Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

( 10 ) .

Dawno nie było rozdziału,postarałam się napisać i od razu wrzucam.
Miłego czytania.
Pozdrawiam Ewa💙

Z każdym dniem było coraz lepiej,Marek już tak nie odczuwał bólu w poobijanym ciele.Siniaki powoli schodziły,jednak największy problem był z poruszaniem się bo nadal był w gipsie.

Gdy przyszedł dzień wypisu ze szpitala Sabrina w asyście pana Antka wywieźli go na wózku inwalidzkim i wsadzili do samochodu .

Sabrina zadbała o wszystko,przez czas jego nieobecności przemeblowała jego pokój by było więcej miejsca,kupiła wózek i zatrudniła pielęgniarkę mimo że Marek tego sobie nie życzył.

Sprawy rancza coraz bardziej ją interesowały,zajmowała się fakturami i księgowością.Polubiła tą pracę która zaczęła sprawiać jej przyjemność.Nawet zapach bydła już tak nie przeszkadzał jak dawniej .

Zatopiona w swoich myślach pomyślała o niespodziance którą przygotowali dla Marka.

Gdy byli już pod domem zobaczyła w oczach ukochanego łzy.

-Coś się stało?-zapytała.

-Nie,po prostu jestem szczęśliwy że jestem w domu.-Tęskniłem za tym wszystkim-omiótł spojrzeniem całą okolicę gwałtownie wciągając tlen do płuc.

-Zaraz będziesz w domu i odpoczniesz-powiedziała sadzając go na wózku.

Gdy tylko drzwi się otworzyły Marek zobaczył wszystkich swoich bliskich.Klaudia razem z ciocią ,dziadek Roman,pracownicy rancza których znał od lat i nowi pracownicy oraz sąsiedzi.Każdy z osobna podchodził i gratulował szybkiego powrotu do zdrowia.
Najbardziej  Marka zaskoczył transparent,,Witaj w domu,kochamy Cię,,.
Wzruszony otarł łze i dał się podprowadzić do stołu pełnym różnych smakołyków .

-To za Twoje zdrowie ukochany-Sabrina podniosła kieliszek mocząc usta w pysznym winie.

Po toaście i jedzeniu każdy udał się do swoich obowiązków.
Dziadek  nie chciał przeszkadzać młodym dlatego zostawił ich samych.

-Jestem zmęczony,pomożesz mi się położyć ?

-Nie wiem czy dam radę,jesteś za ciężki.

-Jak przysuniesz bliżej wózek to dam radę się przekulnąć.

-Dobra spróbuję-odpowiedziała.

Po jakimś czasie Marek leżał na łóżku głośno dysząc,Sabrina namęczyła się ale dała radę.Pochylała się nad mężczyzna ,była cała spocona podobnie jak mężczyzna.Bluzka lepiła się do biustu eksponując go zza dużego dekoltu.
Sabrina zauważyła na co Marek  spogląda,cała się zaczerwieniła odwracając wzrok i  siadając.

-Nie wstydź się mnie,szkoda że nie mogę Cię dotknąć.Czekam kiedy pozbęde się tych cholernych gipsów z rąk i dotkne to co moje.

-Jeszcze twoje nie jest-odrzekła z zamiarem wstania.

-A ty dokąd,nie możesz mnie zostawić samego.

-Nie będziesz sam,pani Berta zaopiekuje się tobą.Zresztą zaraz tu będzie.

-Chyba żartujesz,coś mówiłem że nie chce żadnej.....- nie zdążył dokończyć gdy weszła do pokoju ogromna pielęgniarka w mundurku i z uśmiechem na twarzy.

-Do zobaczenia później-Sabrina pomachała do niego zamykając drzwi.

-Witaj kochaniutki zaraz cię umyje i będziesz jak nowo narodzony.

-Niech pani nie zbliża się do mnie z  tymi wielkimi rękoma .
Chcę moją narzeczoną-powiedział wkurzony.

-Niestety to moja praca,od 30 lat wykonuję ten zawód i napatrzyłam się już dosyć na męskie członki.Pozwól wykonać mi moją pracę tak jak należy-odpowiedziała.

-Chyba nie mam wyboru,niech bierze się pani do roboty-powiedział zrezygnowany.

Pół roku później.

Marek dość długo wracał do pełnej sprawności,gdyby nie prywatna rehabilitacja trwało by to o wiele dłużej.
Tęsknota za pracą zwyciężyła,próbował na nowo robić to co do tej pory jednak Sabrina bała się żeby coś mu się nie stało.
Gdy nie widziała wsiadał na konia i galopował po łąkach i lasach.

Interes coraz bardziej się rozwijał,więcej zwierząt i zbyt gwarantowały niezłe zarobki.
Pojawili się nowi pracownicy którzy wywiązywali się ze swoich obowiązków dostając godziwe wynagrodzenie.

Któregoś wieczora Marek zastał Sabrine która nadal ślęczała nad papierami mimo późnej godziny .

-Choć już spać bo widzę że ledwo żyjesz-powiedział podchodząc do niej.

-Jeszcze chwilę i zaraz skończę.

-Bez dyskusji-podszedł i wziął na ręce niosąc do  swojego pokoju.

-Zatrzymaj się i postaw mnie.

-Nie,jako moja narzeczona śpisz od dzisiaj ze mną -powiedział stanowczo .

-Chyba nie mam wyboru prawda?-zapytała.

-Tak-położył ją na łóżku przytulając się do jej ciała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro