcz mnie. Jeszcze słowo, a pojedziemy prosto do mieszkania i zostaniesz ukarana za nieposłuszeństwo.

Dziewczyna zamilkła, zastanawiając się nad tym, czy propozycja Ariela wzbudziła w niej więcej irytacji czy strachu. Nie bała się Ariela; wiedziała, że on nie zrobi jej prawdziwej krzywdy. Ale znała go już dobrze i wiedziała, że może ją czekać sporo przykrych chwil.
Psycholog pokiwał głową, z uznaniem przyjmując jej milczenie. Dodał łagodniej:
- Nie miałem ochoty rozmawiać o byle bzdurach z małolatami. Nie mam na to nastroju. Potrzebuję coś zjeść a później mam ochotę na odrobinę sado - maso. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć?
Kleo zdawała sobie sprawę z faktu, że było to pytanie retoryczne.

***
Z czasem okazało się, że nie było tak źle. Koleżanki z klasy, choć nadal plotkujące na potęgę, dały się obłaskawić. Na pierwszej dyskotece szkolnej Radek, na prośbę Marty, obtańcował wszystkie najbardziej wredne koleżanki, słuchał ich słodkich słówek i pozwalał na dość śmiałe spojrzenia. Raz czy drugi nie odsunął ręki, odważnie wędrującej po jego ramieniu czy udzie.
To już nie było na prośbę Marty. Był ciekaw, czy dziewczyna to zauważy i w jaki sposób zareaguje.
Nic nie powiedziała, ale z uroczo odętej, zaciętej miny wnioskował, że widziała, jak jedna z prowodyrek klasowych stara się go poderwać.

- Wracamy - zdecydowała Marta, kiedy odprowadził tamtą dziewczynę po tańcu.
- Ej, Martuś, już? Nie bawisz się dobrze? - uśmiechnął się przekornie.
Zazdrosna? Zastanawiał się. Dotąd Marta wykazywała daleko idącą tolerancję, więc nie miał okazji sprawdzić, jak bardzo jej na nim zależy. Nawet odważne sceny na planie reklamy czy nowego filmu nie powodowały, że Marta straci dobry humor.
Powoli zaczęło mu to przeszkadzać.
"Fajnie mieć wyrozumiałą dziewczynę - myślał. - Ale żeby tak kompletnie nic? Zupełnie, jakby jej nie zależało".

Przyzwyczajony był przez lata do scen zazdrości swoich kolejnych dziewczyn i tych, które chciały nimi zostać. Stykał się z tym przez lata i przywykł. A nawet miał dość.
Marta urzekła go swoją normalnością i zwykłością, tak daleką od sztuczności dziewczyn, w których kręgu się obracał przez lata. Tym, że w pierwszej chwili znielubiła go a jego popularność nic dla niej nie znaczyła. I tym, że doceniła go dopiero wtedy, gdy późną nocą sylwestrową rozsiadł się wygodnie obok niej, zmęczony i upojony zabawą na tyle, że opuścił gardę pozorów i udawania. Dopiero wtedy, gdy zaczęli rozmawiać o zwykłych sprawach, zyskał jej uwagę i - początkowo niechętną - aprobatę. Polubiła go dla niego samego a nie jego popularności. Wolała rozmawiać o tym, co on czuje niż o kolejnych zdjęciach, wywiadach, galach. To było nowe, świeże i odżywcze.

Dotąd nie doczekał się z jej strony ani jednej awantury o zbyt bliską relację z jakąś kobietą. I zaczęło mu to trochę przeszkadzać.
Dlatego teraz pozwolił jej nowym koleżankom z klasy i szkoły na śmiałe spojrzenia, uśmiechy, odważne słowne zaczepki. Mało tego, sam zaczął brać w nich udział.
Wreszcie Marta pokazała, że jej to przeszkadza. I dlatego teraz się z nią droczył:
- Już wracamy? Szkoda, świetnie się bawię. Ty nie?
Marta spojrzała na niego z urazą:
- To zostań. Ja wychodzę. Miałeś mi pomóc obłaskawić te harpie, ale widzę, że ciągnie swój do swego. Charakteru nie zmienisz...

I nie oglądając się na niego, wyszła. Pobiegł za nią:
- O czym ty mówisz? Czemu próbujesz mnie obrazić? - chwycił ją za rękę. Popatrzyła na jego uchwyt i strząsnęła jego palce ze swojego nadgarstka:
- Nie próbuję cię obrazić -  odparła spokojnie, choć widział, że w środku gotowała się z emocji. - Ale nie będę patrzyła, jak obściskujesz się z tymi wampirzycami.
- I co? Każesz mi zakończyć tę zabawę? - zaczęło go ponosić. Przypomniał sobie dawne awantury urządzane mu przez kolejne dziewczyny i mimowolnie wszedł w rolę dawnego Modela.

- Nie - odparła. - Jesteś dorosły. Ale nie muszę patrzeć na to, co mi się nie podoba.
- To nie patrz - odparł swobodnie i odwrócił się. Ta swoboda była bardziej na pokaz niż szczera. Chciał ją sprowokować, żeby wreszcie pokazała odrobinę zaborczości.
Nie zauważył, kiedy wyszła, bo tańczył z jakąś kolejną chętną. Ale kiedy wreszcie zobaczył, że Marty nie ma na sali, przestraszył się. Wybiegł na korytarz szkolny, szukał jej, myśląc, że po prostu, wzorem wielu innych dziewczyn, schowała się do łazienki. Przeszukał więc przybytki damskie, męskie i korytarze, aż portier mu powiedział, że widział ją wychodzącą z budynku pół godziny wcześniej.

- Hej, idziesz już? - próbowała go zatrzymać, o ile dobrze pamiętał, Mariola czy Matylda. - Zostań, jeszcze wcześnie...
- Moja dziewczyna już poszła - zsunął jej rękę ze swojego ramienia.
- Widocznie nie dba o ciebie - odparła dziewczyna. - Zostań, zabawimy się. Nie pożałujesz. Dla takiej gwiazdy zrobię wszystko - kusiła go seksownym ruchem biodra, wydymając wargi:
- Jej nie ma, ale jest tyle innych lasek.
- Jeśli jej nie ma, to tak, jakby nie było nikogo - popatrzył zirytowany, że musi jej tłumaczyć taką oczywistość.

Wrócił do domu pół godziny później. Mieszkanie było ciche i ciemne. Nie zapalając światła, pierwsze kroki skierował do sypialni. Osłupiał na widok pustego łóżka, dobrze widocznego w przebłyskach księżyca, wpadających zza okna.
Cofnął się do ciemnego salonu:
- Martuś? - zapytał cicho, w zasadzie sam siebie, próbując nie ulec panice. Odpowiedziało mu cichutkie chlipniecie, dochodzące od strony kanapy. Czując, jak spada mu kamień z serca, usiadł obok niej. Oczy przyzwyczaiły mu się do ciemności. Dotknął dłonią jej policzka, mokrego w tej chwili:
- Martuś, przepraszam....

Nie odpowiedziała, a on poczuł się jak ostatni łajdak:
- Martuś - szeptał.
- Czy ty myślisz, że ja sobie nie zdaję sprawy z faktu, że możesz mieć każdą dziewczynę? - zaczęła cicho i żałośnie. - Że jeśli będziesz chciał mnie zdradzić, znajdziesz tysiące okazji? I nawet się nie dowiem? A jeśli będziesz chciał, żebym się dowiedziała, to...
Poczuł się jak drań. Skłonił ją, żeby dla jego ochoty zostawiła wszystko, co znała i lubiła: rodzinę, szkołę, znajomych, miasteczko... Przyjechała tu dla niego. A jak on się odpłaca?

Zacisnął zęby, a później podniósł ją delikatnie:
- Nie ty będziesz spała na kanapie - powiedział łagodnie i podprowadził w stronę sypialni. Kiedy chciał ją tam zostawić, zapytała:
- A ty?
- Zachowałem się jak drań. Dlatego będę spał na kanapie. - odparł spokojnie.
- Zostań ze mną. Potrzebuję się przytulić - poprosiła cicho.
Ułożył się za nią, zwiniętą w kłębek i tulił ją w pozycji "na łyżeczkę", starając się, aby zasnęła i spała spokojnie. Tyle mógł zrobić.

***
Kiedy Tomek wrócił ze szkoły, Daria w kuchni przygotowywała obiad. Jego grupa z angielskiego, bardziej zaawansowana niż Darii, kończyła lekcje dwie godziny później.
- Co ty robisz, skarbie? - zmarszczył brwi. - Łatwiej byłoby coś zamówić.
- To właśnie chce usłyszeć osoba, która się stara - mruknęła z sarkazmem, na tyle głośno, żeby chłopak usłyszał:
- Nie będę zamawiała tak często obiadów, bo mnie nie stać. Nie wyjdziemy do knajpki, bo za godzinę mam korepetycje. A że miałam wolną chwilę, to....

- To zamiast odpocząć, wzięłaś się za prace domowe - dopowiedział z uczuciem w głosie, a później ją objął i pocałował w nos:
- Skarbie, ile razy mam mówić, że nie ma opcji, że "ciebie nie stać". Masz pieniądze na koncie, po prostu przyznaj, że nie lubisz wydawać.... - uśmiechnął się, choć upór Darii w kwestii wydawania "pensji", którą jej przelewał co miesiąc, już go irytował.

Zgodnie z tą nieszczęsną intercyzą, która wprowadziła tyle zamętu na początku, przekazywał dziewczynie wystarczająco dużą kwotę, żeby mogła kupować i zamawiać, co tylko jej się zamarzy. Ale Daria miała opory przed wydawaniem "nieswoich", jak je określała, pieniędzy.
- A ponieważ znam twoje zdanie i je szanuję - dodał szybko - to od jutra będzie przychodziła pani, która posprząta i ugotuje. A zakupy będziemy zamawiali online, z dostawą.

Czuł, jak dziewczyna w jego objęciach zesztywniała:
- Jeśli masz zastrzeżenia do tego, jak prowadzę dom, to powiedz - w jej głosie zadźwięczała silna uraza. - Nie musisz od razu zakładać, że się nie poprawię....
Tomek przygarnął ją mocniej:
- Skarbie, to nie tak - zaczął tłumaczyć, widząc, że wkradło się pomiędzy nich nieporozumienie. - Nie mam do ciebie zastrzeżeń. Absolutnie! Ale muszę zadbać o ciebie. Postawiłaś sobie wysokie standardy, chcesz być perfekcyjną panią domu, a przecież masz mnóstwo obowiązków: szkoła, nauka, korepetycje. Do tego jesteś w ciąży. Musisz zadbać o siebie i nasze dziecko. Niestety, nikt za ciebie tego nie zrobi. To walka, która toczysz sama. Dlatego nie możesz się tak przemęczać. Nie chcę tego. Chcę, żebyś była wypoczęta, zadowolona i zdrowa. Zawsze, kiedy wracam do domu, zastaję cię gotującą, sprzątającą albo prasującą. A wolałbym cię widzieć odpoczywającą na kanapie, oglądającą film lub czytającą książkę. Ile razy już mamy iść do łóżka, a ty jeszcze chcesz włożyć naczynia do zmywarki albo złożyć uprasowane ciuchy? I żeby było jasne - ciągnął, nie pozwalając jej dojść do głosu:

- Kocham tę twoją obowiązkowość i chęć pokazania się z najlepszej strony, bo jest częścią ciebie. Ale wystarczająco skomplikowałem ci życie. Nie mogę pozwolić, żebyś je sobie utrudniała jeszcze bardziej. Masz do stoczenia ciężką, samotną walkę: ciążę, poród i późniejsze dojście do siebie. Mogę ci w niej towarzyszyć, ale nie stoczę jej za ciebie. Nawet nie wiem, czy bym potrafił. - powiedział cicho. - Dlatego zrobię wszystko, żeby ułatwić ci życie na tyle, na ile mogę. Zatrudnienie pani od sprzątania i gotowania nie jest problemem, a sporo nam ułatwi. Szczególnie tobie.
Mówił żarliwie a w jego oczach widziała tak dużo uczucia, że aż się zawstydziła. Przez cały czas czuła się gorsza od niego. Starała się więc z całych sił, aby pokazać, że też coś potrafi.

- Jesteś panią tego domu - ciągnął, jakby czytał jej w myślach:
- Nie znaczy to jednak, że wszystko masz zrobić sama. Mam możliwość zapewnienia ci pomocy, więc korzystaj. W środowisku moich rodziców nie ma praktycznie domu przynajmniej bez pani sprzątającej. A często są jeszcze pani od gotowania i opiekunka do dzieci.
- No tak, nie przywykłam do twoich standardów. Tylko wstyd ci przynoszę. - chlipnęła.

Tomek wzniósł oczy do sufitu i policzył w myślach do dziesięciu. Próbował zachować spokój. Daria, kiedy wpadała w ten płaczliwo - zaczepny nastrój, była wrażliwa, drażliwa i bardzo trudna do rozmowy. Każde zdanie mogło spowodować wybuch płaczu lub wyrzutów.
Starał się to znosić, bo miał świadomość, że to on w dużej mierze ponosi odpowiedzialność za jej sytuację: ciążę, ślub, zmianę miejsca zamieszkania i stylu życia. Ale przecież robił, co mógł! Wziął odpowiedzialność za nią i za dziecko, nie wykpił się tysiącem alimentów. Dzięki niemu znacząco poprawiły się jej finanse. Podejrzewał, że kwota, którą przelewa Darii co miesiąc, jest dużo wyższa od zarobków jej matki. A on starał się być dobrym partnerem, mężem, opiekunem. Uczył się z nią, zapewnił jej korepetycje u najlepszych białostockich korepetytorów.

"A nie było to proste" - przypomniał sobie. Najlepsi byli oblegani, musiał znów posłużyć się koneksjami i nazwiskiem ojca.
Cierpliwie znosił jej złe samopoczucie, wahania nastroju, obawy. Obiecał kiedyś, że Daria już nie będzie sama walczyła ze światem i starał się dotrzymać tych słów.
Ale przecież nie był świętym! Zdawał sobie sprawę z faktu, że był tzw. "dobrą partią", jedną z najlepszych w Białymstoku. Mógł wybierać i przebierać w kandydatkach na dziewczynę, kochankę, kiedyś w przyszłości żonę. To, że wybrał Darię, że się z nią ożenił, choć nie musiał, naprawdę znaczyło wiele. A ona zachowywała się tak, jakby tego nie doceniała.
"Może naprawdę nie docenia?" - myślał. I pierwszy raz zastanowił się, czy dobrze zrobił, wiążąc się z Darią.

"Może trzeba było zostawić ją w miasteczku, z mamą; obie wychowałyby dziecko, w spokoju i z miłością. - myślał. - Daria jest dla mnie kimś wyjątkowym. Ale może tylko teraz. Musiałem wydorośleć i sporządnieć, dlatego wyjechałem do tego miasteczka. I akurat wtedy ją poznałem. Może to tylko tyle? Nie żadna wielka miłość i odpowiednia dziewczyna, tylko ot, taka przelotna znajomość, która trafiła się w odpowiednim czasie? I taka by została, gdyby nie ciąża?"

Pokręcił głową, chcąc wyrzucić te rozważania. Co go napadło? Daria jest wyjątkowa, wartościowa i godna tego, żeby mieć dobre życie. A on dał się uwieść jej sympatycznemu, szczeremu uśmiechowi, czystym oczom i uczciwości. Od razu tamtego dnia, gdy zobaczył ją za ladą baru i gdy zadał jej to niezbyt mądre pytanie "Cześć, ja cię znam! Pracujesz tu?".
Przypomniał sobie wszystkie te chwile, gdy razem pracowali, uczyli się, chodzili na spacery i stopniowo poznawali się wzajemnie. Gdy poddana szantażowi koleżanek próbowała zerwać znajomość z nim i gdy później wstawiła się za nimi, gdy zamierzał surowo i podstępnie rozprawić się z winnymi.

I nigdy, przenigdy nie dała mu do zrozumienia, że liczy na jego pozycję i zamierza z niej korzystać. A kiedy pożyczył jej pieniądze na obóz, tak bardzo chciała mu je oddać, że dopiero ślub położył kres tym niepoważnym zamierzeniom.
No i ta jej niezależność... W trudnych momentach chowała się w samotność, żeby lizać rany i samodzielnie sobie radzić; nie przychodziło jej nawet do głowy, żeby poprosić go o pomoc. Takie sytuacje świadczyły o jej sile i niezależności.

Nie, Daria była wyjątkowa. Może teraz, podbudowana hormonami ciążowymi i całą tą zmianą życia, trochę przesadza z emocjami, ale to przejdzie. Ona się uspokoi a on przywyknie. I będą szczęśliwi.
Kiedy doszedł do tej konkluzji, wziął głęboki oddech, popatrzył czułe na tulącą się do niego dziewczynę i pocałował ją w nos.

***
Zośka była zadowolona z nowych obowiązków. Przyjechała do Warszawy pod koniec sierpnia: uzgodniła szczegóły dodatkowej pracy, podpisała umowę, zapoznała się z przyszłymi uczennicami. I w pierwszy weekend września zameldowała się w azylu. Początkowo trochę się krępowała, pamiętając, dlaczego przyjechała tam po raz pierwszy. Ale Piotr, Krzysiek, Iza i Zuzka byli dla niej tak mili i tak ciepło ją przyjęli, że szybko pozbyła się wątpliwości i obaw.
Postanowiła przyjeżdżać do Warszawy co tydzień. To zajęcie da jej zmianę perspektywy i zapewni dodatkowy dochód, co nie jest bez znaczenia, kiedy się planuje ślub i wesele.....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro