5.
- Co ja bym zrobiła bez pracy? Miałabym nudne życie - ironicznie zastanawiała się Natalia, nerwowo szykując się do wyjścia.
Zaspała dziś i teraz miotała się nerwowo, pakując do torby produkty na śniadanie i sprawdzając czy ma telefon, portfel, klucze, kartę miejską.
Kiedy lekko spóźniona, zdyszana, wbiegła do biura, dyrektor poprosił ją do siebie. Skrzywiła się, ale posłusznie weszła do gabinetu:
- Dzień dobry, dyrektorze. Chciał mnie pan widzieć? - uśmiechnęła się.
Lubiła tego zasadniczego, trochę zgryźliwego człowieka, który starał się udawać niesympatycznego, a tak naprawdę miał naturę dobrego i opiekuńczego wobec podwładnych.
Mężczyzna wskazał jej fotel:
- Proszę usiąść, pani Natalio. Chciałem z panią porozmawiać.
Zajęła miejsce i czekała, zaciekawiona.
- Jak pani wie, szukaliśmy pracownika na podrzędne stanowisko, który mógłby wesprzeć panią i pani koleżanki - zaczął przełożony. - Jednocześnie musieliśmy zapewnić ciągłość kierowniczą, kiedy pani Magda odeszła na długotrwałe zwolnienie i wiadomo, że szybko nie wróci.
Natalia skinęła głową, zdziwiona, że szef podjął ten temat.
"Przecież wszyscy to wiedzą" - pomyślała.
- Naturalną kandydatką była pani. Wielokrotnie zastępowała pani panią Magdę, kiedy ta była nieobecna. Nie wyobrażałem sobie lepszej kandydatki na to stanowisko - ciągnął szef.
Natalia, coraz bardziej zdziwiona, nie odezwała się, nie skomentowała jego słów, nie zapytała o nic.
Mężczyzna patrzył na nią i wyglądał, jakby połknął coś niesmacznego:
- Tak się jednak złożyło, że musiałem zaproponować to stanowisko nowo przyjętej pani Ani. Proszę nie pytać - podniósł dłoń, gdy Natalia otworzyła usta. - Nie ja o tym decydowałem. A przynajmniej nie do końca. Pani przecież wie, że jako agencja podległa ministerstwu, musimy ulegać pewnym wpływom i decyzjom z góry...
Kiwnęła głową. Wszyscy o tym wiedzieli.
- Dlatego pani Anna została kierownikiem. Ani ona o to nie prosiła, ani ja nie zabiegałem - ciągnął mężczyzna. - Dla niej to było takie samo zdziwienie, jak dla wszystkich pań z zespołu...
- Rozumiem, dyrektorze. Ale nie wiem, czemu pan mi to mówi. Właśnie mnie.
Naprawdę była zdziwiona. Zarówno perorą szefa jak i grą aktorską nowej kierowniczki. Już rozumiała, że domysły Beaty były prawdziwe. Ten bogaty, ustosunkowany mąż załatwił Ance awans.
"Ona naprawdę jest świetną aktorką" - pomyślała z lekkim niesmakiem i żalem. A głośno odparła:
- Dyrektorze, doceniam pana dobre zdanie o mnie. Może i chciałabym dostać ten awans, ale z pewnością nie teraz. Mam trochę trudnych spraw prywatnych. Więc nie boli mnie, że ktoś inny awansował. Szkoda tylko, że osoba spoza firmy, która niewiele o niej wie. Ale sam pan powiedział, czasami nie mamy wpływu na decyzje naszych przełożonych. Mogę obiecać, że dopóki Anna Stawicka będzie kierownikiem mojego zespołu, dołożę starań, żeby nasza praca nie ucierpiała.
Mężczyzna pokiwał głową, usatysfakcjonowany jej słowami.
- Cieszę się, że pani to powiedziała - wyznał. - Zależy mi, żeby pani Stawicka była zadowolona z pracy w naszej agencji...
"Aż tak poważnie? - pomyślała Natalia. - Mąż Anki musiał nieźle namieszać, widać bardzo mu zależy na pracy żony...."
- Ale równie zależy mi, a nawet bardziej, żeby w zespole dobrze się działo. Niedoświadczony kierownik może zrobić dużo złego. Nie przez złą wolę - od razu zaznaczył - tylko przez brak kompetencji. Dlatego chciałbym, żeby pani jej pomogła. Jej i zespołowi.
Natalia już od pewnej chwili spodziewała się takiego obrotu sprawy. Skrzywiła się lekko, ale ponieważ dobro zespołu i jej leżało na sercu, odparła spokojnie:
- Oczywiście, dyrektorze. Zrobię, co będę mogła....
***
Wiktor znów ją doprowadził do płaczu.
- Kogo ja oszukuję? - zapytała głośno sama siebie. - Przed dyrektorem i dziewczynami z zespołu mogę udawać kompetentną osobę. Ale Wiktor ma rację, nie nadaję się do tego...
O nie, mąż tego nie powiedział. Jak zwykle, był uosobieniem opanowania i uprzejmości. Ale jego słowa, spojrzenia, lekceważące machnięcie ręką, to wszystko dawało do zrozumienia, co myśli:
- Wbrew mojej radzie zdecydowałaś się robić karierę zawodową, w domu było ci zbyt nudno, chcesz się wykazać... Ok, jesteś dorosłym człowiekiem. Nie zabronię ci przecież wyjść z domu i realizować się na zewnątrz. Zabronić czy pozwolić mogę dziecku, nie własnej żonie. Więc spełniaj marzenia, a jak ci się nie uda, wrócisz do mnie i uznasz, że miałem rację.
Te ostatnie słowa zabolały. To, że w nią nie wierzył; to, że na samym początku zakładał jej porażkę; i wreszcie to, że już teraz był gotów odtrąbić swój sukces...
- Kiedy wrócisz? - zmieniła temat i uśmiechnęła się.
Tylko ona wiedziała, jak dużo kosztował ją ten uśmiech:
- Przydałoby mi się twoje osobiste wsparcie. Bez względu na to, co myślisz.
A później dodała: - Stęskniłam się za tobą, Wiktor...
Mężczyzna na ekranie uśmiechnął się z poczuciem wyższości:
- Pobędę tu jeszcze kilka tygodni. Muszę dopilnować implementacji tego oprogramowania, poza tym otworzyły się inne możliwości. Dzięki temu Danka, moja stażystka - uśmiechnął się chłodno - nabiera doświadczenia w biznesie.
Patrzył, jak Anka przestaje się uśmiechać i jak rzednie jej mina. Spodobało mu się to. Jego żona musi znać swoje miejsce. I pozna. Przy jego tajemnym wsparciu.
"Wsparciu jej upadku. A później wróci do mnie, obolała po porażce, i będę miał spokój z jej ambicjami. I znów zapuści włosy" - pomyślał, rozłączając rozmowę.
***
Natalia miała szczery zamiar znielubić nową szefową. Ale za każdym razem, gdy rozmawiały, brak doświadczenia Anki równie wielki jak jej determinacja, wzbudzały jej wewnętrzny uśmiech.
Młoda kobieta spędzała sporo czasu na nauce: przeglądaniu dotychczasowych planów, sprawozdań, analiz. Zapoznawała się z dokumentami wytyczającymi misję agencji i wizję jej rozwoju, wynikami niezależnych kontroli i wystąpień, które dwa razy do roku naczelny prezes agencji przedstawiał w sejmie.
Wraz z wzrastającą ilością przeczytanych dokumentów, kształtował jej się pomysł na funkcjonowanie zespołu.
- Przede wszystkim poradzić sobie z własną niekompetencją - powiedziała głośno i spłoszona rozejrzała się po gabinecie, czy nikt nie usłyszał tego szczerego wyznania.
Już po kilku dniach wprowadziła pewne zwyczaje, jak cotygodniowe spotkania zespołu, gdzie omawiały to, co jest do zrobienia; dzieliła wtedy zadania na osoby i pilnie słuchała, w jaki sposób mają zamiar je wykonać. Dość szybko zorientowała się, która z kobiet w jakim zakresie zawodowym czuje się najlepiej i wspierała tę specjalizację.
Raz w tygodniu kupowała słodkie bułeczki albo jakąś sałatkę i zapraszała "dziewczyny", jak o nich i do nich mówiła, na śniadanie. Wtedy nie poruszała spraw firmowych, starając się, aby podwładne swobodnie mówiły o tym, o czym chcą.
Kiedy dyrektor zapraszał ją w celu omówienia nowych zadań lub dotychczas wykonanych, zawsze brała z sobą tę z pracownic, która odpowiadała za dany zakres merytoryczny.
To pozwalało jej uniknąć kompromitacji, a jednocześnie udzielenia szefowi zbyt pochopnej zgody na coś, co mogło zostać niewłaściwie zrealizowane. Ona się na wielu sprawach jeszcze nie znała, ale jej podwładne tak.
Kiedy szef próbował wymusić zbyt krótki termin wykonania albo proponował zrobienie czegoś, co nie było w zakresie ich zespołu, Anka mogła liczyć, że doświadczone koleżanki zaprotestują.
Jednocześnie każda z podwładnych widziała, że dopuszczając je do dyskusji, jako szefowa okazywała zaufanie do ich wiedzy i kompetencji.
Wszystko to powodowało, że dziewczyny nabrały do niej zaufania a ona dużo i szybko się uczyła: głównie słuchała, mało mówiła, wszystko zapamiętywała.
A jeśli czegoś nie rozumiała, to później dopytywała którąś z podwładnych. Najczęściej Natalię. Miała do niej największe zaufanie, może z powodu ich pierwszej, szczerej rozmowy?
W pracy udawała bardziej kompetentną i pewną siebie, niż była naprawdę. Łatwo jej to przychodziło, bo przez lata obserwacji Wiktora w działaniu, sporo się nauczyła.
Czuła się tak, jakby zakładała maskę. Dopiero w domu, gdy wracała, spływał z niej stres i zdenerwowanie. Nabrała zwyczaju brania długiej, ciepłej kąpieli w wannie, rozkoszując się lampką dobrego wina. Lub dwiema, jeśli miała wyjątkowo trudny dzień albo Wiktor nie odbierał od niej połączeń.
Czesto przeglądała social media męża i jego stażystki. O ile on był powściągliwy w publicznym dokumentowaniu prywatnych wydarzeń, o tyle jego "druga asystentka" nie czuła konieczności takich ograniczeń.
Ciągle zamieszczała selfie i filmy z ciekawych miejsc, które udało jej się odwiedzić. Na wielu z nich była w towarzystwie Wiktora.
Anka widziała, że mąż wydaje się być zadowolony w towarzystwie młodej dziewczyny, patrzącej w niego jak w obrazek.
Oglądała te zdjęcia i filmiki z masochistycznym samozaparciem, odczuwając smutek i zazdrość.
Dotąd nigdy nie myślała, że Wiktor może ją zdradzić. Nie brała tego pod uwagę, od lat odpowiadając na jego intymne potrzeby i zachcianki, nawet te trudniejsze, które wzbudzały u niej bardziej ból niż rozkosz. Każdego dnia mąż wracał do małżeńskiego łóżka, bez względu na to, czy stało ono w ich mieszkaniu w Warszawie, czy w hotelowych apartamentach w różnych częściach świata. Jeśli wyjeżdżał w delegację, Anka, nie mając zawodowych obowiązków, jeździła z nim na tyle często, że nigdy nie powinien czuć się samotny i niezaspokojony.
Będąc z nim od kilkunastu lat, nauczyła się, czego ten dojrzały mężczyzna pragnął, lubił i czego od niej oczekiwał. Sama też nauczyła się przy nim, czego ona potrzebuje i co lubi.
Wiktor był jej pierwszym i jedynym mężczyzną; to on wprowadzał ją w tajemnice seksu, budził pragnienia i uczył ich zaspokajania. To on ukształtował ją jako kobietę i wskazywał, jak cieszyć się intymnością dzieloną z partnerem.
Anka była otwarta na jego potrzeby, ale on też z reguły dbał o nią.
"Z reguły" - pomyślała gorzko, przypominając sobie sytuacje, gdy mąż uznawał, że musi ją ukarać za prawdziwe lub wyimaginowane przewiny.
Wtedy zdecydowanie domagał się swoich praw, albo doprowadzał ją pod szczyt i pozostawiał niezaspokojoną. Albo jedno i drugie.
Taka przewiną mogła być na przykład zbyt duża doza wykazywanej samodzielności, sprzeciw jego decyzjom lub zbyt śmiałe jak na jego gust spojrzenie Anki na jakiegoś mężczyznę. Albo jeśli nie zadbała o siebie wystarczająco i nie wyglądała tak dobrze, jak mąż sobie życzył. Tego też nie lubił.
Ale to były odstępstwa od normy, a normą w przypadku Wiktora było zadbanie o jej satysfakcję. Lubił patrzeć, jak Anka doznaje spełnienia, jak jej oczy zachodzą mgłą a na usta wypływa leniwy uśmiech. Jak przeciąga się powoli i przywiera do niego.
- Zupełnie jak kociątko - mówił czule, przytulając ją.
Uwielbiała to. I dlatego teraz, widząc go, na zdjęciach, tak zaprzyjaźnionego z nową stażystką, cierpiała męki zazdrości. Bo wiedziała, jak dużo Wiktor potrafi dać młodej, niedoświadczonej dziewczynie.
***
Któregoś dnia Anka, idąc na spotkanie do dużej sali konferencyjnej i przeglądając dokumenty, wpadła na obcego mężczyznę. A może to on wpadł na nią? Ukucnęła, żeby pozbierać papiery a on spojrzał na nią z góry, dosłownie i w przenośni.
Przyjrzała mu się: był młody, pewnie w jej wieku albo niewiele starszy. Miał na sobie świetnie skrojony, ciemnoszary płaszcz. Dobrze ubrany, krótko ostrzyżony brunet, z niebieskimi oczami i ładnie wykrojonymi wargami. Ale niebieskość oczu była chłodna a usta wygięte w grymasie.
- Niech pani uważa - burknął.
Nie schylił się, żeby jej pomóc. Ale za to, kiedy wstawała, przesunął wzrokiem po jej twarzy i figurze. Kiwnął głową i odszedł w tym samym kierunku, w którym również ona za chwilę podążyła.
Weszła na salę i zobaczyła go, jak siedział przy stole prezydialnym. Co prawda z boku, ale lustrował wchodzących uważnym spojrzeniem.
Kiedy już zebrali się wszyscy dyrektorzy biur i kierownicy zespołów, prezes naczelny zabrał głos.
Powitał obecnych i przedstawił "bubka", jak go w myślach ochrzciła Anka:
- Oto mój nowy zastępca, Marek Maciejewski. Będzie odpowiedzialny za zagadnienia merytoryczne agencji.
"W tym moje" - pomyślała Anka, krzywiąc się nieznacznie.
Na szczęście, zaraz przypomniała sobie, że z prezesem i jego zastępcami kontaktuje się głównie dyrektor. Jej groziły raczej sporadyczne zetknięcia z "bubkiem".
Po przedstawieniu przez prezesa, Bubek poprosił o głos. Najpierw wyliczył listę ukończonych przez siebie szkół, kierunków i kursów, później zaznaczył, że jest człowiekiem "z firmy":
- Ostatnie kilka lat spędziłem na stanowisku prezesa filii naszej agencji, a teraz przełożeni uznali, że lepiej się będę realizował w centrali. W związku z tym przez najbliższe tygodnie będę się przyglądał państwa pracy a następnie uznam, kto z pracowników działów merytorycznych nie będzie dłużej przydatny.
Widział, jak wielkie poruszenie wśród osób na sali wywołały te słowa, powiódł wzrokiem po obecnych i uśmiechnął się.
"Uśmiech rekina" - pomyślała z niechęcią Anka.
Wyglądem i obejściem trochę przypominał jej Wiktora sprzed lat, tyle że Bubek nie miał tej charyzmy, co jej mąż.
Wiktora z przeszłości można było porównać do doga niemieckiego, a Bubek sprawiał wrażenie ratlerka udającego owczarka.
Uśmiechnęła się do swoich myśli. Zdawała sobie sprawę, że pewnie skrzywdziła teraz młodego mężczyznę i że na jej porównanie z pewnością wpłynął incydent z korytarza. Ale nie czuła się winna.
"Jemu i tak nie zależy, co inni o nim myślą" - zakończyła rozważania o szefie swojego szefa.
***
Natalia miała kolejny problem. Janek spędził kilka nocy poza domem, sprawiając wrażenie, że się wyprowadza. Ale wczoraj znów przyszedł i domagał się prawa do powrotu:
- Romek wraca za dwa dni z zimowiska. W tym roku kończy siódmą klasę, za rok zdaje egzamin do liceum - tłumaczył. - Naprawdę chcesz zrobić mu wodę z mózgu, narazić na rozwodowy stres, sprawić, że w roku, gdy powinien myśleć tylko o nauce, będzie się zastanawiał, dlaczego rodzice się rozstają?
- Jesteś draniem - odparła. - Wiesz, gdzie uderzyć, żeby zabolało jak najmocniej.
Popatrzył na nią smutno, ale z determinacją:
- Znam cię, wiem co dla ciebie jest ważne. Odzyskam cię, Nata, nawet jeśli na razie muszę grać nie fair.
Usiadła na kanapie, nagle czując się potwornie zmęczona. Oparła głowę na dłoni:
- Janek, to nie ma sensu. Pokazałeś, gdzie masz szacunek do mnie, wierność i uczciwość małżeńską. Prowadziłeś drugie życie przez kilka lat. A teraz nagle chcesz mnie odzyskać? Rozwiedziemy się, im szybciej i spokojniej tym lepiej. Romek ucierpi tak mało, jak to możliwe, jeśli zrobimy to zgodnie.
Tłumaczyła, mając nadzieję, że mąż zrozumie. Ale nie przekonała go. Usiadł na podłodze u jej stóp, wziął za rękę, którą szybko wyszarpnęła i popatrzył jej w oczy z uporem:
- Nata, zrobiłem błąd. Nie chcę zostawiać ciebie i Romka. Nie zgadzam się też na rozwód. Romek jest niepełnoletni, ale na tyle duży, że sąd go może przesłuchiwać. Więc to mocno przeżyje. A ja nie zgodzę się na rozwód, więc sprawa będzie się ciągnęła.
Mówił spokojnie, ale słyszała w jego głosie ten sam upór, który widziała w oczach:
- Daj nam czas. Te półtora roku, które dzielą Romka od szkoły średniej. Niech się spokojnie przygotowuje do egzaminów, walczy o oceny, nie martwiąc się kłopotami pomiędzy nami. A później porozmawiamy o rozwodzie.
- Chyba kpisz?! - prawie wykrzyknęła, poderwała się z kanapy i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
Mężczyzna również wstał, założył ręce na piersi i patrzył na zdenerwowaną żonę:
- To moja propozycja - powtórzył. - Nie proszę cię o to, żebyś zapomniała albo wybaczyła już w tej chwili. Proszę o czas, żebyśmy postarali się żyć obok siebie, może później razem, jak już mi wybaczysz. Przemyśl to. Będę dobrym mężem, zakończyłem tamten romans. To był błąd. Inaczej zrobię ci na sali sądowej piekło, będę się czepiał każdego szczegółu, nawet jeśli w odwecie wyciągniesz mój romans. Sprawa, jak z pewnością wiesz, będzie się ciągnęła długo a koszty emocjonalne będą duże dla nas wszystkich. Dla Romka też...
Przystanęła przed nim, oparła dłonie na biodrach, ale za chwilę bezradnie je opuściła:
- Czemu to robisz? - popatrzyła na niego, nagle bezsilna. - Czemu nie wykorzystasz sytuacji i nie odejdziesz, jak wielu facetów? Przecież obiecywałeś tamtej wspólne życie, mieszkanie, przyszłość. Daję ci możliwość odejścia szybko i z minimalnymi kłopotami. Nie będę utrudniała kontaktów z Romkiem. Wykorzystaj okazję i układaj osobie życie z tamtą, skoro tak bardzo ją kochasz...
Stojac naprzeciwko siebie, stanowili kontrast: ona, z której uleciały emocje, lekko pochylona, z opuszczonymi rękami, bezsilna i on, z ramionami splecionymi na piersi, wyprostowany, z uniesioną głową.
- Proszę o półtora roku - powtórzył. - Do czasu, aż Romek będzie w liceum. Później wrócimy do tematu.
- Nie wiem, czy potrafię tyle czekać...
Wygrał. Już to wiedziała. Może blefował z tym piekłem w sądzie, ale Natalia nigdy nie odważyłaby się tego sprawdzić. Dobro i spokój dziecka było dla niej najważniejsze.
***
Beata swoje wiedziała. Nowa kierowniczka mogła zaprzeczać, ile chciała, ale z pewnością przyjęcie do pracy i awans zawdzięczała mężowi, prezesowi wielkiej firmy, robiącej oprogramowanie informatyczne dla ministerstw i agencji rządowych.
"To byłby zbyt duży zbieg okoliczności" - pomyślała.
Zamierzała podkopać pozycję Anki powoli, ale konsekwentnie. Stopniowo wzbudzić brak zaufania dyrektora do nowej kierowniczki.
"Nie będzie to trudne; wystarczy kilka razy wpuścić ją na minę i grząski grunt, niech się pośliźnie i wywróci" - myślała.
Wiedziała też, co robić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro