Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

T'Challa poprowadził nas do białych drzwi zza których dało się usłyszeć śmiech zdrajców.

- Myślę, że będzie lepiej jeśli was zostawię i sami porozmawiacie, nie chcę się w to na razie mieszać - skinęłam głową na znak zgody. - Gdybym był potrzebny powiadomcie strażnika - powiedział, po czym odwrócił się i odszedł.

Spojrzałam na drzwi przede mną i otworzyłam je. Weszłam do środka, a zaraz za mną Vision. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wszyscy "bohaterowie" siedzieli na kanapie przed telewizorem, widocznie zadowoleni ze swojego towarzystwa. Spojrzałam na Vision'a i pokiwałam porozumiewawczo głową, po czym odkaszlnęłam aby oznajmić nasze przybycie. Wszyscy równo odwrócili się w naszą stronę. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy i jakby ulga.

- Tasha! Wróciłaś! - wyskoczył Clint - Czyli udało ci się uciec od tego świra!

- Nie waż się tak o nim mówić - warknęłam i spojrzałam na niego groźnie, co momentalnie sprawiło że cofnął się o kilka kroków, a inni patrzyli zdezorientowani.

- Vision - zza Rogers'a dobiegł cichy głos Wandy - Tęskniłam za tobą.

- Trzeba było o tym pomyśleć zanim osunęłaś spode mnie podłogę żeby uciec - zareagował ostro Vision

Wszyscy wyglądali na zaskoczonych reakcją zwykle spokojnego i miłego androida, za to ja uśmiechnęłam się złośliwie.

- Dlaczego mówicie do nas w ten sposób? Przecież nic wam nie zrobiliśmy - w głosie Rogers'a dało się usłyszeć zdenerwowanie.

I od razu mój złośliwy uśmiech zastąpił gniew.

- Nic nie zrobiliście? - podeszłam do nich - Nic nie zrobiliście?! - powtórzyłam głośniej

Popatrzyli na mnie zdezorientowani.

- Czy wy nic nie wiecie? - zapytał Vision

- Co niby mamy wiedzieć? - odezwał się Sam

- To, że Tony nie żyje od trzech dni i to wszystko wasza wina! - wrzasnęłam, zdenerwowana ich niewiedzą.

Ich miny przechodziły ze smutku, poczucia winy i szoku u Rogers'a, Barns'a, Sama i Scotta, do obojętności u Clinta i Wandy.

- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Stark pewnie ukrywa się, aby wzbudzić zainteresowanie wokół jego osoby. Żałosne. - powiedział Clint, a Wanda przytaknęła.

I w tym momencie nie mogłam już dłużej się powstrzymywać i uderzyłam go w twarz.

- Nawet nie waż się tego nigdy więcej powtarzać. Widziałam jego poturbowane ciało i wierz mi on naprawdę nie żyje i to wszystko wasza wina, a już w szczególności twoja Rogers. - zwróciłam się bezpośrednio do niego - Bo nie chciało ci się podpisać tych głupich porozumień i żyć zgodnie z prawem. Wy wszyscy woleliście działać bez ponoszenia za to odpowiedzialności i czekać aż Tony za wszystko zapłaci, bo tak było łatwiej, a w podziękowaniu zdradziliście go, a ty zabiłeś go tarczą wykonaną przez jego ojca, po czym odszedłeś ze swoim przyjacielem, zostawiając drugiego na śmierć. Nie zasługujesz na miano bohatera. Żałuję, że pomogłam ci na tym lotnisku, może on by teraz żył.

Poczułam uspokajającą rękę Vision'a na moim ramieniu co trochę mi pomogło.

- Nie możesz nas za wszystko winić - znowu odezwał się Clint - To on nas zaatakował na lotnisku i może Steve tylko bronił się na Syberii.

Popatrzyłam się z niedowierzaniem na Rogers'a i Barns'a

- Nie powiedzieliście im co się naprawdę stało na Syberii? - ich miny mówiły wszystko - Racja, przecież łatwiej wszystko zwalić na kogoś innego - po czym odwróciłam się do reszty, wszyscy wyglądali na zdezorientowanych - Jeśli chcecie znać prawdę to tutaj jest nagranie z bazy Hydry, ono wszystko wam wyjaśni.

- Natasha dobrze wiesz że nie chciałem żeby to się tak skończyło - jego głos się załamał

- Widziałam jego poturbowane i pozbawione życia ciało, widziałam zniszczoną zbroje i reaktor podzielony na pół. Musiałam przekazać Pepper i Rhodey'owi, że ich najlepszy przyjaciel nie żyje, chociaż mógłby, gdyby nie wy, a teraz ty mi mówisz, że nie chciałeś, czy ty się słyszysz? - w moich oczach pojawiły się łzy.

Rozejrzałam się znowu, na ich twarzach dostrzegłam, że w końcu mi uwierzyli, a u niektórych nawet smutek. Nawet u Clinta, Wandy i Scott'a którzy jak dotąd najbardziej wydawali się być nieprzekonani.

- I jak wogóle miałeś odwagę pisać, że Avengersi są jego rodziną po tym jak prawie wszyscy go zostawili i odeszli razem z tobą?

Na twarzy Rogers'a pojawiło się poczucie winy. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.

- Przepraszam - wyszeptał

- Teraz to nie ma sensu. Osoba, która zasłużyła na twoje przepraszam już odeszła - nie mogłam już dłużej powstrzymywać łez i do tego jeszcze zaczęło mi się kręcić w głowie - Myślę, że na ten moment wystarczy. - powiedziałam słabszym głosem, co zwróciło uwagę Vision'a, który podszedł aby mnie podtrzymać, na co niektórzy dziwnie popatrzyli - Zostaniemy w Wakandzie kilka dni, jak wszystko przemyślicie porozmawiamy. - I wyszliśmy trzaskając drzwiami

- Myślę, że powinnaś pójść do lekarza - odezwał się Vision

- Nie odpuścisz mi? - na co pomachał przecząco głową

- Zgoda - przytaknęłam chociaż widziałam, że nic mi nie jest. Poprosiliśmy jednego ze strażników T'Challi, żeby zaprowadził nas do lekarza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro