( 3 ) .
Sabrina chciała jak najszybciej zobaczyć się z dziadkiem, martwiła się o niego był coraz starszy a sił coraz mniej.Chciała wiedzieć co mu dolega .
Po około 15 minutach podjechali pod szpital który wyglądał na zaniedbany .Wchodząc do środka było jeszcze gorzej ,zapach stęchlizny,leków i ludzkich ciał drażnił nozdrza.To był jedyny szpital jaki był w okolicy .
Wchodząc z Markiem po schodach dotarli na Oddział Kardiologii kierując się na salę chorych.
Przed drzwiami Marek odezwał się mówiąc:
-Zostawię was samych ,dziadek nie wie że przyjechałaś.
-Dobrze,zrobię mu niespodziankę -spojrzała na niego łapiąc za klamkę.
-Dzień dobry dziadku -miała w oczach łzy widząc go leżącego na łóżku.
-Witaj Sabrino ,ty tutaj?
-Nie mogłam dłużej czekać musiałam Cię zobaczyć .Dziadku co ci się stało? -patrzyła na mężczyznę podłączonego do tlenu i monitora.
Ciężko oddychał a mówienie sprawiało mu dużo trudności.
-Miałem zawał ,gdyby nie Marek to.....
-Nie mów nic więcej,odpoczywaj.
Zabiorę Cię do miasta ,tam będziesz miał lepszą opiekę i szybkiej wrócisz do zdrowia.
-Jestem za stary na zmiany.-Mam wszystko co potrzeba,Marek dba o moje gospodarstwo bo ja już się nim nie zajmę ,jest tyle pracy i.....
-Możesz je sprzedać Markowi a ja zaopiekuję się Tobą -weszła mu w słowo.
-Marek jest współwłaścicielem,obiecałem że kiedyś będzie jego własnością -Sabrino zostań tu na jakiś czas dopóki nie wyzdrowieje dobrze?
-Dobrze,dla Ciebie wszystko dziadku .Wrócę wieczorem-zdrzemnij się-pocałowała starca w czoło i wyszła zamykając drzwi.
Marek chodził po korytarzu w tą i z powrotem, gdy zobaczył dziewczynę nagle wybuchła płaczem.Podszedł i przytulił ją do siebie pozwalając by cały jej ból spłynął wraz z jej łzami.Stali tak długo dopóki nie poczuł jak Sabrina odsuwa się od niego.
-Przepraszam że zmoczyłam ci koszulę -spojrzała na niego podnosząc głowę.
-Nic nie szkodzi i tak miałem zamiar się przebrać-uśmiechnął się do dziewczyny.
-Dziadek tyle ci zawdzięcza ,dziękuję że mu pomagasz.
-Jest mi bardzo bliski i traktuję go jak ojca .
-Dobrze że ma takiego przyjaciela jak ty.
-Jedziemy do domu,musisz trochę odpocząć a ja zająć się pracą.
-Nie chciałabym się z nim rozstawać ,widzę w jakim jest stanie -chciałam zabrać go do miasta ale niezgadza się.
-Tu jest jego dom -wiesz że starych drzew się nie przesadza?
-Tak wiem ,zostanę dopóki nie wydobrzeje.
W drodze powrotnej Sabrina zasnęła wyczerpana podróżą ,Marek nie chcąc jej budzić wziął ją na ręce i zaniósł do domu dziadka.Położył ją na łóżku cicho zamykając drzwi.
Po paru godzinach dziewczyna obudziła się przez chwilę nie wiedząc gdzie się znajduje.Wyszła z pokoju zaglądając do każdego pomieszczenia.
W jednym z nich zobaczyła na szafce zdjęcie na którym była mała dziewczynka siedząca na koniu a obok stał mężczyzna w kapeluszu.Ta mała dziewczynka to ona razem z dziadkiem.
Wspominała czasy gdy dziadek uczył ją jazdy i kontaktu ze zwierzętami.Chętnie pomagała przy karmieniu-były to najlepsze czasy jej dzieciństwa.
Sabrina była bardzo głodna więc zjadła to co było w lodówce a potem wzięła długą orzeźwiająca kąpiel.
Nie zdążyła ubrać się nadal stojąc w ręczniku gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Już idę -podeszła do drzwi otwierając je szeroko.
Stał w nich mężczyzna patrząc na nią łakomym wzrokiem.
-Yyyyy,przyszłem do Marka .Jest w domu?
-Nie ,kim pan jest?
-Jego kolegą ,nie wiedziałem że ma taką dupę-zaśmiał się .
-Nie jestem....,proszę wyjść zanim ....
-Poczekam na niego-zamknął drzwi kierując się w jej stronę.-Teraz zabawimy się -złapał za ręcznik próbując zedrzeć go z niej po czym przewrócił ją przygniatając jej ciało do podłogi.
-Proszę ,puść mnie -próbowała odepchnąć go ale nie miała dość siły .
Po jakimś czasie usłyszała że ktoś wszedł przez drzwi,nie zdążyła zareagować dopóki nie poczuła jak mężczyzna został oderwany siłą od jej ciała .Po chwili było słychać ślady walki .Marek zadawał cios za ciosem raniąc mężczyznę , w końcu ten poddał się i ostatkiem sił wstał mówiąc:
-Skoro ciebie nie było chciałem się zabawić,czemu taka dupa ma być tylko twoja?
-Wypierdalaj bo mocniej dostaniesz,mówiłem że masz tu nie przychodzić.
-Przyszłem po kasę a ona tu była w takim stroju więc ....
-Wynocha ,chyba że chcesz dostać bardziej po gębie.
-Już wychodzę -trząsnął głośno drzwiami.
Sabrina siedziała i płakała .Marek podszedł i okrył jej ciało kocem po czym wziął ją na swoje kolana tuląc do swego ciała.Siedzieli tak przez dłuższy czas dopóki Sabrina nie odezwała się
-Ddzziękuję gdyby nie ty to....
-Ciiii -zapomnij o tym,jesteś bezpieczna.Nigdy nikomu nie otwieraj jak jesteś sama,to niebezpieczna okolica dobrze?
-Tak-co chciał od ciebie ten mężczyzna?
-To moje sprawy a ty nie powinnaś się tym martwić.
-Dlaczego tu mieszkasz,nie masz swojego mieszkania?
-Twój dziadek pozwolił mi tu mieszkać .Czuł się samotny ,traktował mnie jak syna .-Mam się wyprowadzić?-spojrzał w jej oczy .
-Nie ,nie potym co się stało.-
Od razu widać że mieszka tu mężczyzna,wszędzie bałagan aż trudno było mi się poruszać po mieszkaniu-lekko się uśmiechnęła do niego
-Wybacz,praca ważniejsza-podrapał się po głowie lekko zawstydzony.
-Możesz mnie już puścić ,pójdę się ubrać a potem możemy jechać do szpitala-wstała z jego kolan czując jak odprowadza ją wzrokiem.
Nie chciałam za bardzo kombinować z chorobą dziadka więc jest jak jest.
Za błędy przepraszam.
Pozdrawiam EWA.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro