Rozdział XVI
Ruszyliśmy do auta chłopaka i pojechaliśmy do mojego domu. Dotarliśmy tam po pięciu minutach.
- Wejdziesz? Musimy pogadać - spytałam zanim wysiadłam z auta.
-Okej - powiedział i poszliśmy do mojego pokoju.
Usiadłam na parapecie, a chłopak na fotelu.
- Czemu to zrobiłeś? - spytałam utrzymując, z trudem, spokój.
- Odpowiem pod warunkiem, że ty też odpowiesz na moje pytanie. Godzina szczerości? - spytał, a ja pokiwałam głową - Dziewczyny pierwsze. - prychnęłam.
- Okej. - westchnęłam i spojrzałam w jego oczy - To mnie przerastało i nadal przerasta. Bałam się. Nie radziłam sobie. Nie miałam komu się wygadać - mój głos się załamał, ale powstrzymałam łzy.
- Ej, nie płacz księżniczko. - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem - Jestem twoim przyjacielem. Możesz ze mną pogadać, nawet o... - spojrzał na zegarek - Nawet o drugiej nad ranem.
- Teraz ty. - powiedziałam powstrzymując łzy.
- Pamiętasz jak mówiłaś, że zostaniemy przyjaciółmi, pod warunkiem, że nie będę próbował cię pocałować? - pokiwałam głową, a Drake spuścił wzrok i przestał mnie obejmować.
- O co chodzi? - spytałam i złapałam go za rękę, a on splótł palce z moim.
- Avery, ja... - znowu odwrócił wzrok - ja nie potrafię. - szepnął.
- Powiedz dlaczego mnie uratowałeś. - poprosiłam.
- Okej. Bałem się. Bałem się, że cię stracę. Kiedy twoja przyjaciółka do mnie zadzwoniła pomyślałem o tamtym klifie. Od razu tam pojechałem. Gdybym cię stracił - zakrył twarz dłońmi - nie wiem co bym zrobił - szepnął - Kiedy cię tam widziałem, kiedy skoczyłaś... Musiałem coś zrobić. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
- Drake, jesteśmy przyja... - przerwał mi.
- Wiem Avery, wiem, ale to takie trudne - wstał i chciał wyjść z pokoju, ale złapałam go za rękę i nie pozwoliłam wyjść.
- Drake, popatrz na mnie. - poprosiłam łagodnie, ale nie spełnił mojej prośby. Złapałam jego twarz w dłonie i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
- Przepraszam Avery, ale nie potrafię być twoim przyjacielem. - złapał moje dłonie i odsunął je od swojej twarz- Ja już pójdę - ruszył do drzwi, ale stanęłam przed nim.
- Zostań. - poprosiłam.
- Po co? - zapytał mnie nie patrząc mi w oczy.
- Idiota z ciebie. - powiedziałam.
- Dzięki.
- Tak, jesteś idiotą, bo nie widzisz, że mi na tobie zależy. Rozmawiałam z tobą o wypadku, a o tym nie gadałam ani z rodziną, ani z przyjaciółmi - podniosłam głos - Nie rozumiesz, że jestem w tobie zakochana idioto?! - krzyknęłam. Dopiero po chwili dotarło do mnie to co powiedziałam. Spuściłam wzrok.
- Ej, księżniczko. - jego głos złagodniał, ale nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Podniósł mój podbródek, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Nie powinnam była tego mówić - szepnęłam.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo miłość nie istnieje.
- Czemu tak myślisz?
- Ja to wiem. - Drake dotknął mojego policzka, co spowodowało mój uśmiech.
- A jeżeli ktoś kocha?
- Żyje w kłamstwach. - zapadła między nami chwila ciszy.
- Chyba będę żyć w kłamstwie. - powiedział i zanim się zorientowałam, pocałował mnie.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i uśmiechnęłam się. Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem.
- Jak to możliwe, że udało ci się złamać coś, w co od zawsze wierzyłam? - spytałam przytulając się do chłopaka.
- O co ci chodzi? - spytał marszcząc nos.
- Od zawsze wierzyłam, że miłość nie istnieje, a tu nagle pojawia się jakiś idiota i udowadnia mi, że to kłamstwo. Pytam się, jak? - spytałam udając oburzenie.
- Wiesz... - powiedział przeciągle i uśmiechnął się łobuzersko - Kocham cię. - powiedział, a ja poczułam motylki w brzuchu.
- Też cię kocham. - odpowiedziałam, a chłopak uśmiechnął się szeroko. Roześmiałam się, a Drake zamknął mi usta pocałunkiem.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro