Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

Nie można było tego dłużej odwlekać. Konieczność rozmowy o przyszłości, intercyzie, wszystkich tych zabezpieczeniach i podpisach męczyła go strasznie przez ostatnie kilka dni. Ale jak miał powiedzieć, i przede wszystkim kiedy, Darii, że chce podpisać intercyzę? Rano, kiedy budziła go pocałunkiem i podawała kubek kawy? Jeśli wiedział, że zrobienie tej kawy okupiła mdłościami? Kiedy byli w szkole? Na przerwie, pomiędzy lekcjami? Czy kiedy późnym wieczorem wracał z pracy w barze, a ona, starając się czekać na niego, zasypiała skulona na kanapie, z książką w ręku?

Stchórzył. Zaprosił starego adwokata, żeby ten w jego imieniu wszystko Darii wyjaśnił. Zapowiedział jej, że będą mieli gościa. Ucieszyła się:
- Tak mało osób z twojego otoczenia poznałam. Fajnie, że zaprosiłeś kogoś bliskiego.
Adwokat przyjechał punktualnie. Daria podała kawę i ciasto, które Tomek przyniósł z kawiarni na dole. Ona jeszcze nie miała odwagi wejść i poprosić o wszystko, na co przyszła jej ochota.
Adwokat wyciągnął teczkę z dokumentami:
- Muszę ci coś wyjaśnić, Daria. Tomek chciał ci to powiedzieć, ale prosiłem, żeby zostawił to mnie.

Chłopak uśmiechnął się, słuchając, jak starszy mężczyzna tłumaczy się za niego.
Dziewczyna siedziała, wyprostowana, z dłońmi splecionymi na stoliku. Uważnie słuchała. Na jej twarzy najpierw odbiło się zdziwienie, później ciekawość, następnie.... rozczarowanie i niechęć? A w końcu zbladła, przeprosiła i pobiegła do łazienki. Kiedy chciał wejść za nią, okazało się, że zamknęła drzwi.

Wróciła do pokoju dopiero po dłuższej chwili. Nadal blada, usiadła na sam miejscu:
- Rozumiem. Gdzie mam podpisać? - zapytała rzeczowo.
Obaj, mężczyzna i chłopak, popatrzyli na nią niezdecydowani. Spodziewali się łez, wyrzutów, może próśb. A tu nic, tylko rzeczowe pytanie. Adwokat wykorzystał ten nastrój i pokazał jej, gdzie powinna postawić podpis:
- Nie przeczytasz najpierw? A może wolałabyś się z kimś skonsultować? Może z mamą? - czuł się w obowiązku zapytać.

- Pan jest prawnikiem, nie ja i nie moja mama - wzruszyła ramionami. - Jeśli ta umowa jest dla mnie niekorzystna, to i tak się nie zorientuję. Ale wierzę, że jest okej. To i tak więcej, niż to, co chciałam na początku.
Mężczyzna patrzył na nią zdumiony; młody klient nic mu nie powiedział o jej żądaniach.
- A raczej... moja mama chciała. Tysiąc miesięcznie pomógłby nam zapewnić dziecku opiekę, żebym mogła ukończyć szkołę i nie musiała iść do pracy. Ale chciałam tylko przez rok - zastrzegła:
- Zakładałam, że za rok będę mogła wrócić do pracy w barze i sama zarobię na nasze potrzeby.

Zapadła cisza. Adwokat, kiedy uzyskał co chciał, zebrał dokumenty, schował do teczki i pożegnał się. Po jego wyjściu Daria usiadła na kanapie z książką. Udawała, że czyta. Ale Tomek widział, że wpatrywała się w jedną i tę samą stronę:
- Daria.... - usiadł obok. - Ja....
- Jest okej. - popatrzyła smutno. - Nie pomyślałam wcześniej, ale faktycznie, intercyza powinna być czymś normalnym, gdy się popełnia taki mezalians, jak ty.

- Daria! - chciał wziąć ją za rękę, zdenerwowany jej słowami. Nie pozwoliła:
- Nie mówmy o tym. Z tego, co pamiętam, tam były wymienione różne opcje, łącznie z tą, że żadnego ślubu nie będzie.
- A nie będzie? - zaniepokoił się. Ślub miał się odbyć za tydzień.
- Nie wiem - odparła głucho. A później, dzielnie walcząc o to, żeby się uśmiechnąć, dodała:
- Wiesz, ja... Ja się nie gniewam. Powinnam przywyknąć. W końcu wiem, że masz bogatą rodzinę. Tylko ... Tylko daj mi chwilę, proszę.

***
Marta znów jechała do Warszawy pociągiem. Tak ustalili, biorąc pod uwagę, że Radek przez ostatnie kilka dni był tam, a nie w Białymstoku. Znów odebrał ją z Dworca Centralnego i zawiózł do mieszkanka, które wynajmowała mu agencja.
Gala była następnego wieczora. Marta znów miała spędzić pół dnia w salonie piękności, żeby się do niej przygotować. Radek chciał kupić jej kolejną sukienkę, ale dziewczyna zaprotestowała:
- Mam ładną sukienkę, tę w której byłam na poprzedniej gali. Byłam w niej tylko raz. Szkoda pieniędzy! - oświadczyła stanowczo. 

Ale Radek, równie stanowczo, oświadczył, że Marta nie założy drugi raz pod rząd tego samego stroju. Wybrał się z nią do znajomego już sklepu i dotąd krytycznie oceniał projekty, aż zobaczył Martę w czymś, co zapadło mu dech w piersiach. Oczywiście to coś nie mogło być zbyt obcisłe, krótkie czy nadmiernie odsłonięte, bo tego z kolei Marta nie zaakceptowałaby.

Na galę pojechali limuzyną, którą wynajęła im agencja. Marta pierwszy raz była w takim aucie, wszystko oglądała z ciekawością:
- Podoba mi się! - oświadczyła. - Jeśli mam się raz na jakiś czas tak odstawić, to mogę i przejechać się limuzyną. Zawsze tak o ciebie dbają? - zdziwiła się, pamiętając, że na poprzednią galę dotarli sami.
- Nie - zaprzeczył ze śmiechem. - Ale dziś robimy za gwiazdy. Ja jestem główną postacią serialu, a ty moją słynną dziewczyną. Tamten wywiad odbił się naprawdę szerokim echem w środowisku - tłumaczył. - Dopóki nie znudzimy się mediom i czytelnikom, czeka nas gorący okres. A to jest czysta promocja dla serialu. I dlatego agencja przysłała limuzynę.

Trochę już wiedziała, czego się spodziewać na gali. Miała doświadczenie z poprzedniej. Tyle, że za pierwszym razem nikt nie zwrócił na nią uwagi, to Radek był w centrum zainteresowania. A teraz to na nią były skierowane flesze i kamery. Chłopak chronił ją, jak mógł: szeptem tłumaczył, kiedy powinni stanąć i się uśmiechnąć, żeby zrobiono im serię zdjęć, a kiedy mogą iść dalej; trzymał ją za rękę albo obejmował w pasie, tak żeby się nie potknęła, oszołomiona uwagą mediów; nie puszczał od siebie na krok, czy to na ściance, żeby fotografowie mogli zrobić zdjęcia, czy w tańcu, czy po prostu kiedy stali w spokojniejszym miejscu. 

A ona, doceniając to, dzielnie się uśmiechała, wdzięczyła do aparatu, prowadziła okrągły, niezobowiązujący small - talk, sączyła drinki i pogryzała przekąski. Starała się jak mogła nie wywołać żadnej gafy. Była zdenerwowana i nie zawsze potrafiła to ukryć, ale radziła sobie ze stresem, rozmawiając z ludźmi, których już znała i polubiła: aktorami z serialu, dziennikarką Agnieszką z "Kundelka", agentką Radka. Zapamiętywała wszystko, co się dało, żeby po powrocie opowiedzieć dziewczynom.

W pewnym momencie Radek, spojrzawszy na jej zmęczenie, zdecydował że wracają. Marta w limuzynie zdjęła buty i ziewnęła:
- Było fajnie. Stresująco, ale warto takie rzeczy zobaczyć na własne oczy. Te suknie, biżuteria kobiet, czerwony dywan... Szampan i te maleńkie przystawki. - wyliczała. - Gdyby nie to, że bałam się, żeby czegoś nie chlapnąć i nie przynieść ci wstydu, byłoby okej.
- Już się pojawiły pierwsze doniesienia na "Kundelku", zobacz - chłopak podsunął jej telefon. - Piszą o tobie w superlatywach.

- No to dobrze - znów ziewnęła. - Chętnie to zobaczę, ale jutro.
Kiedy zasypiała, Radek cieszył się, że dziewczyna była zadowolona. On widział więcej: zawistne spojrzenia, złośliwe komentarze, chęć sprowokowania jej. Dlatego nie puszczał Marty od siebie nawet na krok i tak sterował, żeby uniknąć zderzenia z najmniej sympatycznymi ludźmi. Dlatego też wcześniej nauczył ją, co ma mówić i w jaki sposób, a czego na pewno nie. Gdyby nie jego opieka, komentarze na portalu nie byłyby tak pozytywne. A przynajmniej nie wszystkie.
Poza tym, jutro, kiedy materiały obejrzy więcej osób, komentarze już nie będą takie pozytywne. Ludzie lubią krytykować wszystko i wszystkich, więc z pewnością i Marcie się dostanie. Ale na razie nie musiała o tym wiedzieć.

***
Następnego dnia, gdy się obudził, ona już przeglądała wiadomości w smartfonie. Widok jej skupionej, zmartwionej twarzy powiedział mu wszystko:
- Hej, Martuś - odezwał się cicho. - Nie czytaj głupich wypocin sfrustrowanych ludzi.
Starała się uśmiechnąć:
- Trochę już przywykłam - zaczęła.

Ale zmartwienie w jej oczach powiedziało mu wszystko. Chciał jej bronić przez głupotą i zawiścią ludzi, którzy nawet jej nie znali:
- Opowiesz mi, co piszą? - poprosił.
- Nie warto - zamknęła telefon. - Przytul mnie - poprosiła.
To zrobił z wielką chęcią. Przytulił ją i zaczął wspominać pozytywne, przyjazne i czasem śmieszne sytuacje z wczorajszej gali. Chciał, żeby wyraz zmartwienia zniknął z jej oczu.

***
- Ludzie są debilami - skwitowała emocjonalnie Daria.
Siedziały we trzy u Tomka, który dziś musiał jechać do Białegostoku. Jadły sernik, szarlotkę i piły drinki bezalkoholowe a Marta opowiadała o przedwczorajszej gali. O komentarzach w necie nie musiała, dziewczyny już czytały.
- Takim głupcom powinno się odciąć internet - żołądkowała się Daria. Poczerwieniała ze złości.
- Hej, nie denerwuj się tak - Kleo poklepała ją po ręku. - Bo jeszcze dziecku zaszkodzisz.

Przyjaciółka uspokoiła się trochę:
- A wiesz, że nie dociera do mnie, że będę miała dziecko? Niby wiem, dbam o siebie, dużo odpoczywam. Ciągle jestem zmęczona i te mdłości.... Ale nie czuję tego, że mam być mamą. No, nie czuję i już!
- To może.... - zaczęła Kleo. - Może pomyśl o tym, żeby nie być? Z pewnością Tomek ci pomoże. A jeśli nie on, to myślę, że Ariel....

Daria pokręciła głową:
- Nie. Jeśli ma być, to będzie. Ono się nie pchało na ten świat. Nie jestem na to przygotowana, ale trudno. Tomek mi pomoże. Nawet, jeśli nie weźmiemy tego ślubu, to....
- Jak to: nie weźmiecie ślubu? - zdumiały się obie przyjaciółki.
- No, myślę nad tym. Myślę przez cały czas: czy chcę, czy warto, czy nie robię błędu. - zwierzyła się Daria.
- Ale przecież kochasz Tomka, a on ciebie? - dopytywały.

- Nie wiem. - wyznała Daria. - I nie wiem, czy to wystarczy. Tomek ma bogatą rodzinę, sam też ma jakiś majątek, a ja... same wiecie. Przeprowadziłam się tu, do niego, ale czasami siedzę sama wieczorem albo budzę się w nocy i myślę. Poza tym, ten ślub też do mnie nie dociera. Wiem, kupowałam sukienkę do urzędu, zamówiłam fryzjerkę i makijaż. Jest rezerwacja w restauracji na obiad po ślubie. I co z tego, że wiem? Jak nie dociera do mnie? Dziewczyny, ja mam dopiero osiemnaście lat! W tym wieku nie wychodzi się za mąż.

Umilkły na moment.
- Tylko mu tego nie mówcie! - zastrzegła dziewczyna. - To ja się muszę zastanowić.
- No to faktycznie, po co ten ślub? - zastanawiała się głośno Marta.
- Właśnie nie wiem - wyznała Daria. - Namówił mnie, żeby zaklepać termin. I poszliśmy. Tomek tego chce, a ja się zastanawiam...

***
Kleo wyszła zmartwiona rozważaniami przyjaciółki. Zastanawiała się, jak jej pomóc. Wystukała numer Ariela. Kiedy mężczyzna pokazał się na ekranie, przejęta, zaczęła mu opowiadać o problemach Darii. Ale psycholog przerwał jej w pół słowa:
- Stop, księżniczko. To nie jest twoja sprawa.
- Jak to: nie moja? Przecież... Daria....

- Daria ma do mnie kontakt. - oświadczył spokojnie. - I jeśli się odezwie, dowiem się, o co chodzi. Od niej bezpośrednio, nie za twoim pośrednictwem. Nie możesz, księżniczko, opowiadać mi o tym, co ci zawierzyły przyjaciółki w zaufaniu. Nie zyskasz tym mojego uznania a możesz stracić przyjaźń Darii i Marty. Jedyne, co możesz i nawet powinnaś, to powiedzieć Darii, że jeśli chce to przegadać, to ma do mnie kontakt. I że chętnie jej pomogę.

- Ale Daria to moja przyjaciółka. - nie ustępowała Kleo. - Nie wiem, czy się odważy opowiedzieć ci o wszystkim. Dlatego ja muszę....
- Kleo..... - to jedno słowo, wypowiedziane spokojnym, zimnym, ostrzegawczym tonem zamknęło jej usta. Zrozumiała, że posunęła się zbyt daleko.
- Dobrze, że się martwisz o Darię. Cieszę się, że macie nadal dobry kontakt. Ale proszę, nie mieszaj się w nieswoje sprawy.

Użył słowa "proszę", choć ton, jakim je wypowiedział, nijak na to nie wskazywał:
- Myślałem, że etap nieposłuszeństwa mamy już za sobą. Ale widzę, że wracasz do początków. Jeśli nie przestaniesz, wyciągnę konsekwencje.
Zadrżała, słuchając tonu, jakim to powiedział. Wyparowała z niej cała radość, że go widzi, przejęcie sytuacją przyjaciółki i nadzieja, że Ariel pomoże. Zastąpiły je obawa i niepewność.
Mężczyzna z zadowoleniem przyjął jej milczenie. Uśmiechnął się chłodno:
- Jeśli to wszystko, to pozwól, że wrócę do pracy. Postaram się przyjechać w piątek wieczorem.
Teraz trochę złagodniał, nawet jego uśmiech nabrał cieplejszych tonów. Kleo uspokoiła się trochę:
- Przepraszam, że ci przeszkodziłam - kajała się. - Nie chciałam.

***
Daria odwiedziła mamę. Nie poszła dziś do szkoły. Mama od dawna  pracowała na drugą zmianę, więc poranki miała wolne. Lubiła tak: spokojnie zrobić zakupy, kiedy nie ma kolejek w sklepach, posprzątać nie bojąc się, że hałas odkurzacza będzie przeszkadzał sąsiadom, ugotować obiad, tak żeby wieczorem przyjść z pracy i tylko odgrzać.
Dlatego, żeby się z nią spokojnie zobaczyć, Daria, zamiast iść do szkoły, przyszła tutaj. Tomkowi powiedziała, że skoro pierwszy jest wf, to ona przyjdzie na drugą lekcję.

Nie skłamała, naprawdę zamierzała iść do szkoły. Ale... kiedy już znalazła się na ulicy, nogi same zaprowadziły ją pod hotel pracowniczy.
Kiedy wchodziła do budynku, uderzyły ją wygląd i specyficzny zapach klatki schodowej. Miała wrażenie, że od kiedy się wyprowadziła, ściany, podłoga i sufit wyglądają jeszcze bardziej obskurnie niż kiedyś. A przykry zapach złożony z papierosów, kiszonej kapusty i kilku innych, nieprzyjemnych elementów, jeszcze bardziej nakłaniał do szybkiego opuszczenia klatki schodowej.

Na szczęście w mieszkaniu mamy było czysto i przyjemnie: pachniało jedzeniem, kwiatami i cytrynowym płynem do mycia naczyń.
- Stęskniłam się, mamuś - zaczęła. - Dawno cię nie widziałam.
- Ja też tęskniłam, córeczko - matka objęła ją ciepłym spojrzeniem:
- Co tam u ciebie? Jak nastroje przed ślubem?
- A no właśnie - zasępiła się Daria. - Chyba bez sensu jest ten cały ślub. Tomek się upiera, ale nie wiem, czy ja tego chcę.

Matka patrzyła na nią uważnie:
- Łatwiej ci będzie, jak będziesz jego żoną. Tomek to dobry chłopak, z pewnością ci pomoże.
- Mamo, ale tak dużo nas dzieli! Kiedy widywaliśmy się w szkole, pracowaliśmy w barze i chodziliśmy na spacery, było ok. Nawet bardzo okej - zarumieniła się na wspomnienie imprezy urodzinowej. - Ale to nie wyjdzie. Nie wiem, co nas łączy poza przyjaźnią i młodzieńczym uczuciem. No i dzieckiem - dodała z goryczą. - On jest z zupełnie innej bajki! Pewny siebie, bogaty, ma za sobą koneksje rodzinne. To wygląda dokładnie tak, jak Książę i Kopciuszek, tylko w nowoczesnym i młodzieżowym wydaniu. Na razie Książę wszystko organizuje i opiekuje się Kopciuszkiem.  A jak mu się odwidzi za miesiąc czy dwa? A ja całkowicie zacznę na nim polegać? Już się od niego uzależniam, siedzę w tym jego mieszkaniu i czekam na niego, kiedy pracuje albo załatwia coś. Mamuś, nie chcę tak. Ja zawsze byłam uparta i bezkompromisowa, a teraz mam się zdać na jakiegoś chłopaka? Który jest z zupełnie innej bajki niż ja?

Wylewała z siebie wszystkie obawy, wątpliwości i przemyślenia, które nasuwały jej się w ostatnim czasie. Matka uważnie słuchała:
- To co, odwołujemy wszystko i wracasz do nas? - zapytała na koniec.
- Chyba tak - pokiwała głową dziewczyna. - Tak chyba będzie najlepiej.
- Cieszę się, córeńko - mama objęła ją i przytuliła. - Pamiętaj, nic nie musisz. Poradzimy sobie we dwie. A jeśli Tomek będzie chciał pomóc, to dobrze.
- Ale mamuś, jak ja mam mu to powiedzieć?

***
Tomek wrócił z baru wcześniej, niż zakładał. Dziś już zostawił pod opieką kolegi dwóch nowych pracowników. Jeśli się sprawdzą, będzie mógł odejść. Nic go już w barze nie trzymało: praca była ciężka, klienci niekulturalni, a pieniądze, jakie tam zarabiał, nie rekompensowały mu straconego czasu. Jeszcze kiedy pracował ramię w ramię z Darią, miało to sens. Ale teraz miał ją na codzień,  w szkole i w domu. A w pracy już nie.

Kupił po drodze wiązkę tulipanów i wstąpił do cukierni na dół po jej ulubioną szarlotkę z lodami, żeby pokazać Darii, jak bardzo  jest dla niego ważna. Ale dziewczyny nie było w domu. Nie było też żadnej kartki, wyjaśniającej, dlaczego nie było jej w szkole. Nie dostał też smsa z informacjami, co się dzieje.
Kiedy nie dotarła do szkoły, uznał, że się źle poczuła, nie chciało jej się albo po prostu była zmęczona i usnęła. Nie zaniepokoił się, bo mieli umowę, że gdyby działo się coś niepokojącego, Daria go powiadomi.

Dlatego będąc w szkole i w pracy myślał, że jest w domu.
Włożył ciasto do lodówki a kwiaty do wazonu z wodą i zadzwonił do niej. Odebrała po pierwszym sygnale, ale jej głos brzmiał dziwnie.
- Gdzie jesteś, skarbie? - zapytał.
- U mamy - odparła. - I, Tomek.... ja tu chyba zostanę.
"Jak to: zostanę?" - pomyślał i chyba powiedział to na głos, bo dziewczyna odpowiedziała:
- Myślałam nad tym naszym ślubem, nad wspólnym mieszkaniem i życiem. I to chyba nie ma sensu...

- Czekaj tam - powiedział ostrzej, niż zamierzał i się rozłączył. Wybiegł z domu i drogę do hotelu pracowniczego przejechał szybciej, niż pozwalają przepisy ruchu drogowego. Lekko zdyszany, zapukał do drzwi mieszkania mamy Darii. Kobieta otworzyła i, uśmiechając się, wpuściła go:
- Co się dzieje? - Daria siedziała w fotelu. Tomek przysiadł przy jej  nogach i chwycił jej dłoń:
- Daria, kochanie, co jest? Czemu zmieniłaś zdanie?

Dziewczyna zmieszała się. Nie uwolniła ręki, ale spojrzała na niego ze smutkiem:
- Tomek, bo to wszystko nie tak! - rozpłakała się. - Gdyby nie ta ciąża, nie bralibyśmy ślubu, nie zamieszkali razem. Chodzilibyśmy na randki i razem się uczyli. Bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi. A teraz co? Ślub? Wspólne dziecko? A jak nam nie wyjdzie i popsujemy przyjaźń, która nas łączy? Bo nie wiem, czy coś więcej... Poza tym, takie całkiem dorosłe życie to się prowadzi, jak się skończy szkołę i pójdzie do pracy. A my po ślubie będziemy chodzić na lekcje? Pisać sprawdziany? Przygotowywać się do matury?

Wyliczała z sarkazmem, ale Tomek kiwał głową całkiem szczerze:
- Tak, właśnie tak - potwierdził, gdy pozwoliła mu dojść do głosu:
- Skarbie, masz prawo bać się tego wszystkiego. Przed nami niezłe wyzwanie. Nie wiesz, co nas łączy poza przyjaźnią. Ale przyjaciółmi jesteśmy dobrymi, lubimy się, potrafimy pracować ramię w ramię i wspólnie się uczyć. Razem damy radę ze wszystkim: lekcjami, sprawdzianami, maturą. Pracować nie musisz, po to bierzemy ślub, żebym mógł cię utrzymywać i dziecko. I żeby nikt nigdy nie mógł cię obrazić jakimiś podejrzeniami. Ani dziecka. Będziesz moją żoną, spodziewasz się naszego dziecka. Koniec! Daria, czego ty chcesz? - głos mu zadrżał. - Powiedz, a ci to zapewnię. Proponowałem ci bajkowy ślub, nad morzem, nie chciałaś. Proponowałem wyjazd do Krakowa, tam mieszkanie, dokończenie szkoły i maturę. Może studia. A jak nie Kraków, to wybierz inne miasto. Nie chcę rezygnować z tego ślubu. Chcę, żebyś została moją żoną, mieszkała ze mną, żebym mógł cię chronić przed zawistnymi językami i żebyś mogła cieszyć się życiem w dostatku. Ale wiesz, co? Jeśli tego ci trzeba, zamieszkamy tutaj. - rozejrzał się. - W twoim pokoju. Będzie nam ciasno i nerwowo, ale na twoich warunkach. Czy teraz wreszcie wyjdziesz za mnie?!

Uśmiechnęła się. Tomek, siedząc u jej stóp, perorował z przejęciem. Widziała, że mówi szczerze. Jemu nie było do śmiechu:
- Może nie kochasz mnie tak, jakbyś tego chciała. Nie wiem - uniósł lekko rękę, żeby mu nie przerwała. - ale to ty tak mówisz. I może wielu rzeczy o sobie nie wiemy. Ty o mnie a ja o tobie. Ale wiemy to, co najważniejsze: że potrafimy z sobą być, wspierać się i szanować. No i w łó.... - spojrzał na jej mamę i zająknął się:
- No i ogólnie jest nam dobrze. Dla mnie to dobry początek. A jak przestanie nam wychodzić, to się rozstaniemy jak przyjaciele. Wiesz, że będziesz zabezpieczona, podpisałaś umowę, w razie czego nie zostaniesz bez grosza. I dziecko też. Jeśli masz tak duże obawy, że mnie nie kochasz, to wyjdź za mnie dla pieniędzy...

Uśmiechnęła się, jakby Tomek powiedział coś śmiesznego. Ale on był poważny:
- Tak, wyjdź za mnie dla pieniędzy - powtórzył. - Podpisaliśmy umowę i wiesz, ile zyskasz, tylko mówiąc słowo "tak". Następnego dnia możesz składać pozew rozwodowy, i tak na tym wygrasz...
Ukląkł przed nią, ujął jej obie ręce i delikatnie uścisnął. Jego głos przyjął delikatną, czułą barwę:
- Nie bój się, skarbie. Będzie dobrze. Będziemy szczęśliwi. A jeśli przestaniemy się kochać, to i tak pozostaniemy przyjaciółmi.
Powolutku przyciągnął ją do siebie a następnie złożył pocałunek na jej wargach. Odebrała to jako potwierdzenie obietnicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro