Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

( 6 ) .

Witajcie kochani,wracam na dobre.Musiałam odpocząć i zregenerować siły ,miałam chwilę zwątpienia czy jest sens by dalej tu być i pisać.
Wybaczcie że nie dawałam znaku życia,wszystko  teraz u mnie jest dobrze.

Zapraszam do czytania i komentowania.Za błędy przepraszam.

Sabrina powoli otworzyła oczy ,spojrzała na pokój nie wiedząc jak się w nim znalazła.To nie było jej łóżko,poczuła złość na Marka że ponownie spała razem z nim.Postanowiła że porozmawia z nim o tym po jego powrocie do domu.

Wstała z wielkim bólem głowy i suchością w ustach,gdy próbowała wyjść z łóżka poczuła zawroty głowy i nudności. Jedzenie podeszło jej do gardła,pędem ruszyła do łazienki opróżniając żołądek nad klozetem.

Spojrzała w lustro widząc swoje odbicie,wieczorne picie nie dla niej-tak mówiła za każdym razem gdy sięgała po alkohol.
Szybko umyła zęby i twarz w zimnej wodzie myśląc że w ten sposób poprawi choć trochę swój wygląd i samopoczucie.

Głowa pulsowała coraz bardziej,zrobiła okład mocząc ręcznik w zimnej wodzie i przykładając do czoła.

Zeszła na dół  niosąc butelkę wody i pijąc z gwinta. Podeszła do Klaudi która siedziała trzymając się za głowę i głośno jecząc.

-Jak się czujesz?
-Umieram,więcej nie piję.Rodzice mnie zamordują,miałam pomóc im rano w sklepie a zobacz która jest godzina-wskazała na zegar wiszący na ścianie.
-O cholera nie wiedziałam że już 12.-Marek pewnie niedługo wróci na obiad a tu nic nie ugotowane-odpowiedziała Sabrina.
-Daj spokój,ma ręce to sam coś sobie uszykuje.Daj wodę bo mnie suszy.
-Masz rację,jesteśmy chore i to on powinien się nami zająć.

Dziewczyny całe popołudnie leczyły kaca,puste butelki leżało obok kanapy na której obie leżały.
Marek wrócił późnym popołudniem widząc w jakim stanie są dziewczyny,uśmiechnął się pod nosem spoglądając na nie.

-Nieźle zaszalałyście.
-Nie krzycz tak bo uszy więdną-powiedziała jedna z nich.
-Kac nadal męczy,nie trzeba było tyle pić .-Klaudio rozmawiałem z rodzicami ,byli źli na ciebie że nie wróciłaś do domu.
-Co im powiedziałeś?
-Nic- nie wiedzą że piłaś,okłamałem ich.
-Dziękuję miałabym przerąbane słysząc jaka to jestem nieodpowiedzialna.
-Po prostu martwią się o ciebie .-Jutro zawioze cię do nich,w takim stanie nie wrócisz dziś do domu.
-Ale nie mam nic do przebrania.
-Dam ci swoje-odezwała się Sabrina.
-Dzięki siostro.

-Zostawiam was i idę się wykąpać.-Sabrino zrób coś  do jedzenia,jestem głodny jak wilk.

Po 15 minutach Marek wszedł do kuchni,zobaczył Sabrinę która siedziała przy stole i patrzyła na niego .

-Nie jestem twoją żoną żeby ci usługiwać,bozia rączki dała a pozatym dlaczego spałam w twoim łóżku skoro mam swój pokój?-powiedziała ze złością patrząc prosto w jego oczy.

-To prawda nie jesteś nią ale choć to mogła byś zrobić zamiast siedzieć i nic nie robić gdy wracam zmęczony po całym dniu ciężkiej pracy-podniósł na nią głos.
-Jak nic nie robię? Cały dom aż lśni ,dawno nie widziałam takiego syfu,straszny brudas z ciebie-teraz to ona krzyczała.
-Mi nie przeszkadzał panno z miasta,zdążyłem się do niego przyzwyczaić.
-Jeśli tak to więcej sprzątać nie będę,zabiorę dziadka do miasta .
Nie pozwolę by tak mieszkał zwłaszcza z takim dupkiem jak ty.
-Coś ty powiedziała-podszedł gwałtownie podnosząc ją z krzesła i przyciskając do swego torsu.
-Dobrze słyszałeś,puść mnie-powiedziała unikając jego wzroku.
-Nic ci nie zrobię,nie narzekałaś gdy spałaś przytulona do mego boku-lekko uśmiechnął się nadal patrząc na nią.
-Przestań kłamać,napewno tak nie było-zarumieniła się na jego słowa.
-Dobrze że nie pamietasz,mi to nie przeszkadzało.
-Możesz mnie puścić,muszę iść do Klaudii.
-Ok-puścił ją a ona od razu wybiegła z kuchni.

Dziewczyny spały razem w łóżku,wcześnie rano Marek zapukał budząc je .
Klaudia pojechała razem z Markiem a Sabrina postanowiła odwiedzić dziadka w szpitalu.

Wsiadła do samochodu,gdy znalazła się na oddziale i po przekroczeniu drzwi zobaczyła puste łóżko na którym leżał jej dziadek wystraszona wybiegła z sali kierując się do dyżurki  pielegniarek.

-Proszę panią szukam dziadka Romana z pokoju 13-zapytała jednej z nich.
-Jest na badaniach,za chwilę powinien przyjechać.
-Dziękuję,myślałam że coś mu się stało.

Sabrina czekała na sali,po jakimś czasie zjawił się wieziony na wózku przez pielęgniarkę.
-Witaj dziadku-podeszła i uściskała go mocno całując w oba policzki.
-Moja kochana tęskniłem.Lekarz powiedział że coraz lepiej ze mną i za dwa dni mnie wypisze.
-Bardzo się cieszę.Marek cały dzień pracuje i jestem sama .
-Chyba się dogadujecie to dobry chłopak ale ma swój charakter.
-Właśnie się przekonałam jaki jest,uważa że będę mu usługiwać gdy wróci z pracy-powiedziała przypominając sobie jego zachowanie.
-Z czasem się dogadacie.

Sabrina przez parę godzin siedziała z dziadkiem opowiadając o życiu w mieście.
Gdy zmęczony zasnął postanowiła odwiedzić Klaudie i poznać jej rodziców.

Gdy zaparkowała pod sklepem,wysiadając usłyszała znajomy głos.Od razu zadrżała widząc twarz mężczyzny.
-Znowu się spotykamy laluniu,w ubraniu też jesteś gorąca.
-Proszę mnie zostawić w spokoju-odepchnęła mężczyznę z całej siły i szybko wbiegła do sklepu.

Klaudia od razu zauważyła że coś jest nie tak,Sabrina schowała się na zapleczu starając ukryć się .
Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem przez które wszedł obcy.

-Wiem że tu jesteś,nie ukryjesz się przede mną.

-Zostaw ją w spokoju Leonie-wyszedł ojciec Klaudii celując do niego z broni.
-Nie wtrącaj się Antku,chce tylko dziewczyny.
-Powiedziałem nie,wyjdź po dobroci bo inaczej będę zmuszony do ciebie strzelać.
-Nie odważysz się staruchu.
-Chcesz się przekonać?-przeładował broń cały czas mierząc do niego.
-Ok,ok-powiedział po chwili cofajac się do wyjścia.

Gdy drzwi zamknęły się Sabrina trzęsła się ze strachu  .Ojciec Klaudii podszedł do niej ,spojrzała na niego mając łzy w oczach.

-Przepraszam że ma pan przezemnie problemy, nie wiedziałam że mnie znajdzie tutaj.
-Dziecko czego chce od ciebie ten człowiek?
-Ja nic nie zrobiłam,to wina Marka.-Oon próbował mnie zgwałcić-powiedziała cicho szlochając.
-Muszę porozmawiać z nim,nigdy by nie zadał się z takim człowiekiem jak Leon.
-Co on może mu zrobić?
-To bardzo niebezpieczny człowiek,pożycza pieniądze.Dopóki spłacasz w terminie to jest ok ,gdy tego nie zrobisz to może nawet zabić.
-O boże,nie wiedziałam.Marek mi nic nie mówi,boję się.
-Zostaniesz tu dopóki nie zamknę sklepu,sam odwioze cię i pogadam z Markiem.
-Dziękuję panu.
-Nie dziękuj,to mój obowiązek.Klaudia opowiadała jak naskoczyłaś na Marka-zaśmiał się na który odpowiedziała również uśmiechem.

Sabrina próbowała zapomnieć o sytuacjii która ją spotkała,pomagała w sklepie układając i wypakowując towary na półki.Zazdrościła dziewczynie że ma takich kochających rodziców.

Wieczorem mama Klaudii przyniosła ugotowaną zupę i gołąbki dla bratanka .Sabrina razem z panem Antkiem wsiedli kierując się w kierunku rancza.

Gdy tylko wysiedli zobaczyli że swiatła się nie palą,pan Antek kazał zostać Sabrinie w samochodzie a sam podszedł do drzwi cicho je otwierając.
Usłyszał  jęki gdy tylko przekroczył drzwi.
Wyciągnął broń kierując ją w ciemność przed sobą.

-Ppomocy....

Antek zaświecił światło widząc postać Marka leżącego na podłodze.
-Kto ci to zrobił?-spojrzał na pobitego całego we krwi.
-Leon....-powiedział i zemdlał.

Wyszedł wołając dziewczynę.
Sabrina wbiegła szlochając na widok jaki zobaczyła przed sobą.
-Nie możesz umrzeć,nie możesz.

Pan Antek szybko zadzwonił po pogotowie czekając na przyjazd karetki.Serce go bolało spoglądając na młodego człowieka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro