23.
Mężczyzna patrzył na śpiącą przy jego boku dziewczynę a jego uśmiech nabierał coraz większej czułości. Wymęczył w nocy swoją księżniczkę. No cóż, miał czterdzieści lat, był w kwiecie wieku, u szczytu formy. Potrafił więcej i miał więcej siły niż niejeden dwudziestolatek. A na pewno miał więcej cierpliwości.
Potrafił zadbać o swoją kobietę i sprawić, że będzie się czuła jak... jak księżniczka - uśmiechnął się. Chciana i pożądana.
Nie był brutalny, wręcz przeciwnie. Przez wiele godzin kochał ją czule i delikatnie; wycałował i wypieścił każdy skrawek jej ciała, każdy wzgórek, każdą dziurkę.
"No, nie każdą" - poprawił się w myślach. Kleo nie była gotowa a on nie czuł potrzeby wprowadzać ją w bardziej zaawansowane pieszczoty.
Tulił, pieścił i całował tak długo i nieustępliwie, aż ze śmiechem zaczęła prosić o przerwę. Jeszcze przez chwilę się nią zajmował, aż ostatni raz wyprężyła się w jego ramionach, przytuliła i usnęła.
A on nie mógł spać. Patrzył na nią i wspominał, jak jeszcze niedawno wdychała, jęczała, krzyczała a później prosiła o litość.
"Moja ty cudowna" - myślał z czułością, która rozlewała się ciepłem wokół jego serca.
W tej młodej kobiecie z trudnością dostrzegał tamtą przeraźliwie samotną dziewczynkę, którą przed laty znalazł na jednej z grup społecznościowych. Znalazł, zaopiekował się nią i pomógł dorosnąć. Nauczył wszystkiego, co uznał za stosowne; wychował; sprawił, że pod jego ręką rozkwitła.
A ona odwdzięczyła mu się bezwarunkowym oddaniem, lojalnością i wdzięcznością.
Nie była, jak jego poprzednie kochanki. Była kimś szczególnym. Troszczył się o nią jak o córkę, rozpieszczał jak ukochaną, a jeśli wymagał, to nigdy ponad jej możliwości. I nie zamierzał się z nią rozstawać.
Właśnie kończył się kolejny rok szkolny, przedostatni w jej licealnej karierze. Od września on się nią zaopiekuje, pośle na odpowiednie kursy i korepetycje, tak aby spokojnie zdała maturę. I albo dostanie się na jakieś porządne studia, albo on ją pośle. Jest kilka dobrych uczelni prywatnych, gdzie Kleo będzie mogła studiować. A on, jako wieloletni nauczyciel akademicki, pomoże jej we wszystkim.
W tych rozważaniach nie brał pod uwagę jej rodziców. Zahukana przez męża matka, która nigdy chyba nie decydowała o niczym ważnym i ojczym, rodzinny despota, który zupełnie przestał się interesować dziewczyną, gdy urodził mu się syn. To nie byli ludzie, którzy nadawaliby się do decydowania o jej losie i przyszłości.
No i dobrze, on się tym zajmie. Będzie jej ojcem, kochankiem, opiekunem i mentorem. - pomyślał, przytulił ją, oparł wargi na jej skroni i również zapadł w sen.
***
Tomek zdecydował się na długo odkładaną wizytę w Białymstoku.
- Mogłeś nas uprzedzić - matka podała mu policzek do pocałunku.
- Co cię sprowadza? - zapytał ojciec, nalewając dwie szklaneczki whisky. Tomek powstrzymał go ruchem ręki:
- Nie będę pił, dziś wracam. Przyjechałem tylko na krótko, na rozmowę z Białeckim.
Ojciec pytająco podniósł brwi. Jego syn dotąd nie miał zwyczaju samodzielnie spotykać się z prawnikiem pilnującym jego interesów. Szczerze mówiąc, Tomek dotąd unikał spotkań w sprawie zarządzania majątkiem, jak tylko mógł.
- Myślałam, że zostaniesz - skrzywiła się matka. - Dawno nie rozmawialiśmy; jak utkwiłeś na tej prowincji, to tak zostałeś.
- Sami mnie tam wysłaliście - przypomniał spokojnie Tomek:
- Żebym zmienił otoczenie, odciął się od dotychczasowego towarzystwa....
- I wrócił, jak zmądrzejesz - przerwała mu. - A ty nie wróciłeś. Co ty widzisz w tej... prowincji - prawie wypluła to słowo.
- Twoja siostra, mamo, tam mieszka od lat i sobie chwali - zauważył chłopak. - A jej cukiernia.... mniam! - mlasnął językiem:
- Jej wyroby mają wszystkie słodkości pod sobą.
- No cóż, Anna zawsze miała plebejskie upodobania - skrzywiła się ponownie, jakby wypiła sok z cytryny.
- Jest tam szczęśliwa, żyje spokojnie i dostatnio - Tomek bronił ciotki. - A jej cukiernia jest najlepszym lokalem w miasteczku i okolicach.
- Czego chcesz od Białeckiego? - zainteresował się ojciec. - Nie mówił o żadnym spotkaniu odnośnie funduszu.
- Nie chodzi o inwestycje... Przynajmniej w tym wymiarze, o którym myślisz. Ma dla mnie projekt intercyzy.
Ojciec popatrzył na niego z uznaniem:
- Dobrze myślisz, synu. Widzę, że zaczynasz dorastać.
- Ale jak to: intercyzy? To ty naprawdę masz zamiar poślubić tę... te córkę sprzątaczki? - matka podniosła głos.
- Widzę, mamo, że odrobiłaś pracę domową. Kto ją sprawdzał? Detektyw, którego zatrudnia kancelaria? - Tomek uśmiechnął się chłodno. - I tak, mam zamiar ją poślubić. To matka mojego dziecka. - powiedział dobitnie.
- Przecież dałabym ci namiary na dobrą klinikę. I to nie jedną, w Polsce i za granicą. Po co chcesz sobie marnować życie? Mam nadzieję, że nie będziesz chciał się z nią tutaj wprowadzić? - dodała. - Dość się najadłam wstydu, jak miałeś tamten wypadek, byłeś w ośrodku i straciłeś rok szkoły. Twoi koledzy właśnie zdali maturę, a ty powtarzasz. Nie wprowadzisz tutaj ani do naszego towarzystwa córki sprzątaczki - zapowiedziała stanowczo.
- Nie wprowadzę, mamo - obiecał chłodno. Ponownie pocałował ją w okolice policzka, podał rękę ojcu i wyszedł.
***
Adwokat przywitał go serdecznie. Od wielu lat pilnował spraw majątkowych kancelarii i funduszu. Znał Tomka od dziecka. Kiedy przed rokiem chłopak skończył osiemnaście lat i przejął swoje udziały, stary adwokat zaczął mu mówić per "pan". Ale Tomek serdecznie uścisnął mężczyznę i poprosił:
- Proszę mówić mi po imieniu, tak jak do tej pory.
Teraz rozsiedli się obaj przy dużym stole i pochylili nad dokumentami:
- W projekcie umowy ująłem to, o co prosiłeś. Ale dodałem zapisy o zabezpieczeniu matki dziecka jako twojej żony i jako byłej żony w zależności od stażu małżeńskiego. No i kwestia majątku dziecka, jako twojego spadkobiercy - pokazywał zapisy na poszczególnych stronach. - Będzie to powtórzone w testamencie.
Widział, jak chłopak się skrzywił. Nic dziwnego, w wieku dziewiętnastu lat nie myśli się o śmierci. Młody człowiek ma poczucie, że przed nim długie i szczęśliwe życie.
"I słusznie. - pomyślał stary adwokat. - Od tego jesteśmy my, prawnicy, żeby przewidywać i myśleć, co jest w interesie klienta".
Tłumaczył wszystko spokojnie i dokładnie, aż Tomek kiwnął głową z aprobatą:
- To się wydaje uczciwe - mruknął. Przez chwilę zastanowił się, jak to powie Darii. I czy ona zrozumie?
***
O ślubie rozmawiali również Darek z Zośką. Krążyli wokół tego tematu już od kilku tygodni. Oboje tego chcieli, oboje się bali. Zośka bardziej:
- A jeśli nam nie wyjdzie? Albo jeśli znów będę słaba? Wróci Olgierd.... - żaliła się, pełna obaw.
Darek przytulał, tłumaczył i pocieszał. Ale w końcu miał dość:
- Zosiu, wierzę w ciebie bardziej, niż ty. Zrobiłaś dużo, żeby się wyzwolić z tego uzależnienia. Reszta zależy tylko od ciebie. Chcę wziąć z tobą ślub, ale nie będę się napraszał.
- A po ślubie co? Jesteś gotów zostać tu przez całe życie? Wiesz, że ja kocham to miasteczko - uśmiechnęła się. - Mieszkałam tu i będę mieszkać. A ty jesteś wychowany w dużym mieście. Piotr też wytrzymał tu tylko trzy lata, a w zasadzie był gotów wyjechać już wcześniej. A ja nie chcę wyjeżdżać. - oświadczyła stanowczo.
Na to nie miał odpowiedzi. Nie był przekonany, że chce spędzić całe życie w Czarnym Borze. Lubił tu być, atmosfera miasteczka bardzo mu pomogła po wypadku, ale...
No właśnie, ale. Czy wystarczy mu tego "sielsko, anielsko" na resztę życia? Nie wiedział.
- Zosiu - ujął jej twarz w dłonie i patrzył spokojnie:
- Nie wiem i nie mogę ci obiecać, że nie zatęsknię za dużym miastem. Ale na razie nie planuję wyprowadzki. Jeśli to ci nie wystarczy....
Umilkł. Nie wiedział, w jaki sposób ją przekonywać. Co powiedzieć, jakich słów użyć, żeby było dobrze.
***
Ta rozmowa miała specjalne znaczenie. Radek poinformował Martę, że jutro ukaże się w mediach wywiad z nimi. Dziewczyna nerwowo zacisnęła palce na prześcieradle.
Było późno, dochodziła północ. Drzemała, kiedy zadzwonił telefon. Radek właśnie skończył pracę nad kolejnymi dwoma odcinkami serialu. Był zmęczony i rozdrażniony, bo jutro mieli kręcić finałowy odcinek tego sezonu:
- Nic nie poradzę, że taki jest scenariusz. Ludzie muszą dostać coś, co ich wbije w fotele i sprawi, że będą tęsknić do nowych odcinków.
Mówił to kapryśnie i zaczepnie, jakby czuł, że musi się wytłumaczyć.
- Rozumiem - usłyszał w odpowiedzi cichy i spokojny głos. - Jeśli tak trzeba.... W końcu nie ty piszesz scenariusz. A twoją rolą jest odegrać wizję kogoś innego.
Jej ton i pojednawcze słowa, zamiast go uspokoić, wprawiły go w jeszcze większą irytację. Zastanawiał się, dlaczego? Czemu na wieść, że jutro będą kręcić sceny, w których "zaiskrzyło" pomiędzy nim a jego serialową partnerką, Marta wykazuje taki spokój, zamiast się złościć, irytować, być zazdrosną? Chyba powinna, skoro jej na nim zależy. Taka jest pewna, że gra aktorska nie przemieni się w coś prawdziwego?
Każda z jego dotychczasowych partnerek albo chociażby dziewczyn, z którymi pokazywał się publicznie, zrobiłaby mu przynajmniej jedną awanturę. A Marta nic.
Dziewczyna czuła, że Radka coś gryzie. Nie rozumiała, co. Scenariusz nie podobał jej się, nie chciała oglądać swojego chłopaka, jak szepcze miłosne wyznania innej i nie tylko szepcze.. I mieć świadomość, że ogląda to również kilka milionów innych osób, bo tak dużą publiczność miał ten serial. Nie ufała też Kai; po tym jak poznała jej filozofię życiową, nie dałaby nawet pięciu groszy za to, że młoda aktorka, jeśli zobaczy swój interes w romansie z Radkiem, nie skorzysta z sytuacji.
Radkowi... - tu się poważnie zastanowiła. - Radkowi ufała. Nie dlatego, że uważała się za lepszą od Kai. Ale dlatego, że gdyby wolał być z partnerką z planu, nie spędzałby tak dużo czasu z Martą. Choćby te codzienne telefony - były miłe i wyczekiwane przez nią, ale czasami Radek naprawdę dzwonił ostatkiem sił: po wyczerpującym dniu, po różnych przeżyciach, czasem po prostu ograniczał się do kilkuminutowej rozmowy, bo na więcej nie miał energii. Więc chciał to robić sam z siebie, ona niczego od niego nie wymagała. Gdyby nie chciał, po prostu nie dzwoniłby.
I nie przyjeżdżał do niej. Nie prosiłby też, żeby towarzyszyła mu na spotkaniach, galach i takich tam. Dlatego mu ufała. Bo robił to z własnej woli, bez żadnego nacisku.
"No, ale scenariusz i tak mi się nie podoba. A tej żmii nie wierzę za grosz" - pomyślała mściwie, kończąc rozmowę.
***
- Pół nocy nie spałam, wyobrażając sobie, że te dzisiaj kręcone sceny będą miały ciąg dalszy poza planem. - następnego dnia opowiadała Darii. Siedziały w swoim dawnym miejscu spotkań, w salce obok szatni, gdzie mało kto zaglądał. Były same, Kleo miała przyjść do szkoły dopiero za dwie godziny, bo jej klasie odwołano dwie pierwsze lekcje.
- Nie wierzę tej całej Kai, jeśli będzie chciała go poderwać, to to zrobi. A do tego dziś się ukaże ten wywiad. Punkt dziesiąta będzie na "Kundelku". Nie w całości, tylko w skrócie. Całość będzie opublikowana w jutrzejszym wydaniu "Sławy". - opowiadała podminowana. - Wszystkim na tym zależy, bo ten artykuł podbije ciekawość widzów i więcej osób obejrzy ostatni odcinek tego sezonu.
- Sama wejdę na "Kundelka", a później na "Sławę", poczytać o tej twojej wielkiej miłości - uśmiechnęła się Daria. A później zmieniła temat:
- Ty mi lepiej poradź, w jaki sposób rozwiązać sprawę z Arielem. Wiesz, co dla nas zrobił i kim jest. Ale nie wyobrażam sobie, że opowiadam o jego roli Tomkowi. I nie wyobrażam sobie, że mu nie opowiadam. - zwierzała się stropiona.
Marta pokiwała głową. Rozumiała doskonale ten dylemat. Znajomość z Arielem trzymały w tajemnicy. Wiedziały o niej tylko one trzy. Nie wyobrażały sobie, żeby ktokolwiek poza nimi zrozumiał tę zażyłość pomiędzy tak znanym profesorem, "psychologiem celebrytów", a trzema zwyczajnymi nastolatkami. A gdyby ktoś usłyszał, w jaki sposób kiedyś Ariel kształtował ich posłuszeństwo? Że w ramach ponoszenia konsekwencji za sprzeciw wobec jego decyzji i za niewykonywanie poleceń, musiały się kaleczyć? I to pod jego nadzorem, wedle ścisłych wytycznych? Od dawna już tego nie robiły, nie było to potrzebne: podporządkowały mu się a on z kolei, w miarę jak dorastały, poprzestał na słownych upomnieniach. Zresztą i te przestały być potrzebne. Obie dziewczyny całkowicie były oddane Arielowi, w podzięce za to, co dla nich zrobił.
Ale gdyby którakolwiek z nich opowiedziała o tym komuś postronnemu, upublicznienie informacji zaszkodziłoby i psychologowi i im.
Siedziały przez chwilę i myślały. Wreszcie Daria przerwała milczenie:
- Ale wiesz, dobrze że nie ma tu teraz Kleo. Nie wyobrażam sobie prowadzenia tej rozmowy przy niej. Ona...
Marta kiwnęła głową na znak, że rozumie. I popiera. Kleo, poprzez swój związek z Arielem, ustawiła się na zupełnie innej pozycji niż one dwie. Nie była już obiektywna.
Ponieważ przyjaźniły się od tak dawna, bardzo pracowały wszystkie trzy nad utrzymaniem więzi pomiędzy sobą. Różnie im to wychodziło. Jednym ze sposobów był brak rozmów o Arielu, gdy były wszystkie trzy. Jeśli mówiły o nim, to tylko wspominając jakieś bieżące kontakty. Nic więcej. Na "więcej" i "szczerzej" pozwalały sobie tylko one dwie: Daria i Marta.
Tak, jak teraz. Siedziały, myślały i wymyśliły, jak zwykle, jedno:
- Zapytaj Ariela. - podpowiedziała Marta. - On jest mądry, tyle czasu prostował te nasze pokręcone ścieżki życiowe, niech ci podpowie, w jaki sposób to załatwić.
***
O dziesiątej były w połowie lekcji fizyki. Nauczyciel był wymagający i nie było mowy, żeby pozwolił wyciągnąć telefony. A bez jego zgody naraziłyby się na konsekwencje. Szczególnie Marta, jako jeszcze niepełnoletnia.
Szkoła jakiś czas temu wprowadziła zasadę "brak komórek" i podczas zajęć nie wolno było bez zgody nauczyciela ich nawet wyciągnąć na ławkę. Wszyscy musieli się zapoznać z zapisami statutu szkolnego w tym zakresie.
Dlatego musiały odczekać do przerwy, nerwowo podpatrując na zegar wiszący w sali.
Kiedy dzwonek ogłosił koniec lekcji, przeszły do "swojej" kanciapy.
- Wyślę info do Kleo, niech przyjdzie - Marta pomyślała o przyjaciółce. W ostatnim czasie, gdy się trochę od siebie odsunęły, brakowało jej trzeciej muszkieterki. Kleo odpisała błyskawicznie a za moment pojawiła się w drzwiach:
- Daj linka albo czytaj - zażądała.
Usiadły na ławce pod ścianą i wszystkie trzy pochyliły się nad ekranami smartfonów. Daria czytała na głos:
- "Spędziłam z nimi trochę czasu i muszę przyznać, że ta para podoba mi się. Choć pewnie sama nie wpadłabym na to, żeby ich połączyć." Niezły początek - skwitowała.
- Czytaj dalej, nie komentuj - niecierpliwie przerwała jej Kleo.
To był bezpieczny temat, nie budził zastrzeżeń, spokojnie mogły go poznawać wszystkie trzy.
Czytały z uwagą, oglądały zdjęcia, komentowały. To był skrót wywiadu, pełna wersja zostanie opublikowana w "Sławie", płatnej wersji "Kundelka". Portal był dostępny bezpłatnie dla wszystkich użytkowników. Materiały tam zamieszczone były niewysokich lotów, opierały się na plotkach i przypuszczeniach, newsach i niesprawdzonych doniesieniach. "Sława", wydzielona część portalu, to było e-czasopismo, dostępne po opłaceniu abonamentu lub pojedynczych wejść. Dziewczyny od dawna składały się na wspólne opłacanie abonamentu, żeby mieć dostęp do artykułów na temat gwiazd, celebrytów, aktorów i innych znanych osób.
- Ładnie napisała - skomentowała Daria. Kleo objęła Martę:
- Mnie też się podoba. Ładnie wyszłaś na zdjęciach, przynajmniej tych dwóch, które tu zamieścili. Jutro obejrzymy całość, jak "Sława" opublikuje.
Marta zarumieniła się. Z wrażenia i przejęcia, a nawet trochę ze strachu. Była pewna, że za chwilę zaczną się plotki i komentarze koleżanek pod jej adresem:
- Będziecie mnie wspierać? - chwyciła obie dziewczyny za ręce.
- Zawsze. I wszędzie - obiecała Kleo. A Daria zrobiła groźną minę:
- Niech tylko ktokolwiek spróbuje ci coś złego powiedzieć. Od dawna jestem grzeczna, wyrosłam z awantur. Ale w tym wypadku... Nawet, jakbym znów miała zarobić karę od Ariela, to warto.
Kleo drgnęła nerwowo. Marta spojrzała niepewnie na Darię, a ta zamilkła na chwilę, a później, tak samo zdecydowanie, odparła:
- No co? Nie zmienimy tej sytuacji ani niczego nie cofniemy. Możesz się, Kleo, boczyć na mnie, a ja mogę ci nie ufać tak do końca. Ale Ariel to Ariel. Dla mnie i Marty to znaczy coś innego niż dla ciebie. I jeśli chcemy się nadal przyjaźnić, to musimy to zaakceptować. Nie rozumiem tego, co was łączy - dodała szczerze:
- I jak to się stało. Ale skoro tak wybrałaś...
- Albo on wybrał... - cicho dodała Marta.
- No, generalnie skoro jesteś z nim - podsumowała Daria:
- No to tak jest. I trudno. Będziemy się potykać na tym temacie, ale musimy wypracować jakieś zasady.
- Jaki zasady? - zapytała Kleo z nadzieją. Od dawna czuła się odsunięta przez przyjaciółki, co ją bardzo bolało.
- No... - zastanowiła się Daria. - To, co powiemy sobie o Arielu, ma zostać tylko między nami. Tak, jak kiedyś. Możesz nam opowiadać o swoim... - zająknęła się. - ... swoim facecie, ale jemu o tym, co mówimy między sobą, nie wolno ci.
- Ariel też się dowie, w końcu to Ariel - dodała lojalnie Marta:
- Wyciągnie z nas wszystko, tak jak zwykle. Ale ma się tego dowiadywać od nas, nie od ciebie! - zakończyła zdecydowanie.
***
Kleo coraz swobodniej czuła się w mieszkanku w Nielinowie. Spędziła w nim już kilka nocy, tłumacząc rodzicom, że musi się uczyć i mieć spokój, a Piotrek jej to utrudnia.
Nie kłamała. Lubiła brata, ale czasami nie miała do niego cierpliwości. I zazdrościła mu. To może śmieszne, że prawie dorosła osoba zazdrości dziecku, ale tak było. Kiedy widziała, jak troskliwie małym bratem zajmują się rodzice, szczególnie ojczym, nie mogła nie wspominać swojego dzieciństwa. Ona w tym wieku też jeszcze miała ojca, ale nie dostawała tyle uwagi i troski. W domu było biednie; rodzice pracowali długo i ciężko, byli ciągle zmęczeni. Dla dziecka, które pojawiło się nieplanowane, nie starczało im sił. Szczególnie tacie.
Teraz, kiedy była starsza i więcej myślała o tych sprawach, przypominało jej się, jak rodzice się kłócili. Byli młodzi, mama była nawet młodsza od niej, kiedy Kleo przyszła na świat. Ciąża ich zaskoczyła; brak przygotowania do roli rodziców i kłopoty finansowe chyba zabiły ich miłość. Później tata zmarł i zamieszkał z nimi ojczym, ale dziewczyna nigdy nie czuła się przez niego kochana.
Dlatego tak przylgnęła do Ariela. W tym dorosłym mężczyźnie miała wszystko, czego potrzebowała. Obdarzał ją ojcowską uwagą i troskliwością kochanka; traktował jak dorosłą a jednocześnie zaspokajał jej dziecięcą potrzebę bliskości.
A teraz Ariel pozwolił, wręcz sam zaproponował, żeby tu zamieszkała na stałe. I coraz bardziej była na to gotowa.
Poprawiła włosy, strzepnęła sukienkę. Za chwilę miał przyjechać Ariel. Wysłał jej informację. Czekała więc z utęsknieniem.
Ugotowała obiad i miała nadzieję, że mu będzie smakował. Nic wymyślnego, smażony kurczak, ziemniaki i surówka. Tak, jak się jada u niej w domu.
Kiedy mężczyzna wszedł do mieszkania, rzuciła mu się w ramiona. Nigdy nie miała dość przytulania się do niego. A on to akceptował:
- Witaj, księżniczko - zaczął ciepło. - Role się odwróciły, teraz to ty czekasz na mnie. I podoba mi się to.
Przytulił ją najpierw delikatniej, a później coraz mocniej. Drobne ciało dziewczyny przylgnęło do niego z całej siły, szczerze i bezbronnie i poczuł się odpowiedzialny za tę ufającą mu bezgranicznie nastolatkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro