Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.

Obecność dziecka w domu wymuszała na nich zachowanie spokoju. Natalia nigdy nie pozwoliłaby, żeby Romek był świadkiem ich kłótni.

"Dziecko ma prawo dorastać w spokoju i poczuciu bezpieczeństwa — uważała. — Nie prosiło się na ten świat. Powołali je dorośli, których rolą jest tak się zachowywać, aby dziecko nie odczuło ich problemów".

W związku z tym, nie mogła się pokłócić w domu z mężem, potłuc talerzy, albo wyrzucić go na stałe z sypialni.
Trzypokojowe mieszkanie, z rodzinnymi częściami wspólnymi,  nie pozwalało również na takie przeorganizowanie życia, żeby każde z nich miało własny kąt na stałe.

Kiedyś myśleli o zmianie mieszkania na większe, gdy Janek otworzył firmę, ale z biegiem czasu ten pomysł się rozmył. Tak, jak to określiła w rozmowie z nim, więcej go nie było w domu, niż był. Dlatego i gabinet nie był mu potrzebny.

"Przydałby się teraz" — pomyślała, widząc, jak mąż zajmuje miejsce w ich wciąż wspólnym, małżeńskim łóżku.

Odsunęła się od niego na tyle, na ile mogła.

"Długo tak nie mogę — pomyślała. — Sąd będzie pytał o rozkład pożycia, jak udowodnię, poza własnymi zeznaniami, że nic już nas nie łączy? Skoro sypiamy w tym samym łóżku?".

Pocieszyła się, że w ciągu półtora roku coś wymyśli. Ma czas. Teraz wszystko zależy od niej.

***

Kilkanaście kilometrów dalej, w ogromnym, dwupiętrowym apartamencie, Anka przewracała się w równie dużym, wygodnym łóżku. Również małżeńskim, przynajmniej z nazwy.
Nie mogła spać. Poza tym, czekała na połączenie z Wiktorem. Mąż obiecał, że zadzwoni do niej po spotkaniu. Tam, gdzie teraz był, panowało słoneczne przedpołudnie.

Wiktor wymagał, żeby dbała o siebie. Więc pomimo późnej pory, musiała wyglądać elegancko. Wstała, poprawiła fryzurę i leciutki makijaż. Wygładziła kapę na łóżku, usiadła wygodnie, opierając się o duże poduszki. Włączyła jakiś film i czekała.
Kiedy nadszedł sygnał połączenia, odebrała szybko. Wiktor nie lubił czekać.

Zobaczyła go, tak jak przypuszczała, na tle słonecznego dnia. Siedział w błękitnym polo i jasnych spodniach, przy stoliku, na którym stała szklanka z jakimś drinkiem.
Jeśli dobrze widziała, to z tyłu, za plecami męża, był basen a na jego brzegu siedziały młode, ładne i zgrabne dziewczyny.

— Witaj, kotek — odezwał się mężczyzna, a jego chłodny uśmiech rozpalił w niej krew.

Tak długo już go nie widziała, tak bardzo tęskniła:
— Witaj, Wiktor — odparła, uśmiechając się najładniej, jak umiała.

Mężczyzna patrzył uważnie a ona miała wrażenie, że jego wzrok dostrzega każdy szczegół jej wyglądu.

— Pokaż mi się cała — zażądał.

Posłusznie odsunęła laptop i odwróciła go tak, żeby kamerka uchwyciła jej całą sylwetkę.

Mąż pokiwał głową, usatysfakcjonowany, a później uśmiechnął się:
— Dobrze wyglądasz. Mam nadzieję, że twoje zdrowie i samopoczucie już wróciło do normy?

Pokiwała głową. Byłoby w porządku, gdyby tak za nim nie tęskniła. Ale nie chciała mu tego mówić.
Zresztą nie musiała. On ją znał. Czuła się tak, jakby wzrok Wiktora przenikał jej umysł i ciało, rozkładając je na czynniki pierwsze:
— Tęskniłaś za mną, kotek?

Nie pozostało jej nic innego, tylko pokiwać głową. Ale Wiktor nie byłby sobą, gdyby zadowoliło go tylko tyle.

— Powiedz to — zażądał.

— Tęskniłam, Wiktor — odezwała się posłusznie. — Brakuje mi ciebie. Nie przywykłam do tak długiej rozłąki — dodała uczciwie. — Ostatni raz, gdy tak długo cię nie widziałam, był na samym początku naszej znajomości.

Uśmiechnęła się, przypominając sobie siebie samą w wieku siedemnastu lat, zauroczoną pierwszym poważnym uczuciem.

***

Mężczyzna patrzył, jak jej twarz, w dalszym ciągu młoda i ładna, pod wpływem wspomnień odmłodniała jeszcze bardziej. Teraz przypominała tamtą nieśmiałą i niewinną dziewczynę z hotelowej recepcji w małej mieścinie na Mazurach.

— Pokaż, jak tęskniłaś. I jak nadal tęsknisz — powiedział łagodnie. Łagodniej, niż miał zamiar.

Anka popatrzyła na niego, widocznie zdziwiona jego słowami. Uśmiechnął się drapieżnie:
— Zamknij oczy, kotek. Tak, jak lubisz, kiedy się ze mną kochasz...

Zarumieniła się i było to widać w kamerce. Ależ on ją znał! Zamykała oczy, chyba że kazał jej patrzeć. Wiedział, że ona robi tak, żeby lepiej wsłuchać się w potrzeby własnego ciała. Że w ten sposób więcej czuje i mocniej reaguje na jego dotyk, czy tembr głosu. Znał swoje kociątko...

Pod wpływem jego polecenia posłusznie zamknęła oczy i uśmiechnęła się z widocznym na twarzy lekkim niepokojem. A on mówił do niej tonem, który tak u niego uwielbiała i który tak bardzo ją podniecał:
— Pokaż mi, jak za mną tęskniłaś. Pokaż, jak reagujesz na mój głos. Dotykaj się tam, gdzie ci powiem. I tak, jak ci powiem.

Zaczerwieniła się. Nigdy nie robiła czegoś takiego. Nigdy nie musiała. Na początku była zbyt młoda, a później Wiktor zaspokajał jej wszystkie potrzeby.

— Ja nie... — próbowała protestować, ale on ją uciszył:
— Ciii, kotek... Pozwól sobie na przyjemność... — szepnął gardłowo.

A później mówił i mówił, szeptał i podnosił głos, wydawał pomruki, dawał łagodne polecenia i gwałtowne komendy.
A ona, wygodnie ułożona na szerokim łożu, dotykała się, rozbierała, turlała i rozkładała uda, a jej dłonie fruwały od warg, policzków i szyi do najczulszego miejsca w ciele kobiety.

W międzyczasie Wiktor włączył zdalnie kamerę, która była zamontowana nad łóżkiem, tak aby dokładnie widzieć, co kobieta robi. I włączył przycisk nagrywania w aplikacji podglądu kamery.
Widział jej nieporadność i wstydliwość, a jednocześnie chęć spełnienia jego poleceń. A później... uśmiechnął się, widząc, jak coraz większe pragnienie wykwita na jej twarzy, jak nerwowo zagryza usta...

— Połóż palec na dolnej wardze — instruował cichym, sugestywnym tonem. — Przesuń po niej na tyle silnie, by poczuć przyjemność. Włóż kciuk do środka i oprzyj go na zębach. Wysuń język... Baw się nim, przygryź zębami kciuk, aż odrobinę zaboli... A palcem drugiej ręki rób małe i silne kółka wokół łechtaczki...

Tych poleceń były setki, jedno po drugim. Umiejętnie je wydając i kontrolując, jakie wrażenie robi na spragnionej kobiecie, stopniowo doprowadzał ją do spełnienia. A kiedy wiła się, tracąc nad sobą kontrolę i wzdychając, zażądał:
— Powiedz, co czujesz!

— Pragnę cię, Wiktor! —  wykrzyknęła, silnie zaciskając dłoń pomiędzy udami. A później leżała, zmęczona, a w jej oczach pojawiło się odprężenie. Uśmiechnęła się.

— Popatrz na mnie — zażądał. — Co czujesz?

Chwyciła telefon, odrzucony dłuższą chwilę temu, żeby spojrzeć mężowi w oczy:
—  Jestem zawstydzona, ale zrelaksowana — przyznała. — Nigdy nie sądziłam.... —  urwała, a czerwień zalewała jej policzki.

Spuściła wzrok, ale mąż nie zamierzał jej na to pozwolić.

—  Patrz na mnie —  polecił, więc powoli spełniła jego słowa.

Patrzyła szczerze, otwarcie, z ulgą i nadzieją oraz zawstydzeniem.
Uśmiechnął się. Jego żona, Ania, jego kociątko... Pomimo ostatnich przejawów samowoli, nadal pod jego wpływem. Poczuł się dumny i spokojny.

— Pamiętaj, kotek, co jest najważniejsze — uśmiechnął się ciepło.

Kiedy była mu posłuszna, otaczał ją troską i ciepłem. Sprawiał, że czuła się chciana i ważna. Dla niego.

—  Zawsze pamiętam, Wiktor... — otworzyła szeroko oczy.

Znów przypominała mu tamtą siedemnastolatkę.

Kiedy już się rozłączył, odtworzył sobie nagranie. Tym razem mógł się skupić na oglądaniu, nie musiał wydawać komend i kontrolować, jak kobieta na nie reaguje. Uśmiechnął się, gdy widział podnieconą żonę w pościeli ich wspólnego łóżka. Ten widok sprawiał, że jego krew również krążyła szybciej.

Brakowało mu jej. Pierwotnie nie zakładał, że wyjedzie na aż tak długo. Poza tym nie planował pozostawienia kociątka w kraju. Był przekonany, że Anka przestraszy się ultimatum z awansem i cała zabawa z jej pracą skończy się szybciej, niż się zaczęła. A ona potulnie z nim wyjedzie, nie dyskutując więcej o potrzebie samodzielności.

—  A tu niespodzianka! —  powiedział sam do siebie, na poły z irytacją, na poły z niechętnym uznaniem.

Wydawało mu się, że po tylu latach zna swoje kociątko na tyle, żeby przewidzieć jej reakcję i tok rozumowania.
Kobieta tkwiąca w domu, która nigdy nie pracowała, powinna przestraszyć się tak dużej odpowiedzialności. A jeśli już podjęła się tego stanowiska, po kilku — kilkunastu dniach powinna się poddać.

"Bycie szefem w sytuacji, gdy się nic nie wie o pracy czy zarządzaniu zespołem, to karkołomne zadanie. Anka nie powinna była sobie poradzić" — myślał.

Zanotował w pamięci, żeby skontaktować się z szefem agencji i zorientować się, jak odbierają jego żonę jako kierownika.

"Bo może nadal jest zielona jak szczypiorek na wiosnę, praca leży, a wszyscy to tolerują z uwagi na mnie" — myślał.

Choć przecież nie ukrywał w rozmowie z prezesem agencji, że jeśli Anka sobie nie poradzi, to nie powinni jej nadal zatrudniać.

"Miał być stresujący okres próbny, pokazujący jej, że się nie nadaje do pracy i tyle. A potem miała wrócić do domu" —  zirytował się.

Zamknął laptopa, dopił drinka i podszedł do basenu, poprzyglądać się tym wszystkim młodym, ładnym i zgrabnym dziewczętom, które go okupowały.
Patrząc na te smukłe ciała, obleczone w skąpe kostiumy kapielowe pomyślał, że jemu też bardzo brakuje kociątka. I że w zasadzie nic nie przeszkadza, aby skoczyć na tydzień do Warszawy. To, co wymagało jego stałej obecności tutaj, zrobił. 

Przez tydzień lub dwa może zdalnie pilnować rozwoju tutejszych spraw. A w Warszawie zajrzy do firmy, osobiście sprawdzi przebieg prac, które tam zostawił, spotka się z kilkoma kluczowymi klientami.

"Trzeba trzymać rękę na pulsie — pomyślał. — Kiedy kota nie ma..."

A on nie zamierzał pozwolić, żeby podczas jego nieobecności do firmy wkradło się rozprężenie i może brak należytej uwagi. Do domu też...

***

Natalia i Beata zasiadły przy stoliku w uczelnianym bufecie. Rozkoszowały się godzinną przerwą i smacznym, ciepłym posiłkiem.

— Szkoda, że jeszcze mamy zajęcia — westchnęła Beata. — Nie możemy wziąć sobie piwa czy kieliszka wina. Nie wypada chuchać alkoholem wykładowcy.

Natalia roześmiała się. Koleżanka z daleka od firmy, pozbawiona swojej ogromnej ambicji, wiele zyskiwała. Podczas tych pierwszych zjazdów praktycznie były nierozłączne. Obgadywały prowadzących, kolegów z grupy, problemy z załatwieniem swoich spraw w dziekanacie.
Ale i motywowały się do czytania lektury, uzgadniania treści notatek z wykładów, wymieniały prezentacjami.

— Fajnie, że cię spotkałam — przyznała Beata. — Razem zawsze łatwiej.

Przez chwilę jadły w milczeniu, a później Beata zaczęła:
— Słyszałaś, że ten młody prezes, Maciejewski, jest jakimś siostrzeńcem czy bratankiem ministra? Nie naszego — szybko sprostowała. — Któregoś innego.

— Możliwe — przyznała Natalia, dopijając kawę. — W końcu nie otrzymuje się tak wysokiego stanowiska, w tak młodym wieku, na piękne oczy.

— Chyba nie lubi tej naszej szefowej — kontynuowała Beata.

— Nie on jeden — Natalia popatrzyła na nią znacząco.

Koleżanka, nie zrażona jej spojrzeniem, uśmiechnęła się:
— No wiesz, bo to było świństwo. Wzięli obcego człowieka, spoza firmy, na takie stanowisko, które wymaga znajomości tematu. Żeby ona jeszcze coś potrafiła, ale nie... Jej jedyne kwalifikacje to ustosunkowany mąż!

W jej głosie słychać było gorycz. Natalia nie dziwiła się; tak jak kiedyś powiedziała, każda z nich czterech nadawałaby się na to stanowisko. A dla Beaty taki awans byłby szczególnie ważny: nie mając męża ani dzieci, poświęcała dużo czasu i zaangażowania sprawom zawodowym. Stanowisko kierownika zespołu byłoby dla niej niekwestionowanym sukcesem życiowym.

—  Stało się —  odezwała się polubownym tonem. — Ale Anka nie najgorzej sobie radzi, musisz przyznać. Przyszła swieżutka, ale już sporo się nauczyła. Czyta wszystko, co piszemy, pyta, chce zrozumieć...

— To prawda — zgodziła się Beata. — Nie należało jej się to stanowisko, nie powinni jej go proponować — podkreśliła. — Ale nie jest najgorsza. Słucha się nas, pyta o zdanie, możemy sporo przeforsować z taką kierowniczką.

— Tylko nie możemy jej wpychać w maliny — zauważyła Natalia. — To, co jej dajemy, albo czego od niej chcemy, musi mieć ręce i nogi. Inaczej zemści się to nie tylko na niej, ale i na nas. Ona w razie czego sobie poradzi, ma bogatego męża, nie musi pracować. A my?

Beata poczerwieniała. Natalia nieznacznie obserwowała jej twarz, na której grały emocje. Już dawno podejrzewała, że Beata próbuje zdyskredytować nową szefową, podsuwając jej złe dane albo niedokończone analizy. A na to nie zamierzała pozwolić.

Już kilka razy zdarzyło się, że Anka, nie będąc pewna prawidłowości materiału, który miała dać dyrektorowi, prosiła Natalię o pomoc. Razem prostowały niewłaściwe dane czy wysnuwane na ich podstawie wnioski.

"Ale tak dłużej nie może być" — pomyślała Natalia i wykorzystała okazję, żeby przywołać koleżankę do porządku.

Nie musiała nic więcej mówić, Beata zrozumiała przytyk.

***

Kolejne zajęcia miały z bardzo sympatycznym, kontaktowym wykładowcą w ich wieku. Mężczyzna prowadził dość urozmaicone życie zawodowe: pracował w Urzędzie ds. Dzieci jako kierownik zespołu konsultantów telefonu zaufania, miał własną praktykę psychoterapeutyczną a do tego jeszcze wykładał u nich na uczelni.

— Widać, że wie, o czym mówi —  szepnęła zafascynowana Beata.

Natalia pokiwała głową, przyznając jej rację.

"Nie dość, że facet kompetentny, wiedzę zna z życia a nie z książek, to jeszcze ma taki ekstra głos...." — pomyślała rozmarzona.

Aż kusiło ją, żeby zamknąć oczy i wsłuchiwać się w ten rzeczowy, przyjazny, jedwabisty tembr.

"A do tego jest całkiem przystojny" — pomyślała, rzeczowo oceniając nowego wykładowcę.

Mężczyzna miał na oko czterdzieści kilka lat, tak jak one, był dość wysoki i barczysty. Ale pomimo słusznej budowy ciała, wydawał się wysportowany. Wyglądał jak skrzyżowanie podstarzałego hippisa, wojskowego weterana i roztargnionego profesora. Dłuższe włosy sprawiały wrażenie stogu siana a kontrastujące z nimi okulary przypominały naukowca. Ubrany był w spodnie moro i oliwkowy t-shirt, na którym nosił rozpiętą koszulę w czerwono - czarną kratę.

Chyba dość szybko zwrócił na nie uwagę, gdyż aktywnie się udzielały podczas dyskusji: zabierały głos, wyszukiwały w internecie materiały, o których mówił wykładowca, notowały uważnie.

— Bardzo dobrze, pani Beato! — uśmiechnął się na koniec. — Widzę, że panie rozpoczęły studia z przekonaniem i zależy wam, żeby zdobyć maksimum wiedzy....

Beata pokraśniała z dumy a Natalii również zrobiło się przyjemnie:
— Bardzo dziękujemy — odparła za nie obie.

Następnego dnia rano spotkały się przed zajęciami w barku, żeby wypić kawę i poplotkować. Natalia przyznała się koleżance, że tak naprawdę ucieka z domu, znajdując sobie zajęcia poza nim.

— Nie martw się, faceci są przydatni tylko w jednym celu. Dziecko już masz, więc chłop ci niepotrzebny — Beata próbowała ją pocieszyć.

— A cóż to za obrazoburcze idee? — usłyszały śmiech.

Beata obejrzała się, stropiona, na siadającego z tyłu wykładowcę.

Zrobiło jej się trochę wstyd, ale właśnie dlatego zaczęła się bronić:
— Nie obrazoburcze, ale prawdziwe. Małolatom zaraz po maturze może pan wciskać, że mężczyzna jest potrzebny do dopełnienia kobiecego szczęścia, yang dla yin, dla motyli w brzuchu, świętego węzła małżeńskiego, podstawowej komórki rodzinnej i tak dalej  — wymieniała. — Ale kiedy człowiek jest dwa razy starszy, zdaje sobie sprawę, że mężczyzna w domu to tylko utrapienie.

Wykładowca słuchał jej monologu i śmiał się cicho, a na koniec podniósł się i skłonił głowę:
— Panie pozwolą, Artur jestem.

Natalia uśmiechnęła się i podała mu rękę:
— Natalia, a ta bojowniczka rodem z "Seksmisji" to Beata. Niech się pan.... przysiądź się do nas — zaproponowała, zdejmując swoją torbę z trzeciego krzesła.

Wykładowca z ochotą zajął zwolnione miejsce i zapatrzył się na Beatę:
— Słucham dalej....

Ta zawstydziła się trochę i podniosła kubek do ust, chcąc ukryć konsternację:
— Przepraszam, czasem potrafię być dość bezpośrednia —uśmiechnęła się.
— Zbyt bezpośrednia — wyrwało się Natalii. — Ale jest mądra i dużo wie.

Artur roześmiał się. Głośno, szczerze. Podobały mi się te dwie kobiety, tak różne od reszty grupy.

— Zdaje się, że zarobiłyśmy na twoich zajęciach na łatkę "kujonek" — westchnęła Beata. — Ale temat pomocy psychologicznej naprawdę mnie interesuje. Tyle teraz dookoła ludzi z problemami, warto wiedzieć, jak z nimi rozmawiać...

Potoczyła się rozmowa. Mężczyzna głównie słuchał, patrząc z przyjemnością na zaangażowanie obu kobiet w dyskusję. Miały braki w wiedzy, operowały często stereotypami, ale nie brakowało im zdrowego rozsądku.
Już się cieszył na następne zajęcia z nimi, bo wiedział, że nie będą nudne.

***

Po ostatnich zajęciach, a tak się złożyło, że też miały je z Arturem, mężczyzna zaproponował:
— Ciemno jest, chętnie was odwiozę. Gdzie mieszkacie?

Natalia zawahała się: w sumie nadal był obcym mężczyzną. Ale Beata nie omieszkała skorzystać z propozycji:
— Ursynów. Przepiórki 28. A Natalia mieszka na Wol. Ale nie pamiętam adresu.

— Może być przy stacji metra Rondo Daszyńskiego —  zaproponowała szybko druga kobieta, wywołana do odpowiedzi.

Artur roześmiał się, jak to on: głośno, radośnie. Nie skomentował ostrożności Natalii:
— Poczekajcie tu chwilkę, podjadę.

I rzeczywiście, za moment zatrzymało się przed nimi ciemne audi. Mężczyzna wyszedł zza kierownicy, obszedł samochód i otworzył kobietom drzwi:
— Jeśli nie przeszkadza wam trasa, najpierw wykonamy rundkę na Ursynów, a później na Wolę. Tak będzie mi bardziej po drodze. Dobrze?

Zgodziły się.

— Wygodniej jechać z tobą, niż tramwajem czy metrem —  zauważyła Beata. Nie ukrywała, że spodobał jej się nowy wykładowca. — Często będziesz miał z nami wykłady?

— Chyba tak. Wszystko, co się wiąże z pomocą psychologiczną. Zobacz sobie na planie zajęć, moje są oznaczone literami AJ.

— W tym semestrze każdego dnia — sprawdziła Beata.

Kiedy podjechali pod wskazany przez nią budynek, Artur otworzył jej drzwi i odprowadził pod wejście. Pożegnali się krótko i serdecznie i mężczyzna znów ruszył.

— Czyli pod metro Rondo Daszyńskiego? Nie dasz się namówić, żeby podać mi dokładniejszy adres?

— Nie, dzięki, tak wystarczy. W zasadzie mógłbyś mnie tu podrzucić pod metro, dojadę sobie — odparła grzecznie Natalia.

Była zmęczona. Całe dwa dni spędzone na uczelni, na wykładach, wymagały przyswojenia sobie całkiem nowej wiedzy. Wczoraj po powrocie przepytała syna z lekcji, włączyła pranie i zrobiła kolację, dziś pewnie czekało ją to samo. I do tego oganianie się przed afektem męża, który chyba nie zrozumiał, że nic już ich nie łączy.

— Ucichłaś — zauważył mężczyzna. — Masz jakieś problemy? —  skomentował jej zamyślenie.

— Nie, wszystko okej — zaprzeczyła. — Zmęczona jestem. Ostatni raz studentką byłam wieki temu. Nie miałam pracy i rodziny. I różnych problemów. A teraz mam. I muszę to pogodzić — odparła zrezygnowanym tonem.

Nie zdawała sobie sprawy, jak ładnie wygląda z tym zmęczeniem wypisanym na twarzy. Ale widział to mężczyzna, siedzący za kierownicą i popatrujący na nią dzięki lusterku.

— Jeśli mogę ci jakoś pomóc w problemach, to daj znać — zaproponował łagodnie. — Część bojów musimy toczyć sami, ale w niektórych warto się wesprzeć na życzliwej dłoni.

— Dzięki — uśmiechnęła się, wysiadając. — Postaram się pamiętać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro