Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

Darek i Zośka również wyjechali na kilka dni. Do Warszawy. Potrzeby był im ten wyjazd, żeby odpocząć. Po powrocie będą mieli mnóstwo pracy z egzaminami maturalnymi. W zasadzie powinni być na miejscu, nadzorować przygotowania. Ale chcieli wyrwać się choć na dwa - trzy dni, żeby zmienić otoczenie i atmosferę, pobyć razem i choć przez chwilę nie rozmawiać o nadchodzących maturach.

Wspólne życie i wspólna praca nie zostawiały im dużej przestrzeni, żeby od siebie odpocząć. I od spraw szkolnych. Pełni ambicji i zapału, organizowali różne inicjatywy: projekty, konkursy, wycieczki. Omawiali je w domu i realizowali w szkole. Wszystko to skumulowało się, kiedy zamieszkali razem: rozmowy prowadzili tylko o kolejnych szkolnych inicjatywach, na stole i szafkach leżały sterty prac, projektów, pomocy naukowych.

Doszło do tego, że o pracy myśleli również podczas seksu. Którejś nocy, kiedy Darek ją kochał, dostał smsa i chwycił za telefon:
- Dostaliśmy dofinansowanie na ten program dwujęzyczny - oświadczył z dumą.
Zośka popatrzyła na niego zdegustowana:
- Serio? W takiej chwili?
Odsunęła się od niego i usiadła, otulając się kocem. Coś w niej pękło.

- Co ci, Zosiu? Co się stało? - zatroskał się Darek.
- Co mi jest? - powtórzyła. - A jak myślisz? Żyjemy tylko szkołą, projektami, wycieczkami i dofinansowaniem niezbędnych pomocy naukowych. A my? Nasze życie? Nasze, twoje i moje, nie szkolne? Czy ty jeszcze pamiętasz, że nie jesteś tylko nauczycielem? Że jesteś Darkiem, mężczyzną, moim facetem? Moim, Zośki, nie nauczycielki angielskiego z liceum w Czarnym Borze?

Wykrzyczała mu to wszystko prosto w twarz. Poczuła, że się dusi. Zabrała koc i poszła na taras. Usiadła na fotelu:
- Zostaw mnie! - rzuciła, gdy chciał wyjść za nią.
- Nie rozumiem - zdziwił się. - Przecież dobrze nam się układa.
- "Nam", czyli komu? - drążyła. - Zośce i Darkowi, młodym zakochanym ludziom, czy dwojgu nauczycielom - zapaleńcom?
Kiedy ostatni raz byliśmy w kinie? We dwoje, nie z dzieciakami ze szkoły? Albo na wycieczce rowerowej? Kiedy poszliśmy potańczyć i nie rozmawialiśmy o grantach, wycieczkach, sprawdzianach?

Patrzył na nią i powoli docierało do niego, że Zośka ma rację. Zaplątali się w sprawy szkolne i żyli nimi dzień i noc. Projekt, na który dostali przed chwilą dofinansowanie, pisali do świtu, zarywając czas odpoczynku. Co jakiś czas przytulali się i całowali, a później znów wracali do pracy. A teraz on, sprawdzając decyzję o dofinansowaniu, przedłożył sprawy służbowe ponad chwilę intymności.
Westchnął i usiadł obok jej kolan:
- Dałem ciała, Zosiu. Przepraszam. Wróćmy do łóżka, pokażę ci, że myślę tylko o tobie. Grantem możemy się zająć za chwilę.

Dziewczyna prychnęła lekceważąco:
- Czy ty siebie słyszysz? Tylko grant i grant? Wymieniłeś go jednym tchem z obietnicą, że myślisz tylko o mnie?!
Przytulił się do jej kolan i milczał. Miała rację. A on nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ich pochłonęło szkolne życie.
Kiedy jeszcze nie mieszkali wspólnie, zarówno za pierwszym razem jak i później, udawało im się trzymać sprawy zawodowe pod kontrolą. Zajmowali się nimi w szkole, nawet do późna, ale wychodząc z budynku zostawiali je za drzwiami. Od kiedy razem zamieszkali, jakoś tak się stało, że mimowolnie przyjęli je do własnego domu. I stopniowo one zaczęły nimi rządzić.

Milczeli oboje. Patrzyli na ogród skąpany w ciemności rozpraszanej jedynie blaskiem księżyca.
Cisza nocy powoli spływała na nich, hamując emocje i pozwalając doznać spokoju:
- No to co z tym zrobimy? - zapytał Darek, nadal przytulony do kolan kobiety.
- Nie wiem. - burknęła, ale już łagodniej. Spokój nocy pomagał jej się wyciszyć. Siedzieli przez dłuższą chwilę, ciesząc się bliskością. On przytulał się do jej kolan, ona się nie odsuwała. Znów milczeli.

W końcu Darek zaproponował:
- Wyjedźmy. Nie na całą majówkę, ale na trzy dni. Gdzieś blisko. Może do Warszawy?
- Przecież nie mamy czasu. Matury za chwilę, w szkole jest mnóstwo pracy. - powiedziała łagodnie Zośka. Nie miała już ochoty burczeć na Darka, ta wspólna chwila pozwoliła jej się uspokoić.
- Praca nie ucieknie - tłumaczył łagodnie. - Dam znać dyrektorowi, zgodzi się. A my zmienimy otoczenie i nie będziemy mówić o pracy. Ok? - wziął ją za rękę.

- Myślisz, że damy radę? - spytała z powątpiewaniem. Nie cofnęła ręki.
- Jasne. - uśmiechnął się. - Będziemy się nawzajem pilnować.
- Ten, kto złamie postanowienie, płaci karę. Powiedzmy - zastanowił się - równowartość jednej gałki lodów. Do wspólnej kasy. Na koniec wyjazdu zafundujemy sobie z tych pieniędzy kolację. Wchodzisz w to?- uścisnął jej dłoń.

- Wchodzę - skinęła głową z uśmiechem. - Ale musimy się postarać, żeby "karne" pieniądze wystarczyły co najwyżej na dwa hot dogi. Inaczej popsujemy sobie wyjazd.
- Jasne. Poszukaj rano jakiejś miejscówki, bo ty masz... - zająknął się, próbując odebrać słowa. Nie chciał powiedzieć "bo ty masz dopiero na trzecią lekcję a ja zaczynam dzień sprawdzianem w drugiej b" - ... bo ty masz ranek wolny, a ja nie. A jak już podjęliśmy decyzję, to nie ma co zwlekać.

I dlatego teraz byli w stolicy. Omijali szerokim łukiem najbardziej znane zabytki, gdyż te już kilkukrotnie oglądali z kolejnymi wycieczkami ze szkoły. Za to z przyjemnością przeszli się po Starówce, uczestniczyli w uroczystej zmianie warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza i paradzie wojskowej z okazji Święta Konstytucji 3go Maja, jedli grochówkę na pikniku wojskowym w ogrodach Muzeum Wojska Polskiego i lody z szarlotką i bitą śmietaną w cukierni Wedla.

- Szczerze? - Zośka uśmiechnęła się, nie przejmując się resztką bitej śmietany w kąciku ust - nic szczególnego, poza nazwą. W naszym "Amorze" jadłam lepszą szarlotkę i lepsze lody.
- Masz rację - zgodził się z nią Darek, uważnie ścierając zapomnianą słodkość z jej warg. - Ale będziesz mogła powiedzieć, że byłaś u Wedla. Tej marki nie ma u nas w miasteczku.
Wysłuchali też koncertu chopinowskiego w Łazienkach Królewskich. Wracając do hotelu, w którym się zatrzymali, Zośka zagadnęła:
- Prowadzisz rachunki, ile uzbieraliśmy na pożegnalną kolację?
Darek uśmiechnął się:
- Raptem 20 zł. Staraliśmy się uczciwie, żeby było jak najmniej.

To prawda. Wychodząc ze szkoły postarali się zostawić wszystkie sprawy służbowe za drzwiami. Nawet jeśli któreś z nich zbłądziło myślami w stronę matur, sprawdzianów, wycieczek czy grantów, nie powiedziało o tym. Chcieli ten czas poświęcić tylko sobie nawzajem, swoim upodobaniom, budowaniu bliskości.
- Ale dostaliśmy zaproszenie na kolację - ciągnął Darek. - Piotr i Sebastian zapraszają nas na pożegnalny wieczór w restauracji "Heros". To niedaleko, przy Placu Grzybowskim.
- O? - zdziwiła się Zośka. - Chętnie ich zobaczę. Będziemy w czwórkę?
- W szóstkę. Z ich partnerkami, Justyną i Zuzką. Pamiętasz je ze szkoły? - zainteresował się.

- O tak, uczyłam tamtą klasę. To była ta pierwsza, eksperymentalna, o podwyższonym poziomie. - uśmiechnęła się:
- Ale to było. Zniknięcie Justyny, poszukiwania w całej Polsce, odnalezienie przez Sebastiana... A potem, po maturze, okazało się, że Piotr i Zuzka, nauczyciel i uczennica, razem wyjeżdżają z miasteczka. Zresztą Sebastian z Justyną też wyjechali - przypominała sobie. - Ależ to były romantyczne historie!

- No to potwierdzę, że przyjmujemy zaproszenie - skinął głową. Jego z oboma wymienionymi mężczyznami łączyły szczere więzy przyjaźni, po zerwaniu z Zośką obaj przyjechali do miasteczka, żeby pomóc mu się otrząsnąć i poskładać złamane serce. A Zośka z kolei w hostelu prowadzonym przez Piotra starała się uporać z samą sobą po zakończeniu znajomości z dawnym chłopakiem.

(Wszystkie wspomniane tu historie zostały opisane w poprzednich moich książkach).
- Sam też chętnie ich zobaczę. No i dowiem się, co słychać w wielkiej polityce - nawiązał do tego, że ojciec Justyny, poseł Kowalski, ogłosił start w wyborach na Prezydenta RP. A Sebastian udzielał się w jego sztabie wyborczym.
- Może to ostatni raz, gdy będziemy mogli się tak po prostu spotkać z Justyną. Następnym razem może będzie już Pierwszą Córką RP. - zażartowała Zośka.

Spotkanie z przyjaciółmi było wesołe i sympatyczne. Zośka obawiała się trochę, czy przyjaciele Darka nie wspomną czegoś krępującego. W końcu to przez nią, przez jej głupotę musieli kiedyś ratować go z załamania. Ale nie, obaj mężczyźni byli życzliwi i uważni, nie musiała się niczego obawiać. Żadna z dziewczyn też jej nie powiedziała niczego mało sympatycznego. Wręcz przeciwnie, obie prezentowały zadowolenie ze spotkania ze swoją byłą nauczycielką. Wracając następnego dnia do domu Zośka wspominała:
- Dziewczyny się bardzo zmieniły. To już nie są te nastoletnie uczennice tylko młode, dorosłe kobiety. Dobrze im zrobiły te związki z dużo starszymi mężczyznami. A i Piotr złagodniał. Kiedy był nauczycielem, był strasznie sztywny. Ale ogólnie było ekstra.

- To prawda - zgodził się Darek. - To było bardzo fajne podsumowanie naszego wyjazdu. Warto było przyjechać. Dobrze nam to zrobiło, prawda?
- Owszem. - przyznała Zośka. - Odpoczęłam, ty też. I w zasadzie udało nam się dotrzymać nie mówienia o pracy. Obiecajmy sobie, że zachowamy ten zwyczaj już na zawsze, nie pozwólmy znów tak bardzo pochłonąć się obowiązkom.
- Obiecuję, Zosiu - zgodził się Darek. Położył dłoń na jej ręce leżącej obok i lekko ścisnął.

***
- Cały pensjonat nasz! - śmiała się Daria. - Nie sądziłam, że może być tak fajnie.
Budynek był niewielki, dwupiętrowy, łącznie na dwadzieścia kilka pokoi. Pokoje dla gości mieściły się na pierwszym i drugim piętrze. Na parterze, oprócz recepcji, kuchnia i sala jadalna oraz duży, wspólny salon. Było też kilka pokoi z przeznaczeniem na biura dla kierownika i intendenta.
Wokół budynku jeszcze pracowali robotnicy, układając na nowo chodniki i podłoże parkingu. Niewielki ogródek także nadal domagał się pracy ogrodnika.

Przyjechali dwoma samochodami, uznając, że tak będzie wygodniej. Tomek z Darią wyjechali wcześniej, przewidując wolniejszą jazdę i częstsze postoje. Radek był w podróży od rana, gdyż startował z Białegostoku i zabierał Martę z miasteczka. Spotkali się w drodze.
Kiedy dojechali na miejsce, dziewczyny zdziwiły się, że nie ma nikogo z obsługi i że Radek sam otwiera:
- Ponieważ jeszcze pensjonat nie działa, to nie ma i pracowników. - wyjaśnił: - Rano ktoś przyjdzie, zrobi nam śniadanie i obiad do podgrzania. Kolację mamy sobie robić sami. Jeśli nam to nie pasuje, to możemy jeść na mieście. Co wy na to? Grand Hotel w Sopocie to nie jest, "Gołębiewski" też nie.. - zakończył tęsknie.

- Chyba sobie poradzimy? - roześmiał się Tomek. - My z Darią mamy doświadczenie w barze, wy możecie robić za podkuchennych.
Wziął dla siebie i Darii jeden pokój i zdziwił się, że Radek chwycił dwa klucze:
- Marta prosiła - odparł Model. - Ale te dwa pokoje są połączone wewnętrznymi drzwiami. - zaznaczył.
Rozpakowali się, pozwiedzali pensjonat a później postanowili iść w miasto: zwiedzić je, pójść na plażę a następnie zjeść gdzieś obiad.
Zanim wyszli, Marta z tajemniczą miną zniknęła za drzwiami drugiego pokoju. Po chwili dołączyła do reszty.

Popołudnie spędzali w różnych konfiguracjach: w czwórce, dwóch parach mieszanych lub w dwóch jednopłciowych. Rozsiedli się na plaży. Kiedy chłopcy poszli do baru przy plaży, przynieść dziewczynom lody a sobie piwo, Marta objęła kolana ramionami:
- Fajnie tak być razem, w zupełnie innych warunkach niż w miasteczku. Cieszę się na te kilka dni z tobą i chłopakami.
- Szkoda tylko, że nie ma z nami Kleo - dodała Daria. Marta popatrzyła na nią z uwagą i zapytała szczerze:
- Naprawdę chciałabyś? Byłaby sama, bez pary? Czy z Arielem? Jak sobie to wyobrażasz?

- No tak - westchnęła Daria. - Nic nie pasuje. Ani Kleo sama, ani z Arielem. Musiała się tak wkopać? Nie zrozum mnie źle - zastrzegła szybko - Ariel to Ariel, nie muszę ci tłumaczyć. Ale... z Kleo... - skrzywiła się.
Nie musiały sobie tego wzajemnie wyjaśniać. Od dawna miały problem z akceptacją psychologa jako... jako kogo? partnera Kleo? jej faceta? kochanka? Dlatego ostatnio odsunęły się od niej. I dlatego dziś cieszyły się, że nie ma jej z nimi. A z drugiej strony żałowały tego ochłodzenia kontaktów, bo przez ostatnie trzy lata mocno się zżyły we trzy.

Z drugiej strony, czasami znów świetnie się bawiły we trzy w swoim towarzystwie, tak jak przez ostatnie kilka lat. Stosunki pomiędzy nimi, Martą i Darią z jednej strony a Kleo z drugiej, przypominały sinusoidę: raz było pomiędzy nimi świetnie, a innym razem wyrastały jakieś komunikacyjne i emocjonalne bariery. Dziewczyny same już były tym zmęczone.
- Dlaczego Kleo nie znalazła sobie normalnego faceta, jak my! - wykrzyknęła Marta. Jej okrzyk świadczył o rozterce, jaką przeżywała. Jaką przeżywały obie.
Wieczorem grali w karty. Tomek i Radek uczyli dziewczyny pokera, ale z miernym sukcesem. W pewnym momencie Daria ziewnęła:
- Fajnie się z wami siedzi, ale już nie daję rady. Idę spać. Dobranoc!

Podniosła się, a Tomek razem z nią.
- Nie musisz iść ze mną - zaprotestowała, ale on objął ją w pasie:
- Nawet nie ma mowy, żebyś sama zasypiała, kiedy mam możliwość przytulić cię na dobranoc - uśmiechnął się ciepło.
Marta popatrzyła nich z zazdrością. I patrzyła, dopóki nie zniknęli za drzwiami. Radek dotknął jej ręki:
- Hej! Oni już poszli! Nie mów, że chciałabyś iść z nimi? - wydął usta w grymasie zazdrości.

- No co ty... - roześmiała się. - Ale lubię na nich patrzeć. Ładnie razem wyglądają. I są szczęśliwi. Zazdroszczę im tego.... - westchnęła. Chyba z żalem.
Radek patrzył na nią przez chwilę, a później podniósł jej rękę i zaczął pieścić wargami palce, jeden po drugim. Kiedy wsunął jeden z nich w usta i przygryzł delikatnie zębami, Marta znów westchnęła. Tym razem nie z żalem.

***
Daria tonęła w objęciach koszmaru sennego. Rzucała się, płakała. Tomek nie mógł jej dobudzić:
- Hej! Daria! Kochanie! - najpierw próbował delikatnie, a w końcu dość mocno nią potrząsnął. Odetchnął z ulgą, kiedy dziewczyna popatrzyła na niego przytomniejącym wzrokiem:
- Skarbie, wystraszyłaś mnie! Co się stało? Co ci jest?

Daria przestawała płakać. Jeszcze raz chlipnęła:
- Miałam koszmar. Dotyczący mnie i dziecka. Wiele nie pamiętam, ale był przerażający.
Umilkła na chwilę, zbierając myśli. A później usiadła, objęła kolana ramionami. Zadrżała, jakby zrobiło jej się zimno:
- Tomek, ja się boję. Potwornie. Ja mam dopiero osiemnaście lat, całe życie przed sobą, a tu ciąża i dziecko? Niczego w życiu nie osiągnę, niczego nie zobaczę, niczego się nie dorobię. Utknę jak moja mama, szorując okna i zamiatając podłogi. Albo jako sprzedawczyni w sklepie. Albo... w barze.

Chłopak objął ją i przytulił delikatnie:
- Daria, skarbie. Nie martw się niczym. Powiedziałem ci, że już nie walczysz samotnie. Jestem z tobą i we wszystkim ci pomogę. - szeptał.
- W niczym mi nie pomożesz - chlipała. - Teraz tak mówisz, ale w końcu ci się znudzi. A ja zostanę sama z dzieckiem....
Była rozżalona i nie dopuszczała do siebie rzeczowych argumentów. Jedyne, co teraz mógł zrobić, to ją przytulać; delikatnie, aby nie czuła się zdominowana ani przymuszana do niczego. Ale żeby wiedziała, że nie jest sama.

Tulił ją więc i kołysał, szepcząc łagodnie, powtarzając jakieś słodkie głupstwa. Zmartwił się. Nie sądził, że Daria nadal tak przeżywa tę sytuację. Pomyślał, że będą musieli porozmawiać. Ale nie teraz. Teraz chciał, żeby usnęła i spokojnie przespała całą noc.

***
Rano wrócił do rozmowy. Daria była wymęczona nocnym koszmarem, późniejszym płaczem a rano zerwały ją z łóżka silne torsje. Tomek wszedł za nią do łazienki: podtrzymywał jej głowę, odgarniał włosy, przemywał twarz chłodną wodą.
- Gdybym mógł, wziąłbym na siebie tę dolegliwość - powiedział.
Przyniósł z kuchni lekkie śniadanie i dzbanek gorącej herbaty.
- Nic nie zjem - Daria pokręciła głową. - I tak zwrócę.
- Zjesz. Powoli i po trochu. Nie wszystko zwrócisz. - przemawiał do niej łagodnie. - Zostaniesz na razie w łóżku, wypoczniesz. I będziesz piła herbatę. Ciepłą i słodką.

Pokroił kanapkę na maleńkie kęsy:
- Jedz powoli, po jednym kawałeczku. Jeśli zjesz w ten sposób jedną czy dwie kanapki przez cały dzień, to też będzie sukces. Pod warunkiem, że do tego wypijesz ze trzy - cztery kubki herbaty.
Dał znać Radkowi, że na razie nie będą dobrym towarzystwem.
- Idź z nimi - zaproponowała Daria, ale Tomek tylko pokręcił głową.

Kiedy poczuła się lepiej, wzięła prysznic i ubrała się. A wtedy Tomek posadził ją sobie na kolanach i objął ramionami:
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczął, a dziewczyna spięła się, mimowolnie oczekując złych wieści.
- Czasu nie cofniemy. Jesteś w ciąży. Chciałem dać ci bajkowy ślub i dobre życie, żebyś poczuła, że jestem z tobą. I że razem będziemy wychowywać to dziecko, które stworzyliśmy. A świat i tak ci pokażę, nie martw się. Zdasz maturę, pójdziesz na studia, znajdziesz dobrą pracę. Będziemy jeździć po świecie, tak jak masz zamiar. Dziecko nam w tym nie przeszkodzi, nie martw się. Spodobała mi się ta wizja, wiesz? - uśmiechnął się. 

A później spoważniał:
- Ale tej ciąży może nie być. - tłumaczył. - Zastanów się nad tym, Daria. Nikt postronny o tym nie wie i nie musi. Wiem, co zrobić i do kogo się zwrócić. Jeśli tylko chcesz, tej ciąży nie będzie. A ty pojedziesz na wakacje a po nich zaczniesz spokojnie czwartą klasę, zdasz maturę i będziesz robić, co ci przyjdzie do głowy. Ale to tylko twoja decyzja. Nie mogę cię namawiać ani za ciebie jej podjąć. Mogę tylko zapewnić, że bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz, w każdej będę cię wspierał. I będę przy tobie. Bo cię kocham, Daria. I nie przestanę.
Nie patrzyła na niego, ale wtuliła się w jego ramiona. Milczała. A on czekał.
Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ubodły ją jego słowa "dziecka może nie być".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro