Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31.

W urodzinowy poranek Marta została obudzona czułym pocałunkiem:
- Martuś, skarbie, obudź się, proszę..
- MMM... - przeciągnęła się. - Jeszcze chwilkę....
- Nie chwilkę, bo mi te zołzy żyć nie dadzą.... - usłyszała spokojną rezygnację w jego głosie.

Zaintrygowało ją na tyle, że otworzyła oczy i rozejrzała się. Radek siedział obok z laptopem na kolanach. Odwrócił go ekranem do niej. Na ekranie, w poszczególnych okienkach, były dziewczyny: Daria w pokoju hotelowym a Kleo na leżaku, chyba na plaży. Obie uśmiechnęły się na jej widok:
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam.... - zaśpiewały.
Choć starały się równo trzymać rytm, to jednak wspólne śpiewanie, będąc w różnych miejscach, wymaga większego wysiłku wykonawców.

"Słuchaczy też" - pomyślała z humorem, gdy słuchała rozjeżdżającej się melodycznie i rytmicznie piosenki, śpiewanej w dwóch różnych tonacjach.
Ale była wzruszona. Nie przeszkadzał jej niezbyt zgrany duet ani nitki fałszu, które często wplatały się w melodię.
Najważniejsze dla niej było, że dziewczyny pamiętały o niej, będąc w zupełnie innych miejscach: Daria w Londynie a Kleo na Wyspach Kanaryjskich.

- Sto lat, stara! Przepraszam, że cię obudziłyśmy, ale chciałyśmy być pierwsze! - śmiała się Daria.
- Choćby z daleka - dopowiedziała Kleo.
- Odległość nie zaszkodzi prawdziwej przyjaźni. - to znów Daria.
Marta czuła się szczęśliwa:
- No, baby, aleście mi zrobiły niespodziankę. - przyznała że wzruszeniem. - I to tak z samego rana....

- Rozmawiałybyśmy wcześniej, tylko ten Cerber obok ciebie bronił cię własną piersią: nie i nie. - sparodiowała Daria.
- Ten Cerber pilnuje, żeby jubilatka się wyspała, bo mamy plany - odparł żartobliwie Radek.
Dziewczyny przez chwilę jeszcze rozmawiały: śmiały się, opowiadały wrażenia.

- Pięknie wyglądasz, Kleo - podziwiała Marta. - Zupełnie jak rasowa turystka. Podobają ci się Kanary?
- Jest cudnie - westchnęła Kleo. - Ariel obiecał, że pokaże mi świat i to właśnie robi. Pogadamy, jak się spotkamy.
- I wreszcie wypijemy legalnie - dodała Daria. - Do tej pory piłyśmy z małolatą. - uśmiechnęła się do Marty.
- Legalnie to wypijemy, jak małe przyjdzie na świat - odparowała Marta. - Wiesz, że prawie wychowałam dwóch braci, zgłaszam się do pomocy przy maleństwie.

Jeszcze przez chwilę śmiały się, zwierzały, opowiadały wrażenia. Radek wyszedł z pokoju, żeby dać Marcie trochę prywatności.
Zrobił kawę i dokończył przygotowywanie śniadania, więc kiedy Marta wyłoniła się z pokoju, wszystko na nią czekało: uroczyście nakryty stół, na nim piękny bukiet kwiatów, ślicznie zapakowane pudełeczko obok talerza i jakaś gruba koperta, przewiązana ozdobną, szeroką, złotą wstążeczką.

- Siadaj, Martuś - Radek wskazał jej nakrycie. - Musisz zjeść porządne śniadanie, bo mamy plany.
- Jakie plany? - zdziwiła się. Przez ostatnie kilka dni chłopak robił tajemnicze miny, kiedy któreś z nich wspominało o jej urodzinach. - Co to? - wskazała pudełeczko i kopertę.
- Twój prezent - odparł krótko. - Ale najpierw zjedz.

Ciekawość ją rozsadzała, najchętniej sięgnęłaby od razu po pakuneczki. Ale w Radku obudził się sadysta. Dokładał jej naleśników, które przedtem pracowicie smarował dżemem jabłkowym, syropem klonowym, bitą śmietaną i nutellą; przyniósł kawę; troskliwie rozpytywał, jak się bawią dziewczyny za granicą; na koniec zapytał:
- Nie zazdrościsz im? Nie chciałabyś też gdzieś wyjechać?
- Oczywiście, że zazdroszczę - odparła.

Zrobiło jej się smutno. Radek swoim pytaniem pokazał, jak bardzo nadal jej nie rozumie. Wielokrotnie rozmawiali, że Marta, kiedy podejmie pracę, będzie chciała zobaczyć kawałek świata. Na początek tego najbliższego, w sąsiednich krajach Europy. A później dalej. Tak sobie planowała i już nie mogła się doczekać. Ale te plany musiały zostać odwleczone, dopóki nie zaoszczędzi odpowiedniej kwoty. Radek tego nie rozumiał, dla niego cały świat stał otworem. W takich właśnie sytuacjach ujawniały się różnice pomiędzy nimi: córki samotnej matki, kasjerki w markecie i jego, czołowego aktora młodego pokolenia, należącego do sławnych i bogatych.
- I może kiedyś wyjadę. - odparła z mocą.

Dopiero wtedy pozwolił jej na otwarcie prezentów.
W pudełeczku był zegarek: złoto - srebrny, z elegancką bransoletą. Przymierzyła - bardzo ładnie prezentował się na jej nadgarstku.
Bransoleta nie obejmowała ściśle ręki, była taka, jak Marta lubiła: na tyle luźna, że w razie potrzeby mogła ją przesunąć wyżej. A w kopercie.....
- Łał! - krzyknęła z radości.
Prospekt hotelu w Hiszpanii, program dwutygodniowego pobytu, bilety na samolot i.... jej paszport? Skąd? Paszport przecież miała w domu. Popatrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem.

Chłopak uśmiechnął się:
- Wszystkiego najlepszego, Martuś. Zaraz idziemy na zakupy, bo nie podejmuję się wybierać ciuchów za ciebie. Później obiad na mieście a wieczorem się pakujesz. Bo zauważyłaś datę?
Jeszcze raz spojrzała. Wylot był zaplanowany na jutro.
- A... paszport? Jakim cudem...
Uśmiechnął się, dumny z siebie:
- Twoja mama mnie lubi. - wyznał. - Obiecałem jej, że przyjadę kiedyś do niej do pracy, żeby jej psiapsióły mnie poznały. Twoja mama chce się pochwalić, że mnie dobrze zna.... Znalazła paszport i przygotowała przesyłkę, a ja posłałem kuriera.

Marta pokiwała głową. Jej mama namiętnie oglądała serial, w którym Radek grał jedną z głównych ról. Nic dziwnego, że chłopak wkupił się w jej łaski.
A później objął ją i posadził sobie na kolanach:
- Obiecałem ci, Martuś, że pokażę ci kawałek świata. - szepnął, zanurzając twarz w jej włosach:
- Miej w końcu jakąś korzyść ze znanego i zamożnego chłopaka - zażartował.

***
Zośka wyciągnęła się na kocu, chroniąc kapeluszem słomkowym twarz przed promieniami słońca.
Darek leżał obok. Jemu słońce nie przeszkadzało. Po tym, jak wrócił z męskiej wyprawy w wysokie góry, przyjechali do domu tylko po to, żeby się przepakować: zostawić bojówki, trapery i osprzęt turystyczny a wziąć kostiumy kąpielowe i arsenał olejków do opalania.

- Przyjemnie - odezwała się. Było ciepło, choć nie upalnie. Miała wrażenie, że promienie słońca przenikały jej ciało i rozgrzewały nie tylko na powierzchni, ale i w środku.
- Mhm... - mruknął sennie Darek. - Fajnie jest tak leżeć i nic nie robić...

Uśmiechnęła się. Gdyby słyszał to ktoś z zewnątrz, pomyślałby, że chłopak jest leniwy. Może uważniejszy obserwator zauważyłby siniaki na nogach i biodrze, pamiątkę po zsunięciu się kilkadziesiąt metrów w dół i zatrzymanie na krzaku kosodrzewiny. Czy czegoś innego - dodała uczciwie w myślach.
Wyprawa "klubu górołazów" tym razem miała konsekwencje w postaci stłuczeń, siniaków i jednej złamanej ręki.

- Na szczęście tylko ręki - opowiadał jej Darek. - Bo dzięki temu nie trzeba było wzywać TOPR, sami sobie poradziliśmy z ewakuacją kolegi.
Pechowy dzień był ostatnim z zaplanowanych w wysokich górach, więc pomijając stres, ból i trudy schodzenia, wszyscy uczestnicy wrócili zadowoleni i usatysfakcjonowani.

Po opatrzeniu uszkodzeń i obejrzeniu przez lekarza mniejszych dolegliwości, pięciu mężczyzn spotkało się na pożegnalną kolację i solennie umówili się na kolejne spotkanie:
- Za rok o tej samej porze! - Piotr zacytował tytuł głośnej sztuki i podniósł szklanicę z piwem.
- Oby nam się! - pozostali czterej dołączyli do niego.

Przez te kilka dni Zośka grzecznie czekała na Darka w pensjonacie. Nie nudziła się. Z Zuzką, dziewczyną Piotra chodziły na spacery, po sklepach, na basen i do sauny. Znalazły wspólny język, na tyle, że umożliwiło im to miłe spędzenie czasu.
Zośka, pamiętając propozycję Piotra, wypytywała Zuzkę o fundację i azyl. Bardzo poważnie zastanawiała się nad możliwościami, które dawny kolega przed nią otworzył. A młodsza kobieta serdecznie namawiała ją do przyjęcia propozycji:
- Uczyć umiesz i robisz to doskonale - roześmiała się. - Piotr jest dobrym szefem. Z resztą personelu też się dogadasz. Bierz tę robotę, zawsze to inne doświadczenia i dodatkowe pieniądze. Nie spodoba ci się albo uznasz, że za ciężko, to zrezygnujesz.

Na takich rozmowach mijały im dni. Ale obie wypatrywały "swoich mężczyzn" i w końcu się doczekały.
Zośka rwała włosy z głowy, widząc jak bardzo posiniaczony jest Darek i wyobrażając sobie, co by się stało, gdyby na drodze jego upadku nie pojawiłby się ten krzak. W polskich i słowackich Tatrach w tym sezonie zginęło już kilka osób. Nie chciała, żeby Darek był następny:
- Nad morzem jest bezpieczniej, nie ma gdzie spaść - tłumaczyła, na co Darek odparowywał:
- Ale można się utopić.
A później śmiał się, widząc wyraz zgrozy na jej twarzy, całował i obiecywał, że będzie dobrze.

I dlatego teraz leżeli na plaży, pławiąc się w promieniach słońca. Zośka chciała zrezygnować z wcześniej planowanych wypadów na tańce, ale Darek jej nie pozwolil:
- I tak ci zepsułem wyjazd, naraziłem cię na stres i strach. Będziemy się bawić na tyle, na ile dam radę. A jeśli nie, to chociaż popatrzę, jak się bawisz z innymi.
Ale żadni "inni" nie wchodzili w grę. Jeśli on nie mógł tańczyć, ona też nie wstawała.

- Dobra z ciebie dziewczyna, Zosiu. Wierna i troskliwa. - mówił, gładząc ją po ręku.
- Skąd wiesz, że wierna? - próbowała zażartować.
- Bo nie czekałabyś na mnie w pensjonacie jak Penelopa. Jesteś zbyt uczciwa, żeby ukryć jakąś zdradę. - odparł spokojnie.
A któregoś dnia, gdy siedzieli w cukierni przy kawie z bitą śmietaną, wyciągnął z kieszeni aksamitne pudełeczko i otwierając je, powiedział:
- Zosiu, ten pierścionek czekał na ciebie półtora roku. Aż będziesz... aż oboje - poprawił się. - będziemy pewni, że chcemy być razem już na zawsze. Wyjdziesz za mnie?

***
Tydzień później zadzwoniła do Piotra:
- Cześć, tu Zośka. Chętnie wezmę tę dodatkową pracę. Mogę pracować w weekendy, tak jak proponowałeś. Myślę, że dwa razy po pół dnia będzie w porządku. Zacznę od początku września, okej?
- Jasne. Dzięki. Czekam na ciebie w pierwszy weekend po wakacjach. Chyba, że wolisz przyjechać jeszcze w sierpniu, żeby dokonać formalności. - usłyszała ciepły głos.
- Mogę w sierpniu - zgodziła się.

Czekało na nią nowe wyzwanie, większe obciążenie zawodowe, mniej czasu wolnego i sporo czasu w drodze. Oraz znielubiane wielkie miasto, czyli coś, od czego zawsze starała się trzymać z daleka. A teraz była gotowa zmierzyć się z nim i z własnymi lękami, wyjść ze strefy komfortu i zdobywać nowe doświadczenia.

***
Wakacje mijały zbyt szybko, tak jak to się dzieje, gdy spotyka nas coś miłego. Lipiec zamienił się z sierpniem; deszczowe dni odeszły w niepamięć, zastąpiły je upalne, słoneczne, takie typowo wakacyjne.

Trzy przyjaciółki powróciły z wakacyjnych wyjazdów i pełne wrażeń spotkały się, żeby wymienić wspomnienia. Wszystkim trzem te wyjazdy dobrze zrobiły: wyglądały na starsze, eleganckie, bardziej doświadczone. Wreszcie miały do dyspozycji coś więcej niż skromne kieszonkowe lub wypłaty z dorywczej pracy, więc mogły sobie pozwolić na lepsze ciuchy, fryzjerów, kosmetyczki. Każdy z partnerów nie szczędził środków, żeby sprawić swojej wybrance przyjemność.

Do tego wielość doświadczeń spowodowała, że wydawały się bardziej wyrafinowane.
Wszystko to sprawiło, że w mieszkaniu nad kawiarnią "Amor" spotkały się już nie nieopierzone nastolatki, ale młodziutkie, atrakcyjne kobiety. Polor atrakcyjności przyniosły im drobne ingerencje w kolor włosów, fryzurę, lekki makijaż czy dobrze zrobione paznokcie. I modne ubrania, dodatki, drobna biżuteria.
A one, świadome swojej atrakcyjności, nie były już szarymi, niepozornymi myszkami.

Marta rozjaśniła swoje "mysie" włosy refleksami blondu i rudości, co dodało jej blasku.
Obie przyjaciółki pochwaliły pomysł, a Daria dodała:
- Chciałam przefarbować się na brunetkę, ale fryzjerka powiedziała, że w ciąży nie powinno się tego robić.
Były same; Tomek musiał pojechać do Białegostoku, na jakieś spotkanie w sprawie kancelarii.

- Coraz częściej tam jeździ - zwierzyła się Daria. - No i ojciec go angażuje w sprawy kancelarii. Chyba najwygodniej byłoby, gdyby Tomek się tam przeniósł.
Spuściła głowę. Nie rozmawiała jeszcze o tym z najbardziej zainteresowanym, ale zdawała sobie sprawę, że ta kwestia będzie musiała zostać poruszona.

Nie było już żadnego powodu, dla którego Tomek miałby mieszkać w Czarnym Borze: był pełnoletni, unikał kłopotów, nabrał poczucia odpowiedzialności. Przebąkiwał, że po maturze pójdzie na prawo a następnie zatrudni się w rodzinnej kancelarii. No właśnie, do matury został rok. Jeśli Tomek myślał o prawie, to należało ukończyć szkołę ze świetnymi wynikami. Z pewnością dobre liceum w stolicy województwa byłoby pod tym względem korzystniejsze niż ich szkoła w Czarnym Borze.

Przed czerwcowym ślubem Tomek zadbał o odpowiednią intercyzę, która - jak sam powiedział - zabezpieczała interesy Darii i dziecka po ewentualnym rozwodzie.
"I to by było na tyle" - myślała.
- Radek z kolei pewnie wyprowadzi się z Białegostoku do Warszawy - zwierzyła się Marta. - Nic go już nie trzyma, szkołę skończył, maturę zdał, na studia pójdzie albo nie, ale na razie chce się realizować jako aktor. Serial, teraz coś się kroi z filmem albo nawet całą ich serią, reklamy... To wszystko kręci się w Warszawie, nie w Białymstoku.

Daria uścisnęła jej rękę. Doskonale rozumiała to, co niewypowiedziane. Każda bajka kiedyś się kończy. Nawet ta najpiękniejsza.
- A co u Ariela? Co będzie po wakacjach? Nic nie mówisz - skierowały uwagę na Kleo. Ta westchnęła:
- Wiem tyle, co wy. Ariel mówi tylko to, co chce. Ale nie widzę podstaw do jakiejkolwiek zmiany: pracuje w Warszawie, w klinice, tutaj utrzymuje mieszkanie... Obiecał mi, że będę mogła w nim zamieszkać w tym ostatnim roku szkolnym. Mam tylko nadzieję, że nie przestanie tu przyjeżdżać... - zamyśliła się.

Wyjazd z Arielem dał jej do myślenia. Mężczyzna zmienił się w stosunku do niej w ostatnich kilku miesiącach: stał się bardziej czuły, delikatniejszy i więcej uwagi zwracał na jej potrzeby.
Ostatnio naprawdę czuła się jak księżniczka. Jego księżniczka, rozpieszczana i dosłownie oraz w przenośni noszona na rękach.

Cóż, czasem musiała za tę czułość i troskliwość zapłacić niewygodnymi praktykami, które jego zaspokajały a od niej wymagały przekraczania granic. Ale Ariel zawsze ją uprzedził, przygotował, zadbał przede wszystkim o jej przyjemność.
A kiedy sprawiał jej ból czy doskomfort, zawsze zwracał uwagę na jej reakcje. No i nie było to tak często. Raz na pięć czy dziesięć "normalnych" kontaktów .... No, chyba, że chodziło o miłość oralną, bo tę praktykował często; lubił ją obdarzać przyjemnością w ten sposób, choć Kleo nadal się krępowała.

"Tamto", jak określała, czyli bicie, wiązanie, seks oralny z jej strony i inne nieprzyjemne praktyki czy pieszczoty, zdarzały się na tyle rzadko, że potrafiła je zaakceptować jako część bycia z Arielem. Szczególnie, że mężczyzna naprawdę troszczył się o nią i nawet w tych "trudnych" praktykach pilnował, aby nic nie było ponad jej siły, możliwości czy gotowość do zmierzenia się z nieuniknionym.
Jeśli było bicie, to niezbyt mocno; jeśli wiązanie, to tak, aby było jej wygodnie; jeśli musiała przed nim klęczeć - to starał się nie używać siły.

A pozostałe noce czy dni - tu się zarumieniła - były po prostu przesycone dbałością o jej rozkosz. A dorosły mężczyzna potrafił sprawić, żeby młoda dziewczyna wiła się przy nim, pod nim czy na nim, wzdychając, jęcząc czy nawet krzycząc z przyjemności.
"Ale nie będę o tym opowiadać dziewczynom - pomyślała zawstydzona. Nauczyła się pewne rzeczy robić, ale jeszcze nie umiała o nich mówić bez zawstydzenia.

Współczuła przyjaciółkom, doskonale rozumiejąc, jak bardzo są zagubione i niepewne przyszłości. W jej znajomości z Arielem nic nie zapowiadało kłopotów czy zmiany charakteru ich związku.
- No, ale pomówmy o czymś weselszym - zagaiła. - Jakie macie plany na resztę wakacji? W sumie jeszcze został miesiąc.

- My z Tomkiem wyjeżdżamy na ten obóz żeglarski - zaczęła Daria. - Tomek chce i ja też, w zeszłym roku podobało mi się. A teraz już będziemy mieć ten wypasiony pakiet, więc będzie super. Bo po wakacjach to już będzie końcówka ciąży a później dziecko, więc to ostatni beztroski miesiąc.

- Radek chce, żebym z nim pojechała jeszcze do Berlina, Pragi, może Budapesztu czy Wiednia. Też dwa tygodnie. Bo później będzie musiał wrócić, bo zaczną kręcić serial. - zwierzyła się Marta. - A ty, Kleo? Jakie masz plany?
- Nie wiem - zapytana, wzruszyła ramionami. - Ja już chyba nigdzie nie wyjadę. Ariel wrócił do pracy w klinice, ale czasem musi bywać w Warszawie.

***
Ariel ostatnio prawie nie korzystał z mieszkania służbowego w klinice. Ot, tyle co się przebrać, chwilę odpocząć, wziąć prysznic. Noce spędzał w Nielinowie. Sprawiało mu przyjemność, gdy wieczorem przyjeżdżał a Kleo czekała na niego: chętna i poddająca się jego pieszczotom.

Uwielbiał, gdy otwierała mu drzwi w samej bieliźnie, gdy brał ją pod prysznic lub do wanny i wzajemnie sobie sprawiali przyjemność, gdy w nocy przytulała się do niego przez sen, miękka i cieplutka niczym kociak. Tulił ją wtedy, delikatnie, aby jej nie zbudzić a ona mruczała rozkosznie.
Wielokrotnie brał ją w półśnie, nie mogąc się powstrzymać przed pieszczeniem jej chętnego, ciepłego ciała.

Lubił patrzeć na nią rano, gdy otwierała oczy i rzucała mu pierwsze, jeszcze nie zawsze przytomne spojrzenie. Z czasem zdał sobie sprawę, że gdy musi nocować w Warszawie, brakuje mu jej rannego, jeszcze zaspanego uśmiechu.
Lubił nawet jej dziewczęcą paplaninę o znajomych, plotkach z wielkiego świata, o tym co nowego ukazało się w social mediach.

Pomyślał, że kiedy październik wymusi na nim większą aktywność uczelnianą, trudno mu będzie pozbawić się stałego towarzystwa Kleo. A ponieważ nie przywykł, że musi się obywać bez czegoś, postanowił coś z tym zrobić. Jeszcze nie wiedział, co; ale zdecydowanie nie uśmiechało mu się spotykanie z dziewczyną co kilka tygodni, jak w ciągu roku akademickiego.

***
Przyjaciele siedzieli przy włączonych kamerkach:
- Wysłałem ci wykaz sprawdzonych placówek- mówił Tomek:
- Ta pierwsza ponoć jest najciekawsza: niewielka, różne poziomy nauczania, spersonalizowane podejście ...
- Dzięki - Radek skinął głową. - Czyli dogadaliśmy się?
- Jasne. Dam znać adwokatowi, niech przygotuje umowę. Powiem mu też, że możesz dzwonić w sprawie tego wykazu.....

- Teraz tylko trzeba pogadać z dziewczynami. Jak myślisz, jak przyjmą nasze ustalenia?
- Może być ciężko - skrzywił się Tomek. - Nie psujmy sobie najbliższych wyjazdów. Naprawdę chcesz sobie skomplikować życie sprzeczkami z Martą? Poczekaj te dwa tygodnie, niech jeszcze nacieszy się wyjazdem z tobą. Ja zamierzam powiedzieć Darii dopiero po obozie. I tak jeszcze trzeba dopiąć kilka spraw, więc powiem jej, jak już wszystko będzie gotowe.

- Może masz rację - głośno myślał Radek. - Miejmy jeszcze dwa tygodnie spokoju. Fajnie było, ale czas dorosnąć i podjąć pewne decyzje. Pamiętaj o tej umowie. - przypomniał na koniec:
- Ty jesteś bogaty, ja znany. Jakby ktoś się doszukał, że robimy interesy "na gębę", obaj mielibyśmy problemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro